!!!Adrian Ivaszkov!!!

875 56 2
                                    

Wstałam ostrożnie i od razu wrzuciłam szkodliwy, jak dla mnie , płyn do kosza. Przejrzałam się w lustrze. Jestem czerwona z bólu i wydaje mi się ze skórą naokoło szwów pulsuje lekko. Przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam z pokoju.
Po drodze minęłam grupkę uczniów. Na mój widok zaczęli się uśmiechać i szeptac coś między sobą.
-Co Was tak nagle rozbawiło?-zapytałam ostrym tonem, tarasując im,swoim ciałem drogę.
Popatrzyli po sobie speszeni. Rozpoznalam ich, to uczniaki, pierwszoklasiści, a ja trzecio mogli być trochę przestraszeni.
-Jeszcze raz i nie będzie za przyjemnie.
Wyminęłam ich i zadowolona z siebie odeszłam. Szłam spokojnym korkiem przez dziedziniec myśląc co jeszcze mi się przytrafi w tej szkole. I jak na życzenie ktoś wpadł na mnie omal mnie nie przywracając.
-Hej, może łaskawie patrz gdzie chodzisz, co?
-Przepraszam, spieszy mi się.
Trochę przydługie, ciemne, blond włosy opadały mu na czoło. Był wysoki i szczupły. Skórę miał jak mleko. To moroj. Nie moge łajdaczyć morojów.
-To ja przepraszam, zamyśliłam się.
Odsunęłam się na bok by puścić go przodem ale on tylko sie uśmiechnął.
--Nazywam się Adrian, jestem z rodu Ivaszkov. A Ty jesteś...?
OMG!! To TEN Adrian Ivaszkov. Kuzyn Lisy, miał za niedługo przyjechać i zamieszkać w Akademii. Z przyczyn niewiadomych. Może chce się uczyć? Ehh.. Nie z tego co wiem tacy starzy to nie mogą.
Czarne jak węgiel oczy wpatrywały się we mnie czekając na odpowiedź.
-Nazywam się Roselie Hathaway. Ale mów mi poprostu Rose. Jestem na 3 rok szkolenia dla strażników.
-Córka strażniczki Janine Hathaway?
-Dokładnie ta sama - odpowiedziałam z grymasem na twarzy.
-Dla mnie to zaszczyt....
-Chyba ja powinnam to powiedzieć. No ale podobno spieszysz się, ja zresztą też. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia Rose.
Co to było, "do zobaczenia" powiedział tak jakby byl pewny tego na 1000%. A moze ja nie chce z nim już rozmawiać? Kogo ja oszukuje, zaciekawiła mnie jego osoba i chce to poznać bliżej.
Kiedy mnie mijał wyczułam zapach papierosów i alkoholu. Pięknie, nie dość że będzie w Akademii, prawdopodobnie nielegalnie, to jeszcze będzie sprowadziła uczniów na manowce popijając alkohol w ciągu dnia. Kto wie czy nie ćpa czegoś po kątach.
Powróciłam do swoich rozmyślań. Co będę robić za 5 lat?? Prawdopodobnie, z moim Pechem, albo będę martwa, albo będę strażnikiem Lisy. Na jedno wyjdzie. Będę 24h na dobę mieć ją na oku nawet jak będzie spać, kąpać się itp.itd.
Po kilku minutach wchodzę do sali ćwiczeń. W środku jest niewiele osób. Odszukałam wzrokiem trenerke i podeszłam do niej.
-Dzień dobry Pani Karp, mam do Pani sprawę.
Odwróciła się i kiedy skapła się że to ja oś razu jej wzrok powędrował na moje czoło.
-Dzień dobry Rose, strażnik Belikov był mnie dziś rano i wszystko mi wyjaśnił. Możesz wracać do pokoju.
-A co dokładnie powiedział-zapytałam nie zawadzajac na ostatnią część jej wypowiedzi.
-Że się potknełaś o krawężnik i upadlaś. Naprawdę masz dwie lewe nogi Rose - zaśmiała sie.
-Okey. Skoro nie mogę ćwiczyć z inni to mogę pójść na siłownię? Trochę pobiegam i takie tam.
-Tak, myślę że nie ma problemu. Ale uważaj na siebie i możliwe ze będą tak starsi, nie wszczyna bajek!-w jakimś sensie zabrzmiało to jak ostrzeżenie kochającej matki, której nigdy nie miałam.
Odpedzilam od siebie te myśli, uśmiechnęła się do nauczycielki i trichtem wybieglam z powrotem na dziedziniec.
Siłownia znajdowała się kilka budynków dalej. Powoli kierowałem się mu niej, kiedy uderzyła mnie pewna myśl. Dmitrij powiedział nauczyciele to samo co ja Lisie... Nie obgadaliśmy wspólnej wersji zdarzeń. Nie utworzyliy sensownej wymówki, a jednak rozpowiadamy dokładnie to samo. Jak to możliwe? Może Lisa mu wygadała? Spytam go o to jak tylko bo spotkam.
Weszłam do siłowni za jakimiś dwoma chłopakami. Na oko- drugi rok. Skierowali się do szatni męskich, a ja do damskich. Byłam to dama więc nie musiałam wchodzić D kabiny by się przebrać. Założyłam stanik sportowy, dresowe, obcisłe szorty, adidasy. Stojąc przed wielkim, oświetlony lustrem spojrzałam sobie w oczy. Były puste, pozbawione emocji, jak całe moje życie. Teraz to sobie uświadamiam. Nie mam po co i dla kogo żyć, jestem sama dla siebie. Jesteminna niż wszyscy, to widać, nie umiem się dopasować
Jeszcze nie wiem dlaczego, ale dowiem się tego.
Wyszłam na salę i skierowałem się do bieżni. Stanęłam, włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam głośną, rytmiczną muzyka, do której doskonale się biega. Włączyłam bieżnie najpierw na niskie obroty, które stopniowo podkręcałam. Po kilku minutach weszli chłopacy
Którzy wchodzili przede mną. Ustawili się przy sztalugach. Po chwili zaczęli zerknąć na mnie, jakby w obawie że usłyszę o czym mówią.
Jak to ja, ciekawska jak zawsze, włączyłam dyskretnie muzykę, ale nie wyciągnęłam słuchawek z uszu słuchawek, żeby myśleli że nie podsłuchuje.
-Ale to już pewne?-zapytał brunet.
-Tak. Słyszałem jak strażnik Belikov rozmawiał z Kirovą. Mówił że musi pilnie wyjechać gdzieś na wschód.
-Aha... to kiedy wyjeżdża?
-Jutro rano.
Zabrałam, włączyłam bieżnie i wróciłam powoli do szatni, stwarzając pozory normalności. Przesbrałam się rozmyślając o tym co usłyszałam. Dmitrij wyjeżdża. Po co? Na jak długo? Gdzie? I dlaczego mi o tym nie powiedział? No tak po co miałby mnie zawiadamiać o każdym swoim kroku, jestem tylko jedną z uczniów Akademii, nikim ważnym.
Wzięłam torbę i wyszłam na zewnątrz. Obralam kierunek do dormitorium i mojego pokoju.
W pokoju od razu rzuciłam się do łóżka i zaczęłam z pod niego wyciągać wszystkie torby. Końcu znalazłam tę którą szukałam. Wysłałam jej zawartość na łóżko i wzięłam to na czym mi zależało. Małe, granatowe pudełeczko w którym był prezent dla Dmitra. Jest to srebrny łańcuszek z medalikiem na końcu, z miejscem na zdjęcie. Będzie mógł włożyć w nie zdjęcie kogoś, kogo chce nosić zawsze przy sercu. Skoro nie będzie go na Bożym Narodzeniu to muszę mu to dać jeszcze dziś, teraz, zaraz.
Ciuchy które wysypałam , ponownie włożyłam do torby i wszystko upchnelam pod łóżkiem. Pudełeczko włożyłam do kieszeni bluzy i wyszłam z pokoju.
Na zewnątrz Ognista kula powoli znikala za choryzontem, więc lekcje również się kończą. Że wszystkich Sal i klas zaczęły wywoływać falę motorów i dampirów. Cholera, teraz nie mogłam wejść do dormitorium strażników. Zaburczalo mi w brzuchu. No tak, jeszcze nic dzisiaj nie jadłam. Ruszyłam wraz z tłumem do stołówki.
Nałożyła sobie na talerz solidną porcje zapiekanki. Wzięłam się za jedzenie, wtedy przyszedł Mayson.
-Smacznego-powiedział i ustanowił się jak zawsze obok mnie.
-Dzięki, jak tam?- spytałam.
-Powiem Ci że lepiej być nie mogło.
-O! A to dlaczego?
-Widzisz te dziewczynę?-wskazał na dziewczynę z którą ostatnio byłam w parze na zajęciach. Kiwnęłam głową bo miałam pełną buzię-To moja dziewczyna.
Zatkało mnie. Makaron który właśnie przełykałam stanął mi w gardle. Przelknelam go z trudem i spojrzalam na niego w pełni zdziwiona.
-Żartujesz?
-Nie skąd. Co w tym takiego dziwnego?
-Nie no nic, tylko wiesz... lekki szok. To twoje pierwsza dziewczyna, tak na powarznie?
-Spoko, nie szkodzi. Tak pierwsza.
-Jak długo to trwa i jak się to wogóle zaczęło?
Wiedząc ze teraz jego monolog trochę potrwa wróciłam do posiłku.
-No więc to było tak, dziś na zajęciach byliśmy razem w parze, ponieważ nie było Ciebie. Trochę gadalismy, okazało się ze świetnie się dogadujemy i przed chwilą spytałem ją czy została by moją dziewczyną. No i zgodziła się.
-Nieźle -tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
-Ta, a u Ciebie co słychać-niespodziewanie ogarnął mi włosy z czola- A więc to prawda, pocałunek z chodnikiem. Bardzo romantyczne.
Zaśmiałam się z jego żartu, ale nie obrazilam się, to by było bez sensu.
-Niestety. No ale po mnie można było się tego spodziewać.
-No tak, po tobie wszystkiego. A tym czasem przepraszam ale muszę się posilić po całym dniu charówki.
-Dobra, ja już skończyłam. Lecę, do zoba.
Pocałowałam go w policzek, jak to mam w zwyczaju i wyszłam. Po drodze spojrzałam jeszcze na dziewczynę Maysona, ale od razu odwróciłam wzrok patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić.
Wyszłam ze stołówki, na dworze nie było prawie nikogo. Skierowalam sie do Dormitorium strażników. W połowie drogi ktoś pchnął mnie brutalnie. Było to niespodziewane i prawie się przewróciłam. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę. Odwróciłam się, okazało się ze to nie kto inny jak dziewczyna mojego przyjaciela.
-Odbiło ci?!-wydrałam się na nią
-Mi?! Ideał się od mojego chłopaka zdziro!
-Co? Przecież Mayson jest moim przyjacielem!
-Przed chwilą widziałam jak go całowałaś!
-Od zawsze to robie.
-No to przestań!
-Nie mam najmniejszego zamiaru, przez Ciebie, rezygnować z tego, co od zawsze robimy razem. Nie wąż się stawać pomiędzy naszą przyjaźnią, bo tego mocno pożałujesz.
Warknelam i odeszła nie oglądając się za siebie. Wiele osób na mnie patrzyło, więc nie mogłam iść do pokoju Dmitriego. Za to poszłam do siebie.

Akademia Wampirów-moja HistoriaWhere stories live. Discover now