Rozdział 18

10.3K 1K 250
                                    

Dojrzałość, choć właśnie tak często jest postrzegana, w gruncie rzeczy nie zależy od wieku, od tego, co posiadamy lub, czego nie udało nam się zdobyć.

Dojrzałość zaczyna się wtedy, kiedy człowiek pojmuje, że świat był, jest i już zawsze będzie okrutny i uczy się w owym okrucieństwie żyć i dostrzegać piękno.

Choć Idalia miała niebawem skończyć osiemnaście lat i, zgodnie z Asgardzkim prawem, stać się osobą w pełni samodzielną, owy moment nastąpił już znacznie wcześniej.

Miała osiem lat, gdy choroba odebrała jej mamę. Była zaledwie dzieckiem, nagle rzuconym w świat, na który nie była gotowa. Zawsze miała jednak u swego boku ukochanego tatę. Kiedy jednak i on zmarł, pojęła, na czym polega bycie dorosłym — na wielu chwilach smutku i kilku radości.

Gdy skończyła czternaście lat, chwil smutku doświadczyła aż nazbyt wiele. Jej macocha, choć z porządku zdawała się kobietą nad wyraz miłą i ciepłą, po śmierci jej taty stała się niczym okrutna wiedźma, która tylko czekała na moment, aby skraść twoją duszę lub zaklęciem połamać kości.

Idalia wiedziała, że nikt nie zasłużył na los, jaki ją spotkał — została sierotą, będąc jeszcze dzieckiem. Samotna w tym okrutnym, złym świecie, w którym nic nigdy nie przychodziło łatwo.

Gdy więc patrzyła na biegające po placu dzieci, w duchu życzyła im, aby nigdy nie przeżyli tak wiele smutku, jak ona.

Widząc uśmiechy na ich jasnych, okrągłych twarzach i kąciki jej ust mimowolnie drgnęły ku górze. Było coś magicznego w byciu dzieckiem.

— Idalio.

Brunetka drgnęła na dźwięk swego imienia, a jej wzrok spoczął na Eco, która właśnie pojawiła się na placu. Jej twarz była surowa i znudzona, jak zawsze, a w jej dłoni spoczywał czarny, elegancki łuk ze srebrnymi zdobieniami.

Idalia wyprostowała plecy, zaciskając drobne dłonie na drewnianej barierce, o którą chwilę wcześniej się opierała.

— Chcesz spróbować? — zaproponowała dziewczyna, wyciągając łuk w jej kierunku.

— Oh, ja... — zawahała się, przypominając sobie, że przecież nawet nigdy nie trzymała owej broni w swych dłoniach.

— To proste — wtrąciła Eco, wzruszając ramionami. — Każdy to potrafi — dodała.

Idalia odetchnęła głęboko. Cóż... obawiała się, że nie należała do tego grona.

***

Przemierzał pałacowy korytarz wolnym krokiem. Był nieco zirytowany. Samo słowo ''bal'' wprawiało go w paskudny nastrój.

Doprawdy... ostatnimi czasy miał tak wiele spraw na głowie, że kompletnie zapomniał, iż owa uroczystość ma odbyć się za osiem dni.

Przystanął, gdy ciepły powiew, który wdarł się do pałacu przez szerokie okna, musnął jego skroń. Nabrał głęboki oddech i, przechylając głowę w bok, spojrzał w kierunku jednej z okiennic. Zrobił niewielki krok w jej stronę, wciąż kryjąc się w cieniu i właśnie wtedy ją ujrzał — w zwiewnej, długiej do kolan zielonej sukience, długimi lokami splecionymi w warkocz i... łukiem w dłoni.

Owy widok tak bardzo go zaciekawił, że na moment kompletnie zapomniał o balu i tym, co go trapiło. Pochylił się w stronę okna, mrużąc powieki.

Idalia stała pośrodku piaszczystego placu, otoczona gromadą dzieci, które przepychały się nawzajem. Tuż za jej ramieniem stała Eco, na widok której wargi Księcia Lokiego wykrzywiły się w grymasie. Na jasnej twarzy Bogini dostrzegł bowiem znajomy wyraz — cień szyderczego uśmiechu, który nieco się powiększył, gdy Idalia uniosła ciężki łuk.

The Cruel PrinceWhere stories live. Discover now