Heavy // with Draco Malfoy

By letzte_stimme

277K 11.2K 4.2K

Maya Trevelyn, czarownica czystej krwi rozpoczyna swoją niezapomnianą i intrygującą przygodę w Hogwarcie. Poz... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11. Through Mike's eyes
12
13
14
15
16
17. Through Ana's eyes
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
35
36
37
38. Through Mike's eyes
39. Through Natalie's eyes
40
41
42
43. Trough Ana's eyes
44
45
46
47
48
49
50
51
Koniec części pierwszej
Udało się

34

3.4K 172 31
By letzte_stimme

Czwartek, pierwsze zajęcia z nowym nauczycielem OPCM, na które z niecierpliwością czekali teraz wszyscy Ślizgoni i Gryfoni z czwartego roku. Uczniowie innych klas i domów, którzy mieli już zajęcia z profesorem Alastorem Moodym dzielili się na dwie grupy: pierwsza - zafascynowana nowym sposobem prowadzenia lekcji, druga (mniejsza) - przerażona nastawieniem nauczyciela.
Tuż po drugim śniadaniu większość uczniów czekała pod salą w niemałej kolejce i jak tylko zabrzmiał dzwonek, rzucili się do środka, zajmując sobie "najlepsze" miejsca. Mi jakoś specjalnie nie zależało, więc weszłam jako jedna z ostatnich i usiadłam w czwartej ławce, gdzie czekała już na mnie Natalie. Gdy wszyscy już zajęliśmy miejsca, wyciągnęliśmy podręczniki - "Ciemne moce - poradnik samoobrony", i czekaliśmy w ciszy na przyjście nauczyciela. Z dwie minuty później dało się usłyszeć charakterystyczny stukot sztucznej nogi profesora Moody'ego o posadzkę. Wchodząc do sali obrzucił nas groźnym spojrzeniem i warknął:

- Niepotrzebne Wam podręczniki - po czym pokuśtykał do swojego biurka i bez jakiejkolwiek gracji opadł na krzesło. Każdy najciszej jak potrafił schował swój egzemplarz książki do torby.

Moody wyjął dziennik i przystąpił do wyczytywania nazwisk. Jego normalne oko śledziło listę, a sztuczne biegało po klasie, zatrzymując się na wyczytanym uczniu lub uczennicy - fuj.

- Dobra, listę mamy z głowy - oznajmił, kiedy ostatnia osoba potwierdziła swoją obecność. - Profesor Lupin wysłał mi list, w którym poinformował mnie jaki materiał przerobiliście w zeszłym roku. Wynika z niego, że opanowaliście już sztukę poskramiania czarnoksięskich stworzeń... Boginy, czerwone kapturki, zwodniki, druzgotki, kappy i wilkołaki macie już za sobą, tak? - Klasa zgodnie mruknęła potwierdzająco. - Ale jesteście w tyle... i to bardzo w tyle... jeśli chodzi o złowrogie zaklęcia - rzekł oschłym głosem. - A ja jestem tu po to, aby Wam przekazać choć odrobinę wiedzy o tym, co jeden czarodziej może zrobić drugiemu. Mam rok, żeby nauczyć Was, jak zachować się w obliczu czarnej...

- Co? To pan profesor nie zostanie dłużej? - wypalił Rudas.

Szklane oko byłego aurora obróciło się błyskawicznie, aby natrafić na Weasleya. Chłopak zrobił przerażoną minę (co wyglądało co najmniej idiotycznie), ale po chwili stało się coś jeszcze gorszego - Moody po raz pierwszy się uśmiechnął. Myślałam, że się porzygam! Uśmiech spowodował, że jego poszatkowana twarz jeszcze bardziej się powykrzywiała, ale o dziwo i tak wszyscy poczuliśmy pewnego rodzaju ulgę, widząc, że potrafi się on na coś takiego zdobyć. Rudas głośno odetchnął.

- Ty pewno jesteś synem Artura Weasleya, zgadza się? - zapytał profesor. - Twój ojciec wyciągnął mnie z nie lada tarapatów parę dni temu... - kątem oka widziałam, że Malfoy z całych sił powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. - Tak, będę tutaj tylko przez jeden rok. Zgodziłem się jedynie dla Dumbledore'a... Rok i wracam na "spokojną" emeryturę - zaśmiał się ochryple, po czym klasnął w swe olbrzymie, niezadbane łapska i znowu zaczął gadać: - No więc nie traćmy czasu. Złowrogie zaklęcia. Mają różną moc i postać. Rzecz w tym, że Ministerstwo Magii oczekuje ode mnie, że nauczę Was tylko przeciwzaklęć, że nie mam Wam pokazywać, jak wyglądają nielegalne zaklęcia czarnoksięskie, które poznajecie dopiero w szóstej klasie... Uważają, że jesteście na to za młodzi. Ale to jakaś bzdura! Na szczęście stary dyrektorek pozwolił mi odrobinę pozmieniać program nauczania, no i bardzo dobrze. Według mnie lepiej poznać, to z czym przyjdzie Wam walczyć jak najwcześniej. No bo niby jak macie bronić się przed czymś, czego nie widzieliście, hmm? No właśnie. Czarodziej, który zamierza rzucić na Was nielegalne przekleństwo, na pewno nie poinformuje Was, co zamierza zrobić. Nie powie Wam tego w twarz. Musicie być zawsze przygotowani na każdą ewentualność. Musicie być czujni i ostrożni. Musi to panienka odłożyć, kiedy ja mówię, panno Brown.

Ta idiotka - Lavender podskoczyła w miejscu i oblała się rumieńcem. Pokazywała tej hinduskiej bliźniaczce - Parvati pod stolikiem swój kompletny horoskop. Najwidoczniej Moody ma rentgen w tym swoim sztucznym oku...

- No więc... - zaczyna zdanie od "no więc", jak on może być dobrym nauczycielem, hmm? - czy któreś z Was wie, jakie czarnoksięskie zaklęcia są najsrożej karane przez nasze kochane Ministerstwo?

Podniosło się kilka rąk. Moody wybrał Rudasa, choć jego szklane oko wciąż przyglądało się głupiej Gryfonce.

- Eee... - zaczął jak zawsze mało inteligentnie Weasley. - mój tata mówił mi o jednym... chyba się nazywa Imperius, czy jakoś tak...

- Ano tak... - profesor potwierdził słowa rudego. - Kto jak kto, ale Twój ojciec na pewno je zna. Kiedyś sprawiło ministerstwu mnóstwo kłopotów. Tak, zaklęcie Imperius. - Dźwignął się na "nogi", otworzył szafkę w biurku i wyjął szklany słój, w którym znajdował się spory, czarno-zielony pająk. Moody włożył rękę do słoja, złapał pająka i pokazał całej klasie, po czym wycelował w niego różdżkę, powiększył go dwukrotnie zaklęciem Engorgio, i mruknął: - Imperio.

Pająk zsunął się z jego dłoni na jedwabistej nici i zaczął się na niej huśtać jak na huśtawce. Wyciągnął nóżki, błyskawicznie je podkurczył, przerywając nić, i wylądował na biurku, po którym zaczął zataczać koła. Różdżka Moody'ego drgnęła, a pająk wylądował na rudej czuprynie Weasleya, który przerażony skomlał jak jakiś pokrzywdzony pies. Kilku Ślizgonów, w tym Dracon, zaśmiali się, na co profesor przeniósł insekta na biurko młodego arystokraty, który próbował nerwowymi ruchami odgonić pająka z swojego otoczenia. Potem profesor poprowadził pajęczaka na moją odsłoniętą rękę, widocznie dostrzegł, że jestem znudzona jego lekcją.

- Proszę go ode mnie zabrać, jestem uczulona. - powiedziałam poważnym głosem, spokojnie obserwując stworzenie. Brak reakcji nauczyciela. Błąd. - Powtórzę, proszę go zabrać, jestem uczulona na jad. - rzekłam już znacznie głośniej, widząc, jak pająk niebezpiecznie się wierci. Nadal nic. Poirytowana spojrzałam wrogo na Moody'ego. - Nalegam. - zamiast spełnić moją prośbę, uśmiechnął się do mnie półgębkiem. O nie! Tego już za wiele. Poderwałam się wkurzona z miejsca i wtedy stało się kilka rzeczy na raz: słój roztrzaskał się na kawałki, nauczyciel obrócił się w stronę swojego biurka, pająk ukąsił mnie tuż przy zgięciu łokcia, syknęłam z bólu, a cała klasa wstrzymała oddech.

- Opanuj emocje, dziewucho! Nie mam zapasowych słoików. - Fuknęłam i z powrotem zajęłam swoje miejsce. Nastała cisza, nikt nie wiedział, co ma powiedzieć, dlatego nauczyciel postanowił kontynuować lekcję. Znów skierował różdżkę na insekta i rzekł cicho: - Mam nad nim całkowitą kontrolę - pająk zwinął się w kłębek i zaczął się toczyć jak piłeczka. - Mogę sprawić, że wyskoczy przez okno, utopi się, wpadnie któremuś z Was do gardła... - mimowolnie prychnęłam. - Przed laty mnóstwo czarownic i czarodziejów znalazło się pod władzą tego zaklęcia - wiadomo, że chodziło mu o czasy świetności Voldemorta. - Ministerstwo miało sporo kłopotów z rozróżnieniem, kto działał zmuszony zaklęciem, a kto z własnej woli. Zaklęcie Imperius można zwalczyć, i ja Was tego nauczę, ale wymaga to siły woli i nie każdemu się udaje. STAŁA CZUJNOŚĆ! - zagrzmiał, aż wszyscy podskoczyli, pomimo to widziałam, że Natalie była bardzo zadowolona z tego, co działo się w sali. Moody chwycił wywijającego koziołki pająka i włożył go do jakiegoś, nowego, mniejszego słoja, patrząc przy tym na mnie swoim szklanym okiem. - Czy ktoś zna jakieś inne? Inne nielegalne zaklęcie? - w momencie kiedy zadał to pytanie, poczułam nieprzyjemne swędzenie na ręce.

- Super, zaczęło się. - mruknęłam, drapiąc się. Na moje szczęście profesor nie usłyszał mnie, bo właśnie wybrał tego ciapowatego chłopaka z Gryffindoru (znowu zapomniałam jak się nazywa) do odpowiedzi.

- Tak? - powiedział Moody, a jego szklane oko obróciło się w kierunku bruneta.

- Jest takie... zaklęcie Cruciatus. - powiedział chłopak cichym, ale o dziwo wyraźnym głosem. Moody wpatrywał się pilnie w bruneta, tym razem już obojgiem oczu.

- Nazywasz się Longbottom, tak? - Achhh, no i jasne! Neville Longbottom, teraz już pamiętam. Znowu nie mogłam powstrzymać się od podrapania ręki. Cholera, to boli.

Ciapowaty Neville pokiwał nerwowo głową na znak potwierdzenia, ale Moody nie zadał mu już więcej pytań. Odwrócił się od klasy, ponownie sięgnął do słoja, wyjmując pająka i umieścił go na biurku, gdzie stworzonko zamarło, najwyraźniej zbyt przerażone, aby tym razem się poruszyć.

- Zaklęcie Cruciatus - rzekł Moody, celując różdżką w pająka i mruknął: - Crucio!

Pająk natychmiast skrzyżował nóżki na brzuchu, przetoczył się na grzbiet i zaczął dygotać, miotając się z boku na bok. Nie wydawał się, rzecz jasna, żadnych odgłosów, ale jestem przekonana, że gdyby tylko mógł, piszczałby z bólu. Profesor nie przestawał, a stworzenie miotało się coraz gwałtowniej...

Niech pan przestanie! - krzyknęła Hermiona. Spojrzałam na nią zdziwiona. Dziewczyna nie patrzyła na pająka, tylko na tego Neville'a, który z niewiadomych mi przyczyn, zaciskał ręce złożone na ławce przed sobą aż zbielały mu knykcie. Oczy miał rozszerzone z przerażenia. Nauczyciel opuścił różdżkę. Nogi pająka opadły, ale wciąż drżał.

- Reducio - mruknął Moody, a insekt skurczył się do pierwotnych rozmiarów. Wsadził go do słoja. - Ból - rzekł cicho Moody. - Nie musi...

Nie byłam już dalej w stanie słuchać tego, co mówi nauczyciel, bo zorientowałam się, że nie drapie się tylko w prawą rękę, gdzie ukąsił mnie pająk, ale i w drugą... po nogach... i po szyi. Spojrzał przerażona na swoje ręce.

- Cholera. - wyrwało mi się, kiedy zobaczyłam, że są mocno zaczerwienione i przy zgięciach pojawiają się bąble.

- O co znowu chodzi, panno Trevelyn? - zapytał mnie Moody prześmiewczym tonem. Aż się prosił, żeby mu jakoś niegrzecznie odpyskować, ale ograniczyłam się tylko do wskazania moich rąk iście teatralnym ruchem i, nie czekając na jego reakcję, opuściłam salę lekcyjną, nie zabierając nawet torby.

Kiedy usłyszałam za sobą trzask drzwi, gwałtownym ruchem zrzuciłam szkolną szatę i wybauszyłam oczy. Zakręciło mi się w głowie. Chwiejnym krokiem doszłam do najbliższej łazienki. Ledwo trzymając się na nogach rozpięłam koszulę, wcześniej poluźniając krawat. Zrzuciłam buty i szybko odkręciłam kurki z zimną wodą w umywalce. Zdążyłam tylko ochlapać twarz, a potem straciłam przytomność.

***

*Hermiona POV*

- Nie zareaguję profesor w ogóle? - zapytałam zszokowana.

- A zna panienka trzecie i ostanie zaklęcie niewybaczalne? - zapytał mnie profesor. Ledwie zauważalnie przytaknęłam głową. - A więc?

- Avada kedavra - wyszeptałam niespokojnym głosem. Kilka osób, w tym Ron, spojrzało na mnie ze strachem.

- Ach...- westchnął nauczyciel, a jego koślawe usta wykrzywił lekki uśmiech. - Tak, ostatnie i najgorsze... zaklęcie uśmiercające. Bez zbędnych ceregieli ryknął w stronę przestraszonego insekta: - Avada kedavra! - Błysnęło oślepiające zielone światło, jakby coś niewidzialnego przemknęło przez powietrze. Pająk przetoczył się na grzbiet i znieruchomiał. Większość dziewczyn, w tym ja, wydały z siebie stłumiony okrzyk i zakryły oczy dłońmi, jakbyśmy chciały odrzucić od siebie ten widok. Nie mogłam się otrząsnąć, zapomniałam już o tej całej sytuacji z Mayą, nie słuchałam już co mówił Moody, po prostu mechanicznie wykonywałam to czego ode mnie wymagano.

***

*Eva POV*

- Dobra, Natalie, wiem, że to nie w Twoim stylu, żeby mi pomagać, ale musisz pomóc mi znaleźć Mayę. Minęły już dwie lekcję, a jej nigdzie nie ma... pytałam już wszystkich i, co najważniejsze sprawdziłam u pani Pomfrey i w dormitorium; nigdzie jej nie ma.

- To prawda, to nie w moim stylu - odpowiedziała mi oschłym tonem Natalie. - Ale masz rację, trzeba znaleźć Trevelyn.

- Nie mam już pomysłu gdzie może być. - powiedziałam zrezygnowana.

- A sprawdzałaś błonia? Może poszła się przewietrzyć?

- Nie, ale chodź ze mną - dziewczyna spojrzała na mnie krzywo. - Tak będzie szybciej. - dodałam, widząc jej minę.

- Jasne, zamiast pójść na obiad, będę z Tobą przeszukiwać teren wokół szkoły, wspaniale. - rzekła Natalie prześmiewczym tonem.

- To super! - zawołałam, ciągnąc ją za ramię w stronę drzwi do wyjścia ze szkoły. Stwierdziłam, że najlepiej będzie udawać, że nie zrozumiałam jej sarkazmu.

- Niech to. Na następnej przerwie sprawdzamy wszystkie łazienki - skwitowała ciemnowłosa Ślizgonka po dwudziestominutowym przeglądzie błoni. - Tu jej nie ma.

- Mhm - mruknęłam. - Mamy jeszcze chwilkę przed eliksirami, muszę coś zjeść. - dodałam, czując głód i zmęczenie naraz. Natalie tylko przewróciła oczami i udała się w stronę lochów.

***

Powoli uniosłam powieki, ale szybko je zamknęłam, po tym jak bezlitosne promienie słońca wpadające przez luksfery poraziły mi oczy.

- Za co? - mruknęłam. - Łazienka? Serio? - spytałam samą siebie, kiedy tylko udało mi się na dobre otworzyć oczy i unieść się na łokciach. - Co do Świętej Anielki?! - leżałam cała w wodzie, bez koszuli i butów. Spojrzałam do góry. - Ja rozumiem, że straciłam przytomność, ale żeby tak nie zakręcić kranu? - z dezaprobata pokręciłam głową. Powoli wstałam, zakręcając kran (z niemałymi problemami); zrozumiałam, co było powodem mojego omdlenia: moje ręce i nogi były w bąblach, dłonie i stopy były popuchnięte, dlatego tak ciężko było mi zakręcić kurki i w ogóle stać; brzuch był tylko zaczerwieniony, uff. Dla spokoju spojrzałam jeszcze w lustro, bo czułam, że z dekoltem było też coś nie tak... i miałam rację... nie wiem jak to ująć. Kolia z bąbli? - Bąble, bąble, bąble... wszędzie bąble. Od dzisiaj nie lubię tego słowa - skrzywiłam się. - Przynajmniej na tyle ogarniałam, że odłożyłam różdżkę. - powiedziałam do siebie z ulgą. Sięgnęłam po swój magiczny atrybut i wysuszyłam siebie i swoje ubrania. Zarzuciłam na siebie koszulę, bo przez opuchnięte palce nie było szans, abym dała radę zapiąć jej guziki. Na ubranie butów też nie miała co liczyć, wzięłam je do ręki i udałam się w stronę drzwi. - Ciekawe, gdzie jest moja szata...

***

- I nie okłamujesz mnie, że profesor Moody był świadom Twojej dolegliwości? - zapytała mnie pani Pomfrey.

- Proszę pani, przyszłam do Pani po pomoc, nie po to, aby Panią okłamywać. - powtórzyłam po raz setny.

- Już dobrze, dobrze. Wierzę Ci. Leż i pij ten eliksir co czterdzieści pięć minut, a ja powiadomię patronusem profesora Snape'a o zaistniałej sytuacji. - uniosłam brwi w pytającym geście. - No przecież nie opuszczę swojego gabinetu, a tym bardziej już nie wypuszczę stąd Ciebie! Straciłaś przytomność na ponad dwie godziny!

***

*Draco POV*

Na spokojnie, warzyliśmy z Blaisem eliksir, który zadał nam Snape, kiedy lekcję przerwał nam gołąb, a dokładniej - słynny patronus w kształcie gołębia. Zatrzymał się na biurku profesora i przemówił głosem, jak zgaduję, pani Pomfrey:

- Leży u mnie, już przytomna, Twoja wychowanka, Maya Trevelyn. W wyniku wyjątkowo ostrej reakcji na jad pająka, dziewczyna straciła przytomność. Insekt ukąsił ją na lekcji profesora Moody'ego, powinieneś z nim o tym porozmawiać. Stwierdziłam, że warto Cię o tym poinformować, gdyż z tego co wiem, nikt od około trzech godzin nie ma pojęcia, co się dzieje z panną Trevelyn. - po tych słowach patronus rozmył się w powietrzu. A Snape siedział na swoich fotelu z nieodgadnionym wyrazem twarzy przez dobre trzy minuty, po czym gwałtownie wstał i, nie mówiąc ani słowa, opuścił salę.

- Blaise? - zagadnąłem ciemnoskórego przyjaciela.

- Hmm? - chłopak dał znak, że mnie słucha, nie odwracając wzroku od kociołka.

- Czy to, co się tu przed chwilą zdarzyło to się zdarzyło? - zapytałem.

- Stary! Może trochę więcej składu w wypowiedziach, co? Ale spoko... jeśli pytasz się o to, czy nietoperz przejął się słowami gołębia, to odpowiedź brzmi tak, to się zdarzyło. - odpowiedział mi, uśmiechając się od ucha do ucha, dumny ze swojego "porównania". Ja jednak nie byłem skory do śmiechu.

- Ale jeśli to moja wina?

- O czym Ty pieprzysz, Smoku? - spytał mnie zdziwiony Zabini.

- Gdyby nie naraziła się wtedy Moody'mu, w mojej obronie, to by się na nią nie uwziął i nie dał by jej tego pająka na rękę, który ją potem dziabnął. - wyjaśniłem.

- Mam nadzieję, że chodzi o to, że to był męczący dzień, a nie o to, że stajesz się miękki, co? Wielki książę Slytherinu, który przejmuję się innymi... To się nie klei, Draco. - odrzekł Blaise.

- Taaa, masz rację, zapomnij. - skwitowałem słowa przyjaciela na pozór poważnie, ale tak naprawdę nie zamierzałem tak łatwo odpuścić... Nie wiem czemu. Znowu to samo. Ta dziewczyna mną manipuluje...

***

- No ziomeczki, co myślicie o nowym nauczycielu OPCM? Zajebisty gość, prawda? - zapytał nas Johny, kiedy większą paczką, korzystaliśmy z ciepłego popołudnia, przesiadując na szkolnych błoniach. Na szczęście mogłam wyjść ze Skrzydła Szpitalnego następnego ranka, więc mogłam cieszyć się z przyjaciółmi dobrą pogodą.

- Chyba sobie żartujesz?! - prychnęłam. - Już wolę miks Trelawney i Filcha, niż tego obrzydliwego, bezczelnego gbura.

- Oj, Maya, jak zawsze przesadzasz. - odparł Johny.

- Przesadzam?! Nie rób ze mnie głupiej! Jemu brakuje piątej klepki, nie dosyć, że olał moje prośby i doprowadził do mojej utarty przytomności, to jeszcze stosuje transmutację jako karę. No i na dodatek jest brutalny i bezuczuciowy! - wyrzuciłam z siebie.

- Skąd miał wiedzieć, że tak zareagujesz na pająka? Przecież nie jest jasnowidzem. A poza tym Draconowi należała się ta fretka! Nieczuły? Co to w ogóle za przytyk. - na jego słowa zdenerwowana wstałam z trawy.

- Do chuja, przecież dwa razy mu powiedziałam, że jestem uczulona, a ten świr tylko się uśmiechnął prześmiewczo! I to, że nie lubisz Malfoya nie oznacza, że mu się należało! A co do nieczułości, to uwierz, ma to znacznie... Gdybyś widział wtedy Longbottoma! - krzyknęłam.

- Maya, usiądź proszę, nie rób kolejnej niepotrzebnej draki. - powiedział irytującym mnie tonem Johny.

- Kolejnej niepotrzebnej draki?! - zapytałam, wymachując rękoma we wszystkie strony. - reszta naszej ekipy przypatrywała nam się z zaciekawieniem. - O co Ci chodzi?!

- Robisz ze wszystkiego draki i problemy... - widząc moje pytające spojrzenie, kontynuował. - Na przykład o kłótnie z Evą, sprzeczki z Andrew o Milce, no nie wiem... dręczenie młodszych, homoseksualistów? Albo Twoje zerwania z Twoimi byłymi? Albo czepianie się Złotej Trójcy? Och, i co najlepsze: śmianie się, że w Huffelpufie są same cieniasy i ziemniaki, hmm?! Tak, chyba o to mi chodzi!

- Serio? Serio Load? Wyciągasz mi takie rzeczy dlatego, że mówię otwarcie o tym, że Moody jest dla mnie nieprofesjonalnym, brutalnym, żałosnym nauczycielem?! Co ma moja homofobia do robienia drak? Po co wyciągasz moje sercowe sprawy na światło dzienne w takiej sytuacji?! Czy Ty siebie słyszysz?! Nie umiesz przyjąć mojego odmiennego i agresywnego zdania, więc wyciągasz to, co mam za uszami?! Co Ty w ogóle wymyślasz?! - przez cały czas próbowałam patrzeć mu w oczy, ale uciekał wzrokiem. Na zmianę zaciskałam i rozluźniałam pięści. - Masz mi coś konkretnego do powiedzenia? - spytałam chłodno. Cisza. - Nie? I dobrze. - Zanim się obróciłam i odeszłam w swoja stronę, przelotnie spojrzałam na resztę przyjaciół, zatkało ich.

Continue Reading

You'll Also Like

221K 10.6K 49
Nie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewn...
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
237K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
19.9K 1.3K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...