Rozdział 6

7K 557 330
                                    

W kłębach dymu świeciły szkarłatne oczy. Nie byłam w stanie oderwać od nich wzroku. Były olbrzymie, a przyglądając się im, można było odnieść wrażenie, że pływa w nich...

- Krew.

Moje serce zaczęło szybciej bić. To nie były moje myśli, nikt też się nie odezwał, więc kto...?

- Hahaha, oj kochana, niby taka zdolna, a taka głupia - usłyszałam ironiczny śmiech. - Widzę, że w tej swojej ślicznej główce nie masz nic! Zupełnie nic.

Miałam wrażenie, że głos przypływa ze wszystkich stron i wwierca mi się w czaszkę, powodując przy tym spory dyskomfort.

Z dymu powoli zaczęła wyłaniać się olbrzymia, ale przeraźliwie chuda sylwetka. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to wysoki człowiek o nieco zdeformowanych kończynach, jednak gdy demon podszedł bliżej, oddech uwiązł mi w gardle.

Z chudej szyi wyrastała biała czaszka, która kształtem przypominała głowę ptaka, lecz o wiele większą. W miejscu, gdzie powinien być nos, wystawał długi, ostro zakończony dziób również zrobiony z kości.

Potwór miał długie, żylaste ręce, z których wyrastały długie szpony oraz pokryte szczeciną nogi zakończone kopytami. Z pleców wyrastały krucze skrzydła, które niegdyś zapewne były piękne, ale teraz, połamane, wlokły się za demonem po ziemi.

Nawet nie zauważyłam, gdy te oczy znalazły się tuż przede mną. Musiałam wysoko zadzierać głowę, aby utrzymać z nim kontakt wzrokowy.

Tylko dlaczego ja to robiłam?! Nie chciałam na niego patrzeć!

- Auć. Ty to wiesz, jak zranić... nieczłowieka. - Kolejny syk rozległ się w mojej głowie. Mogłam wyczuć, że jego właściciel był bardzo zadowolony i świetnie się bawił.

Moim kosztem.

- Jeny, kobieto, ale ty dramatyzujesz! Chciałem być miły - rzekł z teatralnym współczuciem. - Wyczułem w twoich myślach dezorientację i postanowiłem, że rozwieję twoje wątpliwości. Krew.

Krew? Jaka znowu krew? O bogowie, czemu ja tam jeszcze byłam?!

- Bo jesteś głupia, słaba i... - Demon przechylił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym dokończył swoją myśl: - Inna. Tak. Czuję to w tobie. Nie jesteś taka jak większość człekokształtnych. Mag, którego zabiłem, emanował chęcią władzy, tak jak wszyscy ci, którzy mnie przywoływali. Ofiary, jakie mi wskazywali, były rozmaite, a tak naprawdę wszystkie takie same. Próżność, chciwość, zazdrość, pożądanie... wieczny strach i walka o przeżycie - prychnął jakby znudzony. - Ty jesteś inna. Stoisz tu przede mną, wbrew własnej woli. Boisz się, ale to inny strach... Powtórzę ci więc to jeszcze raz, a nawet wytłumaczę, bo do ciebie chyba nic nie dociera.

Ty razem zamiast radości, usłyszałam nutkę irytacji i zniecierpliwienia.

- Krew. To nie są moje oczy - syknął głośno, wyraźnie i powoli, jakby mówił do kogoś ułomnego. - Nie posiadam ich, nie są mi potrzebne. Istota, która mnie stworzyła, miała wielkie ambicje. Tysiące lat temu między bogami wybuchła wojna. A jak najłatwiej wygrać? Banalne! Dowiedzieć się, co knuje przeciwnik. Tak oto, Śmierć we własnej osobie, uczyniła mnie... zwiadowcą.

W mojej głowie rozległ się cichy śmiech, od którego przeszły mnie ciarki. Wiedziałam, że póki demon jest zdekoncentrowany, mogłabym spróbować go zabić i sama przy tym nie zginąć, ale, głupia ja, byłam zbyt ciekawska, by odpuścić sobie takich informacji.

I tak oto, zamiast ratować życie, stałam tam i gawędziłam z wysłannikiem Śmierci.

Serio, to cud, że dożyłam osiemnastki!

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now