Rozdział 54

809 41 1
                                    

- Możemy w coś zagrać. - odparł, niemal natychmiastowo nowo przybyły gość.
- James, i to...
- Mówcie mi Jimmy, to dla znajomych. - powiedział, posyłając uśmiech głównie do Victorii, a ja myślałem, że mnie szlag trafi. Kurwa, a może frytki do tego!
- A więc Jimmy, to jest myśl! - poparł go Lou. I ty Brutusie przeciwko mnie. 
- Tylko w co? - zapytała Alice, a wszyscy zaczęli, jak na zawołanie rozmyślać.

- Może na sam początek, stare, ale bardzo skuteczne "Prawda, czy wyzwanie"? - zaproponował James, Jimmy, Jim... Jak tam sobie woli. I tak kolesia nie lubię. Niby dopiero co go poznałem, ale dobrze z oczu mu nie patrzy. Podejrzany typ. Skąd on się tutaj wziął?! I niech przestanie się gapić na Victorię! Co to ma w ogóle znaczyć?!
- No w sumie to nie jest taki zły pomysł. Lepsze to, niż bezczynne siedzenie i nudzenie się. - skwitowała Eleanor.
- To ja pójdę, po jakąś butelkę. - odparł Tommo, po czym zniknął z pola widzenia. 
- Jesteś głodna. Chcesz czegoś? - zapytał się Harry, Victorii.
- Możesz przynieść mi te dobre orzeszki. - uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami, na co loczek się zaśmiał.
- Zaraz wracam, słońce. - powiedział i pocałowawszy ją w czoło odszedł w kierunku stolika z przekąskami.
- A więc jesteście parą? - zapytał James. Nie! Tak sobie tutaj "kevinkują" bez powodu! Chłopie, czy ty masz mózg, czy może na jego miejscu jakiegoś orzeszka?!
- Tak. - potwierdziła, po czym napiła się alkoholu ze szklanki jej chłopaka.
- Troszczy się o ciebie.
- Nawet nie wiesz, jak. - uśmiechnęła się. Mówiłem już, że ma nieziemski uśmiech? 
- Jak się poznaliście? - zapytał. A co ci do tego?! I przestań się bezkarnie gapić na jej dekolt! Vicky popatrzyła się na mnie. Dobrze wspominam ten dzień. Nawet bardzo dobrze. Chciałbym się do niego wrócić i wtedy wszystkiego bym nie schrzanił. Nie wpuściłbym Pezz do domu następnego poranka i byłoby po problemie.
- Na koncercie.
- Na koncercie? To trochę dziwne, bo na nim jest kilkanaście tysięcy innych dziewczyn.
- Yyy.. - zająkała się. - Zayn zaprosił mnie do domu chłopaków i tam poznałam Harrego.
- Zayn... - mruknął, odwracając wzrok w moją stronę. Na jego debilnej twarz widniał, równie debilny uśmieszek. - Więc, wy...
- Już jestem! - krzyknął Lou, po czym usiadł na swoim miejscu, trzymając w dłoni, wypełnioną prawie do połowy, butelkę z alkoholem.
- Tommo, o ile dobrze pamiętam to miała być ona pusta. - na moje słowa, Lou zaczął rozlewać do każdej szklanki i już po minucie nie było widać ani kropelki zawartości.
- Zrobione.
- Jestem. - w tym samym momencie Harry wrócił, stawiając przed dziewczyną miseczkę z przekąską. Victoria wstała, a chłopak zajął jej miejsce i już po chwili Vic usadowiła się na jego kolanach.
- Okey, to zaczy...
- Mogę się przyłączyć? - zapytał kobiecy głos znajdujący się za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem blondynę z różowymi końcówkami. To była najprawdziwsza Perrie Edwards. To chyba, kurwa, jakiś żart! 

- Perrie?! - jak na zawołanie wszyscy wypowiedzieli imię dziewczyny.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytałem niezbyt przyjaźnie. A jak niby miałem?! Dziewczyna, która mnie wykorzystała, bo chciała, aby "Little Mix" stało się sławne oraz zniszczyła mój "związek" z Victorią, zjawia się jakby nigdy nic na tym przyjęciu i pyta się czy "Może się przyłączyć". Nie no za chwilę mnie szlag trafi. 
- Przyszłam świętować nowy rok. A dokładniej pytam się, czy mogę się przyłączyć. - uśmiechnęła się. Zaraz mnie coś strzeli. Opanuj się Zayn. Tylko się opanuj. - W co gracie?
- "Prawda, czy wyzwanie". - odparł w ogóle niewzruszony jej obecnością James.
- Uuu! Ale fajnie! - niemal krzyknęła i usadowiła się blisko mnie. Bardzo, blisko mnie. Za blisko. Co ona w ogóle tutaj robi? Kto ją tutaj wpuścił?! - Zaczynamy, czy będziecie tak siedzieć i nic nie robić? Kto chcę być pierwszy?
- Ja mogę. - powiedział Jimmy, po czym chwycił butelkę i nią zakręcił. Szkło zaczęło kręcić się wokół własnej osi. Po jakimś czasie przedmiot się zatrzymał wskazując tym samym na Victorię.
- Prawda, czy wyzwanie.
- Może najpierw, na początek prawda. - lekko się uśmiechnęła.
- Całowałaś się kiedyś z Zayn'em?
- Słucham?! - krzyknąłem wraz z Vic i Harrym.
- No pytam się, czy całowałaś się z tym oto tutaj siedzącym Zayn'em. - wytłumaczył, wzruszając ramionami, po czym wskazał na moja skromną osobę. Jaja sobie ze mnie robisz?! Jeszcze chwila, a troszeczkę poprawie ci tą buźkę!
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? - zdziwiła się. Widział nas na balkonie? Zarąbiście. Pewnie teraz tutaj to powie, a Victoria pokłóci się przeze mnie z Harrym. Nie powiem, że by mi to nie odpowiadało, ale nie chcę aby cierpiała. Tym bardziej przeze mnie. Tego to bym na pewno nie przeżył. I tak już przechodzi niezłe męczarnie związane z jej ojcem i jakimś kolesiem od niego, co jej grozi, że nam coś zrobi.
- Tak po prostu. No w końcu poznaliście się, przed tym zanim byłaś z Harrym. Więc pocałowałaś go, czy nie?
- Może. - odpowiedziała, po czym chciała chwycić butelkę i ponownie nią zakręcić, ale przeszkodziła jej ręka czarnowłosego, umieszczająca się na jej dłoni, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Na ten gest Harry momentalnie mocno chwycił łapę chłopaka, po czym ją odepchnął.
- Masz jej nie tykać, zrozumiałeś? - wycedził, każde słowo bardzo wyraźnie. Harry Styles jeden, wnerwiający James zero. O jak mi przykro.
- Nie odpowiedziałaś.
- Odpowiedziałam.
- "Może" to nie jest właściwa odpowiedź. Tak, albo nie.
- Tak.
- Tak, co? - ja pierdole, jak ten ziom jeszcze powie jedno słowo, to mu chyba przypierdolę. I to tak porządnie.
- Tak pocałowałam, Zayn'a.
- Przed związkiem z Harrym, czy w trakcie?
- Wydaje mi się, że przysługuję Ci tylko jedno pytanie. - powiedziała "uśmiechając się". No proszę Was, ten sztuczny uśmiech zauważyłbym chyba z odległości kilku kilometrów. Zakręciła butelką i tym razem wypadło na Harrego.
- Prawda, czy wy...
- Wyzwanie. - odpowiedział natychmiastowo. Victoria zaczęła momentalnie intensywnie myśleć. Gdy dziewczyna chciała coś powiedzieć, Harry wpił się w jej usta. Momentalnie odwróciłem wzrok. Co będę się patrzył na dziewczynę, na której mi zależy, która całuję się ze swoim chłopakiem. To mnie rani prawda... Ale ja nie chcę zranić jej. Ja chcę jej szczęścia, ale jeśli ona jest teraz szczęśliwa, to tak musi zostać.
- Chciałam, abyś przyniósł mi coś do picia, najlepiej "Fantę", ale to też może być. - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos szatynki. Ponownie popatrzyłem się na nich. Harry, przynajmniej nie "przyssał" się do jej twarzy.
- No ja myślę, słonko. - uśmiechnął się i złożył ostatni, bardzo delikatny pocałunek na jej czole, po czym zakręcił butelką i wypadło na El.
- Prawda. - powiedziała dziewczyna, a właściwie narzeczona Louis'a, wyprzedzając tym samym Harrego.
- Kiedy będzie ślub?
- Ślub?! Jak się już urodzi. - mówiąc to pogłaskała się po brzuszku.
- Co?! Nie! Przed narodzinami. - oburzył się Lou.
- Nie, bo chce się upić na naszym weselu.
- Dlaczego?
- Bo nie wierzę, że zgodziłam się wyjść za takiego głupka.
- Głupka?! - oburzył się. - Jakiego głupka?!
- Oj. Nie gniewaj się. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - dali sobie buziaka. Oni są świetną parą. Widać, że nie widzą świata poza sobą. Po prostu są sobie przeznaczeni. Te wszystkie wyjazdy do Eleanor, jak byliśmy w trasie. To było takie... takie słodkie. El zakręciła i wypadło ponownie na Harrego.
- Wyzwanie. - zaśmiał się.
- Rozbierz się i wejdź na stół, po czym coś krzyknij. - powiedziała, a wszyscy wybuchli śmiechem również Victoria. Hazz zaczął się rozbierać. Ściągnął już marynarkę, koszulę, odkrywając tym samym swoje tatuaże.
- Lubię twoje tatuaże. - powiedziała, Vic i dotknęła jednego z nich, na co Hazza zachichotał, po czym ściągnął spodnie. - Bokserki możesz zostawić. - przypomniała, na co Harry się nad nią nachylił i pocałował w czoło.
- Moja dupa jest jędrna i zgrabna! Kto chcę dotknąć?! - krzyknął, a my już leżeliśmy na kanapach, pokładając się ze śmiechu. Po chwili szybko zszedł i zaczął się ponownie ubierać.
- Moja jest zgrabniejsza! - upomniał się Tommo.
- I znowu to samo. - powiedziały na raz Victoria i El. Loczek chciał coś powiedzieć, ale napotkał groźne spojrzenie Vic, więc nic nie mówiąc zakręcił butelką. Wypadło na Louis'a.
- Wyzwanie.
- Pocałuj łokieć. - niby głupie, ale już po pierwszej próbie wszyscy śmialiśmy się do rozpuchu. Lou podchodził do tego zadania kilka razy, aż Styles się nad nim zlitował. - Nie powiedziałem, że swój. - i kolejna fala śmiechu. Tommo chwycił łokieć El i go pocałował.
- To nie było śmieszne.
- Przykro mi, ale było. - nie zważając już na te słowa wziął butelkę i nią zakręcił.
- Teraz coś innego, bo już się trochę znudziło. - odparł w pewnym momencie Chris. Zgadzam się z tobą w stu procentach. 
- No okey, ale co teraz?
- Nigdy, przenigdy. - odparł, w pewnym momencie Harry.
- Co to za gra? - zdziwiła się koleżanka Alice, upijając łyk soku pomarańczowego, za swojej szklanki.
- No to jest taka, że ktoś mówi zdanie zaczynając od "Nigdy, przenigdy..." i osoby, które to robiły piją łyk alkoholu. - powiedział Lou.
- No dobra, to ja idę po coś mocniejszego. - powiedziałem i już chciałem wstawać, ale przerwał mi dźwięk, pewnej bardzo pięknej dziewczyny.
- Nie, ja pójdę. - odparła, wstając Harremu z kolan.
- Ale... - chciałem coś dodać, ale już była kilka metrów od stolika. Jaki ona ma zajebisty tyłek! "Malik! Ona nawet nie jest twoją dziewczyną!"


*** Oczami Victorii ***

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz