Rozdział 18

822 47 1
                                    

Jechaliśmy już z dobrą godzinę. Moje powieki mimowolnie opadały, więc ułożyłam się tak by było mi wygodnie, ale nie dane mi było zasnąć, ponieważ komuś musiał zadzwonić telefon, a mianowicie Zayn'owi.
- Tak. Co? No dobra. Okey. Pa. - jakże inteligentna rozmowa.
- O co chodziło? - spytał niby od niechcenia Niall.
- Dzwonił Payne. Mamy jechać za nimi. Zboczymy na chwilę z trasy.
- Czemu? - tym razem to ja się odezwałam.
- Bo mamy towarzystwo. - ŻE CO ? - Nie bój się. Mamy ochronę.
- Wtedy też mieliście.
- Tak, ale nikt się tego nie spodziewał. Po drugie nikt nie wiedział, do czego on jest zdolny.
- Czyli teraz to moja wina? Tak!? Że nie rozgadywałam się o tym na prawo i lewo?
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło. - tak.. uważaj bo ci uwierzę.
- Wyraziłeś się jasno.
- Dobra SPOKÓJ! - wydarła się Amy. Nie wiedziałam, że ona tak może.
- Vicky, Zayn powiedział, że nie o to mu chodziło. Zayn skup się na drodze i nie zgub Liam'a. - miałam ochotę jeszcze mu coś powiedzieć, ale darowałam sobie. Jeszcze wyjdą z tego jakieś problemy. - Dalej za nami jadą?
- Zadzwonię do Liam'a. - powiedział farbowany. Po chwili rozmowy znów zabrał głos. - Wygląda na to, że chyba ich zgubiliśmy. - odetchnął z ulgą. Ale czy potrwa to długo ? Może oni znowu nas znajdą ? Albo wiedzą gdzie jedziemy i będą tam na nas czekać ?  Już nie dawałam rady, a moje oczy się zamknęły. Już po chwili odleciałam do krainy Morfeusza.

 ***


Obudziłam się na łóżku. Zaraz, zaraz to nie jest mój pokój. Przed chwilą byłam jeszcze w samochodzie. Gdzie ja jestem ?! Energicznie podniosłam się na równe nogi i rozejrzałam po pokoju. Ściany były utrzymane w odcieniach fioletu, które idealnie komponowały się z śnieżnobiałymi meblami. Przed posłaniem rozciągało się ogromne lustro. Po prawej stronie stała śliczna lampa, z której zwisały kremowe piórka. Natomiast po lewej znajdowała się duża toaletka, na której wokoło były okrągłe żaróweczki, niczym z filmu. Zawsze taką chciałam ! Reasumując zakochałam się w tym miejscu. Podeszłam do lustra, by zobaczyć jak wyglądam po dzisiejszej nocy. Wbrew pozorom nie było aż tak źle, poza rozmazanym makijażem. Da się jakoś przeżyć, po za tym bywało gorzej. Koło szafy zauważyłam moją walizkę, z której wyciągnęłam kosmetyczkę i ciuchy na przebranie. Teraz dylemat, prawe czy lewe drzwi ? Pchnęłam jedne z nich i weszłam do środka. Ujrzałam ogromną szaro-białą łazienkę, czyli dobrze trafiłam. Swoją wielkością mogłaby konkurować z moim pokojem w Londynie. Po 20 minutach skończyłam poranną toaletę. Ubrałam się w spodnie z dziurami, białą bluzkę z rękawami 3/4, a na nogi przyodziałam tego samego koloru adidasy.

Wyszłam z pomieszczenia i znalazłam się na bardzo długim holu. Na kremowych ścianach wisiały zdjęcia, platynowe i złote płyty, ogólnie rzecz biorąc przeróżne nagrody One Direction. Było ich strasznie dużo, aż sama się zdziwiłam. Szłam wzdłuż korytarza, a na jego końcu znajdowały się kręte schody z ciemnego drewna, po których zeszłam. Po chwili znalazłam się w ogromnym salonie. Ani jednej osoby. Ruszyłam przed siebie i w mgnieniu oka stałam w kuchni. Była wielka, jak reszta domu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tutaj też nikogo nie ma. Może jeszcze śpią. - pomyślałam. Postanowiłam, że zrobię im śniadanie, bo już widzę, że kto inny podejmie się tego zadania. ( czujecie tę ironię ? ). Wzrokiem odszukałam lodówkę. Dwudrzwiowa !  Otworzyłam ją, a ona była cała zapchana! (Tego to się nie spodziewałam ) Było w niej wszystko, oczywiście pomińmy fakt, iż na jednej półce leżały  TYLKO  marchewki. 20 kilo marchwi  = zapas na dwa tygodnie dla Lou. Odszukałam mleko i jajka, a w szafkach mąkę, sól i potrzebne pojemniki oraz patelnie. Po kilku minutach ciasto na naleśniki było gotowe. W czasie smażenia postanowiłam poszukać dodatków. Znalazłam nutellę, kilka dżemów, owoce, które pokroiłam i włożyłam do miseczek, oraz jogurt naturalny. Tomlinson'owi obrałam kilka pomarańczowych przyjaciółek, może się ucieszy. Nakryłam do stołu i postawiłam na nim soki ( oczywiście też marchewkowy ). Naleśników przybywało, aż nagle usłyszałam kroki osoby schodzącej po schodach. Mimowolnie moje mięśnie się spięły.
- Hmm... Co tak ładnie pachnie? - do kuchni weszli blondyni (czyt. Amy i Niall)
- Naleśniki. - odpowiedziałam. - Niall! - wydarłam się na chłopaka, który miał zamiar wsiąść kawałek naleśnika do ust.
- Zatrute? - zapytał przejętym głosem.
- Nie. Najpierw zawołaj resztę, bo im nic nie zostanie.
- No dobra. - poszedł w stronę schodów powolnym krokiem. Upewniając się, że żarłoczek już nas nie usłyszy, spojrzałam znaczącym wzrokiem na Am.
- Nie patrz się tak na mnie. Wiesz, że tego nie lubię. - wywróciłam tylko oczami.
- No opowiadaj, z tego wszystkiego zapomniałam cię wypytać. - miałam nadzieję, że zajarzy, ale chyba za dużo oczekuję.
- Wypytać o co?
- No o Niall'a.
- To co chcesz wiedzieć? - zapytała z zrezygnowaniem w głosie.
- Wy jesteście razem? - na te słowa moja przyjaciółka zakrztusiła się sokiem.
- Nie.
- Dlaczego? Przecież widzę jak on na ciebie patrzy, albo ty na niego.
- Vicky. Ile razy mam ci powtarzać? Ja nie potrafię kochać.
- Potrafisz. Tylko się boisz.
- Nie. Nie potrafię. Wiesz co jest najgorsze? Ta świadomość, że co bym nie zrobiła to go skrzywdzę. - w tym momencie do kuchni weszła reszta naszych przyjaciół.
- O czym rozmawiałyście? - zapytał Harry.
- O niczym. - odparłam bez zastanowienia. - Głodni  - dodałam, ale to było bez sensu, ponieważ już siedzieli przy stole i szykowali sobie śniadanie.
- Niall! Zostaw dla innych! - krzyknęła Dan wyrywając Horanowi ostatniego naleśnika na jednym z talerzy.
- No co? - zapytał blondyn z pełną buzią.
- Marcheweczki! - krzyknął na cały głos Tommo, po czym podbiegł do mnie i pocałował w policzek. - Kocham cię!
- Ej, bo będę zazdrosna - powiedziała El, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać, no dobra poza Niall'em, który był zajęty kradnięciem naleśnika z talerza Harrego. Lokowaty " pacnął " go w rękę, a on cicho jęknął.
- To moje! Miałeś swoje
- Oj, uwierzcie mi, macie szczęście, że Vic kazała jemu iść po was, bo byście nawet żadnych nie zobaczyli - odparła Amy.
- Vicky, ty nie jesz? - zwrócił się w moją stronę Liam. No tak, dopiero teraz zauważyłam, iż stałam koło kuchenki i patrzyłam na te małpy, które uciekły z Zoo.
- Yyy nie jestem głodna. - odparłam, a w tym samym momencie mój brzuch zaczął burczeć.
- Właśnie widzę. - odparł, po czym zwrócił się do Horana. - Wyskakuj z naleśników. Vicki nie jadła geniuszu. - blondyn na te słowa zrobił się czerwony.
- Ale naprawdę nie trzeba. - powiedziałam, ale Daddy i tak przysunął mi talerz.
- Masz to zjeść.
- Ale ja już jadłam. Jak spaliście. - Liam uważnie zmierzył mnie wzrokiem.
- Jednego możesz zjeść, nic ci się nie stanie.
- Ale ja naprawdę nie chcę. Niall masz. - ledwo co to powiedziałam, a naleśników już nie było. Widziałam, że Payne chciał jeszcze dyskutować, ale jak już wspomniałam jedzenie znalazło się w brzuchu blondyna.
- Zrobię ci kanapkę.
- Naprawdę nie trzeba. - na moje słowa Li westchnął.
- No dobrze. - odparł zrezygnowanym głosem.
- Harry, trzeba przyznać, że masz konkurenta w kuchni - powiedział w jego stronę. - I dodam, że Vic nabiła sobie punktów za marcheweczki. - odparł, a ja mimowolnie cicho zachichotałam.
- Przyznam, że jest dobra - powiedział Lokowaty - Ale na pewno nie lepsza ode mnie. - dodał pewniejszym głosem. Co?!
- Harry grabisz sobie - ostrzegła go Am i dobrze! Niech sobie nie myśli.
- Słucham?! - oburzyłam się.
- No tak.
- Jesteś tego pewien?
- Na sto procent.
- Pff.. To się jeszcze okaże! - odparłam i miałam zamiar wyjść, jednak zatrzymał mnie jego głos.
- Rzucasz mi wyzwanie? - zapytał się.
- Może.. - odpowiedziałam i poszłam do salonu, aby włączyć telewizję. Po chwili przyszła cała reszta.
- Podnoszę rękawice. - powiedział z uśmiechem Loczek.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz