Rozdział 12

13.2K 597 12
                                    

Obudziłam się z lekkim bólem głowy. Pomimo tego, że dużo wczoraj wypiłam, czułam się naprawdę dobrze. Sięgnęłam po telefon. Urządzenie wskazywało godzinę dziesiątą czterdzieści sześć. Oliver spał z głową w moich włosach.
Chciało mi się śmiać. Gdyby ktoś powiedział mi tydzień temu, że będę z nim rozmawiała, była przyjaciółmi, a tym bardziej z nim spała, wyśmiałabym go. To było wręcz nieosiągalne. A jednak tak się stało.

Odsunęłam się lekko od chłopaka. Okej, skoro śpi, to mogę się w spokoju przebrać w czyste ciuchy, ponieważ wczoraj po prostu poszłam spać w ubraniach, w których się bawiłam. Nie miałam siły, by się ich pozbyć.

Wyczołgałam się spod śpiwora i się przyciągnęłam. Spało mi się nawet wygodnie, pomimo tego, że nie jestem fanką spania w namiotach. I nie wiem co było powodem wyspania się. To, iż spałam w przytulnym miejscu, czy może chłopak, który był naprawdę dobrym grzejnikiem.

Nie chcąc myśleć nad odpowiedzią, wyciągnęłam ze swojej torby czyste ubrania. Postanowiłam się przebrać w namiocie, ponieważ łazienki są daleko i nie chce mi się iść taki kawał po to, by się przebrać i znów wracać. Później pójdę się odświeżyć.

Zerknęłam na chłopaka, upewniając się, że nadal śpi. Oczy miał zamknięte, kosmyki włosów opadły mu na czoło. Zdjęłam krótkie, jeansowe spodenki i założyłam czyste, czarne spodenki. Następnie zdjęłam bluzkę i zastąpiłam ją zieloną bokserką. Przeczesałam dłonią włosy, które były zaplątane.

Odwróciłam się z zamiarem wzięcia telefonu i przysięgam... w tym momencie przeżyłam zawał. Oliver jak gdyby nigdy nic siedział i mi się przyglądał z głupim uśmieszkiem. No świetnie.

- Ile widziałeś? - zapytałam, zamykając oczy.

- Wystarczająco dużo, by mieć świetną pobudkę. - powiedział lekko zachrypnętym, porannym głosem.

Cholera, po prostu świetnie. Darmowy striptiz, nie ma co. Wiedziałam, że teraz idealnie nadaję się na pole, bo byłam czerwona jak burak. Mogłam się ruszyć do tych cholernych łazienek. Okej, zrobiłam z siebie idiotkę. A ten kretyn czerpał jeszcze z tego korzyści, ugh. Nienawidzę siebie za bezmyślność w takich chwilach.

Nic już nie mówiąc, wyszłam z namiotu, słysząc za sobą jego śmiech. Otworzyłam lekko wejście do namiotu, gdzie byli Jordan razem z Caroline. Nie spali już. Weszłam do namiotu, witając ich uśmiechem.

- Jak ci się spało z Oliverem? - blondynka zapytała zgryźliwie. Usiadłam obok nich i westchnęłam.

- Spanie samo w sobie nie było złe... - wzruszyłam ramionami. - ale przed chwilą zrobiłam mu mały, darmowy striptiz. - mruknęłam cicho, mając nadzieję, że tego nie usłyszeli.

- Że co?! - krzyknęła Caroline, przez co prawie ogłuchłam.

Ugh, już czuję, że robię się czerwona. Jordan zaczął się śmiać, a Caroline zaraz po nim.

- Rzeczywiście śmieszne. - spiorunowałam ich wzrokiem. Po chwili śmiałam się razem z nimi.

• • •

Ten dzień jest naprawdę udany. Ale chyba właśnie o to chodziło, prawda? Miałam się świetnie bawić i zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza. Podobno miało być jakieś losowanie nagród.

Gdy Carl wszedł na scenę, wszyscy zaczęli krzyczeć, ale uciszył ich ręką.

- Tak więc zaczynamy losowanie nagród. Losowane będą nagrody, jakie czekają na zwycięzców i numery namiotów. - podszedł do dwóch szlanych kul. - Nagroda to... - wysunął dłoń do kuli i wyciągnął karteczkę. - wejściówki na dzisiejszą, prywatną imprezę! - ludzie zaczęli wiwatować. - A zwycięski namiot to... - włożył dłoń do drugiej kuli i wyciągnął karteczkę. - Namiot pięćset siedemdziesiąt cztery! - spojrzałam na Olivera.

To był nasz namiot. Wyszczerzył się, na co odpowiedziałam mu tym samym.

- Zapraszamy jednego ze zwycięzców na scenę po odbiór wejściówek. - powiedział Carl do mikrofonu.

Spojrzałam ponownie na Olivera i kiwnęłam głową, dając mu do zrozumienia, że ma iść je odebrać. Chłopak bez problemu wszedł na scenę za pomocą ochroniarzy i podszedł do Carl'a.

- Jak masz na imię? - zapytał Carl, nachylając mikrofon w stronę chłopaka.

- Oliver. - odpowiedział.

- Tak więc Oliver, jak dobrze pamiętam to namiot pięćset siedemdziesiąt cztery to namiot dwuosobowy. Z kim się wybierzesz na tę imprezę?

- Z moją przyjaciółką, Hayley. - odpowiedział na pytanie Carl'a i uśmiechnął się w moją stronę.

- Tak więc, życzę wam udanej imprezy i gratuluję wygranej. - zakończył Carl i podał Oliverowi dwa bilety.

Gdy chłopak odebrał nasze wejściówki na tę prywatną imprezę, poszliśmy na łąkę, po drodze zachaczając o nasze namioty, by wziąć koc. Usiedliśmy na kocu, i piliśmy piwo, rozmawiając o wszystkim. Poprostu dobrze się bawiliśmy.

Dzisiaj bardzo dobrze dogadywałam się z Oliverem. Rozmawiałam z nim więcej niż z kimkolwiek innym. Teraz było tak samo. Siedziałam obok niego i byliśmy całkowicie zatraceni w rozmowie.

W pewnym momencie do naszej grupki podszedł jakiś mężczyzna. Był ubrany w jeansowe spodnie do kolan i czarną bluzkę na krótki rękaw. Miał lekko rozczochrane, brązowe włosy i zielone oczy. Na oko był conajmniej po czterdziestce.

- Hayley... - patrzył na mnie niedowierzając i ze łzami w oczach.

Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam kim on jest. On mnie znał? Ale skąd?

Wszystkie śmiechy ucichły, a każdy błądził wzrokiem po mnie i po mężczyźnie.

- Przepraszam, ale czy my się znamy? - zapytałam, kompletnie nie wiedząc co się dzieje.

- Tak. Oczywiście. - uśmiechnął się lekko, a z jego oczu popłynęły łzy.

- Wydaje mi się, że jednak nie. - mruknęłam. Spojrzałam na Matt'a, który tak, jak ja nie wiedział o co chodzi.

- Nie pamiętasz mnie? - zmarszczył brwi. Pokręciłam głową, nie mogąc nic z siebie nic wydusić. - Jestem James... James Withmore. Jestem twoim ojcem.

Beside YouWhere stories live. Discover now