Rozdział 26

8.8K 932 152
                                    

Niektóre historie, nie ważne, jak bardzo i desperacko byśmy tego pragnęli, po prostu nie mogą skończyć się szczęśliwie. 

Idalia, aż nazbyt dobrze wiedziała, że jej życie, choć starała się je kochać, było właśnie taką historią — pełną smutku, łez i strat, bolesnych, łamiących serce.

Czuła jakąś dziwną nostalgię, stojąc w wejściu do salonu, w którym jej siostry — Nina i Hia, w pięknym, kolorowych sukniach, podziwiały swoje odbicia w ogromnym lustrze.

Wyglądały pięknie, w obszernych kreacjach, długich, rudych włosach i z bladymi twarzami usypanymi setkami drobnych piegów.

Były piękne, lecz tylko z zewnątrz. Ich wnętrza natomiast... były paskudne.

Jakaś część serca Idalii naprawdę im tego wszystkiego zazdrościła — sukienek, balu, spędzenia choć chwili w pałacu.

— Jak myślisz, co on lubi? — zapytała Hia, chwytając lśniący, żółty materiał swej sukni. — Książę Loki — doprecyzowała, spoglądając na Ninę, która wydęła wargi. Jej suknia miała niebieski, łagodny odcień. — Muszę jakoś mu się przypodobać.

— Lubi samotność — szepnęła pod nosem Idalia. — Ciszę i spokój. Lubi ludzi, którzy mówią tylko to, co rzeczywiście godne jego uwagi. Lubi czerwone wino, spacery po zachodzie słońce, a kiedyś... —zawahała się, a na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech. — Kiedyś lubił chyba także i mnie...

Zadrżała, gdy zimny powiew wziął ją w swe ramiona, otulił niczym gruby koc. Potem usłyszała kroki, a po chwili tuż za jej plecami rozbrzmiał głos macochy:

— Karoca już przybyła!

Nina i Hia, piszcząc niczym małe dziewczynki, przepchnęły się tuż obok Idalii i popędziły w kierunku wyjścia z rezydencji. Zniknęły za drzwiami, zabierając ze sobą także swe donośne śmiechy.

Tymczasem ich matka, ubrana w czerwoną, dopasowaną suknię, przeniosła swój lodowaty wzrok na brunetkę.

— W kuchni czeka na ciebie lista zadań — oznajmiła cierpko. — Lepiej, abyś wyrobiła się z nimi do naszego powrotu — dodała.

— O której zamierzacie więc wrócić?

— Krótko po północy — mruknęła przez ramię, po czym odeszła w ślad za swoimi córkami, zostawiając Idalię w skąpanym w ciszy i spokoju domu.

Podeszła do niewielkiego okienka znajdującego się tuż obok drzwi i wyjrzała na zewnątrz, aby ujrzeć odjeżdżającą ku pałacowi karocę.

Potem odetchnęła głęboko i odwróciła się w kierunku kuchni. Nim jednak zdołała wykonać choćby jeden krok, rozległo się donośne pukanie do drzwi.

Marszcząc brwi, Idalia niepewnie chwyciła klamkę, aby po chwili stanąć twarzą w twarz z uśmiechniętą Marią, która, gdy tylko ją ujrzała, zmarszczyła brwi.

— Oh, to ty! — Pokręciła głową, poprawiając duży, biały karton, który trzymała w dłoniach. — Gdybyś wtedy powiedziała mi, że przybyłaś do Księcia Lokiego, nie wygoniłabym cię z pałacu — zaśmiała się, jednocześnie wymijając Idalię i wchodząc do jasnego holu.

— Ale...

— Nie mamy wieczności, kochanie — pośpieszyła ją, rozglądając się dookoła. — Musisz się przebrać, umalować i spiąć włosy... — Zamilkła na moment, najwyraźniej dostrzegając zaskoczenie na twarzy dziewczyny.

— Przepraszam, Mario, ale... co właściwie cię tutaj sprowadza? — zapytała, powoli zamykając drzwi.

— Dostarczam suknię, którą wybrał dla ciebie Książę Loki...

— Książę Loki? — wtrąciła, z trudem ignorując przyjemne uczucie, które wypełniło jej serce.

— Poprosił, abym dopilnowała, byś zjawiła się na balu, więc, zakładam, że naprawdę bardzo mu zależy na tym, aby znów cię ujrzeć... — Uśmiechnęła się, unosząc pudełko. — Wszystko, czego potrzebujesz, jest tutaj, więc chodźmy, zróbmy z ciebie bóstwo, aby Książę Loki padł z wrażenia, gdy tylko cię ujrzy. — Odwróciła się i przeszła do salonu.

Idalia, wciąż zbyt zaskoczona, aby cokolwiek powiedzieć, niepewnie ruszyła za Marią.

— Ja...

— Oh, chyba pragniesz udać się na bal, prawda? — wtrąciła ze śmiechem.

Tak, oczywiście, że tak. Chciała ujrzeć Księcia Lokiego choć jeszcze przez krótki moment. Ale...

— Obawiam się, że nie mogę pojawić się na balu — szepnęła. Gdyby jej macocha lub któraś z jej córek ją ujrzała... — Będzie tam ktoś, kto nie może mnie zobaczyć...

— Oh, kochanie. — Maria podeszła do niej i, delikatnie chwytając ciepłymi dłońmi jej ramiona. — Sprawię, że będziesz wyglądała tak, że nikt cię nie rozpozna.

— Ale...

— Jeżeli nie chcesz zrobić tego dla ciebie, uczyń to dla Księcia Lokiego. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Od bardzo dawna nie widziałam, aby był czymś tak bardzo przejęty, aby coś tak mocno go poruszyło, jak to czy pojawisz się na balu.

Idalia poczuła przyjemne ciepło, które oplotło jej serce. Sama świadomość, że Książę Loki, choć przez moment, naprawdę pragnął znów ją ujrzeć, sprawiła, że jakaś cicha nadzieja nagle w niej ożyła. A... jeżeli istniała szansa, aby był w stanie przypomnieć sobie choćby część tego, co wspólnie przeżyli...

— W porządku — szepnęła. — Jeżeli Książę tego pragnie, zjawię się na balu...

— Taką też miałam nadzieję. — Maria odsunęła się, po czym dodała: — Pośpieszmy się, mamy niewiele czasu.

***

Maria nawet na moment nie pozwoliła jej zerknąć z kierunku lustra, aby mogła ujrzeć choć skrawek wykonywanej przez nią pracy.

Nie spierała się jednak, nie nalegała, całkowicie powierzając swój wygląd w ręce kobiety.

— W porządku. — Po niespełna trzydziestu minutach, Maria wyprostowała się i, uśmiechając szeroko. — Teraz... —Cofnęła się o krok. — Teraz możesz na siebie spojrzeć.

Idalia nabrała głęboki oddech i, powoli wstając na równe nogi, odwróciła się w kierunku lustra. Nagle stanęła przed kimś zupełnie obcym, a jednak tak bardzo znajomym — jej długie, ciemne loki błyszczały, opadając na ramiona, blada skóra została delikatnie podkreślona subtelnym różem, rzęsy nieco wydłużone, a usta muśnięte naturalną, różową pomadką.

Wyglądała przepięknie.

— Oh, sukienka! — Maria zniknęła za moment, aby po chwili wrócić z białym pudełkiem pudełkiem w dłoni. — Otwórz.

Idalia ostrożnie chwyciła wieko i uniosła je ku górze.

Ujrzała ciemnozielony materiał, złożony w taki sposób, aby idealnie zmieścił się w kartonie oraz pantofelki, błyszczące i...

— Są ze szkła? — szepnęła, opuszkiem palca muskając zimną powierzchnię.

Maria uśmiechnęła się delikatnie i, pochylając się w jej stronę, mruknęła:

— Zdziwisz się, jakie są wygodne.

— Z pewnością, ale nie wiem, czy zdołam przejść w nich całą drogę do pałacu...

— A kto powiedział, że udasz się na bal pieszo? — wtrąciła ze śmiechem. Potem, nie tłumacząc już nic więcej, odłożyła pudełko na stojące tuż obok krzesło i, podchodząc do okna, odsunęła białą zasłonę. Tuż przed rezydencją ojca Idalii, dziewczyna ujrzała złotą karocę, a także stojącego przed nią Xandera, ubranego z jasną, ozdobną kurtę. — Przebierz się — poleciła Maria, spoglądając na brunetkę. — Ktoś czeka na ciebie w pałacu... 



J.B.H

The Cruel PrinceWhere stories live. Discover now