Heavy // with Draco Malfoy

By letzte_stimme

277K 11.3K 4.2K

Maya Trevelyn, czarownica czystej krwi rozpoczyna swoją niezapomnianą i intrygującą przygodę w Hogwarcie. Poz... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11. Through Mike's eyes
12
13
14
15
16
17. Through Ana's eyes
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38. Through Mike's eyes
39. Through Natalie's eyes
41
42
43. Trough Ana's eyes
44
45
46
47
48
49
50
51
Koniec części pierwszej
Udało się

40

3K 165 30
By letzte_stimme

- Z życiem, brachu! Machaj tą pałką! - krzyczałam lekko zdyszana.

- Eee, siostra, to, że Ty masz siłę z chęci wyżycia się, nie oznacza, że ja też ją mam! - wołał Bole na tyle głośno, abym słyszała jego słowa, pomimo tego, że na zmianę, z głośnym świstem, uderzaliśmy w tłuczek. - Padam z nóg! Kończymy?!

- Jeszcze dwie minutki i już Cię puszczam! - odpowiedziałam. Chłopak już ledwo utrzymywał się na miotle, w sumie to mu się nie dziwię: lataliśmy chyba już z pół godziny, a pierwsze pięć minut musiał wytrzymać totalne piekło... Musiałam jakoś odreagować to, że Ciotter znowu się wcisnął tam, gdzie go nikt nie chciał.

***

*Draco POV*

Szybkim krokiem udałem się na boisko, tak jak poleciła mi Sanders (swoją drogą, to nawet jest spoko, chyba jedyna dziewczyna jaką dotąd polubiłem z bliższego towarzystwa Trevelyn). Przeczucie Ślizgonki okazało się trafne. Dojrzałem dwie osoby na miotłach, sprawnie odbijających tłuczek; Trevelyn i Bole'a. Widziałem, że coś do siebie krzyczeli, ale nie byłem w stanie rozróżnić słów. 

- Hej, Trevelyn! Bole! Co to za nocne schadzki, co?! - zapytałem kiedy się nieco zbliżyłem. Nie zareagowali, więc podszedłem jeszcze kawałek, aby zawołać do nich jeszcze raz. Zanim zdążyłem się odezwać, dostrzegł mnie Bole, przerwał "grę" i mruknął coś do swojej towarzyszki, która zaśmiała się, po czym obróciła w moją stronę. - Nikt mnie nie poinformował o wieczornym treningu. - powiedziałem żartobliwie, kiedy już zniżyli lot i zeskoczyli z swoich mioteł tuż przy mnie. 

- Bo widzisz, wiedzieliśmy, że nie zdążysz się przebrać w szaty do quidditcha... - ciągnęła żart Trevelyn, okręcając się dookoła, aby zaprezentować swoją "szatę do quidditcha". 

- No tak, zapomniałem, że zmieniliśmy strój i teraz musimy mieć krótkie spodenki i długie skarpetki - odparłem, komentując to co miała na sobie. - Bole, to twarzy Ci w takim wdzianku. 

- Mnie w to nie mieszaj. - odparł zrezygnowany. 

- No dawaj, Bole, mów gdzie to kupi... 

- Malfoy, daj chłopakowi spokój. Uwierz, wycierpiał ze mną na cały przyszły tydzień. - przerwała mi Trevelyn, po czym zaśmiała się i podeszła do Bole'a. - Dzięki, Lucjanku, że ze mną wyszedłeś, mam u Ciebie dług. - powiedziała mu i się do niego przytuliła. Chrząknąłem.

- To ja Was lepiej zostawię. - skomentował pałkarz, odsuwając się speszony od Trevelyn i ruszył w stronę zamku. - Cała przyjemność po mojej stronie, siostra! Na razie, Malfoy. - rzucił jeszcze przez ramię. Patrzyłem jak odchodzi, kiedy moją uwagę przykuł śmiech dziewczyny.

- Co Cię tak bawi? - zapytałem lekko poirytowany.

- Spokojnie, Platyniaku. - skrzywiłem się na to określenie. Wymyśliła mi je już, zanim dostaliśmy się do Hogwartu, wciąż mi się nie podoba. - Nie krzyw tej swojej przystojnej buźki, tylko mów, co Cię, jak zgaduję, do mnie sprowadza, hmm? - słysząc komplement z jej ust, od razu na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek. 

- Możesz to powtórzyć? - zapytałem z przekąsem.

- Co? - zapytała. Po jej rozbawionej minie, wiedziałem, że dokładnie wie, o którą część jej wypowiedzi mi chodzi. Ale to właśnie w niej lubię, to, że zawsze mogę się z nią droczyć.

- Ten moment, kiedy pochwalasz moją urodę. 

- Och, Ty narcyzie. - powiedziała, przewracając oczami.

- Narcyza? Gdzieś tu jest moja matka? - udawałem głupiego. - Moment, od kiedy jesteście na "Ty"? - zapytałem, udając zdezorientowanego. Maya zaśmiała się, chrumkając przy tym kilka razy. W jej wydaniu to całkiem urocze. STOP! Ja tego wcale nie pomyślałem! - Widzę, że nie dosyć, że jestem przystojny, błyskotliwy to i jeszcze zabawny. - powiedziałem, falując zabawnie brwiami.

- Och, Malfoy, cicho bądź! - odparła, uderzając mnie w ramię. - Chodź, usiądziemy sobie, to może się uspokoisz. - dodała z uśmiechem. - Słucham, jaką ma książę do mnie sprawę? - zapytała, gdy wygodnie rozsiedliśmy się na trybunach.

- Opowiedz mi coś o Krumie. - powiedziałem trochę bardziej poważnym tonem niż zamierzałem. Na moje słowa rozszerzyła oczy do wielkości galeonów. - No co? Zauważyłem, że dużo z nim przebywasz. - wyjaśniłem zdawkowo. Miałem wrażenie, że Trevelyn się lekko spięła.

- Malfoy, jeśli interesujesz się każdym aspektem życia Wiktora, jak reszta tych przygłupów lub, co gorsza, jesteś jakimś krypto gejem to powiedz mi to teraz, póki jeszcze jakoś zniosę tę informację. - skomentowała wyprutym z emocji głosem. Gdybym coś jadł albo pił, kiedy to mówiła, na sto procent bym się zakrztusił.

- Co proszę? - zapytałem zdziwiony. - Absolutnie nie! - zaprzeczyłem szybko.

- To po jakie licho zadajesz takie pytanie? - Zauważalnie jej ciało się rozluźniło, choć w głosie nadal można było dosłyszeć nutkę pretensji i... strachu? Nie wiedziałem, co odpowiedzieć... Prawdę? Że chce wiedzieć, co ją łączy z tym bułgarskim byczkiem? Że denerwuje mnie to, że tak dużo razem spędzają czasu? Podrapałem się z tyłu głowy, żeby zyskać trochę czasu.

- Po prostu nie chcę, żebyś zmarnowała sobie życie z takim przygłupim mięśniakiem. - odparłem w końcu na jednym wydechu. Zaśmiała się.

- Ja i Wiktor? Hmmm... Nie! - spojrzałem na nią pytająco, taka odpowiedź mi nie wystarczała. - Lubimy się z Wiktorem, mamy kilka wspólnych tematów, ale to wszystko. - uniosłem brew, czekając na dalsze wyjaśnienia. - Ale Ty jesteś ciekawski - zaśmiała się. - Spędzam z nim dużo czasu, bo oprowadzam go po szkole, opowiadam, co i jak u nas oraz poznaję go z innymi uczniami, żeby czuł się bardziej komfortowo w murach naszej szkoły. - wyjaśniła, puszczając mi oczko. Prychnąłem rozbawiony.

- Coś mi się nie wydaję, żeby on Cię tylko lubił... 

- Jakby się tak zagłębić, to masz rację. Kiedy się poznaliśmy, powiedział mi, że mu się podobam czy coś, ale dałam mu wtedy do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowana. - powiedziała, na co się skrzywiłem. - Ale spokojna Twoja głowa, Cytrynko, wiem, że jest taka jedna, co podbiła jego serce. - dodała, czochrając mnie po włosach. Udawałem jakby się to nie zdarzyło, nie chciałem jej psuć humoru no i może mi się to trochę podobało, ale to tylko trochę!

- A co? Mówicie sobie o takich rzeczach? Przyjaźnicie się? - spytałem. 

- Nieee, nie mówimy - przewróciła oczami. - Przyjaźnią bym tego nie nazwała... chyba.

- No to skąd wiesz, o tej jego wybrańce życia? - dopytywałem.

- Oj, Draco, Draco. Czy Ty się nigdy nie nauczysz, że jestem bardzo spostrzegawcza? - zapytała, przybierając jeden z moich ulubionych u niej uśmiechów.

***

- Miło się gada, Platyniaczku, ale pragnę zauważyć, że zaraz jest cisza nocna, a ja jakoś nieszczególnie się palę do zarobienia szlabanu. - powiedziałam, wstając i poprawiając zegarek na lewym nadgarstku, który dostałam od dziadka. - Idziesz? - zapytałam, kiedy Ślizgon nie zareagował na moje słowa, wciąż mając przymknięte oczy i głowę lekko odchyloną do tyłu. Siedząc tak, wyglądał naprawdę przystojnie...

- Skoro też uważasz, że jest przyjemnie to, po co kończyć taki miły wieczór? A poza tym, mówiłem Ci, że nie lubię jak tak do mnie mówisz. - odpowiedział w końcu, ale wciąż się nie ruszył, nie licząc zmarszczenia brwi.

- Jak sobie chcesz. Ja lecę, pa. - rzekłam. Schyliłam się i cmoknęłam go delikatnie w policzek na pożegnanie (miałam wrażenie, że chłopak ledwie zauważalnie drgnął, ale zapewne mi się wydawało), po czym udałam się do zejścia z trybun.

- Przekonałaś mnie! - usłyszałam, zanim na dobre opuściłam strefę kibica. Poczekałam przy wyjściu z boiska, opierając cały ciężar ciała na swojej Błyskawicy.

- Ty głąbie! - krzyknęłam, kiedy straciłam równowagę. Głupek skosił mi miotłę, ale złapał mnie w ostatnim momencie, zanim zdążyłam przywitać się z twardym gruntem. - Nie myśl sobie, że ujdzie Ci to płazem! - zawołałam, po czym wskoczyłam na plecy nic nie spodziewającego się blondyna. Początkowa zachwiał się odrobinę, ale nie dał się zwieść.

- Złe posunięcie, ślicznotko, teraz już Cię nie puszczę! - krzyknął, podrzucając mnie tak, abym siedziała mu na barkach i chwycił za łydki, po czym popruł jak szalony w stronę zamku.

- Zwolnij, szaleńcze. - śmiałam się, jednocześnie próbując utrzymać równowagę; z racji tego, że trzymałam miotłę, miałam tylko jedną wolną rękę, którą mogłam łapać smukłą szyję blondyna. - Zwolnij mówię, przecież nie wejdziemy głównym wejściem. - Chłopak zatrzymał się gwałtownie, przez co o mało z niego nie spadłam.

- Masz rację - przyznał. - Jakieś pomysły, panno spostrzegawcza? - zapytał mnie kpiąco.

- Wątpisz we mnie? - spytałam, szepcząc Malfoyowi do ucha, na co zareagował mocniejszym ściśnięciem moich łydek. - W wschodniej części zamku jest "zamurowane" przejście. Nikt kto o nim nie wie, nie dojrzy go. - dodałam dumna z siebie.

- A Ty skąd o nim wiesz? - zapytał nieufnie, ale udał się w stronę, którą mu wskazałam.

- Uznajmy to za moją tajemnicę. - odparłam rozbawiona. Tak naprawdę wiedziałam o nim dzięki Mike'owi, któremu powiedział to Ches, natomiast Airey dowiedział się o tym tajemnym przejściu od rudych bliźniaków. Eh... jakby nie patrzeć, korzystam z rad Weasleyów, ratuj, Panie Boże. Po kilku minutach byliśmy na miejscu, ale jak się okazało nie sami. - Mike? - zapytałam zdziwiona i zeskoczyłam z pleców blondyna, aby podejść bliżej. - Co Ty tu robisz i kto to jest? - ciągnęłam, wskazując na jakąś dziewuchę o srebnoblond włosach. 

- Już wiem, kto jest źródłem tej Twojej tajemnicy. - powiedział Platyniak tak cicho, abym tylko ja to usłyszała.

- Maya? Malfoy? Co Wy tu robicie? - spytał zszokowany Mike.

- Ja spytałam pierwsza.

- Eh, Ty i te Twoje zasady... Jak widzisz, mam spotkanie z... Célią, Célia, to moja młodsza siostra, Maya i jej... znajomy Draco Malfoy. - nakreślił sytuację Mike i skinął Ślizgonowi głową na przywitanie. Malfoy zawtórował mu, po czym z ledwie widoczną niechęcią ujął dłoń dziewczyny i ucałował ją jak nakazywało dobre wychowanie

- Miło poznać. - powiedziałam do uczennicy Beauxbatons, podając jej dłoń i uśmiechając się sztucznie. 

- Skoro ja Ci odpowiedziałam, to może raczysz mi wyjaśnić, co Ty tu robisz o tej porze? - ponownie Mike zwrócił się w moją stronę. 

- Tak się składa, że wracamy z Draconem z wieczornego treningu. - odparłam

- A gdzie jego miotła? - spytał, przyglądając się mi, a potem mojemu towarzyszowi.

- Nie sprecyzowałam jaki to był trening, braciszku - uśmiechnęłam się chytrze. - A teraz pozwolisz, że się udamy już do zamku, co? Jest już po ciszy nocnej. - powiedziałam, po czym chwyciłam Malfoya za ramię i sprawnie wyminęłam "przeszkody". - Na razie, Mike i Cylio.

- Célio. - poprawiła mnie dziewczyna płynnym fracuskim. Czy ta dziewczyna nie rozumie, że specjalnie przekręciłam jej imię? Co mój brat widzi w tych blondynkach? No co, się pytam?!

***

Pomimo, że najbliższy mecz quidditcha miał być pomiędzy Krukonami a Gryfonami, nasz kapitan nie odpuszczał nam częstych, bardzo męczących treningów. W sumie to nie powinnam narzekać, bo musimy ćwiczyć jak najwięcej ze względu, że jesteśmy chujowi... Tak, powiedziałam o drużynie Slytherinu, w której gram, że jest chujowa... A to dlaczego?! Bole'owi ciężko przerzucić się na "tryb ścigającego", a Sanders pomimo świetnych umiejętności ma problemy ze zgraniem się z drużyną, no i jeszcze zostaje nam Gregory Goyle: niby nie jest najgorszy, całkiem nieźle mu idzie na ćwiczeniach, ale kiedy dochodzi do gry, wygląda jakby nie wiedział, gdzie i po co się znajduje. Pokładamy nadzieję w tym, że ani Ciotter, ani Cedrik nie biorą udziału w tegorocznych rozgrywkach ze względu, że są reprezentantami Hogwartu w turnieju i muszą się do niego przygotowywać. Dlatego już się boje, co wymyśli Florian, kiedy dowie się o terminie naszego meczu z Krukonami... Nie chcę być pesymistką, ale szczerze mówiąc skoro drużyna Ravenclawu ma nowego kapitana, "ulepszoną Cho" (z tego co mówi Simon, to dużo ćwiczyła w te wakacje i wdać poprawę) i co najważniejsze: Simona - przegramy.

Mam wrażenie, że nikt oprócz tych, którzy zdają OWUTEMY i SUMY jakoś za bardzo nie przejmują się nauką; wszyscy żyli głównie dyskusjami na temat tego, kto ma jakie szanse w turnieju, więc wielką popularnością odznaczały się świeżo wprowadzone na rynek odznaki, które można było sobie przyczepić do szaty czy torby. A dlaczego? Bo głosiły one, wypisanymi świecącymi, czerwonymi literami hasło:

Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU
PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu!


Ale to nie była ta najlepsza, według mnie, część. Do mnie zdecydowanie bardziej przemawiało drugie hasło, które pojawiało się po wciśnięciu odznaki, tym razem świecącymi, zielonymi literami:

POTTER CUCHNIE

Jak pierwszy raz to zobaczyłam to ze śmiechu padłam na podłogę, serio. A stało się to wczoraj, tuż po lekcjach. Kiedy wracałam ze Szklarni do lochów, zatrzymał mnie nie kto inny a sam Kristoff Ragan, zaciągając mnie do jakieś pustej klasy pod pretekstem: "potrzebuję Twojej pomocy, Trevelyn". Kiedy dowiedziałam się od niego, co i jak z tymi plakietkami, od razu zgodziłam się pomóc, czyli zostać głównym "handlowcem" odznak w Slytherinie i dodatkowo na czwartym roku. Kristoff dał mi kilka pomniejszonych kartonów wypełnionych plakietkami. Odłożyłam "przesyłkę" w dormitorium i od razu pognałam do biblioteki w poszukiwaniu czaru, który był mi niezbędny w wykonaniu mojego bezbłędnego planu, który zaświecił mi w głowie błyskawicznie po tym, jak zgodziłam się na propozycję Puchona. Tuż przed rozpoczęciem kolacji natrafiłam na odpowiednie zaklęcie:

 -> glutinum semper - z łac. "zawsze przykleić", glutinum - klej, semper - zawsze

Zastanawia mnie, kto wymyślał te formułki... Ale cóż - jest? Jest, więc nie narzekam.

Uczniom, na których natrafiłam od samego rana rozdawałam plakietki lub (jeśli kogoś nie trawiłam, tak po prostu) sprzedawałam za symboliczną cenę. A swój genialny plan wprowadziłam w życie tuż po tym, jak w miarę szybko zjadłam drugie śniadanie i udałam się do lochów pod gabinet profesora Snape'a. Upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu, a szczególnie Mistrza Eliksirów.

- Alohomora. - skierowałam różdżkę na klamkę drzwi i wślizgnęłam się do sali od eliksirów. - Colloportus. - rzuciłam zaklęcie, aby upewnić się, że nikt mi nie przeszkodzi i, co ważniejsze, nie przyłapie mnie. Powiększyłam pudełko, które wyciągnęłam z kieszeni szaty, potem przy każdym miejscu siedzącym położyłam odznakę (nie omijając oczywiście biurka opiekuna Slytherinu) i zaklęciem poznanym poprzedniego wieczora sprawiłam, że żaden żółtodziób się jej nie pozbędzie (oczywiście sprawdzałam wcześniej jak i teraz, czy rzucony przeze mnie czar zadziałał). Zadowolona z siebie, ostrożnie i oczywiście niezauważalnie opuściłam klasę. Jak się okazało na moją korzyść zadziałał sam Ciotter i Malfoy (a dokładniej zamieszanie, które wywołali). Wszyscy byli zwróceni w ich stronę i obserwowali ich z typowym dla hogwardzkich uczniów zaciekawieniem. Chociaż, gdy się przyjrzałam to nie tylko oni byli w centrum uwagi, bo nie dało się nie zauważyć bąbli na twarzy Goyle'a i rosnących w błyskawicznym tempie przednich zębów Hermiony, która za wszelką cenę próbowała je ukryć. Co tu się do cholery stało?! Zdążyłam zapytać sama siebie, zanim do tego teatrzyku dołączył na wpół wściekły a wpół rozbawiony Snape. Nie słuchałam ich kłótni i wyjaśnień, stwierdziłam, że może tym razem uda mi się uniknąć oskarżeń (tak, wiem, nie brałam w tym udziału, ale jak to mówią "to na bank sprawka Trevelyn"), więc udałam się w stronę, gdzie zostawiłam wcześniej swoją torbę; na moje szczęście była to druga strona korytarza. Dołączyłam do reszty klasy dopiero, gdy wchodziliśmy do sali. Usiadłam koło Sanders z chytrym uśmieszkiem; zdążyła tylko spojrzeć na mnie pytająco, kiedy w klasie wybuchła salwa śmiechu. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Cisza! - krzyknął Snape. - Co Was tak śmieszy? - zapytał ostro, udając się w stronę swojego biurka. Nikt nie musiał mu opowiadać, bo po chwili sam zauważył odznakę przyklejoną do swojego blatu. - Co to jest? - spytał z obrzydzeniem.

- Niech profesor najpierw przyciśnie!- zawołałam rozbawiona. Profesor nie ufnie postąpił według mojej prośby, ale już po chwili uśmiechnął się pod nosem.

Continue Reading

You'll Also Like

709K 26.1K 37
Suzie Wilson - Ślizgonka z przypadku. Jej złe relacje z księciem tego domu nikogo już nie dziwią. Może jednak zdarzy się coś, co zaskoczy innych? Naw...
222K 10.7K 49
Nie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewn...
5.1K 299 29
Rasowe fanfiction z KakaSaku w roli głównej. Historia niebywałego romansu, której narratorem jest sam Hatake Kakashi! Zastrzegam sobie wszelkie prawo...
23.9K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...