Dziedzictwo Feniksa

By Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 49

4.3K 376 646
By Wolf__Howling

*Nathaniel

Siedzieliśmy w zimnej celi od dobrej godziny. Nie było tu nic, oprócz pleśni, wilgoci, kupki siana i zdechłego szczura w kącie, który powoli zaczynał gnić.

- Co za gnój - warknął Ethan już któryś raz z kolei. Odkąd Jacob nas tu wsadził, brunet obdarował go wieloma wymyślnymi epitetami. - Niech no ja go tylko dorwę, to pożałuje, że się w ogóle urodził.

Siedziałem oparty o zimną ścianę, obejmując rękoma kolana. Położyłem na nich głowę i przyglądałem się, jak mój przyjaciel chodzi w tę i z powrotem.

- Skurwysyn jeden, najpierw udaje kochającego brata, a potem robi wszystko, co ten patałach mu każe. - Zatrzymał się i uderzył pięścią w ścianę. Dłoń miał już całą poobijaną, ale nie zwracał na to uwagi.

- Ethan? - spytałem cicho, skubiąc nitkę wystającą z moich spodni. Chłopak przeniósł na mnie spojrzenie swoich zielonych oczu i uniósł pytająco brwi. - Jak myślisz, czy Annael mu uwierzyła?

Mój głos był niewiele głośniejszy od szeptu, ale on i tak doskonale mnie słyszał.

Przez jego twarz przemknął cień. Zacisnął pięści i odetchnął głęboko, po czym odparł:

- Myślę, że nie. Za dużo razem przyszliśmy.

Skinąłem niepewnie głową, próbując uwierzyć brunetowi.

Zależało mi na tej dziewczynie i nie chciałem, żeby myślała o mnie jak o kimś, kto chciał ją tylko wykorzystać.

- Ej, nie martw się tak. - Usiadł obok i objął mnie niezdarnie ramieniem. Uśmiechnąłem się nieznacznie pod nosem na ten gest, widząc jego starania. - Ta dziewczyna była gotowa oddać za nas życie, zaufaj jej.

Zerknąłem na niego z ukosa i widząc jego pewne spojrzenie, pokiwałem głową, a mój uśmiech się powiększył.

- Masz rację - mruknąłem.

- Jak zwykle, książę - prychnął. - Dlatego nigdzie się beze mnie nie ruszasz. Nawet tygodnia byś nie przetrwał. - Wyszczerzył się, a ja dałem mu kuksańca w bok.

Ten tylko parsknął śmiechem, jednak jego humor szybko się ulotnił, gdy usłyszeliśmy odgłos zbliżających się kroków.

- No to teraz pożałuje - burknął cicho, stając na równe nogi i spinając się, gotowy do ataku.

Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, a do środka wszedł chłopak o popielatych włosach. Jego granatowe tęczówki przeskanowały pomieszczenie, ostatecznie zatrzymując się na brunecie.

- Wiem, co sobie myślicie, ale nie było innego wyjścia - zaczął chłopak, jednak nie było dane mu dokończyć, gdy mój obrońca przyparł go do ściany, zaciskając dłoń na jego szyi.

Zauważyłem, że temperatura w celi powoli zaczęła spadać, a to oznaczało tylko jedno - kłopoty.

Wstałem i położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela.

- Ethan, uspokój się - powiedziałem łagodnie. Wzdrygnął się, jednak wciąż wbijał palce w szyję chłopaka. Jego skóra była tak lodowata, że czułem to nawet przez materiał koszulki. - Ethanie Denver, rozkazuję ci, zostaw go w spokoju. - Tym razem mój głos był stanowczy i nieco ostrzejszy, niż zamierzałem.

Nie lubiłem rozkazywać innym, zwłaszcza przyjaciołom, jednak gdy Ethan tracił kontrolę nad swoją mocą, ciężko było do niego dotrzeć.

Brunet trwał jeszcze chwilę w bezruchu, ale w końcu odsunął się od Jacoba, który zaczął łapczywie łapać powietrze.

Z konsternacją zauważyłem, że miał u pasa przewiązaną broń, a nawet nie próbował jej użyć, gdy brunet go zaatakował.

- Wszystko w porządku? - spytałem po chwili, gdy chłopak mógł już normalnie oddychać.

- Tak, wasza wysokość - odpowiedział zachrypłym głosem.

- Nathaniel - poprawiłem go - nie wasza wysokość. Co się dzieje tam u góry?

Jake zerknął niepewnie na bruneta, który cudem ponownie się na niego nie rzucił, po czym powiedział:

- Ann je kolację z królem. Podobno kazała wam przysłać posiłek, więc jestem. - Wyszedł na chwilę z celi i podniósł z ziemi półmisek pełen jedzenia, po czym wrócił i postawił go przed nami. - Wiedziałem, że nie obejdzie się bez szarpaniny, a szkoda by było, gdyby to wszystko się zmarnowało - wyjaśnił, widząc moje spojrzenie.

Z początku nie miałem zamiaru jeść, jednak mój żołądek głośno upomniał się o posiłek.

Chwyciłem kawałek chleba i biorąc pierwszy kęs, powiedziałem:

- Skoro i tak jeszcze chwilę tu posiedzimy, to masz czas, by wyjaśnić nam kilka rzeczy. Zacznij od początku.

Kątem oka zobaczyłem, że Ethan usiadł obok mnie i również zabrał się za jedzenie.

Jacob westchnął.

- Wiecie dobrze, że gdybym mu się wtedy postawił, to zabiłby nas wszystkich na miejscu. Ratowałem nam tyłki.- Przeczesał ręką popielate włosy.

- A nie wpadło może do twojej ślicznej główki, że mogłeś nas wypuścić, gdy tylko wyszliśmy z komnaty? - rzucił Ethan z ironią.

- Tak się składa, że nie mogłem. - Posłał mu zirytowane spojrzenie, po czym wyjaśnił: - Gabriel wiedziałby, czy weszliście do celi, czy nie. Ta konkretna - zatoczył ręką łuk - ma zabezpieczenia magiczne. Można ją bez problemu kontrolować. Nie bez powodu jesteście akurat tutaj.

- Czy jeśli stąd wyjdziemy, on będzie o tym wiedział? - Zmarszczyłem brwi.

- Teoretycznie tak - uśmiechnął się nieznacznie - ale da się oszukać ten system. Kazałem zmienić wartę przy celi. Na zewnątrz stoją ludzie, którzy są po twojej stronie, kró... Nathanielu - mruknął speszony. - Są magami i zgodzili się was tutaj zastąpić. Gabriel nie wyczuwa, kto tutaj siedzi, ale wyczuwa moc, którą emanują więźniowie. Nikt się nie zorientuje, że coś jest nie tak, dopóki nie zajrzy do środka.. - Uśmiechnął się szeroko, dumny ze swojego pomysłu.

Kiwnąłem głową z aprobatą.

- Genialne. Dobra robota. - Spojrzałem na przyjaciela, który właśnie kończył posiłek. - Gotowy?

Oblizał palce i odparł:

- Jak nigdy wcześniej.

Jacob wyszedł z pomieszczenia, a chwilę później wrócił razem z wcześniej wspomnianymi ludźmi.

Po krótkich formalnościach i podziękowaniach z mojej strony, wyszliśmy z lochu kierując się w stronę schodów.

- A, jeszcze jedno. Prawie bym zapomniał. - Jacob zatrzymał się i wyciągnął z pochwy sztylet. - To chyba wasze.

Przyjąłem od niego broń, a po krótkim zastanowieniu oddałem ją Ethanowi.

- Lepiej będzie, jeśli ty go weźmiesz.

Brunet skinął głową i schował sztylet do buta.

- Gdzie jest Annael? - zapytał chłopak, gdy wyszliśmy z podziemi.

- Nie wiem. Jak już mówiłem wcześniej, ostatnio jadła kolację z królem. Wcześniej towarzyszyła mu na balu. Teraz mogą być gdziekolwiek - burknął strażnik, ewidentnie niezadowolony ze swojej niewiedzy.

- Poczekajcie chwilę - mruknąłem.

Stanąłem w miejscu i zacząłem szukać umysłu dziewczyny.

Kiedyś Ethan zapytał mnie, jakie to uczucie i jak to w ogóle działa. Ciężko to opisać słowami ale powiedziałem mu wtedy, że to jest tak, jakby ludzie przywiązani byli do ciebie sznurkami. Im lepiej znasz daną osobę, tym sznurek jest grubszy i bardziej widoczny. Wtedy wystarczy iść wzdłuż niego, aż dotrzesz do celu.

Annael wyczułem szybko. Ostrożnie, aby nie wywołać u niej dyskomfortu nagłym wtargnięciem, wszedłem do jej głowy. Od razu ujrzałem obraz Gabriela, który z zaciekawieniem mi... znaczy jej się przyglądał.

Patrzyłem oczami dziewczyny, dlatego miałem wrażenie, jakby jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Elfka odwróciła wzrok i skupiła uwagę na olbrzymim drzewie, rosnącym tuż przed nią. Widząc Drzewo Życia w takim stanie byłem tak zszokowany, że dziewczyna również wyczuła moje emocje.

W jej głowie pojawiła się dezorientacja, dlatego przemówiłem do niej:

- Spokojnie, Ann, to tylko ja. Idziemy do ciebie, dlatego zostań tam, gdzie jesteś. - Dezorientacja ustąpiła miejsca uldze i determinacji. Nim się wycofałem z jej umysłu, dodałem jeszcze: - Czy drzewu da się pomóc?

Na chwilę zalała ją fala sprzecznych emocji, jednak po chwili wyłapałem jedną, konkretną myśl:

- Wciąż żyje, więc istnieje jeszcze szansa.

Po tych słowach zostawiłem ją samą i wróciłem do moich towarzyszy. Jacob przyglądał mi się z szeroko otwartymi oczami, za to Ethan patrzył na mnie z niecierpliwością wymalowaną na twarzy.

- I co? - spytał, gdy tylko ujrzał, że moje tęczówki znów są błękitne, a nie białe.

- Są w sali koronacyjnej - odparłem i szybkim krokiem ruszyłem w tamtą stronę.

- Jak ty to...? Co ty właściwie zrobiłeś? - usłyszałem za sobą głos Jacoba.

- Czytam w myślach, taki mam dar - odparłem krótko, nie chcąc się wdawać w szczegóły.

- Tak szybko? Czy ty teraz...

- Słyszę twoje myśli? - przerwałem mu, na co on sapnął cicho. Ethan parsknął pod nosem, a ja postanowiłem zlitować się nad chłopakiem. - Daj spokój, to pytanie było do przewidzenia. Nie grzebię w cudzych głowach, jeśli nie ma takiej potrzeby.

Skręciłem w prawy korytarz, by później skręcić w lewo.

- Nie chcę nic mówić, książę, ale droga do sali koronacyjnej jest w drugą stronę - burknął Jake.

- Ta oficjalna. - Uśmiechnąłem się pod nosem. - My idziemy od innej strony.

Wyczułem na sobie spojrzenie Ethana, który właśnie się do mnie szczerzył. Poruszył sugestywnie brwiami, a ja musiałem zacisnąć zęby, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- O nie, mój drogi. Tym razem idziemy tam w innym celu - prychnąłem cicho.

- Czy ja wiem? Na pewno będzie jakaś rozróba, więc w sumie na jedno wychodzi.

- Czasem mi się wydaje, że masz na mnie zły wpływ, jako na przyszłego władcę - burknąłem rozbawiony, odsłaniając jednocześnie niewielkie drzwi, ukryte za gobelinem w ścianie.

- Zły? - Brunet wszedł pierwszy do środka, a za nim Jacob. - Tylko dzięki mnie nie jesteś totalnym sztywniakiem. Powinieneś mi dziękować - rzucił.

Zamknąłem za nami przejście i ruszyłem w głąb ciemnego korytarza. Po kilku minutach ujrzałem światło dochodzące z pomieszczenia przed nami.

Znajdowaliśmy się w rogu sali, ukryci za rzędem srebrnych zbroi.

Często skradaliśmy się tutaj z Ethanem, by poprzeszkadzać odrobinę obradującym politykom. Oczywiście grzecznie czekaliśmy aż obrady się zakończą, jednak gdy przychodził czas na poczęstunek... Cóż, nigdy nie było im dane zjeść w spokoju do końca.

Wychyliłem się nieznacznie z naszej kryjówki, by rozeznać się w sytuacji.

Przy ścianie znajdującej się naprzeciwko wejścia, rosło Drzewo Życia, które obecnie nie miało prawie żadnych liści, a niegdyś miodowa kora przybrała czarną barwę. Przed drzewem stał bogato zdobiony tron. Przy bocznych ścianach stały rzędy wygodnych krzeseł, jednak teraz pokrywała je spora warstwa kurzu.

Tuż przy korzeniach drzewa klęczała Annael. Za nią stał Gabriel, oparty plecami o tron, z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

Dziewczyna przyłożyła dłoń do czarnej kory, a jej ręka zaczęła błyszczeć. Włosy również przybrały złotawy odcień i wiedziałem, że gdyby otworzyła oczy, ujrzałbym w nich ogniste płomyki.

Przyglądałem się zafascynowany, jak jej moc przepływa przez gruby pień, tworząc na nim złotą sieć żyłek. Roślina łapczywie pochłaniała energię i nim się obejrzałem, na gałęziach pojawiły się pierwsze, drobne listki.

Poczułem, jak ktoś mnie szturcha w ramię. Ethan wskazał palcem na dziewczynę i dopiero wtedy zauważyłem, że elfka jakby... przygasła. Jej ręka lekko drżała i nawet z tej odległości mogłem usłyszeć, jak coraz ciężej łapie oddech. Blada cera stała się teraz kredowo biała, a usta sine.

Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, Gabriel złapał dziewczynę za ramiona i odciągnął ją od drzewa.

- Wystarczy. - Jego stanowczy głos rozniósł się echem po sali. - Jeśli umrzesz, nie będę miał z ciebie żadnego pożytku. I tak sporo zrobiłaś.

- Nie ma to jak przedmiotowe traktowanie - powiedziała słabo Annael.

- Przyznaję, że głównie zależy mi na twojej mocy - pomógł jej się podnieść i objął ją w pasie, gdy zauważył, że nie może stać sama - ale wiesz co? Jesteś jedną z nielicznych osób, które toleruję trochę bardziej niż resztę.

- Czy ty właśnie próbujesz mi nieudolnie powiedzieć, że mnie lubisz? - prychnęła Ann, uśmiechając się krzywo.

- Owszem - uniósł kącik ust w górę - ale nie wyobrażaj sobie za wiele. Na tym moje możliwości odczuwania się kończą. Więcej nie dostaniesz.

Spojrzała na niego z zaciekawieniem i właśnie wtedy nas zauważyła. Przez jej twarz przemknęło zaskoczenie, jednak szybko je ukryła. Obróciła się tak, że teraz Gabriel stał do nas idealnie tyłem.

- Czyli sympatia to najsilniejsze uczucie, na jakie cię stać? - spytała, patrząc mu prosto w oczy.

Skinąłem głową na Ethana. To była nasza szansa.

Wyszliśmy cicho z ukrycia. Kątem oka wyłapałem błysk srebra, który świadczył o tym, że brunet wyciągnął Sztylet Wieczności i był gotowy w każdej chwili go użyć.

- Sympatia - mruknął Gabriel z namysłem. Długimi palcami odgarnął białe włosy z czoła, kręcąc lekko głową. - To wciąż za dużo powiedziane, jeśli jednak chcesz, możesz to tak nazywać. A teraz chodź, musisz odpocząć.

Zastygliśmy w bezruchu, wiedząc, że chłopak nas zaraz zobaczy, gdy Annael chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła z powrotem w swoją stronę.

- Poczekaj!

- Coś się stało? - spytał zaskoczony.

- Ja chciałam... - Zagryzła wargę, szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia dla swojego zachowania.

- Nie mam na to czasu - burknął białowłosy, przestępując z nogi na nogę. - Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to idziemy.

Chłopak ponownie chciał się odwrócić, by ruszyć w stronę wyjścia. Dziewczyna rzuciła nam krótkie, przerażone spojrzenie, po czym niespodziewanie złapała Gabriela za policzki i odwracając jego twarz z powrotem w swoją stronę, wpiła się w jego usta.

Wyczułem, jak Ethan sztywnieje u mego boku. Jedno spojrzenie na jego twarz wystarczyło, bym wiedział, że zaraz zrobi coś naprawdę głupiego.

Chwyciłem go mocno za ramię i pokręciłem głową. Mieliśmy mało czasu.

Mój przyjaciel najwidoczniej wiedział, że tym razem musi odpuścić, dlatego po cichu kontynuował swoją wędrówkę w stronę uzurpatora.

Szedłem z nim ramię w ramię.

Zdziwiłem się nieco, że Mag nie przerwał jeszcze tego pocałunku, jednak dziękowałem za każdą sekundę jego nieuwagi. Wtem, jak na złość, chłopak oderwał się od elfki i przekrzywił głowę. Nie widziałem jego wyrazu twarzy, dlatego nie mogłem ocenić, w jakim jest humorze.

- To było ciekawe - wymruczał. Byliśmy już kilka kroków od niego. Ethan uniósł rękę, by zadać cios, gdy wtem Gabriel obrócił się w naszą stronę, a sztylet wyleciał brunetowi z ręki za sprawą magii - a jednocześnie zbyt podejrzane - dokończył chłopak, patrząc na nas z kpiącym uśmiechem. - Nie jestem idiotą.

Poczułem, jak moje ciało ogarnia paraliż, gdy swoją mocą unieruchomił mi mięśnie.

- Dałem wam szansę, a wy ją zmarnowaliście. - Pokręcił głową z rozczarowaniem. - I co ja mam teraz z wami zrobić?

Gdy w jego dłoni zaczął się pojawiać czarny kłąb dymu, wstrzymałem oddech.

Z lekką paniką spojrzałem na przerażoną Annael, która ledwo stała na nogach. Tym razem jej błagania nie pomogą.

Pozostaje nam tylko liczyć na cud.

Continue Reading

You'll Also Like

489K 34.7K 48
- Chyba się w nim zakochuję. - Nic dziwnego. Ty lubisz popełniać błędy. okładka: wspaniała @mak3529 ©2015 fakelilou
40.7K 2.5K 178
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
200K 10.5K 76
Jedna z wielu na pierwszy rzut oka identycznych prowincji w Stanach. Nic nadzwyczajnego - zwykła, spokojna i bezpieczna dziura. Powszechnie jednak wi...
Mate By GS

Fantasy

242K 10.2K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...