Szyk bojowy

695 44 10
                                    

Przede mną stał mój ukochany. Jak w hipnozie podeszłam do niego na kilka kroków . Patrzylosmy na siebje w milczeniu, az wkoncu nie wytrzymałam i rzucilam sie na niego, ciasno oplatając ramionami jego szyje. Wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi i zaciagnełam jego boskimi perfumami. On natomiast oplótł mnie rękami w talii i przyciągnął do siebie.  Nie spodziewałam się go tutaj, tak mi to poruszyło serce ze zaczęłam cichutko łkać w jego ramię.
Głaskał mnie po plecach mruczac uspokajające słowa do ucha.
Kiedy się uspokoilam chciałam coś powiedzieć. Nie wiem co, coś, cokolwiek. Ale najbardziej chyba to ze teskniłam i ze bardzo to Kocham. Ale nie mogę tego powiedzieć. On mnie nie kocha. Pewnie już ożenił się z Natashą. A jest tu tylko po to aby spowrotem zaciągnąć mnie do akademii Św Vladimira. Po moim trupie. Odwracam się do niego plecami i szybko kieruje się do mojego konia.
  Próbuje mnie zatrzymać, ale zręcznie umykam mu.
-Rose, słuchaj...
-Nie Dmitrij między nami nic już nie ma. Nie muszę Cię słuchać. Pozwól mi wziąść z sobą dobre wspomnienia, związane z tobą.
-Cholerna, uparta dziewucho-warczy i zwinnue sciage mnie z wierzchowca- myślisz że pozwolę ci iść na śmierć samej?
-Tak, tak właśnie myślę. Nic nas już nie łączy. Żenisz się z inną i ...
   Nie dokończyłam,ponieważ zamknął moje usta swoimi.
  Na początku próbowałam to odetchnąć, ale zdając sobie sprawę ze to bez sensu poddalam się i pogłebilam pocałunek. To było to, czego potrzebowałam najbardziej. Jego dotyku, zapewnienia, miłości. Teraz już nic mnie nie powstrzyma.
  Naszą cudowną chwilę przerywa przerazliwy ryk. Tak głośny, że można ogluchnać. Wszyscy ruszają, jak na nieistniejące komendę. Ja również. Tym razem nie wskakuje na konia, to bez sensu, będzie mi tylko ciążyl. Puszczam się biegiem na polanę przed murami akademii. Mimo lekkiego zamieszania kazdy wie,co ma robić,  U gdzie się kierować. Wyczuwam że Dmitrij cały czas depcze mi po piętach.
Po kilku minutach wszyscy stoją w równym szyku.
Kiedy niebo przeszyła pierwsza błyskawica każdy wiedziedział że już niedługo. Wszyscy rozglądają się naokoło by nikogo i niczego nie przegapić. Po chwili przerazajacej ciszy rozległ się przerażający trzask. Nastepnie ziemia zaczęła trzęść się, tak mocno że z ledwoscia ustalam na nogach. Kiedy wszyscy stali  zpowrotemna swoich pozycjach, naszym oczom ukazał się niezwykły widok.  Niespełna 300 metrów przed nami ziemia pękła, długa, głęboka szczelina z nad której nosiła się dziwna mgła. W mlecznej esencji coś niewyraźnie majaczyło. Jakiś kształt, jakby człowiek, ale trochę zdeformowany.
  Zabrałam w sobie dosc siły i wyszlam przed oddział. Poczułam uścisk na moim łokciu. Spojrzalam na dłoń Dmitra,  która delikatnie, acz stanowczo mnie zatrzymala. Koniuszkami palcow przyjechałam po jego żylastej dłoni. W tym samym czasie spojrzałam w jej piękne oczy. W spojrzeniu przekazałem mu zaszyfrowaną wiadomość       "Zaufaj mi, prosze".
Z widocznym trudem uwolnił mnie ze swojego uścisku. Posłałam mu wymuszony uśmiech.
  Z każdym krokiem czułam że moje serce bije coraz mocniej. Dłonie zaczęły drżeć i robić się wilgotne. Zmuszałam się do każdego kroku. Odwrotu już nie było. Kiedy przyszłam połowę odcinka zatrzymałem się ponieważ kształt we mgle poruszył się gwałtownie. Wystrzelił w górę i zniknął wśród chmur. Wokół moich dłoni pojawiły się pomarańczowo-złote płomienie. Stanelam pewniej na nogach i wzmożyłam czujność. Coś mignęło z prawej strony i głośno uderzyło o ziemię, obejrzałam się w te stronę i wtedy go zobaczyłam.
Klęka na jednym kolanie, dłonie zawinięte w pięści opiera o zakurzoną ziemię. Głowa otoczona ciemnymi, długimi do ramion włosami spuszczona jest na klatkę piersiowa, przez co nie widzę jego twarzy. Za nim, między oparami mlecznej zasłony pojawiają się kształty.
  Po chwili zdaje sobie sprawe że to armia. Armia upadłych. Dyskretnie spoglądam na moje oddziały. Wszyscy stoją i wpatruja się ze spokojnem na pojawiające się, coraz to nowe postacie. Ale ja wiem że to tylko pozorny spokój. W środku, głębiej lub troche płycej ich mięśnie drżą, nogi miekkną, a serca biją niemiarowym rytmem. Ktoś wydaje rozkaz i wszyscy powoli zmierzają w moją stronę.  Uśmiecham się i z powrotem kieruje swoje uwagę na wroga. Tym razem postać stoi, patrzy się prosto na mnie i robi kilka kroków na przód. Kiedy się zatrzymuje mogę zobaczyć jego twarz. Czarne oczy, lśniące nawet z tej odległości, roli nos, usta wykrzywione w szatanskim uśmiechu, z pomiędzy warg wystają białe, ostre kły.
Słyszę ze Dmitrij,  Adrian i Damon wraz z innymi zatrzymują się niecałe dwa metry ode mnie. Kiedy zbyt spokojna cisza przedłużała się postanowiłam odezwać się pierwsza. Między otwieralam usta by powiedzieć gatkę w stylu
" Kim jesteś i czego chcesz?!", mężczyzna zrobił jeszcze jeden krok.
  Zpielam mięśnie gotowa do ataku, ogień wokół moich zaciśniętych pięści buchnął jeszcze żywszym płomieniem.
  Nagle wyparował, znikł.
Gdzie on jest do cholery jasnej?!
  Nikt nie miał czasu aby o tym pomyśleć ponieważ armia upadłych ruszyła na nas. Cofnelam się dwa metry dzielące mnie od oddziału i wraz z nimi utworzylam szyk. Ci, którzy mieli włócznie stali na samym przodzie pochylając broń ku ziemi tak, by wrogowie nadzór sali się na nie. W sumie było ich trzy rzędy. Zaraz na nimi stało setki żołnierzy z mieczami, topotami, młotami i wszystkim w czym się specjalizują. W pobliskich laskach i krzakach zostali ukryci łucznicy i kusznicy.  Dołączyłam do tych z ciężkim asortymentem i przygotowałam się na bitwę. Kiedy byli coraz bliżej mogłam zobaczyć ich twarze. To nie byli ludzie, to jakieś dziwne mutanty. Pomieszane rodzaje zwierząt z cialem ludzkim. Wyglada to okropnie. Ten, kto ich stworzył musi mieć nieźle namieszane pod czaszką.
Kiedy usłyszałam dźwięk ostrzy zatapianych w ciele potworów, wyciągnęłam miecz i wraz z innymi zaczęłam przeciskać się do przodu. Moim pierwszym przeciwnikiem był wilko-człek. Miał twarz człowieka, która była w kształcie pyska psa, z odslonietych warg wystawały ostre zębiska. Skrawki ciała wymagającego z pomiędzy dziur w zbroi były owłosione ciemnym futrem. Walczyliśmy przez chwilę, aż wkoncu pokonała go idealnym cięciem w szyję, przez co z tętnicy trysnęła krew budząc mnie.
W podobny sposób zabilam około dwunastu stworów. Kiedy chciałam iść dalej zobaczyłam go. Stał i patrzył na mnie, i wtedy zrozumiałam. Moim zadaniem nie jest zabicie wszystkich mutantów, tylko jego. Podnioslem miecz wyżej i zaczęłam biec w jej stronę.
  Naokoło było słychać szczekajacy metal i ostrze zatapiające się w ciała.
  Byłam kilka metrów od mój wg przeznaczenia, kiedy pominęłam się o jakiś korzeń wystający z ziemi. Upadłam jaką długa. Cholera. Takie coś może się zdarzyć tylko mnie.
  Wstaje szybko, mężczyzna śmieje się głośno ze mnie. Nic dziwnego, też bym się śmiała. Mimo tego czuje narastajacy gniew i irytację. Łapie miecz i ustawiam się w wygodnej pozycji.
  -Rose, Rose, Rose.  Jesteś niemądra. Myślisz że pokonasz mnie, upadłego? Samego diabła, istotę doskonałą?
-Nie, nie myślę tak. Ja to wiem.
-Oh, wiem że jesteś uparta. Ale opamiętaj  siw. Za toba giną niewinni. Nie lepiej żebyś od razu się poddała. Oszczędzisz bólu.
-Oczywiście. Poddam się, a ty wszystkich pozabijasz. Podporządkujesz sobie cały świat, zniszczysz go.
-Ktoś musi.
-Nie za mojej kadencji, Lucyferze!
Rzuciłam miecz, z moich rąk od razu szczelił  gorący płomień, który skierowałem na Upadłego. W ostatniej chwili zdąrzył odliczyć, przez co ognista kula uderzyła w potężny dąb który przez kilkudniową susze już stał w płomieniach. Koło mnie śmignęła kula podobna do mojej, uskoczyłam w bok ratując się i jednocześnie chwytają swój miecz. Stanelam prostu wyciagajac przed siebie śmiercionośną broń.
Lucyfer nie został w tyle, sięgnął po jakiegoś suchego kija, który zaczął dziwnie świecić w jego rękach i po chwili zamienił się w miecz. Dwa razy większy od tego który trzymam, przez co mój wyglądał jak scyzoryk harcerski. No to pięknie. W tym samym momencie ruszyliśmy na siebie. Ostrza uderzyły oo siebie z głośnym zgrzytem, pomagała sobie ogniem, ale na niewiele się to zdało. Nasza zacieta walka trwała naprawde długo. Kiedy myślałam że już dłużej nie dam rady, zobaczyłam jego odsłonięty brzuch. Zamachnęłam się i zalałam cios. W tym momencie flaki powinny wychodzić mu na wierzch, ale... jego nie ma. ZNIKNĄŁ.   Rozejrzałam się wokoło, nigdzie go nie było. Ale zobaczyłam coś co zmroziło mi krew w żyłach. Dmitrij walczył z dwoma mutantami. Kolejna dwa biegły w jego stronę. Nie widział ich, a gdybym zawołała, i tak by nie usłyszał. Puściłam się biegiem w tamtą stronę. Jeszcze nigdy nie byłam taka szybka, nawet gdy gonił mnie cały oddział straży akademi Św Vladimira. Kiedy byłam prawie przy nich w moich dłoniach pojawiły się języki ognia. Kiedy potwory były kilka korków od Belikova skończyłam między nich i wypuściła energię kumulującą się w moim ciele. Upadłam na twardą ziemię. Lekko zaćmniona podniosłam głowę. Otumaniona bestia palila sie żywcem.  Niestety, trafiłam tylko jedną z nich, drugą właśnie wbiegła na mnie. Bylo ty polaczenie czlowieka i byka -minotaur, uświadomiłam sobie w opóźnieniem. Nie miałam siły by walczyć, albo chociaż uciec. Zobaczyłam coś świecącego. Poczułam okropny ból w brzuchu. Do moich ust napłynęła
krew dusząc mnie, nie pozwalając zaczerpnąć życiodajnego powietrza. Czułam jak dol mojego ciala drętwienie. Ktoś pociągnął mnie w górę, na swoje kolana. Otworzyłam przerażona oczy. Dmitrij, patrzył na mnie jeszcze bardziej wystraszony niż ja. Z jego oczu wypływały słone krople,  które kapały na moją twarz.
"Nie płacz. Wrócę" chciałam powiedzieć, ale nie potrafiłam. Powoli trafiłam powietrze.
Ze zmęczenia zamknęłam oczy Pod powiekami zaczęły mi przelatywać znajome obrazy. A wiec to prawda, w trakcie śmierci całe życie przelatuje człowiekowi przed oczami. Właśnie widziałam swój pierwszy dzień lekcji w akademi. Pogoda była okropna, bylo zimno i padał lodowaty deszcz. Od Kiedy pamiętam nie pozwolono mi wychodzić na dwór. Więc to był mój pierwszy raz, i po mimo zimna bardzo się wtedy cieszyłam.  Potem starsi zaczeli mi dokuczac. Byłam mała zagubiona, niewinna. Raz chcieli mnie pobić. Byłam w drugiej klasie, miałam 7 lat. W mojej obronie stanął jakiś chłopiec, jaki jedyny pomógł mi. jako właściwie nie był to chłopiec, tylko chłopak miał około

Akademia Wampirów-moja HistoriaWhere stories live. Discover now