Rozdział 11

6.4K 523 260
                                    

Poczułam lekki podmuch na szyi jakby czyjś oddech.

Mruknęłam pod nosem, nie otwierając oczu i próbowałam spać dalej.

Tym razem, zamiast podmuchu pojawił się czyjś... dotyk? Był on jednak tak lodowaty, że z pewnością nie należał do człowieka.

Otworzyłam oczy.

Pierwsze co zobaczyłam, to czubek wielkiego miecza. Światło księżyca wpadające przez szczeliny w dachu sprawiało, że stal lekko migotała.

Spięłam się gotowa do obrony, jednak gdy przyjrzałam się osobie trzymającej broń...

- Ethan?! Co ty odwalasz? - wyszeptałam wzburzona. Normalnie to bym się pewnie na niego wydarła, ale nie chciałam budzić Nathaniela.

Brunet podniósł lekko broń, jakby szykując się do ataku, a następnie przemówił:

- Wyjdź stąd. Nikt cię tu nie zapraszał. Jeśli nie opuścisz tego miejsca po dobroci, będę zmuszony użyć siły. - Jego głos był zimny i stanowczy.

Zamurowało mnie.

Dobra, rozumiałam, że on za mną nie przepadł, no ale bez przesady! Myślałam, że doszliśmy do jakiegoś porozumienia.

Nagle mój kręgosłup przebiegł lodowaty dreszcz, a na szyi ponownie poczułam ten zimny powiew.

Dopiero wtedy zauważyłam, że chłopak nie patrzył na mnie, a raczej na coś, co znajdowało się za moimi plecami.

- Odważne słowa jak na chłopczyka z prętem - odezwał się jakiś głos, a mnie ponownie przeszły dreszcze. Był niski i zimny.

Poruszyłam się niespokojnie, chcąc wstać i stawić czoła nieznanemu, ale wtedy coś zacisnęło się na moim gardle i przygniotło z powrotem do materaca.

- No no no... Spokojnie. Im mniej będziesz się szamotać, tym przyjemniejsze będzie nasze spotkanie. - Usłyszałam ironiczny szept tuż przy uchu.

- Dobra, koleś. Doigrałeś się - warknął brunet. - Nie chcesz po dobroci? Ależ proszę cię bardzo.

Ethan wypowiedział bezgłośnie jakieś zaklęcie, a jego miecz zapłonął białym światłem. Wziął zamach i...

- Stop!

Poczułam, jak materac się podnosi, a chwilę później zobaczyłam Nathaniela, który stanął obok przyjaciela.

- Nie pomyślałeś o tym, że próbując zabić zjawę, możesz zrobić krzywdę Annael? - spytał zdenerwowany.

- Pomyślałem, dlatego też ten plan wydał mi się taki genialny. - Zielonooki wyszczerzył zęby, ale uśmiech ten nie sięgnął oczu. Wciąż był poważny i gotowy do walki.

- Dupek... - wykrztusiłam, wciąż czując ucisk na gardle. Mogłam oddychać, jednak miałam ograniczony dostęp tlenu. Jak tak dalej pójdzie, to zjawa, czy cokolwiek to tam jest, po prostu mnie udusi.

Nathaniel zerknął na mnie i przez chwilę widziałam troskę w jego oczach, ale szybko przeniósł wzrok na intruza, a jego twarz z powrotem stała się poważna.

Gdy tak stał, było w nim coś... Nie wiedziałam jak to nazwać, ale z pewnością wzbudzał respekt.

- Czego chcesz? - zapytał spokojnie.

- Ha! Czego ja chcę? TY śmiesz mnie pytać, czego JA chcę?! - Z każdym słowem duch był coraz bardziej rozwścieczony. - Człowiek wychodzi do pracy, a kiedy wraca, jego ukochana żona pierdoli się z jakimś chłoptasiem w moim łóżku! I ty mnie pytasz, czego ja chcę?

Dziedzictwo FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz