Rozdział 7

10.9K 1K 299
                                    

 — Do twarzy ci w zielonym...

Idalia odwróciła się od wąskiego lustra i, spoglądając na przyglądającą się jej Marię, obdarzyła kobietę szerokim uśmiechem.

Sukienka, którą właśnie miała na sobie, bardzo przypominała tę, którą otrzymała, gdy przybyła do Asgardu — była długa do kostek, delikatnie rozkloszowana, z ramionami do wysokości łokci. Różniła się jedynie kolorem, który był ciemną zielenią, przypominającą niemal głęboką czerń.

— Dziękuję, Mario — odparła.

Kobieta machnęła dłonią i, śmiejąc się donośnie, ruszyła w kierunku pieca, aby zamieszać chochlą w ogromnym garnku. Idalia ruszyła za nią, wychodząc z niewielkiej spiżarni do wypełnionej zapachem świeżego chleba kuchni.

— Oh, zaparzyłam dla ciebie tej herbaty, o którą prosiłaś — mruknęła Maria, wskazując na porcelanową filiżankę, która spoczywała na srebrnej tacy, tuż obok śniadania dla Księcia. — Wiesz, że jeżeli coś ci dolega, możesz udać się do pałacowych uzdrowicieli, prawda?

— Tak, ale to... — zawahała się, napotykając spojrzenie kobiety. Nie wiedziała, czy Maria znała prawdę, którą skrywał Książę. Jeżeli jego klątwa była sekretem, Idalia zamierzała go dochować. — To tylko ból głowy. Męczy mnie zaraz po przebudzeniu — dodała pośpiesznie, podchodząc od stołu i chwytając srebrną tacę. — Chyba... — Spojrzała na kobietę, która zmarszczyła brwi. — Chyba jeszcze nie zdążyłam przyzwyczaić się do pałacu. — Wzruszyła ramionami.

— Gdyby bóle głowy nie ustały, obiecaj mi, że udasz się do uzdrowicieli, Idalio — wtrąciła, podpierając dłonie na biodrach.

Jej pełen troski, niemal matczyny ton, sprawił, że serce brunetki ścisnęło się boleśnie. Czuła się źle z tym, że musiała okłamywać jedną z nielicznych osób, która była dla niej szczerze miła.

— Obiecuję...

***

Gdy krótko przed szóstą rano wróciła do komnat Księcia, zastała go przy dębowym biurku, na którego blat padał słaby blask niewielkiej lampki ustawionej na jego brzegu.

Przez ciężkie, zielone zasłony do pomieszczenia nie wkradała się nawet namiastka wschodzącego słońca. Idalia, zaraz po przebudzeniu, sama o to zadbała. Dopilnowała, aby każdy skrawek salonu był skąpany w mroku.

— Dzień dobry — odparła pogodnie, ostrożnie zamykając za sobą ciężkie drzwi.

Choć Książę nie odpowiedział, ani nie obdarzył ją nawet krótkim spojrzeniem, Idalia uśmiechnęła się szeroko i, trzymając w dłoniach srebrną tacę, ruszyła w kierunku biurka, za którym zasiadał.

Powoli odłożyła śniadanie na blat, a potem chwyciła w drobne dłonie dużą, białą filiżankę, którą przesunęła w stronę Księcia, a gdy ten, uniósł głowę i, marszcząc brwi, obdarzył ją spojrzeniem, wyjaśniła:

— Gdy byłam mała i oparzyłam się wrzątkiem, mama parzyła dla mnie napar z fiołków. — Uśmiechnęła się na wspomnienie tych nielicznych chwil, które dane jej było spędzić z rodziną. — Pomyślałam, że pomoże na rękę... — dodała, nabierając głęboki oddech i cofając się o krok. — Jak się Książę czuję?

Brunet uniósł nieco wyżej podbródek i, spokojnie odkładając pióro tuż obok rozpostartej przed nim księgi, mruknął obojętnie:

— Moje samopoczucie nie jest już twoim zmartwieniem.

Uśmiech, który zdobił twarz Idalii, nieco pobladł.

— Słucham?

Książę westchnął ciężko, po czym wstał na równe nogi i, poprawiając mankiety czarnej koszuli, okrążył biurko.

The Cruel PrinceDove le storie prendono vita. Scoprilo ora