Pyskata Omega| Sope

By White__Wolf____

482K 20.9K 14.6K

Pewnej nocy stado Namjoona rozpoczyna pościg za małą, białą omegą, która była intruzem na ich terenie. Główne... More

Postacie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
UWAGA WSZYSCY!!!
Odpowiedzi na pytania do bohaterów
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Konkurs!!!
Rozdział 37
Moja twarz!!!
Rozdział 38
Konkurs!
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Nowa książka!
Rozdział 43
Epilog

Rozdział 22

12K 452 120
By White__Wolf____

-Dokąd idziemy? -spytał ponownie zniecierpliwiony Jimin swojego chłopaka, który zawiózł go w jakieś odludne miejsce jakąś godzinę od domu, a potem zaczął prowadzić w głąb nieznanego mu lasu.

-Cierpliwości, zaraz będziemy na miejscu. -zaśmiał się Jeon. Uwielbiał Jimina za jego brak cierpliwości. Uwielbiał wszystkie jego wady. Chciał dać ich dwójce chwili spokoju i relaksu, dlatego wpadł na pewien pomysł. Nie raz odtwarzał sobie w głowie obraz do pytania, od czego to się tak naprawdę wszystko zaczęło?

-Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taką tajemnicę? -burknął ze skwaszoną miną. Jeongguk nie odpowiedział, tylko westchnął, nadal brnąc przed siebie. I już po niecałych pięciu minutach las się skończył. Ich oczom ukazała się ogromna polana, a na samym jej środku wielkie jezioro.

Było samo południe, dlatego słońce przyjemnie przygrzewało oraz oświetlało całą tę naturę, a promienie słoneczne cudownie odbijały się w tafli wody, która pod wpływem delikatnego wiatru spokojnie szumiała.

Jimina zatkało, lecz nie z powodu pięknego widoku przed nim. To miejsce przywołało wiele wspomnień, które nagle w niego uderzyły. Tamtego pamiętnego dnia nawet pogoda była podobna. Czuł, jakby właśnie cofnął się w czasie. Oczami wyobraźni szukał dawnego Jeongguka, lecz jedyny, którego widział, był ten z teraźniejszości. Przyglądał mu się z wielkim uśmiechem, gdy on sam nie mógł z siebie nic wydusić.

-Przywołuje wspomnienia, prawda? -zadał retoryczne pytanie Jeongguk. Jimin spojrzał na niego z szokiem w oczach i kiwnął delikatnie głową.

-Jak zapamiętałeś to miejsce? W życiu bym tu nie trafił, chyba że jakiś pokręconym przypadkiem. -pokręciła z niedowierzaniem głową beta.

-Mam dobrą pamięć do ważnych dla mnie miejsc, ludzi oraz rzeczy. -wzruszył ramionami Jeongguk, łapiąc za rękę Jimina i ciągnąc go do brzegu jeziora. -To tu Cię spotkałem po raz pierwszy. I to tu pierwszy raz dostałem od ciebie w twarz.

-Pierwszy i ostatni! -oburzył się Jimin, siadając przy brzegu, patrząc wymownie na swoją alfę. Jeon zaśmiał się szczerze, siadając tuż obok niego.

-Pamiętam to, jakby to było wczoraj... -westchnął, przywołując sobie dokładny obraz całego zajścia w pamięci.

5 lat wcześniej...

Ledwo uszedł z życiem. Biedna, ranna beta już powoli opadała z sił. Miał ranną nogę oraz ramie, ze zranień lała się krew. Miał pecha, że trafił na teren rodziny, która wiedziała o istnieniu takich jak on. Nie ma akceptacji dla odmieńców w tym świecie, według ludzi należy ich wytępić. Tak więc uciekając przed strzałami w jego stronę, wdepnął w pułapkę na niedźwiedzie, zrobiona była ze srebra. Zawył z bólu, ale słyszał, że ludzie, którzy na niego polowali, są coraz bliżej. Resztkami sił, które czerpał z adrenaliny, rozciągnął pułapkę i wydostał nogę. Zmienił się w postać wilka, aby łatwiej mu było uciekać. Niestety, srebra kula dosięgła jego przedniej łapy. Przeraźliwy ból, jaki czuł, był niewyobrażalny, jednak nie miał czasu na myślenie o tym. Jeśliby stanął, zostałby zabity.

Dlatego zbierając w sobie całe siły, jakie mu jeszcze pozostały zaczął biec najszybciej, jak to było tylko możliwe w jego stanie. Odgłosy powoli ucichły, zgubił ich. Odmienił się z powrotem w człowieka na jakiejś bezludnej polanie, na której znajdowało się wielkie jezioro.

Gdyby nie zasnął w tamtym miejscu, to by nie doszło do tej sytuacji. Słońce przygrzewało, ale nie dawało to żadnego ukojenia Jiminowi. Kulejąc, podszedł do wody, gdzie przemył sobie twarz oraz rany. Kula została w środku, nie było szans, aby teraz ją wyciągnął, siedziała zbyt głęboko.

Łzy mimowolnie leciały mu z oczu, ciało robiło się coraz cięższe, trudność sprawiało mu utrzymanie się na nogach przez utratę tak dużej ilości krwi. Jego rany nie leczyły się przez to, że to, czym został zraniony, zostało wykonane ze srebra. A była to słabość takich jak on.

Zdjął z siebie koszulkę, rozrywając ją i zawiązał mocno wokół ramienia i nogi, aby zatamować krew. Nie mógł tu zostać, to było niebezpieczne. Zacisnął zęby i krzywiąc się oraz zduszając każdy krzyk bólu, powoli kulał do przodu. Dał tak radę do pierwszego drzewa, czyli jakieś 30 metrów. Poczuł, jak całe siły z niego uciekają, a jego ciało pada bezwładnie na ziemie. Jedyne co zdołał jeszcze zrobić to oprzeć się plecami o drzewo, głęboko oddychał, starając się nie stracić przytomności. Był wystawiony na atak, bezbronny. Nie chciał tak umierać.

Dlaczego tak oddalił się od domu? Dlaczego przez głupią kłótnię z rodzicami musiał uciec z domu? Nie znał terenów, na które pobiegł i teraz miał tego konsekwencje...

Chciał ich przeprosić, przytulić, porozmawiać... Na pewno się teraz wszyscy o niego martwią, a on, nawet jeśliby ich zawołał to tamci byli za daleko, aby go usłyszeli.

Od tych myśli zaniósł się cichym płaczem. Nie wiedział co robić, nie miał siły wstać, wokół mogło być wiele wróg, a on nawet nie miał pojęcia, czy jest gdzieś tu ktokolwiek, kto nie chciałby go tylko zabić. Czy to człowiek, czy ktoś taki jak on... Był intruzem, a z nimi rzadko postępują delikatnie w świecie pół wilków.

Przez swój szloch nawet nie usłyszał zbliżających się kroków. Kogoś przyciągnął jego cichy płacz, a tym kimś był młody chłopak o kasztanowych włosach oraz ciemnych, błyszczących oczach, biła od niego ta charakterystyczna siła alfy. Gdy zobaczył rudowłosą betę, a na dodatek ranną, od razu podszedł do niej szybkim krokiem. Zapach krwi można było wyczuć już z daleka.

-Jesteś ranny... -na delikatny, lecz męski głos alfy Jimin, aż podskoczył. Dopiero teraz dostrzegł młodą alfę, przez co potwornie się zląkł. Mimo że jego strach był doskonale wyczuwalny, wolał grać twardziela.

-To nic... zaraz sobie stąd pójdę. -zapewnił brązowowłosego nawet na niego nie patrzeć. Ogromnie liczył na to, że ten zostawi go w spokoju. Okropnie się, jednak też pomylił.

-W tym stanie? Mogę Ci pomó... -szybko znalazł się przy rannym, chcąc przy nim klęknąć, ale powstrzymał go krzyk bety.

-Nie zbliżaj się do mnie!!! -warknął, świecąc żółtymi oczami. Łapał się jakiegokolwiek sposobu, aby tylko odstraszyć od siebie alfę. Ten był z początku lekko zaskoczony, lecz po chwili zaśmiał się, ignorując protesty Jimina.

Uklęknął przy nim, łapiąc za zawiązany wokół jego nogi materiał. Kompletnie nie spodziewał się, że ta naprawdę mocno osłabiona beta sprzeda mu tak mocne uderzenie pięścią w prawy policzek.

Uderzenie sprawiło, że stracił równowagę i przewrócił się do tyłu. Spojrzał z niedowierzaniem na równie zszokowaną betę, która patrzyła to na niego to na swoją zaciśniętą pięść. Co strach robi z człowiekiem...

-Podnosisz rękę na kogoś wyższego hierarchii od ciebie?! -oburzył się wściekły szatyn. Miał dopiero 18 lat, lecz zasady panujące wśród stad oraz hierarchii nie były mu obce. -Aż tak ci życie niemiłe?!

Jimin powoli zaczynał już trząść się ze strachu. Uderzenie kosztowało go tak dużej energii, że nie wiedział, czy może czuć się jeszcze bardziej bezsilny. Zrobił to bezwarunkowo, a rozzłoszczenie obcej alfy, gdy samemu jest się w takim stanie to jak skazanie się na śmierć. Nie miał wyboru... Musiał się poddać.

-W takim razie proszę... wykończ mnie. -wyszeptał, odwracając wzrok. Bał się śmierci, miał 17 lat... Gdyby tylko wtedy nie uciekł z domu, nie musiałby teraz bać się o własne życie.

Szatyn przyglądał się becie przez chwilę, aż w końcu zapytał:

-Jak masz na imię? -nie tego spodziewał się Jimin, dlatego zdezorientowany podniósł głowę.

-J-Jimin... Park Jimin. -odpowiedział, nie próbując już bardziej denerwować alfy.

-Jestem Jeon Jeongguk. -równie się przedstawił, dokładnie przyglądając się Jiminowi. Musiał przyznać, że był słodki. Jego urok naprawdę go ujął. -Powiedz mi Jiminie, chcesz umierać?

Jimin był coraz bardziej zbity z tropu.

-Nie... -przyznał cichym głosem. Nie miał pojęcia, do czego prowadzi ta rozmowa.

-W takim razie masz dziesięć minut na zniknięcie mi z oczu. Jeśli nie wyrobisz się w czasie bądź po prostu nie dasz rady przez swój stan, idziesz ze mną. -zadecydował, a rudowłosy przełknął ciężko ślinę. Nie miał najmniejszych szans, ale nie chciał o tak się poddawać. Była to jedyna szansa na ucieczkę. -Stoi?

Po chwili namysłu Park kiwnął głową.

-Stoi.

Jimin wziął najpierw parę głębszych wdechów, a następnie, tłumiąc w sobie ten ogromny ból, wstał, podpierając się o drzewo. Nie mógł używać zranionej nogi, dlatego zrobił pierwszy podskok do przodu. Był brudny, spocony i cały we krwi, przez dużą ilość jej utraty wydawał się równie okropnie blady.

Ciężko mu się jakoś oddychało. Przecież był wycieńczony, po zrobieniu tego jednego podskoku wiedział, że nie da rady zrobić drugiego. I właśnie przy samej próbie odbicia się od ziemi zrobiło mu się czarno przed oczami, poleciał na ziemie, przygotowując się na bolesny kontakt z ziemią.

Nie nadszedł on jednak. Poczuł natomiast, jak leci do góry. Otworzył niepewnie oczy i zobaczył twarz Jeona bardzo blisko swojej, poprzez jednocześnie się przeraził, a z drugiej strony zarumienił. Uroda alfy była warta grzechu. Nie miał na twarzy żadnej skazy, wyglądał, jak demon i anioł w jednym. Nieskazitelna, jasna cera dawała mu niewinności, ale ten złośliwy błysk w oku zdradzał coś o jego mroczniejszej naturze. I właśnie te oczy wpatrywały się intensywnie w te mniej pewne Jimina. Mógł z nim zrobić, co tylko chciał.

-Przegrałeś. -zakomunikował, zaczynając iść z mniejszym na rękach. Trzymał go tak mocno, jakby w obawie, że ten spadnie i się rozpadnie na milion małych kawałeczków, mięśnie alfy były idealnie wyczuwalne przez Parka. Jimin nie miał zamiaru się wyrywać ani protestować, nie chciał jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji.

-Dokąd mnie zabierasz? -spytał po chwili, nieśmiało patrząc na drogę przed nimi.

-Zobaczysz. -odpowiedział tylko, wydawał się taki tajemniczy. Jimin nie miał pojęcia czego może się spodziewać.

Zrobiło mu się słabo i sennie. Ciepło bijące od ciała alfy działało na niego, o dziwo, kojąco. Oparł się o jego klatkę piersiową, następnie przymknął oczy, najzwyczajniej w świecie zasypiając.

~~~~~~~

Niepewnie otworzył zaspane oczy, jednak jedyne co zobaczył to ciemność. Przetarł dłonią zaspaną twarz, zaczynając się trochę rozglądać. Miał na sobie nieswoją, za dużą, czarną bluzkę oraz swoje bokserki. Cała noga była opatrzona oraz owinięta bandażami, podobnie, jak ramię. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował. Za oknami w pokoju, którym leżał, było już ciemno. Pomieszczenie to przypominało zwykły, lecz ładnie urządzony, pokój

-Widzę, że się już obudziłeś. -na dźwięk niskiego głosu ponownie tego dnia podskoczył. Zwrócił się w stronę drzwi, w których stał Jeongguk, wpatrując się w niego.

Jimin w panice od razu spróbował podnieść się do siadu, ale użył skaleczonej ręki, więc upadł z syknięciem z powrotem na łóżko. Jeongguk pokręcił głową, podchodząc do łóżka chłopaka.

-Gdzie ja jestem? -rozglądał się spanikowany, jakby szukał czegoś mu znajomego.

-W moim domu. -odpowiedział szatyn, siadając na skraju łóżka.

-Po co mnie tutaj zabrałeś? I czego ode mnie chcesz? -nie by pewny zamiarów alfy, dlatego nie czuł się komfortowo w jego towarzystwie.

-Liczyłem na, jakieś dziękuję... -westchnął Jeon, udając urażonego. -Jesteś w domu Jeonów. Opatrzyłem ci rany oraz wyjąłem kule z twojego ramienia. Niestety to, co cię skaleczyło, zrobione było ze srebra, dlatego rany będą się leczyć dłużej, niż byś tego chciał.

Jimin jeszcze raz spojrzał na swoje bandaże i momentalnie zrobiło mu się głupio.

-Dziękuję... A co z moimi ubraniami? -myśl, że nieznajomy go rozbierał, sprawiała, że na jego policzkach wszedł rumieniec.

-Musiałem cię jakoś opatrzeć, nie? Poza tym były całe we krwi i brudzie. Rzuciłem je do prania, jutro je odzyskasz. -powiadomił go spokojnym głosem, jego twarz nie wyrażała żadnych większych emocji.

-Ale po co tak właściwie mnie ratowałeś? Jaki jest twój prawdziwy cel? -nie wierzył w bezinteresowną dobroć.

-Eh, aleś ty dociekliwy. Bez mojej pomocy byś umarł, więc ci pomogłem. Co w tym takiego dziwnego? Gdybym nie znalazł cię ja, pewnie zrobiłby to ktoś mniej miły. -burknął urażony. -Teraz ja zadam parę pytań. Skąd się tu wziąłeś, ile masz lat i czy twoi rodzice wiedzą o twoim pobycie na tamtych terenach?

Jimin spojrzał na niego jeszcze nieufnie, ale postanowił mówić.

-Mam 17 lat, uciekłem z domu i nie, nie wiedzą. -odpowiedział krótko i zwięźle spuszczając głowę.

-Uciekłeś z domu? Powiedz coś więcej. -zaciekawił się Jeon, dokładnie przyglądając się becie.

-Pokłóciłem się z nimi o błahostkę... Już nawet nie pamiętam dokładnie, o co poszło... Niewiele myśląc, wyszedłem z domu i zacząłem biec przed siebie. Minęły jakieś dwie godziny, gdy poczułem się zmęczony, a moje emocje opadły. Wtedy zorientowałem się, że zgubiłem drogę do domu i zacząłem błądzić. Zrobiło się ciemno, w końcu zasnąłem z wycieńczenia. Obudziły mnie hałasy w oddali. W lesie musiały być kamery, bo znaleźli mnie ludzie, którzy o nas wiedzą i chcą nas wybić. Wpadłem w ich pułapkę, która teoretycznie jest dla niedźwiedzi oraz postrzelili mnie. Jednak jakoś udało mi się uciec, resztę historii już znasz. -objaśnił w wielkim skrócie, czując łzy w oczach. Tęsknił za rodzicami, chciał ich przeprosić.

-Nie wziąłeś ze sobą telefonu? -zdziwił się Jeongguk, słuchając uważnie chłopaka.

-Nie myślałem o tym, gdy wyszedłem z domu... Nie wziąłem ze sobą niczego. – wzruszył ramionami ewidentnie przygnębiony tym wszystkim.

-A znasz numer, do któregoś z rodziców? -zmarszczył brwi Jeongguk, chcąc jakoś pomóc Jiminowi.

-Tak... Do mamy. -spojrzał z nadzieją na swojego wybawcę, aż mu oczy zabłyszczały. W duchu rozbawiło to Jeona.

-Masz, zadzwoń do niej i powiedz, że jesteś bezpieczny. Zapewne się martwi. -wyciągnął ku niemu telefon stacjonarny.

(dop.aut. Żeby nikt mi nie pisał komentarzy typu "Ale jak stacjonarny...?" Stacjonarne telefony w tych czasach nie są tylko takie, jak były kiedyś, chodzi o te nowoczesne. Pisze, bo wiem, że znajdzie się ktoś, kto pomyśli o tych starszych.)

-Dziękuję! -krzyknął rozemocjonowany i szybko wybrał numer do swojej mamy.

Po trzech sygnałach odebrała.

-Halo...? -głos słaby i niepewny, ale Jimin rozpoznał go praktycznie od razu.

-Halo, mamo? To ja, Jimin! -kamień spadł mu z serca, gdy usłyszał głos rodzicielki. Momentalnie poczuł się bezpiecznie.

-Jimin?! Słońce, tak się martwiła...! Kochanie!!! To Jimin!!! -krzyknęła do swojego męża, który słysząc imię syna, od razu znalazł się przy żonie, zadając stos pytań. -Złotko, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? I skąd dzwonisz??? Jesteś bezpieczny?!

-Jestem bezpieczny mamo. Miałem wypadek z i jestem ranny, ale znalazł mnie pewien chłopak i mi...pomógł. Siedzę u niego w domu, właśnie dał mi telefon, abym do was zadzwonił. -objaśnił, uśmiechając się mimowolnie.

-Tak się cieszę, że żyjesz i jesteś w jednym kawałku. Miałeś sporo szczęścia, że natrafiłeś na kogoś dobrego, kto ci pomógł. Przecież wiesz, jakie niebezpieczne są niektóre stada oraz ludzie! A jesteś bardzo ranny? Ja tu z ojcem od zmysłów odchodziliśmy... Jak mogłeś postąpić tak lekkomyślnie? Przecież tyle ci z ojcem powtarzamy, że to niebezpieczne...

Jimin poczuł ogromne wyrzuty sumienia. Serce mu się ściskało z żalu oraz poczucia winy.

-Mamo... Ja p-przepraszam... Nie c-chciałem, aby to t-tak wyszło... -nie mogąc kontrolować swych emocji, wybuchł płaczem, zakrywając wolną dłonią usta.

-Spokojnie, kochanie. Już będzie dobrze, obiecuje. Musisz powiedzieć, gdzie mamy po Ciebie przyjechać. -poinstruowała go, nie mogąc słuchać, jak jej dziecko cierpi.

Jimin spojrzał się pytająco na Jeona, który wyciągnął rękę w jego kierunku. Beta nawet nie wiedziała, gdzie się znajduje.

-Dam Ci Jeongguka, mamo. On ci objaśni. -pociągnął nosem i podał telefon szatynowi.

-Dobry wieczór, Pani Park. -przywitał się kulturalnie. -Proszę się nie trudzić z przyjazdem tutaj, ja jutro odstawię Jimina do domu, w jednym kawałku, obiecuje.

Jimin zmarszczył brwi, słysząc słowa Jeona, lecz nic nie powiedział.

-Dobrze, dziękuję i życzę miłej nocy. -zakończył rozmowę, kończąc połączenie.

-Dlaczego dopiero jutro? Oni mogliby po mnie przyjechać. Nie chce robić problemów tobie ani twoim rodzicom. -zmieszał się, odwracając wzrok.

-Moich rodziców nie ma. -wzruszył ramionami. -A mnie przyda się choć trochę towarzystwa.

-Jak to nie ma? A gdzie są? -zdziwił się Jimin, patrząc pytająco na alfę.

-Sam nie wiem, ciągle gdzieś wyjeżdżają. Wcześniej zostawała ze mną gosposia, ale niedawno skończyłem 18 lat i zostaje sam w tym wielkim domu. -westchnął, kładąc się na łóżku oraz wgapiając w sufit.

-To, dlatego postanowiłeś mi pomóc? Aby nie czuć się samotny choć przez chwilę? -Jiminowi zrobiło się szkoda Jeongguka. On osobiście był ze swoją rodziną bardzo blisko, a z tego, co widział tutaj, Jeon nie mógł powiedzieć tego samego o swoich rodzicach.

-A dlaczego miałbym ci nie pomagać? Fakt, nie znam cię, więc wydaje się to głupie z mojej strony, że pomagam obcym, ale wiedziałem, że nie jesteś groźny, a na dodatek ranny, dlatego nie bałem się zabrać cię do domu. Pytasz, czy chce coś w zamian i na początku nic nie chciałem, ale teraz jest jedna rzeczy, jednak powiem ci, jaka dopiero jutro. -powiedział tajemniczo, Jimin przełknął ciężko ślinę.

-Na pewno jesteś głodny, może pomogę ci pójść do łazienki, umyjesz się, a ja w tym czasie zrobię nam kolację, dobrze? -musiał przyznać, że Jeon był bardzo gościnny. Był aktualnie na jego łasce, dlatego postanowił nie robić problemów.

Następnego Dnia...

Mimo początkowych niepewności obydwojgu rozmawiało się bardzo dobrze. Znaleźli mnóstwo tematów do rozmowy, rzeczy do żartów, ogólnie mówiąc, znaleźli wspólny język. Do tej pory bardzo poważny Jeongguk zaczął się uśmiechać, a nawet śmiać. Podobnie jak Jimin. Wydawało się, że pomiędzy tą dwójką coś zakiełkowało, byli odurzeni osobą drugiego.

Przegadali prawie całą noc, dlatego ich poranek nie należał do najlepszych. Niestety obowiązki wzywały i mimo niechęci musieli wstać z łóżka. Jimin na spokojnie mógł skorzystać z pokoju gościnnego, ale nie chciał rozdzielać się z Jeonggukiem, gdy tak dobrze im się rozmawiało, dlatego nawet nie wiedział, kiedy zasnął obok niego.

Jimin chcąc nie chcąc musiał przyznać, że Jeongguk był naprawdę przystojnym, młodym alfą. Za tą całą powagą i dostojnością kryła się jego wrażliwa oraz ciepła natura.

Jeonggukowi spodobał się urok Jimina. Wręcz roztapiał jego serce.

Nie było im do śmiechu, gdy zaczęli jechać w stronę domu Parków. Wiedzieli, że to czas rozstania, dlatego całą godzinę siedzieli w smutnej ciszy. Jimin nie sądził, że po tych całych ciężkich przeżyciach będzie mu smutno wracać do domu. Chciał jeszcze trochę spędzić czasu z Jeonem, lecz głupio mu było w ogóle zacząć temat.

W końcu dojechali. Jimin odchrząknął.

-Dziękuję, za wszystko. Naprawdę nie wiem, czy jest sposób, abym mógł ci się odwdzięczyć. -powiedział nieśmiało, nawet na niego nie patrząc.

-Jest pewien sposób. -odwrócił głowę w stronę zaskoczonego Jimina. -Nie zrywaj ze mną kontaktu. To jest to, co chce w zamian za ratunek. Tu masz mój numer, czasem mogę po ciebie podjechać. -podał mu małą karteczkę, a Jimin był naprawdę bardzo zaskoczony, że spośród tylu rzeczy Jeongguk wybrał akurat to. Zrobiło mu się miło na sercu.

Prawda była taka, że oboje byli dość samotni. Jimin miał rodzinę, ale nie miał poza nimi nikogo. Jeongguk miał starą gosposię, z którą rozmawiał o wszystkim.

-Z miłą chęcią, Ggukie. -zaśmiał się i uciekł z auta alfy.

~~~~

-Staliśmy się nierozłączni, a niedługo potem zakochaliśmy się w sobie. -dodał Jimin, równie rozpamiętując tamte dni.

-Rok później znaleźliśmy Namjoona oraz Hoseoka, dołączyliśmy do ich stada i tak aż dotąd. -westchnął Jeongguk, rozmarzając się wzrokiem wbitym w niebo. Słońce przyjemnie przygrzewało, czuli jeden wielki relaks.

-A Jin hyung, kiedy do nas dołączył? -zastanowił się Jimin, starając się przypomnieć ten moment.

-Jakoś niedługo po nas. -szatyn zmarszczył brwi, przypominając sobie. -Jego historia oraz Namjoona była trochę bardziej... skomplikowana.

W każdym razie nie jest to opowieść na teraz. Sam Namjoon oraz Jin lepiej to opowiedzą. A to już innym razem.

------------------------------------------------
Dokładnie, innym razem, w innym rozdziale!

Witam, Okamisie!

Postanowiłam zrobić luźny rozdzialik, który zobrazuje wam początki stada. I będzie takich rozdziałów więcej, abyście mogli się wczuć bardziej w sytuacje bohaterów i ich przeszłości. Mam nadzieje, że wam się coś takiego podoba.
Brakuje mi was, dlatego zebrałam się i szybko napisałam ten rozdział. Brakuje mi waszych komentarzy. Zrobiłam sobie w pokoju mały remoncik. Mam pokój, a w pokoju jeszcze antresole (taki mini pokoik przy suficie. W Google zobaczcie.), gdyż ciężarna moja siostra się wyprowadziła z prawie mężem. 😆 Dałabym zdjęcie, ale wattpad się zjebał za przeproszeniem i nie daje możliwości wstawienia zdjęć co mnie niesamowicie wku###ło. Może następnym razem pokaże, bo to moim zdaniem wygląda super. JAK Z HORRORU, HAHA!

Pytanie na dziś:
Jakie są wasze ulubione konteksty książek na wattpad? W jaką stronę fabuła ma iść i w ogóle? Typu: wampiry, wróżki, normalne życie, czy jeszcze coś innego.🤔

Do Następnego!

WhiteWolf

Continue Reading

You'll Also Like

11.3K 449 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
136K 6K 12
Autor: Mantos NO.7 Źródło: https://myreadingmanga.info/mantos-no-7-dog-seme-eng
26K 1K 26
„ink brought us together"
14.1K 1K 36
Yoongi pewnego, deszczowego dnia śpieszy się do pracy i zapomina wziąć parasolki. Gdy zatrzymuje się przed przejściem na pasach, obok niego pojawia s...