Rozdział 19

10K 986 249
                                    

Choć z czasem Idalia, wręcz nieświadomie, zaczęła zaprzyjaźniać się z Księciem Lokim i przestała widzieć w nim owego potwora, którym straszyło się dzieci przed snem, nie przypuszczała, że jedna, wylana przez niego łza, może roztrzaskać jej serce na zbyt małe kawałki, aby ktokolwiek trudził się je wszystkie pozbierać.

Bowiem... czy istnieje cokolwiek okrutniejszego niż słowa wypowiedziane tylko po to, aby dogłębnie nas zranić, doprowadzić do płaczu i wywołać smutek tak duszący, że z trudem można zaczerpnąć choćby oddech?

Zapadł zmrok, gdy Książę Loki i Idalia pokonywali kamienną ulicę miasta, zmierzając w kierunku, którego zapewne i oni sami nie potrafili określić. Nie padło pomiędzy nimi choćby krótkie słowo, żadna wymiana zdań, czy nawet spojrzeń. Owa cisza nie była jednak nieprzyjemna, a wręcz kojąca, taka, której nie pragnie się zbyt szybko przerywać.

Coś jednak trapiło serce i myśli Idalii do tego stopnia, że po chwili zapytała:

— Dlaczego tak prędko wrócił Książę ze śniadania?

Zatrzymała się, gdy dostrzegła, że i on przystanął. Jego ramiona uniosły się i opadły, zupełnie jakby nabrał głęboki, ciężki oddech, a potem odwrócił się i obdarzył ją spojrzeniem. Zielone tęczówki, w panującym dookoła mroku zdawały się błyszczeć.

Wysoka, postawna sylwetka Księcia Lokiego wyglądała niczym samotnie snujący się cień.

Nie odpowiedział, jedynie nieco wyżej unosząc podbródek i patrząc na nią z góry. Dzieliły ich jakieś dwa metry, które nagle wydawały się odległością aż nazbyt dużą.

— Wiem, że to zapewne nie moja sprawa... — zaczęła, splatając przed sobą dłonie. Delikatny powiew wiatru sprawił, że kosmyk jej ciemnych loków uciekł z warkocza i opadł na skroń. Książę utkwił w nim swe puste spojrzenie. — Ale najczęściej doceniamy coś lub kogoś, dopiero, gdy go stracimy — dodała nieco ciszej. — Niech Książę nie popełnia tego błędu...

Zamilkła, gdy nabrał głęboki oddech. Potem zacisnął wargi w cienką linię, wciąż nie wypowiadając nawet słowa. Idalia, choć tak usilnie starała się dostrzec na jego bladej twarzy choćby cień jakiejkolwiek emocji, nie ujrzała niczego prócz zimnej, mrocznej obojętności, która... nieco ją przeraziła.

Zmusiła się więc do uśmiechu, który kosztował ją nieco więcej wysiłku, niż śmiałaby kiedykolwiek przyznać i ruszyła w przód.

W chwili, w której miała minąć Księcia, jego silna i lodowato zimna dłoń zacisnęła się na jej przedramieniu. Odwrócił ją ku sobie mocnym szarpnięciem i, nim zdołała cokolwiek powiedzieć, pochylił się tak bardzo, że jego oddech musnął jej wargi.

— Dlaczego sądzisz, że możesz mnie pouczać? — zapytał, sunąc wzrokiem po jej twarzy.

Choć głos utknął gdzieś w połowie drogi do jej ust, zdołała przełknąć, po czym szepnęła:

— Ponieważ w gruncie rzeczy, niczym się od siebie nie różnimy, Mój Książę... — Jej ramiona nieco opadły, a nieznośne ukłucie zaatakowało serce. — Każdego dnia żałuję, że nie zatrzymałam mojego taty, że pozwoliłam mu wyjechać w podróż, z której już nie wrócił. Żałuję, że nieco wcześniej nie spostrzegłam, że moja mama źle się czuje, że może być chora... — Jej głos stracił nieco na sile, bowiem te przykre wspomnienia, z którymi nie zwykła z nikim się dzielić, były tak bardzo trudne. — I wiem, może lepiej niż ktokolwiek inny, jak dokuczliwy jest ciężar owej świadomości — dodała. — I naprawdę nie chcę, aby musiał Książę przechodzić przez to samo, aby pewnego dnia obudził się z myślą, że spędził ze swoimi bliskimi zbyt mało chwil, których już nie zdoła odzyskać... — Odetchnęła głęboko. — Bo ten ból... jest nie do zniesienia i... każdego dnia zdaje się coraz bardziej dokuczliwy. Nie odpuszcza, nie daje chwili wytchnienia, po prostu wciąż jest, nieustannie przypominając, że mogliśmy zrobić coś lepiej...

Uniosła głowę, aby spojrzeć prosto w zielone tęczówki Księcia Lokiego, w których dostrzegła nagły błysk, który na moment zmroził jej serce.

Uścisk na jej przedramieniu nabrał na sile, gdy poczuła pierwszą łzę, która spłynęła po jej policzku. Brunet uniósł nieco wyżej podbródek, a potem zrobił coś, co sprawiło, że spomiędzy wargi Idalii wyrwało się zduszone westchnienie — popchnął ją w tył, a potem naparł na jej ciało, przyciskając jej plecy do zimnej, kamiennej ściany jednego z asgardzkich domów.

Wstrzymała oddech, gdy Książę spojrzał prosto w jej oczy, jednocześnie zabierając dłoń z jej przedramienia i przenosząc ją na talię brunetki, która sapnęła płytko.

Znalazła się w potrzasku, z którego nie była w stanie się wydostać.

— Ja...

Zamilkła, gdy druga dłoń Księcia nagle spoczęła na jej policzku. Jego kciuk delikatnie musnął szczyty kości.

Wpatrywała się w niego w milczeniu, gdy jego wzrok przesunął się na jej wargi. Rozchyliła je, robiąc to wręcz mimowolnie.

Choć wiedziała, jak bardzo było to niepoprawne, naprawdę pragnęła, aby pocałował ją choćby ten jeden, ostatni raz.

Zamarła, gdy Książę zabrał dłoń z jej talii, a potem wsunął ją pod marynarkę. Jej serce ścisnęło się boleśnie, gdy coś błysnęło w otaczającym ich mroku.

— Co... — tylko tyle zdołała szepnąć, gdy nagle coś zimnego musnęło jej policzek.

Świat zdawał się zatrzymać, gdy napotkała spojrzenie zielonych tęczówek, które zdawały się płonąć, rozjaśniać noc i ciemność.

Nagle zapragnęła chwycić jego twarz w swoje drobne dłonie i musnąć jego wargi, by po chwili szepnąć, że to przecież nic złego, że tutaj, wśród asgardzkich uliczek, w mroku, byli tylko cieniami, a nie Księciem i służką. Właśnie wtedy dostrzegła jednak spoczywającą w jego dłoni podłużną, szklaną fiolkę, a w niej jedną, niewielką łzę. Swoją łzę.

Książę przełknął z trudem, po czym odsunął się, zabierając dłoń z jej policzka. Zdołała mrugnąć, nim brunet... dosłownie rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie swego dotyku i chłodny powiew wiatru.

Ramiona Idalii zatrzęsły się, gdy, dysząc ciężko, rozejrzała się powoli dookoła. Nie była pewna, czy to, co właśnie zaszło, nie było jedynie dziwacznym snem, a ona zaraz się nie zbudzi. Wtem w swej własnej pamięci natrafiła na to pamiętne popołudnie, jedno z pierwszych, które spędziła w pałacu, kiedy w sypialni Księcia, na welurowym fotelu odnalazła księgę.

Trzy gramy czystego złota.

Cztery krople śmiertelnej krwi.

Dwie szczerze wylane łzy.

Jej serce zdawało się na moment zatrzymać, gdy uniosła głowę, spoglądając na czarne niebo, które zawisło nad jej głową. Kolejny chłodny powiew rozwiał jej włosy, niszcząc warkocz, który zaplotła.

Potem ruszyła biegiem w kierunku zamku, w duchu błagając, aby tym razem zdołała dotrzeć tam na czas.

***

Wpadła do komnat Księcia, a jej serce biło niczym szalone, gdy biegiem ruszyła w kierunku drzwi, które prowadziły do sypialni.

Odnalazła go w mroku pomieszczenia, stał do niej tyłem z uniesioną w dłoni fiolką wypełnioną jej łzą. Wpatrywał się w szklaną buteleczkę i nawet nie drgnął, gdy szepnęła:

— Z początku, gdy przez przypadek natrafiłam na tę księgę, sądziłam, że zamierza Książę otruć swego brata, może ojca, ale... — zawahała się, gdy pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Świadomość, jaka była prawda, rozrywała jej serce. — Czy życie w mroku jest tak bardzo ciężkie i trudne, że nie może Książę dłużej tego znieść? — zapytała szeptem.

Dostrzegła, że jego ramiona opadły, gdy opuścił dłoń, w której trzymał fiolkę, a potem odwrócił głowę, obdarzając ją łagodnym spojrzeniem.

— Cokolwiek zamierza Książę zrobić i jakiekolwiek ma ku temu powody. — Ruszyła w jego stronę. — Nie zamierzam na to pozwolić... 



J.B.H

The Cruel PrinceWhere stories live. Discover now