Rozdział 103

266 12 3
                                    


Siedziałam w pokoju, patrząc tępo na spakowane walizki Zayna. Nadszedł dzień rozpoczęcia trasy przez chłopaków. Chciało mi się płakać, ponieważ byłam świadoma tego, że zobaczę go dopiero za trzy miesiące na święta Bożego Narodzenia. Wiedziałam, że istnieją telefony czy Skype, jednak to nie jest to samo co rozmowa na żywo. Nie będę czuła jego oddechu, jego ręki przy mojej, czy jego ust na moim czole. Moje oczy zaszły łzami, a w tym samym momencie Zayn wyszedł z łazienki. Zaczęłam szybciej mrugać powiekami i wstałam, odwracając się do niego twarzą.

- Zrobiłam śniadanie, więc proszę zejdź, kiedy będziesz gotowy. Będę czekała na dole. - powiedziałam, chcąc wyjść z sypialni, jednak Zayn pociągnął mnie za rękę i szczelnie objął moje ciało.

- Proszę, nie rób tego i nie każ mi patrzeć na twoje łzy, bo rzucę wszystko i zostanę tutaj. - wyszeptał, a ja mocniej się w niego wtuliłam, starając opanować targające mną emocje. Nie spodziewałam się, że będzie mi tak ciężko. - Kocham cię ponad wszystko i jestem pewien, że jakoś to przetrwamy. Nim się obejrzysz, będą święta a my wrócimy do domu. - zapewnił, odsuwając się ode mnie. Chwycił moje policzki i oparł swoje czoło o moje.

- Nie znajdź tylko nowej dziewczyny, Zaynie. - powiedziałam pół żartem, pół serio.

- Żadna kobieta nie mogłaby zastąpić mi ciebie. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy, a moim ciałem wstrząsnęły przyjemne dreszcze. - Jesteś jedyna w swoim rodzaju i powinnaś to zapamiętać. - odparł i złączył nasze usta w subtelnym pocałunku.

- Chodź już, bo nie zdążysz zjeść. - zaśmiałam się, gdy tylko oderwaliśmy się od siebie. Zeszłam na dół i zostałam tam piękny widok, który ostatnimi czasy był codziennością. Mianowicie Harry i Wal siedzieli obok siebie i karmili bliźniaki. Twarz Loczka wykrzywiona była w smutnym uśmiechu. Stałam w progu obserwując tamtą dwójkę i zdałam sobie sprawę, że oni mogą mieć gorzej. Zayn chwycił moją dłoń i pociągnął w kierunku jadalni, gdzie chwilę później pojawili się Harry i Wal, gdy dzieci po posiłku zasnęły. Podczas śniadania panowała ponura atmosfera, wszyscy siedzieli przy stole przygnębieni. W dodatku nikt się nie odzywał, tylko Zayn od czasu do czasu wypowiedział jakieś słowo. Jego dłoń cały czas spoczywa na moim prawym kolanie. Gdy zjadłam tylko dwie kanapki i odsunęłam lekko od siebie talerz, to Zayn spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż się wzdrygnęłam i przesunęłam naczynie z powrotem do siebie i niechętnie wzięłam jeszcze jedna kanapkę. Widząc to reszta zaczęła się cicho śmiać. Przez co zrobiłam minę obrażonego dziecka, a on czule ucałował mój policzek.

- Jeśli podczas trasy dowiem się, że mało jesz to osobiście tutaj przyjadę i przeprowadzę z tobą poważną rozmowę. - wyszeptał do ucha, a jego oddech połaskotał mnie w szyję. Już miałam coś odpowiedzieć, jednak przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.

- To my! - usłyszałam krzyk Eleanor. Po chwili do jadalni wpadł Louis, rzucając w naszą stronę czarną torbą i od razu zaczął uciekać, krzycząc przy tym na cały głos.

- Bomba! Tam jest bomba! Uciekajcie! - krzyknął, a ja spojrzałam zdziwiona na resztę, która po upływie kilku sekund zaczęła się śmiać z biegającego szatyna. Eleanor westchnęła i z politowaniem kręcąc głową, zajęła jedno z wolnych krzeseł, trzymając na rękach małego Matta.

- Miejmy nadzieje, że po mnie odziedziczyłeś rozum, bo twojemu ojcu zdecydowanie brakuje piątej klepki. - powiedziała do chłopczyka, rozbierając go z kurtki, po czym posadziła go na swoich kolanach. - Uspokoiłeś się już? - zapytała swojego męża, kiedy skończył krążyć wkoło. On tylko przewrócił oczami jak małe dziecko i chwycił ze stołu karton soku pomarańczowego, z którego napił się parę łyków.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz