Heavy // with Draco Malfoy

By letzte_stimme

282K 11.4K 4.2K

Maya Trevelyn, czarownica czystej krwi rozpoczyna swoją niezapomnianą i intrygującą przygodę w Hogwarcie. Poz... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11. Through Mike's eyes
12
13
14
15
16
17. Through Ana's eyes
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
38. Through Mike's eyes
39. Through Natalie's eyes
40
41
42
43. Trough Ana's eyes
44
45
46
47
48
49
50
51
Koniec części pierwszej
Udało się

37

3.2K 177 89
By letzte_stimme

- O! - zawołałam. - I tak by wyszło na nasze, spójrz - powiedziałam do Wiktora i wskazałam ręką na stół znajdujący się najbliżej lewej ściany Wielkiej Sali.  - Wszyscy od Ciebie siedzą ze Ślizgonami. Mogłam się domyślić. - Bułgar popatrzył na mnie pytająco. - Czarna magia... Czystość krwi... Jednym słowem, głupoty. - wyjaśniłam, na co przytaknął.

***

*Draco POV*

Siedziałem już przy stole Ślizgonów, poznając co poniektórych gości z Durmstrangu.

- Całkiem spoko, że dyrek przydzielił ich do nas. - zagadnął mnie Blaise.

- I dodatkowo Krukoni dostali Francuzów. - dodałem. 

- A to, to już nie wiem dlaczego jest dobre. - odparł Blaise.

- Już Ci tłumaczę, ciemna maso. Otóż skoro...

- Ej, mam nadzieję, że to nie był przytyk do tego, że jestem czarny. - przerwał mi Zabini. Klepnąłem się załamany ręką w czoło, po czym się roześmiałem.

- Nie, Blaise. Po prostu jesteś głupi. - wyjaśniłem. Chłopak najpierw udał obrażoną minę, a potem zawtórował mi śmiechem. - Jak już mówiłem... Skoro my mamy podopiecznych Karkarowa, a Ravenclaw Maxime, to oznacza, że i Puchoni i Gryfoni zostali na lodzie - wyjaśniłem, prychając przy tym, gdy mówiłem o naszych potencjalnych wrogach. - Nasz sławny Ciotter, jak to mówi Trevelyn, nie dostaje jednak wszystkiego. - rozejrzałem się po sali, szukając wspomnianego przed chwilą Gryfona, dojrzałem go, siedział ze swoją stałą ekipą; szlamą i zdrajcą krwi. - Patrz jak on i ten debilny rudzielec czerwienią się z zazdrości. - wskazałem mu Złotą Trójcę lekkim ruchem głowy. Zabini spojrzał we wskazaną przeze mnie stronę i wybuchnął niepowstrzymanym śmiechem.

- Wykorzystasz każdą okazję, żeby mu dopiec, co? - zapytał wesoło Zabini, kręcąc z rozbawieniem głową. - A gdzie jest główna atrakcja, Wiktor Krum? - spytał po chwili. Chciałem odpowiedzieć, że nie wiem, ale nie było to potrzebne, bo w momencie, w którym chciałem się odezwać, drzwi do WS otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł "poszukiwany" z Trevelyn pod ręką. Moment! Z Trevelyn?! Nie wiedziałem, o co chodzi, ale nie spodobało mi się to. Zacisnąłem ręce w pieści pod stołem. Niespotykana para szła w naszą stronę, rozmawiając ochoczo. Lekko poirytowany czekałem na rozwój akcji.

- Cześć chłopaki! - zawołała wesoło Trevelyn. - Suńcie te swoje arystokratyczne tyłki. - powiedziała żartobliwie, siadając obok mnie i wskazując towarzyszącemu jej chłopakowi, aby zrobił to samo. - Ależ gdzie moje maniery... Draco, Blaise, to Wiktor Krum, wiem, że wiecie, ale uznajcie to za oficjalne powitanie. - rzekła z uśmiechem na ustach, nakazując nam ruchem ręki abyśmy się grzecznie przywitali podaniem sobie nawzajem dłoni. Rozluźniłem prawą dłoń i podałem ją Bułgarowi. Miał dobry uścisk, silną rękę, co oznaczało dobrego rywala. O czym ja mówię? Chciałem jak najszybciej skończyć tę farsę. Skinąłem chłopakowi głową na znak uznania... głupie zasady dobrego wychowania. - Wiktorze, to moi kol... przyjacie... w sumie to nie wiem, ale to świetni ludzie. - uśmiechnęła się. Uff, jeszcze moment i zaszufladkowałaby mnie jako przyjaciela. Dobrze, że się powstrzymała, tak dobrze ostatnio nam się spędzało czas... Eh, staję się miękki. - Poznaj Dracona Malfoya i Blaise'a Zabiniego. - zwróciła się do Bułgara.

- Nie wierzę, osobiście poznałem słynnego szukającego, Wiktora Kruma! - Blaise pełen entuzjazmu uniósł się lekko nad ławą i podał Bułgarowi dłoń. - Takim łapskiem to się nie dziwie, że łapiesz każdego znicza. - zażartował, puszczając jego rękę. Trevelyn się zaśmiała tak szczerze, że aż zachrumkała, co rozbawiło nas niemalże do łez. Chwilę sielanki przerwało nam powstanie dyrektora.

- Dobry wieczór, panie i panowie, duchy, a w szczególności nasi drodzy goście - przemówił Dumbledore. Ojciec miał rację, mówiąc, że ten starzec jest zbyt dumnym człowiekiem. - Mam wielką przyjemność powitać Was w Hogwarcie. Mam nadzieję i ufam, że będzie Wam tu miło i wygodnie.

- Tsa... dopóki nie natrafią na puszącego się Ciottera, albo co gorsza, o zgrozo, na któregoś z najmłodszych Weasleyów. - wtrąciła złośliwie pod nosem Trevelyn. Szturchnąłem ją lekko rozbawiony, a ona posłała mi jeden z tych jej rozbrajających uśmiechów.

- Turniej i jego zasady zostaną oficjalnie ogłoszone na końcu naszej uczty - kontynuował dyrek. - A na ten czas: Smacznego! - po tych słowach wszyscy zajęli się tym, co mieli przed sobą, czyli jedzeniem i piciem.

***

*Mike POV*

Kiedy z Chesem zajadaliśmy się w najlepsze, po swojej prawej stronie usłyszałem chyba najsłodszy dźwięk w swoim życiu.

- Przepraszam, czy mogę bouillaise? - zapytał mnie dziewczęcy głosik przesiąknięty francuskim akcentem. Zdezorientowany powoli obróciłem się do tyłu i ujrzałem dziewczynę o długich, srebnoblond włosach, dużych, ciemnoniebieskich oczach i bardzo białych, równiusienkich zębach. Czekała na moją odpowiedź, a ja jak głupi tylko patrzyłem na nią, bo na Godryka, nie miałem pojęcia co to jest to "bouillaise". Na szczęście z pomocą nadszedł Ches. Szturchnął mnie delikatnie w bok i niby przypadkiem wskazał mi półmisek, od razu zaczaiłem, co miał na myśli. Otrząsnąłem się, aby zrzucić z siebie oszołomienie, chwyciłem za naczynie i podałem je wciąż czekającej dziewczynie, posyłając jej jeden z moich najlepszych uśmiechów (zawsze działał).

- Dla takiej pięknej damy wszystko!  - dodałem na odchodne, na co Francuzka zareagowała rumieńcem i udała się w stronę stołu Krukonów. Bingo! 

- No stary, poszczęściło Ci się, leci na Ciebie. - skomentował Ches Airey, gdy upewnił się, że dziewczyna go już nie usłyszy.

- Dzięki za pomoc, mistrzu! - uśmiechnąłem się i klepnąłem przyjaciela w ramię. - Skąd w ogóle wiedziałeś, o czym ona gada? - zapytałem zaciekawiony.

- Mike, Mike, Mike, przecież wiesz, że co drugie wakacje spędzam we Francji, a to jest właśnie typowe danie francuskie. - wyjaśnił rozbawiony.

- Taaa, skorupiaki w sosie, pycha - zawołałem, udając zachwyt. - Już suchy chleb wygląda apetyczniej. A tak w ogóle, to coś czuję, że to nie było moje ostatnie spotkanie z tą piękną panną, także chyba musisz nauczyć mnie parę słów tego cudnego języka!

- Trevelyn, czy to nie ty kiedyś mówiłeś, że nienawidzisz gadania żabojadów? Weź lepiej nie marudź, tylko lepiej spójrz kto przyszedł - chłopak wskazał rękę na stół grona pedagogicznego. - Jakieś ważniaki z Ministerstwa. Robi się poważnie.

Jednak szybko zapomnieliśmy o przybyciu nowych gości, gdyż na stole pojawiły się przeróżne, wspaniale wyglądające desery. Gdy zebrani na sali wreszcie się z nimi "uporali". Profesor Dumbledore powstał po raz kolejny dzisiejszego wieczoru:

- Nadeszła długo oczekiwana chwila. Czas, by obwieścić początek Turnieju Trójmagicznego. Chciałbym jednak powiedzieć kilka słów, zanim przyniesiemy szkatułkę, by wyjaśnić Wam procedurę, zgodnie z którą będziemy w tym roku postępować. Najpierw jednak pozwólcie, że przedstawię... pana Bartemiusza Croucha, dyrektora Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów - W sali rozległy się nikłe oklaski. - i pana Ludona Bagmana, dyrektora Departamentu Magicznych Gier i Sportów - temu zawiwatowała już większa część uczniów, pewnie z racji, że był kiedyś sławnym pałkarzem. - Zarówno pan Bagman jak i pan Crouch pracowali niezmordowanie przez parę ostatnich miesięcy nad przygotowaniem turnieju. A teraz, wraz ze mną, madame Maxime i profesorem Karkarowem, wejdą w skład zespołu sędziów, którzy będą oceniać wysiłki reprezentantów poszczególnych szkół. - Zrobił krótką pauzę. - Panie Filch, proszę przynieść szkatułę.
Ten stary pierdziel, Filch, który czaił się nie zauważony w kącie sali, teraz zbliżył się do dyrektora, niosąc dużą drewnianą skrzynkę, inkaustowaną drogimi kamieniami. Wyglądała na bardzo starą. W sali dało się słyszeć cichy pomruk; emocje zdawały się sięgać zenitu. Któryś z pierwszaków, wyjątkowo mały, wlazł na krzesło, żeby lepiej widzieć, ale i tak głowa ledwo wystawała mu ponad innymi.

- Instrukcje zadań, przed którymi staną w tym roku reprezentanci szkół, zostały już zatwierdzone przez pana Croucha i pana Bagmana - powiedział Dumbledore, gdy woźny ostrożnie postawił przed nim skrzynkę. - I dokonali oni odpowiednich przygotowań do każdego z zadań. W ciągu całego roku szkolnego reprezentanci zmierzą się z trzema zadaniami, które będą sprawdzianem ich czarodziejskich zdolności i umiejętności, ich waleczności magicznej, ich śmiałości, ich umiejętności trafnego wnioskowania... No i, oczywiście, ich zdolności radzenia sobie w obliczu zagrożenia.

Po tych słowach siwego dyrektora, w sali zapadła głucha cisza, jakby wszyscy wstrzymali oddechy.

- Jak wiecie, w turnieju współzawodniczy ze sobą trzech zawodników, po jednym z każdej szkoły. Wszyscy oni będą oceniani stosownie do tego, jak wykonają każde z zadań, a ten, który otrzyma najwięcej punktów, zdobędzie Puchar Turnieju Trójmagicznego. Reprezentanci szkół zostaną wybrani przez niezależnego sędziego... Przez Czarę Ognia. 

Dumbledore wyjął różdżkę i stuknął nią trzykrotnie w szkatułę. Wieko otworzyło się powoli. Dyrektor Hogwartu sięgnął do środka i wyjął dużą, dość topornie wyciosaną, drewnianą czarę. Nikt nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie to, że była pełna po brzegi roztańczonych, niebiesko-białych płomieni. Dumbledore zamknął szkatułę i postawił na niej czarę, tak żeby wszyscy ją widzieli.

- Każdy, kto pragnie zgłosić się do turnieju, musi napisać czytelnie na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko, a także nazwę szkoły, i wrzucić pergamin do czary. Macie dwadzieścia cztery godziny na podjęcie decyzji. Jutro, w Noc Duchów, czara wyrzuci nazwiska tych trzech, którzy zostaną przez nią uznani za godnych reprezentowania swoich szkół. Po tej uczcie czara zostanie umieszczona w sali wejściowej, by każdy, kto pragnie kandydować, miał do niej swobodny dostęp. Aby ustrzec przed pokusą tych uczniów, którzy nie ukończyli siedemnastu lat, nakreślę wokół Czary Ognia Linię Wieku. Ten, kto nie ukończył siedemnastu lat, nie będzie w stanie jej przekroczyć. I wreszcie chciałbym przestrzec tych, którzy chcą się zgłosić, by bardzo uważnie i szczerze ocenili swoje możliwości. Turniej nie jest błahą zabawą. Kiedy Czara Ognia dokona wyboru, nie będzie już odwrotu: wybrany reprezentant będzie musiał przejść przez wszystkie próby aż do końca turnieju. Wrzucenie swojego nazwiska do czary jest równoznaczne z zawarciem magicznego kontraktu. Z roli reprezentanta nie można się będzie wycofać. Dlatego upewnijcie się, że jesteście naprawdę przygotowani do wzięcia udziału w turnieju, zanim wrzucicie swoje nazwisko do czary. A teraz już chyba najwyższy czas, by pójść spać. Życzę wszystkim dobrej nocy.

- Z każdym dniem od czasu, kiedy po raz pierwszy wspomnieli o tym turnieju coraz bardziej żałuję, że nie odbędzie się on w przyszłym roku. - zagadnąłem, kiedy wychodziliśmy już z sali. Chester popatrzył na mnie pytająco. - No stary, wyobraź sobie: nie dosyć, że to przygoda, wyzwanie i adrenalina, to jeszcze szacunek, sława i prestiż wśród innych. - wyjaśniłem rozentuzjowany. - Nie kręci Cię to, co? - zapytałem, widząc niewzruszoną minę przyjaciela. Pokręcił głową.

- Skoro tak się tym jarasz, to może pogadasz z bliźniakami? Przed chwilą słyszałem, jak Fred coś krzyczał o eliksirze postarzającym... - zaproponował.

-  Oszustwa mnie nie kręcą... Poza tym, Chester, wiesz, że lubię Freda i Georga, ale nie da się ukryć, że to zwykli amatorzy zabawy... Żadni z nich geniusze, wątpię, że dyrek nie wziął pod uwagę zwykłego eliksiru postarzającego. Ta Linia Wieku to na bank coś wielkiego. Byle uczeń nie wykiwa magii Dumbledore'a.

- Może i racja. 

***

- Hermiona, siemasz! - zawołałam do Gryfonki, kiedy zobaczyłam ją siedzącą i czytającą książkę na ławce w Wejściowej Sali. Dziewczyna gwałtownie poderwała głowę znad stronnic, w które była zaczytana. Wyglądała jakbym ją wyrwała z jakiegoś seansu.

- O, hej, Maya. - przywitała się, jednocześnie zamykając księgę, aby dać mi do zrozumienia, że mam jej całkowitą atencję. 

- Byłaś już na śniadaniu? Nie przeszkadzają Ci te głupki, które wpatrują się w Czarę Ognia w czytaniu? Widziałaś może, czy do tej pory ktoś ciekawy wrzucił swoje nazwisko? - zalałam kasztanowłosą pytaniami. - Dobrze, że na Ciebie tutaj wpadłam. Przez tych Twoich przyjaciół, z którymi wszędzie się wozisz, nie mam kiedy z Tobą pogadać.

- Dziewczyno - Granger zaśmiała się. - ile Ty możesz wypowiedzieć słów na minutę, co? - uśmiechnięta od ucha do ucha, wzruszyłam ramionami. - Postaram Ci się odpowiedzieć po kolei... Tak, z dziesięć minut temu skończyłam śniadanie. Nie, nie przeszkadzają, raczej śmieszą tym swoim zafascynowaniem. Wyobrażasz sobie, że niektórzy sterczą tu od nocy i obserwują z największą dokładnością każdego, kto odważy się wrzucić kawałek pergaminu ze swoimi danymi? - prychnęła lekko zażenowana postawą niektórych uczniów. - Pytasz o ciekawe osoby, tak? Ja osobiście widziałam tylko jak jakaś uczennica Beauxbatons z wianuszkiem widzów wrzuca w niebieskie płomienie pięknie ozdobioną kartkę, a potem ucieka z piskiem, kiedy płomienie z niebieskich zmieniły się na czerwone. Ale dużo osób mówi, że niejaki Cedric Diggory się zgłosił, znasz go, prawda? - przytaknęłam głową. - Czekam aż jakiś Gryfon się odważy. O czym Ty tam jeszcze mówiłaś?

Zanim Hermiona zdążyła sobie przypomnieć moje wcześniejsze słowa, na schodach pojawiła się kruczoczarna i kompletnie ruda czupryna.

- Zaraz się dowiesz - odparłam, machając niedbale ręką w stronę schodów. - Tymczasem idę się nażreć. - pomachałam Gryfonce na pożegnanie, zanim zniknęłam za drzwiami Wielkiej Sali.

- Smacznego, Trevelyn. - przełknęłam to, co miałam w buzi i rozejrzałam się na boki. Dojrzałam zmierzającą w moją stronę blond loczkowaną szopę. To mi przypomniało, że miałam przebadać teren dla Puceya.

- Dzięki, Owieczko. Omletu? - udobruchać Evę jedzeniem i byciem miłym, aby zaczęła gadać czas: start.

- Pewnie! - odpowiedziała z entuzjazmem, siadając naprzeciwko mnie. - Podasz mi truskawkowe mleko?

- I jak Ty po takich miksach nie wymiotujesz, co? - zapytałam retorycznie, podając dziewczynie dzbanek z upragnionym napojem. Kiedy ja skończyłam posiłek, a Evka była może, powtarzam, może w połowie, nie wytrzymałam i wypaliłam: - Coś nowego w sprawie tego Twojego loczkowanego Krukona? - Dziewczyna zakrztusiła się i prawie wypluła to, co właśnie przeżuwała.

- To Ty nic nie wiesz? - zapytała nad wyraz głośno. Pokręciłam przecząco głową. - Nie wiem jak to możliwe, chyba nawet Sanders wie. Ale nic straconego! Już Ci opowiadam! - uśmiechnęłam się zachęcająco. - To wcale nie jest Krukon! Tylko Harry z Gryffindoru! - tym razem to ja zakrztusiłam się pitym przez siebie sokiem. 

- Harry Ciotter?! - zapytałam przerażona, tuż po tym, jak udało mi się powstrzymać kaszel. - Nie mów mi, że podoba Ci się Chłopiec-Który-Przeżył-Po-To-Aby-Wkurzać-Ślizgonów!

- Niee, głupia! Harry Styles, on jest rok od nas starszy. - szybko sprostowała.

- Ten pedałkowaty?! Boże, broń! - zakryłam twarz dłońmi. Nie miałam już na nic ochoty. Wiadomo, że lepsza gwiazdeczka niż Ciotter, ale to wciąż dno. - A co z Adrianem, co? Powiedziałaś już Puceyowi?

- Nie mów tak! To, że o siebie dba wcale nie oznacza, że jest pedałem. - zawołała oburzona.

- Mhm... - skomentowałam zażenowana. 

- A co do Adriana, to konieczne jest rozstanie... Ale boję się. Nie wiem jak to zrobić! Maya! Pomóż!

- Wybacz, ale nie mogę tego słuchać! - wstałam błyskawicznie, przewracając przy tym parę naczyń. Nie przejęłam się tym zbytnio, tylko sprawnym krokiem udałam się w stronę wyjścia.

Wychodząc zza drzwi, stałam się świadkiem szamotaniny jakichś dwóch staruchów z długimi włosami i brodami. O dziwo mieli na sobie szaty Gryffindoru. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, cokolwiek pomyśleć, z naprzeciwka do Sali Wejściowej dostojnym krokiem wszedł Wiktor, wraz ze swoją małą świtą. Od razu zrozumiałam, że kieruje się w stronę Czary Ognia. Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy Bułgar wrzucał mały kawałek pergaminu do płomieni. Każdy był w takim zachwycie, że nawet nie dostrzegli małego szczególiku, który na szczęście mi nie umknął. Chłopak, robiąc półobrót, aby udać się w stronę, z której przyszedł, spojrzał na pewną Gryfonkę trzymającą w rękach jakiś egzemplarz książki i uśmiechnął się do niej ledwo zauważalnie, ale za to bardzo wymownie.

- No, no, Hermiono. No to Ci się trafił adorator. - skomentowałam pod nosem, układając usta w typowy ślizgoński uśmieszek.

Continue Reading

You'll Also Like

232K 3.8K 69
Wszelkie prawa zastrzeżone! Hermiona Granger prawie rok temu przyłapała swojego ukochanego męża z inną kobietą, po sześciu miesiącach wraca na swojeg...
830K 50.7K 43
Chłopak stał teraz w odległości kilku metrów ode mnie i mierzył mnie wzrokiem. Było to dość krępujące. - Jak się nazywasz?- rzucił szybko. Nie byłam...
30.7K 2.1K 32
Dzień, który powinien być najpiękniejszy, dla Amandy stał się koszmarem. Zamiast tańczyć na swoim weselu, dziewczyna budzi się w szpitalu w dziwnym...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...