Bratnie dusze

By _Aleksandra_mm

133K 5.7K 461

Hermiona Jean Granger, 23-letnia niezależna kobieta śni o mężczyźnie, który mówi, że są bratnimi duszami. Czy... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
KRozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Epilog
Info

Rozdział XLIV

2K 99 11
By _Aleksandra_mm

Leżała już od ponad czterech tygodni. Pomimo eliksirów i leżenia, skurcze stawały się coraz częstsze i coraz silniejsze. Słabo sypiała i była już na prawdę zmęczona. Nie pomagały kąpiele ani herbatki ziołowe, medytacje ani ciepłe mleko. Z jednej strony chciała, aby ich córeczka urodziła się zdrowa, z drugiej była już tak zmęczona i sfrustrowana, że chciała urodzić już, natychmiast.
Kiedy po kolejnej prawie nieprzespanej nocy w końcu udało się jej znaleźć w miarę wygodną pozycję i zasnąć, odpływała w niebyt z niemal błogim uczuciem spokoju i nadziei na odpoczynek. Nie trwało to jednak długo. Po pół godziny snu, choć jej się wydawało, że trwało to kilka sekund, obudził ją bardzo silny skurcz. Aż krzyknęła z bólu i usiadła gwałtownie na łóżku. Poczuła także dziwną wilgoć między nogami.
- Gwiazdka! - zawołała i skrzatka niemal natychmiast pojawiła się obok jej łóżka z cichym pyknięciem. - Znajdź, proszę, mojego męża i powiedz mu, że coś jest nie tak bo nie mogę zatrzymać sikania. - mówienie utrudnił jej kolejny silny skurcz.
Skrzatka zniknęła, a po dziesięciu minutach, które Hermionie zdawały się być wiecznością, do pokoju wpadł spanikowany Severus, a za nim zawiadomiona przez niego, pani Pomfrey.
- Co się dzieje, kochanie? - mężczyzna dopadł do łóżka żony.
- Nie wiem. - odparła, zaciskając zęby. - Skurcze są częstsze i silniejsze i nie mogę powstrzymać sikania.
-Odsuń się, Severusie. - pielęgniarka próbowała odsunąć mężczyznę, który tarasował jej dojście do pacjentki. - Muszę ją zbadać.
Snape nie wiedział), co zrobić. Chciał, by Poppy zadała Hermionę, ale nie chciał wypuścić żony z objęć. W ostateczności odsunął się, dopuszczając pielęgniarkę do Hermiony.
- Tak jak przypuszczałam. - zaczęła czarownica. - Odchodzą Ci wody i zaczynasz rodzić.
- Co!- wykrzyknęli oboje równocześnie.
- Ale to za wcześnie. - Hermiona ewidentnie zaczynała panikować. - Jeszcze nie mogę.
- Najwyraźniej mała zdecydowała się do nas dołączyć szybciej. - uśmiechnęła się pokrzepiająco do obojga. - Moje pytanie do Ciebie, Severusie. Chcesz być przy porodzie, czy wolisz zaczekać na zewnątrz?
- Zostaję. - odpowiedział stanowczo.
- Nie mogę Ci tego zabronić, ale uprzedzam, masz słuchać i robić to, co Ci każę. - skinął głową przejęty.
Jednak dwie godziny później wyleciał z sypialni z wielkim hukiem, wyrzucony zaklęcie zdenerwowanej Poppy. Cały czas wrzeszczał na pielęgniarkę, że Hermionę to boli i żeby coś zrobiła bo potraktuje ją niewybaczalnym. Nie chciał wyjść dobrowolnie, więc został wyrzucony siłą. W międzyczasie w lochach zdążyli się pojawić Malfoyowie i Minerva McGonagall. Wszyscy próbowali uspokoić przerażone go Severusa, ale ich wysiłki niewiele dawały.
- Hermiona!- po raz kolejny rzucił się na zamknięte drzwi, zza których dobiegł ich krzyk rodzącej.
- Nikt jej tam nie robi krzywdy, Severusie. - dyrektorka próbowała go uspokoić.
- Jak nie, skoro krzyczy? - ponownie walnął pięścią w drzwi.
- Poród jest długim i bolesnym procesem, wujaszku. - Draco pociągnął go w stronę fotela.
- A co Ty możesz o tym wiedzieć, gówniarzu? - prychnął jak rozjuszony kocur. - Rodziłeś już?
- Nie i raczej się nie zanosi, abym miał to kiedykolwiek zrobić. Ale odbierałem poród mojej kuzynki.
- Na prawdę? - pytanie padło z trzech ust jednocześnie.
- Tak. - odparł spokojnie blondyn. - Chociaż wtedy daleko mi było do obecnego spokoju, to wiem, że twoje zachowanie nie ułatwia Hermionie sprawy.
- Opowiedz. - Harry patrzył na męża z ciekawością.
- To było kilka miesięcy po wojnie. Moi rodzice dopiero otrzymali pocałunek dementora. - Draco wzruszył ramionami. - Zresztą podobnie jak rodzice Anastazji i jej mąż. Kiedy pojawił się jej patronus krzyczący: Rodzę! Draco pomóż!, nie myślałem o niczym. Wskoczyłem w kominek, by jej pomóc. Chciałem ją zabrać do Munga, do mugolskiego szpitala, gdziekolwiek. Ale wbiła mi paznokcie w rękę i wywarczała, że nigdzie nie idzie i zamierza urodzić tu, we własnej łazience. Byłem tak spanikowany, że nie pomyślałem, by wezwać choćby skrzata. Robiłem, co mi kazała. To było najdłuższe sześć godzin w moim życiu. To, co widziałem utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę mieć dzieci i nie chcę, by ktokolwiek przeżywał taki ból wydając na świat moje dziecko. - Harry nic nie mówił. Tylko położył Draco dłoń na ramieniu i spojrzał mu głęboko w oczy wzrokiem, który wyrażał miłość i oddanie, a także dumę.
- Ale trzeba pamiętać. - wtrąciła się Minerva. - Że jest to naturalna kolej rzeczy.
- Próbujesz mnie uspokoić, pocieszyć, czy co? - warknął Snape, ciągle nasłuchując pod drzwiami sypialni.
Ich dyskusję przerwał krótki krzyk noworodka. Po chwili drzwi do sypialni się otworzyły i stanęła w nich zakrwawiona i zmęczona pani Pomfrey.
- Zabieramy je do Munga. Szybko. - wysapała.- Potem wytłumaczę.
- Dołączę do Was. - dyrektorka odwróciła się w stronę drzwi. - Poproszę Lunę, by zajęli się Tomem.

Kiedy zjawiła się w Klinice, zastała Severusa siedzącego przy łóżku nieprzytomnej żony, wpatrzonego w magiczny koszyk, w którym leżała maleńka istota o czerwonej buzi otoczonej czarnymi loczkami. Kobiecie natychmiast łzy stanęły w oczach. Maleńka i niewinna, a przy tym tak silna.
- Severusie.- położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Hermiona miała krwotok i straciła dużo krwi. - zaczął mówić zmęczonym głosem, nie odkrywając wzroku od córeczki. - Natychmiast zrobili transfuzję. Teraz potrzebuje czasu, by organizm odpoczął i się zregenerował. Według Poppy niewiele brakowało, by wykrwawiła się na śmierć. - westchnął ciężko, a kobieta miała wrażenie, że w przeciągu chwili postarzał się o kilka lat. - A Emma ma problemy z oddychaniem. Jej płuca nie są przygotowane do samodzielnej pracy. Dostaje zastrzyki na przyspieszenie rozwoju płuc i eliksir wzmacniający, by rosła i przybierała na wadze.
- Ile waży teraz? - zapytała, patrząc na maleństwo.
- 2.145 gram. Ale ponoć w pierwszej dobie każdy noworodek jeszcze traci na wadze. - przeniósł wzrok na żonę. - Ja ich nie mogę stracić, Minervo. - spojrzał na nią oczami pełnymi łez. Wiedziała, że jest jedyną osobą, przy której potrafił płakać. Czuła się z tego powodu wyjątkowa bo nikogo innego nie obdarzył takim zaufaniem. - Nie teraz, kiedy w końcu mam prawdziwą rodzinę. Kiedy uwierzyłem, że ja też mogę być szczęśliwy.
- Bo możesz i będziesz. Z nimi. - ścisnęła mocniej jego ramię. Od trzydziestu lat chciała akurat jemu zaoszczędzić łez, chyba że byłyby to łzy szczęścia. Kochała tych dwoje, jak swoje dzieci. Severus był jej przyjacielem. Zwątpiła w niego tylko raz w życiu, po śmierci Dumbledore'a i choć trwało to bardzo krótko, do dziś się tego wstydzi. W Hermionie widziała poniekąd siebie sprzed lat. Odkąd zobaczyła, że dzięki tej młodej czarownicy jej przyjaciel się uśmiecha, jest szczęśliwy i w końcu znalazł sens życia, pokochała tę dziewczynę jeszcze bardziej. Już dawno przysięgła sobie, że Ci dwoje będą szczęśliwi, choćby miała im to szczęście narysować. - Powiadomiłam Jean-Marcela. Mamy się spotkać jutro w południe, bym mogła go tu zabrać.
- Dziękuję Minervo. - spojrzał na nią z wdzięcznością. - Mnie nawet nie przyszło do głowy, by go zawiadomić. A to mój obowiązek.
- Ty masz teraz ważniejsze sprawy na głowie, mój drogi. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Resztą zajmiemy się my, wasi przyjaciele. A teraz może odpocznij, zjedz coś. - on tylko potrząsnął głową przecząco. Nie był w stanie jeść. Nie chciał się stamtąd ruszać na krok. Jak by coś się stało pod jego nieobecność, nigdy by sobie nie darował.
Dwoje przyjaciół z zamyślenia wyrwał cichutkie popiskiwanie dobiegające z koszyka. Po chwili do pokoju weszła młoda czarownica w fartuszku pielęgniarki z butelką ze smoczkiem w dłoni.
- Ktoś tu jest głodny. - uśmiechnęła się, wyjmując maleństwo z koszyka. - Mama śpi. To co tato, karmimy? - mężczyzna popatrzył na nią z przerażeniem.
- Ale ja nigdy... - zająknął się.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Pomogę Panu. - kazała mu usiąść wygodnie w fotelu. Podała mu dziecko, instruując jak ma ułożyć ramiona i gdzie podtrzymywać główkę, a gdzie plecki. Potem podała mu butelkę, a on wsunął smoczek między rozwarte usteczka dziecka. Nie mógł oderwać wzroku od tego maleńkiego cudu, jego cudu. Wpatrywał się w dziewczynkę, gdy piła mleko z butelki, a potem natychmiast zasnęła. Pielęgniarka zabrała mu małą na chwilę, by jej się odbiło po jedzeniu, a potem oddała mu ją z powrotem.
- Jesteś moim skarbem, maleńka. - szeptał patrząc jak śmiesznie wydyma usteczka przez sen. - Masz najpiękniejszą mamę na świecie i starszego braciszka, który nie może się Ciebie doczekać. Kocham was wszystkich i zawsze będę przy was. - delikatnie pocałował czoło dziecka. - Masz też babcię Minervę i pradziadka Jean-Marcela i całe mnóstwo cioć i wujków, którzy zawsze będą o Ciebie dbać. Zwłaszcza dwóch wujków, dla których będziesz oczkiem w głowie. To tacy rąbnięci idioci, ale na pewno ich pokochasz, tak jak oni Ciebie. Bo Ciebie nie można nie kochać. Ja Ciebie kocham bardzo. - dziewczynka uśmiechnęła się przez sen, a serce Severusa zalało ciepło i jeszcze większą miłość do tej kruszynki, która nie świadoma, jakie zamieszanie wywołała w sercu starego nietoperza, spała sobie słodko w ramionach taty.

Continue Reading

You'll Also Like

184K 18.2K 16
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
25.5K 1.8K 18
Spin-off dylogii układ ARES HERMAN Trzydziestosześcioletni Ares Herman poszedł w ślady ojca, Victora Hermana i założył własną firmę graficzną. Jego ż...
40.9K 3.1K 19
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
61.6K 1.9K 19
,,Bo los sprawił, że chcąc czy nie chcąc, byliśmy na siebie skazani.'' część druga dylogii ,,LOVE''.