Rozdział 81

760 48 3
                                    

Tak jakoś wyszło, że wstawiam jeszcze jeden :)

*** Oczami Victorii ***
( Dzień urodzin Harry'ego )

- Kochanie, czy jesteś już gotowa do wyjścia? - usłyszałam głęboki głos Harry'ego z charakterystyczną dla niego chrypką, tuż nad swoim prawych uchem. Jego gorące, lekko spierzchnięte usta przypadkowo dotknęły mojej małżowiny usznej. W tym samym momencie wypuściłam powietrze z płuc, które bardzo długo w nich trzymałam. Moje mięśnie się napięły. Stał dokładnie za mną. Czułam jego gorący oddech na swym odkrytym karku. W ciągu sekundy ciarki przeszły wzdłuż mojego kręgosłupa, przez co momentalnie się wyprostowałam. Obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, w wyniku czego wpadłam na jego umięśnioną klatkę piersiową. Swoje dłonie kurczowo zacisnęłam na koszuli, która okrywała jego tors, aby przypadkiem nie stracić równowagi. Mimo, iż była ona biała, idealnie dopasowana, mogłam ujrzeć jego malunki, wykonane z czarnego, trwałego tuszu. Swoje kasztanowe włosy miał zaczesane do góry, co według mnie dodawało mu lat. Szmaragdowe oczy, otoczone gęstymi rzęsami, przepełnione były troską. Subtelnie spuściłam swój wzrok. Nie chciałam, aby czegoś wyczuł. Aby wyczuł, że tam nie chcę iść. Palcami uniósł mój podbródek, więc byłam zmuszona spojrzeć mu prosto w twarz. Jego dłoń powędrowała do mojego policzka, lekko go gładząc, co wbrew pozorom dało mi nie małe ukojenie, gdyż jego skóra była niemiłosiernie zimna. - Victoria? Co się stało? Widzę, że coś jest nie tak. Jesteś strasznie spięta. Victoria, dzisiaj są moje urodziny. Uśmiechnij się. Proszę. Nie lubię, kiedy się smucisz. Ja tego wręcz nienawidzę. Zrób to dla mnie. Podaruj mi taki wyjątkowy prezent urodzinowy. Nic więcej na prawdę nie chcę. Marzę tylko o tym, aby uśmiech zawitał na twojej twarzy, słoneczko. - powiedział, a zapach jego intensywnych perfum gwałtownie uderzył w moje nozdrza. Mimowolnie kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Daj spokój, Harry. To wszystko nie trzyma się kupy. Czemu ty mnie zabierasz na kolację, kiedy dzisiaj jest twoje święto? Twoje, a nie moje. - oznajmiłam, wyrzucając ręce w powietrze, w akcie desperacji. Z jego malinowych i pełnych ust wydobył się cichy chichot, na co przewróciłam oczami. Czy on się ze mnie śmieje? Ja tutaj mówię całkiem poważnie, a on sobie ze mnie żarty robi. Przecież to są jego dziewiętnaste urodziny, do jasnej cholery! Oni zorganizowali mi imprezę, jak dla jakiejś księżniczki, a on zaprasza mnie na kolację. - Jeszcze ten przeklęty Paul... - dodałam po chwili. Harry momentalnie się spiął. Czarna marynarka, którą miał na sobie, w ciągu ułamka sekundy wydała się na zdecydowanie za małą. Zapadła dłuższa chwila ciszy. Żadne z nas się nie odezwało. Pokój wypełniały tylko nasze nierównomierne oddechy. W uszach dudniło mi przyspieszone bicie mojego serca.
- Dlaczego, Victoria? Dlaczego się na to zgodziłaś? - zapytał, nieobecnym głosem, na co zamarłam. Doznałam wrażenia, jakby moje serce dosłownie stanęło, jakby zaprzestało swoim biciom. Ogromna gula powstała w moim gardle. Całe ciało zostało sparaliżowane. - Dlaczego się zgodziłaś na to wszystko, skoro przy tym tak bardzo cierpisz? Dlaczego tak bardzo się dla nas poświęciłaś? Dlaczego cały czas to robisz? Myślisz, że nie widzę jak ci jest ciężko? Jak ciężko jest ci okłamywać przyjaciół, a właściwie rodzinę, którą się oni wszyscy stali? Jak za każdym razem serce ci gwałtownie przyspiesza, gdy kłamstwo opuszcza twoje usta? Jak starasz się unikać wszelkich odpowiedzi na nasz temat? Ja to wszystko widzę. Więc mi to wyjaśnij. Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? - dopowiedział, wypalając przy tym we mnie ogromną dziurę. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to dawno bym leżała na podłodze. Cofnęłam się o jeden krok, po czym odwróciłam wzrok. Chciałam uciec. Zniknąć najszybciej jak tylko to możliwe. To byłoby chyba najlepsze rozwiązanie z możliwych. Po prostu odejść. Co tak go nagle naszło? Dlaczego właśnie teraz chce się dowiedzieć czym się kierowałam, gdy zgodziłam się to co zaproponował Paul. Ma jakieś podejrzenia? Przymknęłam powieki, a jedna łza spłynęła po moim prawym policzku. Gwałtownie się obróciłam.
- Czy to ma jakieś znaczenie, Harry? Co wtedy? Czy to, że dowiesz się prawdy zmieni to w jakiej sytuacji oboje się znaleźliśmy? Czy to jakoś zmieni, że Paul po prostu odpuści i da nam spokój, bądź choć trochę przystopuje? - zapytałam drżącym głosem, po czym przygryzłam dolną wargę. Po chwili poczułam w swoich ustach metaliczny smak. - Nie wydaję mi się. To nic nie zmieni, Harry. Zupełnie nic. Więc po prostu odpuść. To i tak nie jest nic wielkiego. - dodałam, zaciskając swoje dłonie w pięści. Harry pomału do mnie podszedł, a następnie umieścił swoje dłonie na mojej tali, lekko na nią naciskając. Westchnął. Jego miętowy oddech owiał moją twarz. Swoimi palcami zaczął kreślić różne wzroki na moim ciele.
- Dla mnie ma znaczenie, Victoria. I to ogromne. Nie chcę byś robiła coś wbrew swojej woli. Nie chce, by ważna osoba w moim życiu to robiła. Coś co sprawia, że pomału niszczysz samą siebie od środka, co nie powinno się nigdy zdarzyć. Nie zasługujesz na to. Zasługujesz na coś lepszego. Powinnaś być w pełni szczęśliwa. Powinnaś być wreszcie po tylu latach co cię złego spotkało. To ten czas. Właśnie teraz. I tak to wszystko się zbyt długo przeciągało. Ktoś tam na ciebie czeka, Victoria. Myśli, że jesteś zajęta. Ktoś o ciebie walczy, bo mu na tobie, kurewsko, zależy. Stałaś się częścią jego życia, nie zdając sobie z tego sprawy. Stałaś się częścią jego umysłu, myśli, marzeń i słów. Wypruwa swoje żyły, żebyś zwróciła na niego uwagę. Aby twoje śliczne, niebieskie oczy zauważyły jego chociaż najmniejsze czyny. Popełnił wiele błędów. To prawda. Nic go nie usprawiedliwia. Ja go nie tłumaczę. Mógł się inaczej zachować. Lepiej. Jednak nie powinniśmy żyć chwilą? Zostawić przeszłość w tyle i żyć teraźniejszością i przyszłością? Serce rozpada mi się na miliony kawałków, kiedy widzę was oboje oddzielnie. Jak ukradkiem wysyłacie sobie spojrzenia. Jak siebie nawzajem ranicie. Więc po prostu mi to wytłumacz i zakończymy to. Raz na zawsze. Obiecuję. Skończymy to. - powiedział, zachęcającym tonem. Jego głos niemiłosiernie drżał. - Chcę, żebyś była wreszcie naprawdę szczęśliwa. Porozmawiam z Paul'em. Powiem, że już nie chcę tego więcej ciągnąć. Szczerze pragnę tylko jednej rzeczy - twojego szczęścia. A wiem, że z Zayn'em będziesz. Widzę to. Ja to po prostu wiem. - dodał, a jego palce przejechały po mojej dolnej wardze, pozbywając się tym samym krwi, która się na niej znajdowała. Teraźniejszość i przyszłość dla mnie niesie tylko ból i rozczarowanie. Niczego więcej nie oczekuje, bo to nawet nie ma najmniejszego sensu. Jeśli to zrobię to odczuję tylko kolejny, niepotrzebny mi zawód. Wiem, że nic dobrego mi się nie przydarzy. Kiedyś miałam nadzieję. To prawda. Miałam przeogromną nadzieję przez ponad szesnaście lat, że coś się zmieni. Że to wszystko zmieni się na lepsze. Że będzie lepiej. Chociaż troszeczkę. Malutka iskierka zawsze płonęła gdzieś w głębi mojego serca i dawała w pewien sposób chęć do tego nędznego życia, które mnie spotkało. Dawała jakoś siłę, aby przetrwać. Jednak wygasła ona wraz z śmiercią mojej mamy. Ona po prostu gwałtownie zniknęła z mojego życia. Wypaliła się. To był zbyt duży cios. Jej śmierć. To mnie zniszczyło. To mnie cały czas niszczy. Była dla mnie wszystkim dobrym co miałam. Nie wiem, czy jest gdzieś limit cierpień przypadający na jednego człowieka. Podobno dostajemy ich tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć. Tylko, że ja nie wiem ile jestem w stanie wytrzymać. Nie wiem, czy kiedyś po prostu nie nie poddam. Poddam się, ale na zawsze. Na wieczność. Może właśnie TAM będę szczęśliwa. Może TAM mam zmierzać. Do mojej mamy. "A wiem, że z Zayn'em będziesz. Widzę to. Ja to po prostu wiem." Problem w tym, że nawet nie mam jak. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Nie wiem skąd Harry wymyślił jakieś historie ze staraniem się i wypruwaniem sobie żył. Jakimiś spojrzeniami Zayn'a rzucanymi w moją stronę. To nie ma najmniejszego sensu. Znowu stara się mnie wmówić, że niby Zayn coś do mnie czuje. To jest wszystko śmieszne. On myśli o Perrie, nie o mnie. On czuje coś do niej, nie do mnie. To z jej twarzą przed oczami zasypia, nie z moją. To z nią wiąże swoje plany na przyszłość oraz marzenia, nie ze mną. Czy Harry i Niall nie mogą tego wreszcie zrozumieć, raz na zawsze? Jest różnica między miłością, a przyjaźnią. Ja się z nim tylko przyjaźnie, a to czego prawdopodobnie bym chciała, aby pomiędzy nami było nie ma najmniejszego znaczenia. Mamy żyć teraźniejszością i przyszłością, tak? Teraźniejszość i przyszłość wskazuje na to, że z Zayn'em będziemy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Ja tego nie zmienię. Nie będę się pchała ze swoimi brudnymi buciorami do jego życia. Przybliżyłam się do chłopaka, po czym moje wargi dotknęły jego zaróżowionego policzka.
- Lepiej już chodźmy, Hazz.

Little Things || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz