Don't Let Me Down | Theo Raek...

By mrsxsarcasm

227K 11.3K 1.8K

"[...]-Jesteś o to zła? -Nie.-Przeczesałam włosy ręką.- Ale co jest we mnie takiego wyjątkowego, Theo? -Lubi... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
luv
26.
27.
28.
29.
30.
31.
koniec
comeback!
nominacja
1. Zacznijmy od nowa
2. Początki są trudne
3. Tak, jestem wściekła.
4. Ludzie się nie zmieniają
5. Dzień dobroci dla kłamców
Justin&Connor&Ashley
6. No i na co ci to było?
7. Chyba wracamy do normy
8. Czuję, że tracę kontrolę
Nominacja
9. Jeszcze chwila i sięgnę dna
nominacja numer dwa
10. Znaczenie koloru czerwonego
11. Szybko się zaczęło i równie szybko się kończy
nominejszyn 3
12. Zgaduje, że wygrałam
13. Dzień gier
14. Początek katastrofy
15. Huragan Ashley
16. Chcę być z tobą już zawsze
17. Co będzie dalej?
nominacja ktoraś tam
nie wiem co to niby nominacja
18. Co się dzieje na rodzinnych imprezkach
Q&A
znów się spotykamy nominacjo
nominacja x2
JEZUSMARIACHRYSTEPANIE

Epilog

3K 149 89
By mrsxsarcasm

1 miesiąc później 

Zaczęłam pierwszy semestr na uczelni. Po zajęciach, tak samo jak przez ostatnie parę dni Theo czeka na mnie przed budynkiem. Gdy idę w jego stronę uśmiecha się i całuje mnie czule na powitanie. Chłopak łapie mnie za rękę i zaczyna iść. Pozwalam mu spleść nasze palce i ruszam za nim poprawiając torbę, którą mam na ramieniu. 
-Wiesz co- podejmuję- powoli zaczynam sobie uświadamiać jak bardzo się wkopałam. Wszyscy już zapowiadają jakieś testy, zaliczenia i cholera wie co jeszcze. 
-Zachciało ci się zostać śledczą to teraz masz.
-Nie nie nie, ja chciałam tylko siedzieć sobie w małym laboratorium i przelewać jedne zlewki i probówki do drugich.
-A ja chciałem sobie tylko biegać po ulicy z bronią w kieszeni- odpowiada mi żartobliwie.
-Nie, chciałeś zadośćuczynić za całe zło jakie wyrządziłeś, poprzez pomaganie ludziom- poprawiam go. 
-Dzięki skarbie, prawie o tym zapomniałem- rzuca oschle. 
-No weź- zatrzymuję go i spoglądam mu w oczy.- Wiesz, że nie to miałam na myśli. Kocham cię razem z twoją przeszłością.- Theo patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem. Wykonuję udawany odruch wymiotny.- Zbyt słodko.
-Stanowczo zbyt słodko- śmieje się. Ciągnie mnie w swoją stronę i znów zaczyna iść przez siebie.- Obiecaj mi jedną rzecz.
-Co takiego?
-Że nigdy, przenigdy, nie zostaniemy tą słodką parą, która obściskuje się przy każdej możliwej okazji i mówi tylko o tym jak bardzo się kochają.
-I kłócą się tylko i wyłącznie o to, kto kogo bardziej kocha- dodaję.- Proszę cię, nie zniosłabym tego psychicznie.
-Cieszę się, że się zgadzamy- uśmiecha się i spogląda na mnie, ja również patrzę na niego zamiast na drogę i o mało co nie wpadamy na jakąś dziewczynę idącą z naprzeciwka. 
Blondynka cofa się gwałtownie po czym mierzy wzrokiem Theo a potem mnie i zatrzymuje spojrzenie na naszych splecionych dłoniach. Dopiero gdy odgarnia włosy z twarzy rozpoznaję ją. Ashley. Uśmiech natychmiast schodzi mi z twarzy i robię niewyraźną minę. 
-O! Cześć wam...- odzywa się niepewnie.
Uśmiecha się nerwowo po czym stwierdza, że nas po prostu wyminie. Na moje nieszczęście kilka sekund później jednak się cofa i staje przede mną.
-W zasadzie to chciałam was przeprosić- przeskakuje wzrokiem na Theo po czym znów patrzy na mnie.-A ciebie w szczególności Em. Nie miałam prawa cię tak źle potraktować, a tym bardziej cię uderzyć. Na prawdę jest mi głupio- uśmiecha się niewyraźnie. Posyłam jej sztuczny uśmiech, chociaż niewyobrażalnie świerzbi mnie prawa ręka. Chcę jej coś odpowiedzieć, żeby już sobie poszła, bo sama jej osoba działa mi na nerwy, jednak jej jak zwykle buzia się nie zamyka.- Ale jestem zaskoczona, że jesteście razem. Dziwię się, że się nie boisz, że zrobi ci to samo co mnie- mówi i mam wrażenie, że to już nie wynikło z dobroci serca i poczucia winy, tylko chciała mnie tym wkurzyć. 
Jeśli tak to gratuluję, udało jej się. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze ale to nic nie daje. Nadal z udawanym uśmiechem robię nieduży zamach i wymierzam cios z otwartej dłoni w jej policzek. Moja dłoń po zderzeniu z twarzą blondynki natychmiast zaczyna niewyobrażalnie piec, więc zaczynam delikatnie nią machać żeby nieco złagodzić pieczenie. Ashley chwyta swoją twarz w miejscu gdzie właśnie dostała liścia i patrzy na mnie z zaskoczeniem, a może nawet przerażeniem.
- Powinnam była to zrobić od razu- patrzę na nią z radością. 
Ta nie ma szansy nic mi odpowiedzieć, ponieważ Theo zaczyna mnie odciągać najpierw w bok a potem prowadzi mnie przed siebie. 
-Zemsta to jednak cudowne uczucie- wyrzucam z siebie z uśmiechem.
 -Emily co w ciebie wstąpiło?- wyrywa mu się. Gdy już oddalamy się wystarczająco zatrzymuje się, łapie mnie za ramiona i patrzy mi w oczy z niedowierzaniem.
-Zgaduję, że jestem po prostu złą osobą- wzruszam ramionami nie czując ani krzty wyrzutów sumienia za to, co właśnie zrobiłam.
-Możesz częściej to pokazywać- stwierdza z cwaniackim uśmiechem.- To jest cholernie podniecające.
Na jego słowa mimowolnie się uśmiecham. 
-To gdzie moja zła księżniczka ma ochotę pójść?
-Pozwalam tobie zdecydować.
-Stilesa nie ma do późna, więc moje mieszkanie brzmi idealnie. 
-I co niby chcesz tam robić?- śmieję się. 
-Oj ty już dobrze wiesz co- kącik jego ust wędruję w górę i znów ciągnie mnie za sobą.

3 lata później

*Theo*
Przechodzę przez ulicę na drugą stronę. Mijam parę wystaw sklepowych i gdy przypadkiem zaglądam w okno kawiarni zatrzymuję się gwałtownie. Przy stoliku w kącik lokalu siedzi dziewczyna. Jasnobrązowe włosy opadają jej na ramiona, z jednej strony założone są za ucho i przytrzymuje je włożony w nie długopis. Nos ma utkwiony w książce, robi jakieś notatki a w ustach trzyma zakrętkę od różowego zakreślacza. Jest po prostu nieziemsko piękna i urocza.
Docieram do drzwi kawiarni i wchodzę do środka. Najpierw podchodzę do brunetki przy kasie i proszę to co zawsze. Następnie ruszam w kierunku stolika, który obserwowałem chwilę wcześniej przez okno. Dosiadam się do siedzącej tam brązowowłosej.
-Przepraszam, ale tu jest zajęte- dziewczyna odzywa się nie podnosząc wzroku znad książki.
-W rzeczy samej jest- odpowiadam.- Przeze mnie.
Gdy dziewczyna spogląda na mnie swoimi brązowymi oczami posyłam jej swój najlepszy uśmiech.
Do stolika podchodzi kelnerka i przynosi moją kawę.
-Nie nie nie- szatynka macha rękoma na pracownicę kawiarni- niech Pani to zabierze, ten Pan tutaj nie siedzi.
Ma tak poważną minę, że nie dziwi mnie reakcja kelnerki, która trzyma w dłoniach kubek kawy i nie wie co zrobić.
-Ja to wezmę- biorę swój napój od dziewczyny, która chwilę poźniej odchodzi.
-To na kogo Pani czeka?- biorę łyk napoju.
-Na chłopaka.
-Chyba Panią wystawił- śmieję się.
-Nie jest mi z tego powodu przykro- stwierdza.- Bo przysiadł się do mnie przystojny nieznajomy- uśmiecha się uroczo.
-A czy przystojny nieznajomy mógłby może dostać buziaka?
-Chyba da się zrobić- opiera sie rękoma na stole i gdy nachylam się w jej stronę składa na moich ustach krótki pocałunek.
-Czy wy jesteście pojebani?- przerywa nam pracownica kawiarni.- Nie możecie tak wkręcać każdej nowej, bo przez was nikt tu nie bedzie chciał pracować- oburza się Maya.
Dziewczyna naprzeciwko zaczyna śmiać się pod nosem.
-Maya, to mój ostani rok i jestem zestresowana nauką- Emily odzywa się.- Chyba mogę mieć chociaż trochę rozrywki?
-Ja ci nie bronię się bawić, ale rób to z nim- wskazuje na mnie- w sypialni.
Od razu spoglądam na Emily, która uśmiecha się, zakładam, że na wspomnienie naszej wczorajszej wspólnej nocy.
-Dobra, to był ostatni raz, obiecuję- moja dziewczyna posyła swojej przyjaciółce niewinny uśmiech.
Nagle za plecami ciemnowłosej pojawia się Connor i obejmuje ją od tyłu. Ta początkowo się wzdryga jednak po chwili poznaje, kto ją przytula i z uśmiechem wymalowanym na twarzy odwraca sie do blondyna. Witają się dość długim pocałunkiem.
-Jezus Maria przestańcie- zza pary jakby znikąd wyskakuje Stiles i patrzy na Mayę i Connora ze znudzeniem. Siada na fotelu obok siostry.- Od pół roku otaczają mnie dwie pary, i szczerze mówiąc już tym rzygam.
Ja i Emily śmiejemy się pod nosem.
-Ej, a o co chodzi dzisiaj z tą wspólną kolacją?- Maya patrzy na mnie uwieszona na szyi Connora.
-No co? Dawno nie spędzaliśmy wieczoru całą ekipą- wtrąca się Emily. Stiles kieruje na nią podejrzliwe spojrzenie mrużąc przy tym oczy.
-Byłaś u fryzjera?- pyta siostrę.
-Nie- odpowiada ze zdziwieniem, przeczesuje włosy ręką i przegarnia wszystkie na lewy bok.
-Coś mi nie...- wpatruje się w Emily.- No nie! Żartujesz sobie!- słychać go w niemal całym lokalu. Łapie dłoń dziewczyny i podsuwa ją sobie pod oczy. Patrzy tak, jakby nie wierzył w to co widzi.
-O cholera jasna!- Maya zrywa się z miejsca i przepycha się obok Emily. Siada na tym samym fotelu co ona, wciskając się w niemożliwie małą przestrzeń i również chwyta jej dłoń, uważnie się jej przypatruje. Albo raczej pierścionkowi, który moja dziewczyna, w sumie teraz już narzeczona, ma na palcu.
-Jest przepiękny!- Maya zachwyca się. Patrząc na cudowny uśmiech Emily sam również sie uśmiecham.
-No i zepsułeś całą niespodziankę- rzucam do Stilesa.- Po to właśnie miała być ta dzisiejsza kolacja- tłumaczę.
-Świętowanie zaręczyn mojej kochanej siostrzyczki, nie wymyśliłbym sobie lepszych planów- rzuca.
-Jest też druga opcja- Emily wtrąca się.- Możesz świętować, że twój najlepszy przyjaciel dostał się na staż w departmencie policji!
-No i kolejna, co rujnuje niespodzianki- kręce głową z udawanym zawiedzeniem.
-Serio stary? No to gratuluję- Stiles poklepuje mnie po ramieniu.- I to, moi drodzy, jest powód do świętowania!
-Masz na myśli powód do picia?- pyta Connor.
-Właśnie tak.

*Emily*
-Dzięki Bogu, że pominęliśmy całą te szopkę z gratulacjami i tak dalej- wzdycha Theo gdy zostajemy sami.
Maya wróciła do swoich pracowniczych obowiązków, Connor pojechał odebrać Justina z lotniska, a Stiles zwyczajnie nie określił się gdzie idzie.
-Tę dzisiejszą kolację też możemy pominąć- rzucam pół żartem pół serio. Nie uśmiecha mi się gotować dla tej bandy jełopów przez pół dnia.
-Hej, obiecałem, że to ogarnę, więc to zrobię. Ty po prostu ubierz się ładnie i jak przyjedziesz to wszystko będzie gotowe- chłopak uśmiecha się do mnie.
-W porządku- odpowiadam mu tym samym.
-Nie masz przypadkiem za pół godziny lekarza?- odzywa się spoglądając na zegarek.
-Racja! Prawie zapomniałam, co ja bym bez ciebie zrobiła- kręcę głową.- Pożyczysz mi samochód?- pytam.- Jak myślę o podróży komunikacją miejską to aż mi niedobrze- marudzę. Zaczynam zgarniać ze stolika książki, kartki i zakreślacze po czym wrzucam je do torby.
-Jasne- Theo szuka kluczyków w kieszeni po czym podaje mi. Chwytam je w dłoń, w drugą natomiast chwytam kubek i dopijam swoją kawę. Zarzucam na siebie cienką kurtkę i torbę na ramię.
-Dzięki- rzucam wstając.- Kocham cię- nachylam się i delikatnie całuję Theo.
-Też cię kocham- odpowiada mi po oddanym pocałunku. Uśmiecham się do niego szeroko i ruszam do wyjscia.

Wychodzę od lekarza szybciej niż z zajęć gdy wiem, że jestem umówiona z Theo. Wsiadam do samochodu i zamykam drzwi. Próbuję włożyć kluczyk do stacyjki, ale ręce za bardzo mi się trzęsą. Wrzucam je do pojeminka na kubek i opieram dłonie na kierownicy. Musze się uspokoić. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. Powtarzam czynność kilka razy.
Gdyby było to możliwe chciałabym uciec od tego. Od informacji jaką przekazała mi lekarka. Od odpowiedzialności, która ma teraz na mnie spaść, i na którą nie jestem gotowa.
Udaje mi się nieco opanować i zaczynam zadawać sobie milion pytań, na które nie znam odpowiedzi. Przede wszystkim jedno.
-Co ja mam teraz zrobić?- myślę na głos. Zaciskam dłonie na kierownicy.- Emily, nie zrób nic głupiego.
Przekładam torebkę z siedzenia obok na kolana i nerwowo przerzucam jej zawartość w poszukiwaniu telefonu. Gdy znajduje urządzenie natychmiast wybieram numer.
-Hej, jesteś w Nowym Jorku?- odzywam się gdy tylko osoba po drugiej stronie odbiera.
-W zasadzie to jestem w Beacon Hills- odpowiada mi przyjaciółka.
-Idealnie!- wyrywa mi się.- To znaczy, właśnie tam jadę. Jak długo zostajesz?- staram się żeby głos mi się nie łamał.
-Wiesz co, jeszcze kilka dni. Po co przyjeżdżasz?
-Powiem ci na miejscu. Muszę kończyć, do zobaczenia.
Wrzucam komórkę z powrotem do torby i wstukuję w nawigację odpowiedni adres. Nie myśląc już więcej o tym, czy to co robię jest słuszne, i czy nie powinnam w pierwszej kolejności rozmawiać z kimś innym, po prostu ruszam.

Dotarcie do rodzinnego miasta zajmuje mi nieco ponad półtorej godziny z postojem. Pierwsze co, to zajeżdżam pod dom siostry Hayden. Wysiadam z samochodu i nim docieram do drzwi przyjaciółka już stoi w progu.
-Mów co jest- podejmuje zamykając za mną drzwi gdy już jestem w środku. Jak widać nie umknęła jej moja przejęta mina.
Pozwalam sobie usiąść na kanpie. Od przypływu emocji kręci mi się w głowie a słowa więzną mi w gardle. Przyjaciółka siada obok mnie i patrzy na mnie wyczekująco.
-Nie pierdol, że Theo znów coś odjebał- podejmuje gdy nadal siedzę cicho.
-Nie nie- od razu zaprzeczam.-Właściwie to nawet...- automatycznie unoszę dłoń od wczoraj obciążoną pierścionkiem z białego złota.
-O matko! Emily to cudownie!- Hay od razu mocno mnie przytula.
-Ale nie w tym rzecz- informuję.
-O co chodzi?- znów wyglada na zaniepokojoną.
-Kurwa, Hayden, ja jestem w ciąży- w końcu wyduszam to z siebie i realnie to do mnie dociera. Opieram twarz na dłoniach i znów oddycham nie spokojnie.
-Czekaj co?!  Ale jak? Znaczy się wiem jak, ale... jak?!- przyjaciółka nie do końca wie jak zareagować. No cóż, ja sama bym nie wiedziała, i w sumie to nadal nie wiem co o tym myśleć. Gdy dwie godziny temu kobieta w białym kitlu przekazała mi 'radosne' wieści, chciałam ją wyśmiać, i powiedzieć, że jest niedorzeczna.-Jezus Maria! A co Theo powiedział?!- nagle doznaje olśnienia. 
-Nic- rzucam.
-Jak to nic?!
-No...-mam moment zawahania.-Nie powiedziałam mu jeszcze. 
-Powinnaś jemu powiedzieć w pierwszej kolejności- stwierdza rzeczowym tonem. Trochę jakby dawała mi reprymendę.- I...-zacina się i szybkim ruchem wyjmuje z kieszeni wibrujący telefon.-Dlaczego on teraz do mnie dzwoni?- patrzy na mnie zdziwiona, jakbym miała wiedzieć. Chociaż w sumie to wiem, bo nie odbieram telefonu od dwóch godzin. -Trzymaj, macie do pogadania- wręcza mi komórkę ja jednak odkładam ją na bok. 
-Nie sądzisz, że jakbym chciała, to bym odebrała swój- mówię nieco pretensjonalnie.-Poza tym, nie mogę mu teraz powiedzieć.
-Niby dlaczego?- Hay mruży oczy i siada naprzeciwko mnie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. 
-Bo to jest fatalny moment!
-Żeby mu powiedzieć?
-Żebym była w ciąży!- denerwuję się.-Zrozum Hayden, ja nie jestem na to gotowa, jeszcze nie skończyłam studiów, po nich miałam iść do pracy, Theo dostał ważny staż... to wszystko zepsuje- mój głos w tej chwili można by uznać za jakiś lament. 
-I wszystko jasne...- przyjaciółka zaczyna powoli kiwać głową.-Wiesz co Em, wkurzasz mnie- wypala nagle, a ja czuję się nieco urażona. Żeby to pokazać kładę dłoń na klatce i marszczę brwi.- Wszystko jest między tobą a Theo idealnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz żaliłaś mi się, że się pokłóciliście czy coś... ale ty musisz znowu próbować wszytko zepsuć i odpierdalasz jakiś szajs. I mam serdecznie dość tego, że muszę to naprawiać- wzdycha przeciągle i wstaje. Zmierza w kierunku drzwi i przez chwilę wydaje mi się, że będzie mi kazała wyjść. Ciągnie za klamkę i gdy je uchyla widzę stojącą na ganku postać, a za nią dwie kolejne. Gwałtownie się odwracam.
-Kochanie- słyszę słodki głos zza moich pleców i na jego brzmienie mimowolnie się uśmiecham.- Ładnie to tak ignorować moje telefony- silne ręce obejmują mnie od tyłu i gdy pozostają uwieszone na moich ramionach usta Theo dotykają mojego policzka.- Żeby być dokładnym, to siedemnaście połączeń i osiem wiadomości. Coś się stało?- pyta szeptem i wtula się w moją szyję. 
-Jakby co będziemy na ogrodzie!-woła Hayden przypominając o swojej obecności. 
-Ja też!-odzywa się Connor, tak myślałam, że to on i Maya przyjechali z Theo. Po chwili słyszę trzask drzwi.
-Siadaj obok mnie- proszę cicho. Theo natychmiast idzie za moją prośbą.
-Chodzi o tę kolację?- podejmuje nieco zmieszany.-Bo jeśli chcesz, to ją odwołamy, nie ma sprawy.
-Nie o to chodzi- kręcę głową. Z nerwów zaczynam bawić się palcami i kręcić pierścionkiem. Szatyn od razu to zauważa, i też pewnie wyczuwa moje zdenerwowanie. Chwyta mnie za niespokojne dłonie i układa je w swoich. - Jak wiesz, byłam dziś u lekarza...
-Jesteś na coś chora?- wtrąca od razu zaniepokojony.
-Dokładniej mówiąc u ginekologa- próbuję go nieco naprowadzić na właściwy tor myślenia, ale to może nie być takie proste jak się wydaje.  
-Nadal, czy chodzi o to, że jesteś chora?
-Nie idioto!- wypalam.-W ciąży jestem. 
-Żartujesz sobie teraz ze mnie, prawda?- pyta nieco przestraszony, przez co od razu znów zaczynam się niepokoić. Właśnie takiej reakcji się spodziewałam. On wyraźnie tego nie chce. Natychmiast chwytam się za głowę i spuszczam wzrok.- Emily to cudownie!- Ujmuje moją twarz w dłonie i wlepia we mnie spojrzenie. 
-Nie- kręcę głową.- Wcale nie, przecież dostałeś teraz ten staż, nie chcę, żebyś rezygnował, ja nie chcę rzucać studiów- łzy zaczynają mi napływać do oczu, a słowa wylewają się ze mnie strumieniem.- Wszystko było tak dobrze zaplanowane, ułożone, nie chcieliśmy dzieci przez najbliższe parę lat. Z resztą nie chcę też wychowywać dziecka w LA, bo to niebezpieczne miasto i na pewno nie odpowiednie dla dzieci. A no tak, i ja nawet nie wiem jak się wychowuje dzieci, nie dam rady, to dla mnie za dużo, za wcześnie... Theo ja nie wiem czy jestem na to gotowa- kilka łez spływa mi po policzku, jestem rozdarta wewnętrznie. 
-Hej Emily, spokojnie- Theo wyciera kciukiem wodę spod moich oczu.- Poradzimy sobie, przeniesiemy się tu, do Beacon Hills. Mam odłożone trochę pieniędzy, kupimy ładny domek, postaram się o pracę w biurze szeryfa, jestem pewien, że twój tata zechce pomóc w tej sprawie. I generalnie we wszystkim.  Z resztą mówiąc, że LA nie jest dobre dla dziecka właśnie udowodniłaś, że jednak masz jakieś pojęcie o tym. 
-Ale chcesz tego?- pytam niepewnie, mimo, że słowa mojego narzeczonego znacznie mnie uspokoiły.
-Oczywiście! Emily, myślałem, że nie możesz uczynić mnie szczęśliwszym niż zgadzając się wczoraj zostać moją żoną, ale właśnie to zrobiłaś. 
Na mojej twarzy od razu pojawia się ogromny uśmiech. Niepotrzebnie się martwiłam, jak mogłam sądzić, że Theo zareaguje inaczej. Szatyn nadal trzymając moją twarz przysuwa ją do siebie i całuje mnie delikatnie. Wyczuwam, że pomiędzy pocałunkami uśmiecha się. 
-Myślisz, że mam namieszane w DNA na tyle, żeby istniała możliwość, że nasze dziecko będzie wilkołakiem?- Theo zastanawia się głośno.
-O nie nie nie nie nie, nie ma takiej opcji- kręcę głową.
-Racja, prędzej by było kojotołakiem- mówi z uśmiechem.
-Nie nie nie nie- kontynuuję tym samym tonem.
-Wiesz Emily, nigdy nie wiadomo- wzrusza ramionami.
-Jezus Maria będę wujkiem!- Connor wykrzykuje wchodząc przez drzwi prowadzące od ogrodu. Ręce ma uniesione w górę i szczerzy się jak głupi.
-A ja ciocią!- Maya staje obok niego w tej samej pozycji. 
-Przepraszam, wygadałam się- Hayden staje za nimi i unosi dłonie w geście bezbronności. 
-Kto powie twojemu bratu?-odzywa się Theo.
-O! Już mu powiedziałem- rzuca stojący w progu blondyn.
-CONNOR!- Theo i ja niemal jednocześnie wykrzykujemy z wyraźną pretensją w głosie. 
-Żartuję przecież! Tylko mu powiedziałem, że przenosimy imprezkę do Beacon. W ogóle śmiesznie, że mieszkaliście na bekonowym wzgórzu. Codziennie na śniadanie jedliście bekon? 
-To się piszę prze 'ea' a nie samo 'a' geniuszu- upomina go Hayden.- A tak w ogóle piekłam dziś brownie, ma ktoś ochotę?- głos przyjaciółki dobiega teraz z kuchni.
-Tak tak tak, ja chcę!- zrywam się z kanapy i pędzę do dziewczyny.
-Emily nie biegaj bo to niebezpieczne dla dziecka!- woła za mną Theo.  

7 lat później

Wchodzę przez frontowe drzwi naszego nowego, cudownego domku z kartonem w dłoniach i stawiam go na blacie w kuchni, która znajduje się zaraz po prawej stronie. Odwracam się znów w kierunku drzwi w samą porę, żeby złapać chłopca wbiegającego do domu. 
-Nate, co mama mówi o bieganiu po domu?- spoglądam w zielone oczy chłopca, są dokładnie takie same jak oczy Theo. 
-Biegaj do woli bylebyś się nie zabił?- pyta niewinnym głosikiem
-Mówię nie- informuję go przez co mina mu rzednie.- Leć obejrzeć swój nowy pokój- rzucam do małego z uśmiechem i mierzwię jego jasnobrązowe włosy.
Ten rzecz jasna rzuca się biegiem w kierunku schodów i szybko pokonuję większą część stopni. Patrzę przez otwarte drzwi jak Theo wyciąga z samochodu kolejny karton rozmawiając przy tym z moim tatą. Nagle słyszę huk i natychmiast kieruję spojrzenie z powrotem na schody. U ich szczytu Nathaniel leży plackiem na podłodze. Pchnięta matczynym instynktem natychmiast ruszam w jego kierunku. Gdy docieram na górę chłopiec już zdąża się podnieść do pozycji siedzącej i masuje sobie nadgarstek. 
-Stłukłem nadgarstek, ale spokojnie już się goi- rzuca po czym spogląda na mnie z dołu. Patrzę na niego z osłupieniem.- Znaczy się, ała ała, ale boli- mówi po czym zaczyna udawać, że płacze, ale fatalnie mu to wychodzi. 
-Nate, słonko- klękam przed synkiem i ujmuję jego twarz w dłonie.- Co masz na myśli mówiąc, że się goi?- pytam spokojnie z uśmiechem na twarzy.
-Tatuś mnie tego nauczył!- Chwali się.- Ale to jest nasz mały sekret- dodaje szeptem przykładając palec od jeszcze chwilę temu stłuczonej dłoni do ust. 
Słyszę dźwięk stawianego na ziemii kartonu. 
-Tatusiu zagoiło się!-krzyczy Nate unosząc rękę wysoko do góry. 
Spoglądam w dół schodów na Theo. 
-Cholera- szatyn patrzy na mnie oczyma niewiniątka, jednak od razu widać, że wie co przeskrobał. 
-Theodorze Raeken, wieczorem bardzo poważnie sobie porozmawiamy.
-Hej! To nie moja wina, że urodziłaś wilkołaka!- próbuje się bronić.
-Tato, ale mówiłeś, że jestem kojotołakiem, i będę mógł się zmieniać!
-Młody, nie pogrążaj mnie- starszy Raeken kręci głową. 
-Ty śpisz dzisiaj, zważając na to, że nie mamy kanapy, na podłodze w salonie- mówię ostrym tonem i wskazuję na Theo- a ty chłopcze masz karę- przenoszę wzrok na Nathaniela.
-Niby dlaczego?- obaj protestują w jednym momencie. Mały jest tak podobny do Theo, że czasem mnie to przeraża. 
-Bo ja tak chcę!- stwierdzam. 
-Oho, komuś tu się chyba zbliżają truskawkowe dni- szatyn krzyżuje ręce na piersi. 
-Albo jest w ciąży- młody zszedł już z góry i staje teraz przy ojcu w dokładnie takiej samej pozycji. 
-Czekaj co?!- obrusza się Theo.
-Coooooo?-powtarza chłopiec i niespodziewanie wybiega na ogród. 
-Chcesz mi coś powiedzieć?- Raeken pyta pretensjonalnie i spogląda na mnie.
-Nie mam pojęcia o czym on mówi, przysięgam- bronię się.
-Więc...- zmienia ton głosu na cichszy i głębszy. Podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie przyciągając do siebie. - Chcesz się dziś kochać w białej, czy niebieskiej pościeli?- pyta sugestywnie się uśmiechając i unosząc brwi. 
-Chcę dziś SPAĆ w czarnej- odpowiadam zarzucając mu ręce na szyję. Theo nachyla się i całuje mnie namiętnie podczas gdy jego dłonie powoli zsuwają się na moje pośladki. 
-Byłoby dobrze szybko skończyć tę przeprowadzkę-zdejmuję dłonie szatyna z mojej pupy.- A i nie zapominaj, że jeszcze masz do złożenia łóżko- uśmiecham się do niego i pcham go ku wyjściu. 
-Seks na podłodze nie brzmi tak źle- rzuca półszeptem.
-Łóżko.
-I czarna pościel, zanotowano- odwraca się w progu i opiera o framugę. Cwaniacki uśmieszek zdobi jego twarz.- Wszystko dla mojej królowej. 

______________________________

OJESUKOCHANI! Dotarliśmy do końca, nawet nie wiecie jak mi przykro kończyć to opowiadanie, ale nie ma już tu więcej historii do napisania 💔

Jak myślę o tym, jak zaczynałam pisać to ff, to aż mi się nie chce wierzyć, że to zaszło tak daleko. Nigdy nie sądziłam, że uda mi się odnieść taki sukces (#43 w ff 😍) i, że zbiorę taką rzeszę cudownych czytelników 💞

Nie podejrzewałam też, że tak wkręcę się w pisanie i na prawdę tak bardzo będę lubiła to robić. 

Chcę wam wszystkim serdecznie podziękować za te półtora? roku, za to że czytaliście, dawaliście gwiazdki i pisaliście cudowne komentarze 💓

To opowiadanie na prawdę wiele dla mnie znaczy i na zawsze zostanie w moim serduszku
Gdyby nie ono, nie odnalazłabym się w pisaniu, co pomogło mi bardzo uwierzyć w siebie i swoje umiejętności

no i nie poznałabym rzonatheo 💕

JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, ZA TO, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ PRZEZ TE PAREDZIESIĄT ROZDZIAŁÓW ❤

Mam nadzieję, że teraz wszyscy ładnie pójdą dodać do biblioteki moje nowe ff Tell me Lies, również o Raekenie, bo bez was pisanie już nie będzie takie samo 😚🙌

Z bólem serca, oficjalnie zakańczam Don't let me down.

Continue Reading

You'll Also Like

50.3K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
18.2K 590 13
Zamiast opisu dam cytaciki, ok? Ludzie są bezbronni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć ~John Irving Kiedy czyjeś szczęście, staje się tw...
19K 3.3K 20
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...