Dziedzictwo Feniksa

By Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 46

5.1K 401 586
By Wolf__Howling

Przyznam, że trochę się zagalopowałam i nim się zorientowałam, stworzyła niezłego tasiemca. Nie mam jak tego skrócić, ale wierzę, że dacie radę!
Miłego czytania! :)

Te kilka dni minęło nam niezwykle szybko. Moja ręka wracała powoli do zdrowia i nim się obejrzeliśmy, trzeba było szykować się na bal.

Abelard kupił odpowiednie tkaniny i poprosił swoją koleżankę, żeby pomogła mi z kreacją.

Vidia, bo tak miała na imię krawcowa, była wniebowzięta. Jak to ona powiedziała, pierwszy raz spotkała się z takim typem urody, a w jej głowie od razu pojawiło się milion pomysłów.

Podczas gdy chłopcy świetnie bawili się na dworze, nabijając sobie paskudne siniaki, ja stałam całymi dniami na stołku, obracając się to w jedną, to w drugą stronę.

Nie narzekałam jednak, gdyż Vidia okazała się naprawdę ciekawą osobą. Jej syn był najemnikiem, dlatego zabawiała mnie różnymi przygodami, jakie przeżył przez kilka ostatnich lat.

W dniu balu blondynka stanęła przede mną i uważnie mi się przyglądając, uśmiechnęła się.

- Skończone. Nic więcej nie trzeba poprawiać - oznajmiła, a w jej oczach mogłam dostrzec dumę, której wcale nie próbowała ukryć.

- Mogę się już zobaczyć - spytałam podekscytowana, ponieważ kobieta surowo zabraniała mi jakichkolwiek kontaktów z lustrem do czasu, aż nie skończy swojego dzieła.

Ta jednak się roześmiała, po czym bez zbędnych słów zajęła się moją fryzurą.

Tak właśnie spędziłam cały ranek i popołudnie.

- Wy, elfy, macie tak nieskazitelną skórę, że na szczęście nie potrzeba tu żadnego pudru. Zobaczysz, jak już z tobą skończę, wszyscy młodzieńcy na balu będą się za tobą oglądali. Nie dopuszczam innej możliwości!

Jęknęłam cicho, bo naprawdę miałam już dosyć tego całego strojenia się, ale nie chciałam studzić zapału kobiety, dlatego całkowicie się jej poddałam.

W końcu Vidia klasnęła w dłonie i pisnęła:

- Gotowe! Możesz się zobaczyć!

Blondynka ustawiła mnie przed zasłoniętym lustrem, po czym upewniwszy się, że wszystko na pewno jest idealnie, ściągnęła z niego koc.

Gdy materiał opadł, zamarłam.

Chociaż mózg podpowiadał mi, że dziewczyną w odbiciu jestem ja, to oczy wciąż nie mogły w to uwierzyć.

Długa, rozkloszowana, fioletowa suknia idealnie podkreślała to, co powinna. Z nieskrywanym zdumieniem wpatrywałam się w dosyć głęboki dekolt. Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na takie wycięcia z prostego powodu - byłam chuda, nawet bardzo, dlatego nie było nawet mowy o obfitym biuście. To i tak cud, że nie jestem całkowicie płaska.

Nie stanowiło to nigdy dla mnie żadnego problemu, zwłaszcza że jest to typowa cecha dla wszystkich elfów, jednak Vidia jakimś cudem sprawiła, że... było na co patrzeć.

Miałam odkryte ramiona, a także plecy, lecz mimo to, sukienka trzymała się idealnie. Tak jak góra była niezwykle skromna, tak dół pysznił się na wszelkie możliwe sposoby, nie wyglądając jednak przy tym kiczowato.

Zakręciłam się wokół własnej osi, podziwiając, jak materiał błyszczy się i mieni wieloma odcieniami fioletu.

- Nigdy bym nie przypuszczała, że te wszystkie falbany mogą dać taki niesamowity efekt - westchnęłam.

Zerknęłam jeszcze raz w lustro. Fryzura była cudowna w swojej prostocie. Bujne loki opadły swobodnie na plecy, jednak po bokach głowy kobieta splotła dwa, misterne warkoczyki i połączyła je ze sobą z tyłu tak, że tworzyły drobny kok.

- Na bogów, Vidio, jesteś cudotwórczynią! - krzyknęłam zadowolona jak mała dziewczynka i wzięłam kobietę w ramiona.

- Oj ostrożnie, ostrożnie, bo jeszcze materiał się pogniecie! - zawołała, jednak odwzajemniła uścisk. - Wyglądasz naprawdę cudownie. Jeszcze nigdy nie byłam tak dumna ze swojego dzieła, jak dzisiaj.

Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie - zostało jakieś piętnaście minut do wyjścia.

- Och, prawie bym zapomniała! Biżuteria! - krzyknęła nagle kobieta i grzebiąc w swoim drewnianym pudełku, wyciągnęła jakiś naszyjnik i bransoletkę.

Szybko umieściła te dodatki na swoim miejscu i z uśmiechem na twarzy oznajmiła:

- Idealnie. Możesz już iść, zaraz będzie powóz.

Skinęłam głową.

- Dziękuję. Jeszcze nigdy nie czułam się taka wyjątkowa jak teraz. Jesteś naprawdę niesamowita! - Cmoknęłam szybko kobietę w policzek i zeszłam na dół.

Z salonu doszedł mnie histeryczny krzyk Neli, po którym nastąpił płacz.

Zdziwiona weszłam do pomieszczenia i ujrzałam zapłakaną dziewczynę oraz Abelarda, który wyglądał na wyjątkowo zmieszanego i bezradnego.

- Co się stało? - spytałam ostrożnie.

Szatynka przyniosła na mnie swoje spojrzenie, zlustrowała mnie od góry do dołu, po czym wybuchnęła jeszcze większym płaczem.

- Neli zerwały się korale i teraz twierdzi, że nie może iść bez nich na bal - odparł mężczyzna, po czym zwrócił się do córki: - Kochanie, chłopcy już czekają w powozie, jeśli szybko się nie pozbierasz, wszyscy pojadą bez ciebie.

Młoda pociągnęła nosem i wychlipała:

- A-ale ja tak n-nie mogę iść. - Przetarła oczy, wciąż zanosząc się płaczem.

Nie zastanawiając się zbytnio, ściągnęłam naszyjnik, który podarowała mi Vidia i wyciągnęłam dłoń w stronę Neli.

- Masz, weź go, będzie pasował do tej sukienki.

Zarówno ona, jak i Abelard spojrzeli na mnie zaskoczeni. Szatynka pociągnęła nosem i drżącą ręką wzięła ode mnie przedmiot, przyglądając mu się z niedowierzaniem.

Nie dziwię jej się, sama nie mogłam uwierzyć, że to robię.

Spojrzała z powrotem na mnie, a w jej oczach widziałam wstyd. Ku memu wielkim zdziwieniu, dziewczyna mruknęła:

- Dziękuję.

Nie patrząc więcej na mnie, poprosiła ojca, aby jej zapiął łańcuszek, próbując w tym czasie dojść do siebie.

- To ja już pójdę - burknęłam cicho.

Abelard uniósł na mnie swoje błękitne spojrzenie i uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.

- Powodzenia - szepnął, wiedząc, że doskonale go słyszę.

Posłałam mu szybki uśmiech i skierowałam się do wyjścia. Po drodze wyciągnęłam z małej kieszonki, ukrytej między falbanami, wisiorek, który podarowała mi Zoe. Zawsze miałam go przy sobie i właściwie byłam szczęśliwa, że mogę go założyć na ten bal.

Nie wiem czemu, ale czułam się wtedy pewniej.

Na zewnątrz stał skromny powóz, który ciągnęły dwa, czarne konie. Woźnicą był mężczyzna w średnim wieku, który zdawał się znudzony pracą.

Ethan stał oparty o drzwi i uparcie wpatrywał się w swoje czarne, eleganckie buty. Widziałam, że był spięty, a znałam go na tyle dobrze, by domyślić się, że to wina szykownego stroju, który miał na sobie.

Ubrany był cały na czarno, jedynie koszula była biała.

Pewnie, gdyby tylko mógł, pozbyłby się tego fraku i spalił go przy najbliższej okazji...

Pierwszy zauważył mnie Nathaniel, który chodził w tę i z powrotem, nerwowo przeczesując włosy.

Ubrany w biały, pozłacany mundur, bez problemu mógł uchodzić za bogatego szlachcica.

Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty i wytrzeszczył oczy.

Parsknęłam śmiechem, zwracając tym samym na siebie uwagę pozostałej dwójki.

Woźnica zagwizdał tylko cicho, ale chwilę później z powrotem przeniósł wzrok na drogę przed nami.

- Wyglądacie jak ryby, które ktoś wyciągnął z wody - skomentowałam, zerkając to na jednego chłopaka, to na drugiego.

Blondyn pierwszy się otrząsnął. Chrząknął cicho i starając się patrzeć mi w oczy, powiedział:

- Wyglądasz niesamowicie, jak prawdziwa arystokratka.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i przeniosłam spojrzenie na Ethana. Podeszłam do niego, a jego ciemne tęczówki uważnie śledziły każdy mój ruch. Gdy się odezwał, głos miał delikatnie zachrypnięty.

- Wiesz, że nie umiem prawić komplementów... - mruknął.

- Nie musisz - wyszczerzyłam się - twoje oczy cię zdradzają. Swoją drogą, moje są nieco wyżej - parsknęłam, ponieważ jego wzrok ciągle uciekał w dół.

Uśmiechnął się złośliwie, ale nim zdążył się odezwać, z domu wyszła Nela. Nie było po niej widać żadnych oznak wcześniejszej histerii.

Ethan z westchnieniem otworzył drzwi i kłaniając się szarmancko, rzekł:

- Zapraszam do powozu, jaśnie pani. - Wyczułam w jego głosie nutkę ironii.

- Jesteś aż nazbyt uprzejmy - wymamrotałam i weszłam do środka. Poczułam jeszcze delikatne muśnięcie palców na moich nagich plecach.

Usiadłam i poczekałam, aż chłopak do mnie dołączy.

Kątem oka zauważyłam, że Nathaniel podał szatynce ramię i pomógł jej wejść do powozu.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Nieważne, jaką suką byłaby ta dziewczyna, książę miał zbyt głęboko zakorzenione dobre maniery i tego nic chyba nie zmieni.

- Możemy jechać! - zawołał blondyn do woźnicy i pojazd ruszył.

~*~

Stanęłam przed dwoma strażnikami i wyciągnęłam w ich stronę dłoń, w której trzymałam zaproszenie.

Starszy mężczyzna przyjrzał mi się uważnie. Jego brązowe oczy zdawały się przeszywać mnie na wylot i z trudem powstrzymałam się, aby nie sięgnąć po sztylet ukryty pod halkami sukni. Vidia przymocowała go kawałkami materiału do mojego uda, chociaż bardzo nie podobał jej się ten pomysł.

Jakby czytając mi w myślach, mężczyzna odezwał się:

- Czy ma pani przy sobie jakąś broń albo... - zaczął, jednak do akcji wkroczył drugi, młodszy strażnik.

- Daj spokój, John, przecież to kobieta. Przez ciebie pewnie już straciła ochotę na wszelką zabawę. - Przeniósł swoje spojrzenie na mnie i uśmiechnął się lekko. - Przepraszam za niego, kolega jest bardzo przewrażliwiony. - Zerknął szybko na moje zaproszenie, po czym oddał mi je z powrotem i gestem ręki zaprosił do środka. - Udanej zabawy - dodał, po czym przeniósł wzrok na Nathaniela stojącego za mną.

Weszłam do środka i rozejrzałam się uważnie. Chyba w życiu nie widziałam tylu wystrojonych ludzi w jednym miejscu!

Paleta barw, która mnie otaczała, była tak niesamowita, że nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Ethan.

- Zamknij buzię, wyglądasz głupio - mruknął mi do ucha, biorąc mnie pod ramię.

Pociągnął mnie lekko za sobą, a ja bezwiednie ruszyłam za nim. Nie patrzyłam zbytnio, gdzie idziemy, zbyt pochłonięta przepychem, który tutaj panował.

- Jesteśmy dopiero na korytarzu, Ann. Nie mów, że nigdy nie byłaś na żadnym balu - odezwał się brunet, rzucając mi rozbawione spojrzenie.

Skrzywiłam się nieznacznie i również na niego spojrzałam.

- Wiesz, gdy byłam mała, nikt nie wyprawiał balów. To było tuż po tym, jak Czarny Mag przywłaszczył sobie tytuł króla. Potem była niewola, więc również jakoś nie miałam okazji do zabawy i tak jakoś wyszło... - burknęłam.

Ethan zmieszał się nieco i podrapał po karku.

- Przepraszam. Czasem zapominam, jaką miałaś przeszłość. No wiesz, wyglądasz na normalną dziewczynę, jeśli można tak w ogóle powiedzieć o hybrydzie i... Ech, zdaje mi się, że się pogrążam - prychnął.

- Owszem. Ale i tak jesteś uroczy. - Wyszczerzyłam się, gdy posłał mi surowe spojrzenie i wróciłam do oglądania otoczenia.

- Jak tylko znowu będziemy sami, to pożałujesz, że mnie tak nazwałaś - szepnął, po czym poprowadził mnie do wielkich, pozłacanych drzwi, przy których stali uzbrojeni gwardziści.

Zerknęli na nas tylko pobieżnie i w żaden sposób nie próbowali zatrzymać.

Przeszliśmy między nimi, a gdy tylko wkroczyłam do olbrzymiego pomieszczenia, zamarłam.

Spodziewałam się wielu rzeczy. Naprawdę. Ale to... To przekraczało wszelkie, ludzkie pojęcia.

Staliśmy na dosyć dużym balkonie, z którego ciągnęły się dwa rzędy schodów, prowadzących na dół, na parkiet.

Wyłożone były miękkim, szkarłatnym dywanem, który kończył się przy ostatnim stopniu, ustępując miejsca błyszczącym, beżowym kafelkom.

Na niewielkim podwyższeniu w kącie sali stała elegancko ubrana grupa muzyków, która przygrywała właśnie jakąś skoczną melodię. Z zachwytem obserwowałam, jak starszy mężczyzna sprawnie sunie smyczkiem po strunach misternie zdobionych skrzypiec, a jego oczy błyszczą radością.

Obok niego stała nieco pulchna dziewczyna, jednak jej twarz miała w sobie coś takiego, że nie sposób było oderwać od niej wzrok. W rękach trzymała srebrny flet, z którego wydobywały się niesamowite dzięki.

Z trudem oderwałam wzrok od artystów i przeniosłam go na ludzi, którzy wirowali na parkiecie. Barwne suknie kręciły się i nadymały, zamieniając się co jakiś czas miejscami.
Panowie prowadzili swoje partnerki z uśmiechami na twarzach, by od czasu do czasu skraść im całusa i powrócić do zabawy.

Nie było mowy o żadnej pomyłce. Każdy krok i każdy ruch był precyzyjny, przemyślany... Idealny.

Kryształowe żyrandole migotały w promieniach słońca, które wpadały przez kolorowe witraże.

- To jest niesamowite - szepnęłam, błądząc wzrokiem między orkiestrą a tancerzami.

- Rzeczywiście, może robić wrażenie - odparł spokojnie Ethan, po czym pociągnął mnie w stronę schodów - Mamy jakieś półtorej godziny do zmiany warty. Nie wiem jak ty, ale ja muszę się napić.

Zerknęłam na niego z ukosa, jednak z jego twarzy nic nie mogłam wyczytać. Był opanowany jak zawsze.

- To leć. Ja jakoś nie mam ochoty - mruknęłam, puszczając jego rękę.

Odwrócił się w moją stronę, lekko zaskoczony.

- Nie pójdziesz ze mną?

- Nie zatańczysz ze mną? - Spojrzałam na niego z nadzieją. Dawno nie tańczyłam, a bardzo chciałam to zrobić.

Westchnął i przeczesał palcami włosy.

- Ja nie tańczę - odparł stanowczo.

- Nie umiesz...? - spytałam niepewnie.

- Po prostu nie tańczę - burknął, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie, zmierzając w stronę bufetu.

Stałam tam, obserwując przez chwilę jego plecy, dopóki nie straciłam go z oczu.

- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz ze mną zatańczyć? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.

- Z wielką przyjemnością. - Odwróciłam się i uśmiechnęłam szeroko do Nathaniela, który ujął moją dłoń i poprowadził w środek tłumu.

Melodia, którą teraz grano, była nieco spokojniejsza, ale wciąż radosna i dosyć żwawa.

- Dawno nie tańczyłam, dlatego przepraszam, jeśli cię trochę poturbuję - ostrzegłam chłopaka, a on się roześmiał.

- To samo mogę powiedzieć o sobie, ale spokojnie, damy radę. - Posłał mi cwany uśmiech.

Wolną dłoń położyłam na jego ramieniu, podczas gdy on swoją umieścił na mojej talii.

Nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Po prostu pozwoliłam księciu się prowadzić, z każdą chwilą czując się coraz pewniej.

Muzyka zaczęła przyspieszać, a my wirowaliśmy coraz szybciej. Miałam wrażenie, że dosłownie frunę w powietrzu.

- Chciałbym, żebyś częściej się tak uśmiechała - odezwał się nagle blondyn. Złapał mnie obiema rękoma w pasie i unosił lekko, robiąc pełny obrót wokół własnej osi. Kątem oka widziałam, że wszyscy panowie trzymali obecnie swoje towarzyszki w powietrzu. - I wiesz co? Jesteś naprawdę dobrą tancerką. - Unosił nieznacznie kącik ust i odstawił mnie na ziemię, nie przerywając tańca ani na sekundę.

Poczułam, jak moje policzki robią się gorące i przez chwilę żałowałam, że nie mam na twarzy pudru, który by zamaskował rumieńce.

- Taniec chyba mam we krwi - mruknęłam speszona. - Samo jakoś tak wychodzi, nigdy się go nie uczyłam.

- To zrozumiałe. Masz elfich przodków. Widziałem kiedyś tańczące elfy... - Zamilkł na chwilę, pogrążając się we wspomnieniach, po czym spytał: - A tak w ogóle, to gdzie się podział Ethan? - Zmarszczył lekko brwi, skanując wzrokiem tłum za moimi plecami.

- Nie wiem. Ostatni raz widziałam go, jak szedł w stronę bufetu, żeby się napić - westchnęłam.

Melodia zwolniła, a w powietrzu unosiły się teraz tylko spokojne dźwięki.

Blondyn przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja oparłam głowę na jego barku. Obracaliśmy się w rytmie muzyki, a każdy nasz ruch był bezbłędny.

- Ethan nigdy nie przepadał za tego typu uroczystościami - mruknął mi do ucha Nathaniel. - Jestem pewny, że za jakąś godzinę będzie bawił się znacznie lepiej. - W jego głosie brzmiało rozbawienie, ale również niepokój.

- Myślisz, że nam się uda? - W tej chwili byłam wdzięczna, że książę ma dobry słuch, bo mój głos został skutecznie stłumiony przez jego mundur oraz muzykę.

- Proszę cię... Gdy Ethan się za coś bierze, to nie ma mowy o porażce. Zobaczysz, będzie dobrze.

Nagle chłopak zatrzymał się w miejscu, dlatego uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. On jednak miał utkwiony wzrok w miejsce za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Ethana, który stał na schodach i ponuro nam się przyglądał.

- Lepiej chodźmy do niego - mruknął blondyn i poprowadził mnie w stronę bruneta. Ciężko było przedrzeć się przez tłum ludzi na parkiecie, ale w końcu nam się udało.

- Stary, jesteśmy na balu, mógłbyś chociaż udawać, że się dobrze bawisz - zaczął Nathaniel, podchodząc do przyjaciela.

- Uwierz mi, że udaję. Inaczej już dawno zrobiłbym awanturę - prychnął chłopak, uśmiechając się ironicznie.

- A niby to z jakiego powodu? - wtrąciłam, ujmując się pod boki.

Posłał mi chłodne, znaczące spojrzenie, ale nie zamierzałam go przepraszać. W końcu nic złego nie zrobiłam. Zaproponowałam mu taniec, ale odmówił. Nie będę rezygnować z zabawy tylko dlatego, że on ma jakieś humorki.

- Ethan, wyluzuj. My tylko tańczyliśmy. Jakby nie było, Annael jest moją przyjaciółką i chyba mam prawo spędzić z nią trochę czasu.

Przez twarz bruneta przemknęła niepewność, jednak dalej próbował pozostać niewzruszony.

- Nie wiem jak wy, chłopcy, ale ja chętnie jeszcze potańczę. Kto wie, czy to nie będzie ostatni taniec w moim życiu. - Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam na parkiet.

Nie obchodziło mnie, czy zrobię z siebie pośmiewisko tańcząc sama. Po prostu chciałam zapomnieć na chwile o tym, co niedługo nastąpi.

Problem partnera szybko się rozwiązał. Jakiś mężczyzna, niewiele starszy ode mnie, zaprosił mnie do tańca, a ja od razu się zgodziłam.

Przeciętnej urody szatyn o brązowych oczach i sympatycznym uśmiechu.

- Jeszcze nigdy nie tańczyłem z elfem. Mam nadzieję, że wytrzymasz do końca. - Ledwo dokończył zdanie, a grupa artystów zaczęła grać niezwykle skoczną melodię. Krótkie pociągnięcia smyczka na skrzypcach nadawały tańcu szybkiego tempa.

Ponownie dałam się poprowadzić i zatraciłam się w tańcu, dopóki nie usłyszałam:

- Odbijany.

Obok stał Ethan, uśmiechając się krzywo do szatyna. Ten jednak wyszczerzył się tylko, skłonił mi się i dziękując za miły taniec, oddał mnie ręce bruneta.

- Przecież ty nie tańczysz - rzuciłam ironicznie, stawiając pierwsze kroki.

- Bo nie tańczę. Ale jeśli to jedyny sposób, żeby żaden obcy facet cię więcej nie macał, to jestem gotów się poświęcić. - Zakręcił mną, robiąc krok w tył, by po chwili przyciągnąć mnie do siebie z powrotem.

- Wiesz, jesteś cholernym zazdrośnikiem - mruknęłam, patrząc na niego z rozbawieniem. Uśmiechnął się nieśmiało, a mi serce przyspieszyło.

- Jak człowiekowi niewiele w życiu zostaje, to nic dziwnego, że stara się zachować przy sobie to, co ma. Oprócz Nathaniela mam tylko ciebie, dlatego nieważne jak bardzo mnie wkurzasz, jesteś moja i nie oddam cię żadnemu patałachowi.

- Uroczy jak zawsze - mruknęłam i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, korzystając ze spokojniejszej muzyki. 

- Ty się naprawdę prosisz o to, żebym zrobił ci jakąś krzywdę - burknął brunet.

Zaśmiałam się, ale nic już nie dodałam.

Tańczyliśmy długo, dopóki nie podszedł do nas Nathaniel.

- Już czas, zbieramy się - rzucił i ruszył w kierunku schodów.

Bez słowa podążyliśmy za nim.

Continue Reading

You'll Also Like

377K 21.7K 45
KSIĄŻKA BYŁA PISANA W 2017 I ZDAJĘ SOBIĘ SPRAWĘ Z ILOŚCI BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH JAK I INNYCH. KIEDYŚ MOŻE TA OPOWIEŚĆ ZASŁUŻY NA METAMORFOZE, JAK TYL...
18.1K 1.9K 11
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...
489K 34.7K 48
- Chyba się w nim zakochuję. - Nic dziwnego. Ty lubisz popełniać błędy. okładka: wspaniała @mak3529 ©2015 fakelilou
Mate By GS

Fantasy

239K 10.1K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...