Rozdział 13

6.2K 528 423
                                    

- Zróbmy postój, konie muszą odpocząć - powiedział Ethan.

Jechaliśmy już kilka godzin, księżyc oświetlał nam drogę. Jakimś cudem udało mi się nieco zdrzemnąć podczas jazdy, ale to tylko dzięki temu, że Nathaniel pilnował, abym nie spadła z siodła.

Byliśmy na jakimś polu, przez które przepływała rzeka. Idealne miejsce na odpoczynek.

Zrobiłam krok do przodu, ale po tak długiej jeździe konnej nogi mi ścierpły i poleciałam do przodu. Traf chciał, że przez przypadek wpadłam na bruneta i oboje polecieliśmy na ziemię.

- Och proszę, wiem, że na mnie lecisz, ale mogłabyś to robić mniej dosłownie? - zapytał z ironią, a następnie zrzucił mnie z siebie i oddalił się w stronę przyjaciela.

- Taaa, ja ciebie też - mruknęłam cicho i podniosłam się, otrzepując spodnie, które się nieco pobrudziły.

- Zachowujecie się jak dzieci - skomentował Nathaniel.

- Ach tak? W takim razie... Kto ostatni w wodzie, ten dzieciak! - krzyknął Ethan i zaczął biec do rzeki, ściągając przy tym koszulkę. Ułamek sekundy później dołączył do niego blondyn i teraz oboje biegli, krzycząc coś do siebie nawzajem.

Musiałam przyznać, że było na co popatrzeć. Obaj byli umięśnieni, ale każdy inaczej, na swój własny sposób. Książę miał smuklejszą sylwetkę, widać było, że osiągnął ją przez ćwiczenia, natomiast jego obrońca był bardziej rozbudowany, a mimo wszystko nie wyglądał jak typowy osiłek. Takie mięśnie mają ludzie zaprawieni w boju.

Pierwszy do wody wskoczył Ethan, a zaraz po nim Nathaniel, który gdy tylko znalazł się w wodzie, został pociągnięty na dno przez drugiego chłopaka.

Co chwilę pojawiała się głowa któregoś z nich nad taflą wody, a po chwili znowu znikała.

Ech, ci chłopcy... Niby dorośli, ale dalej jak dzieci. Uśmiechnęłam się lekko.

- Annael, dołączysz do nas?! - krzyknął blondyn. Na jego twarzy malował się wielki uśmiech.

Zerknęłam szybko na zielonookiego. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale w oczach ujrzałam jakby... wyzwanie?

- Ja... Chyba raczej podziękuję - powiedziałam, rozglądając się szybko za bardziej ustronnym miejscem. Chciałam się umyć, skoro w końcu nadarzyła się taka okazja. - Wy się bawcie, a ja zaraz wracam!

Ruszyłam wzdłuż strumienia, aż dotarłam do miejsca, w którym rosła wierzba płacząca. Jej liście zwisały nad wodą, tworząc gęstą, zieloną ścianę. Idealnie.

Rozebrałam się do bielizny i weszłam do wody. Była lodowata!

Zanurzyłam się cała, aby po chwili wypłynąć. Przy brzegu sięgałam nogami dna, jednak wyczułam, że za mną jest gwałtowny spadek, dlatego starałam się stać w jednym miejscu. Czorty wiedzą, co kryło się na dnie.

Nagle pod wodą coś się poruszyło, jakaś ciemna sylwetka. Tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko zniknęła. Postanowiłam wyjść na brzeg, gdy wtem coś zakleszczyło się na mojej kostce i szarpnęło w dół. W ostatniej chwili zdołałam nabrać powietrza, gdy moja głowa znalazła się pod wodą.

Otworzyłam oczy, ale nic nie widziałam. Było tam strasznie mętnie i ciemno. Zaczęłam wierzgać nogami, jednocześnie próbując się wynurzyć. Czułam, że tlen mi się powoli kończył. Już po chwili miałam mroczki przed oczami.

Moje ruchy osłabły, a płuca domagały się powietrza. Gdy myślałam, że już po mnie, ucisk nagle zniknął. Szybko wypłynęłam na powierzchnię i nabrałam kilka głębokich wdechów, ciesząc się, że żyłam.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now