Rozdział 48

4.2K 370 400
                                    

*Gabriel

Oparty o parapet obserwowałem, jak słońce powoli chowa się za horyzontem.

Słyszałem, jak cztery osoby weszły do pomieszczenia, jednak nie zwracałem na to uwagi.

Poczekają.

Gdzieś za mną rozległo się niecierpliwe chrząknięcie, ale to również zignorowałem.

Gdy słońce w końcu zaszło, obróciłem się powoli, splatając dłonie za plecami.

- Cierpliwość nie jest waszą mocną stroną. Ja czekałem na was cały tydzień, odkąd tylko pojawiliście się w Agnor.

Przyjrzałem się każdemu z nich po kolei.

- No proszę, kogo my tu mamy? - mruknąłem cicho, podchodząc do szczupłego, wysokiego blondyna. - Jesteś naprawdę podobny do ojca, tylko te oczy... - Uśmiechnąłem się.

Chłopak zacisnął zęby, a jego spojrzenie było chłodne.

- Nie waż się więcej mówić o moich rodzicach - warknął.

Pokręciłem głową, wydymając wargę.

- To naprawdę tragiczne, że spotkał ich taki los, a nie inny, ale...

- Stul pysk - przerwał mi inny głos. Zerknąłem na jego właściciela.

- Ethan Denver, legenda na zamku Agnor, cóż za zaszczyt! Muszę przyznać, że spodziewałem się po tobie nieco więcej. Twoje zachowanie pozostawia wiele do życzenia.

Brunet był nieco wyższy ode mnie i zdecydowanie szerszy w barkach. Widać było, że jest wojownikiem. Zmarszczył brwi, ale powstrzymał się od kąśliwej uwagi, na co skinąłem głową z aprobatą.

W końcu przeniosłem wzrok na osobę, która najbardziej mnie interesowała.

- Annael - mruknąłem, smakując w ustach jej imię. Wolnym krokiem pokonywałem dzielącą nas odległość, rozkoszując się mocą, która od niej biła.

- Nie zbliżaj się do niej - warknął nagle brunet i zrobił krok w moją stronę, wyciągając jednocześnie długi nóż z cholewy buta.

Naiwny.

Machnąłem ręką i chłopak zastygł w miejscu.

- Tak lepiej. - Ponownie zwróciłem się w stronę młodej hybrydy. Zatrzymałem się pół kroku przed nią i z góry patrzyłem w jej niezwykłe, fioletowe tęczówki. - Czekałem na ciebie. Przemyślałaś już moją propozycję? - spytałem spokojnie.

Dziewczyna poruszyła się nerwowo, po czym uniosła dumnie głowę i spytała:

- A mógłbyś jeszcze raz przedstawić swoje warunki?

Uśmiechnąłem się.

- Oczywiście, skoro tak ładnie prosisz... Wolałbym jednak, gdybyś przedtem oddała mi to, co trzymasz za plecami - mruknąłem i złapałem dziewczynę za nadgarstek, szarpiąc ją za rękę.

Wyjąłem z jej dłoni średniej długości sztylet i przyjrzałem mu się uważnie.

Czyste srebro, nieco pozłacany, z motywem płomieni na ostrzu. Rękojeść przypominała głowę ptaka.

- Naprawdę chciałaś zabić mnie... tym czymś? - Uniosłem brew, po czym zwróciłem się do mojego strażnika: - Weź to. - Rzuciłem broń w jego stronę, a on zręcznie ją złapał.

Lubiłem tego chłopaka. Jacob, tak jak jego siostra, był hybrydą. Niestety, oprócz tych lepszych genów, posiadał również kilka gorszych cech, charakterystycznych dla ras, z jakich wywodzili się jego przodkowie.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now