Dziedzictwo Feniksa

By Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 44

4.5K 382 434
By Wolf__Howling

- Cholera jasna! - warknęłam. - Jad tych bestii silnie reaguje z białkiem, rozwala aminokwasy w drobny pył.

Spowolniłam akcję serca Ethana, aby trucizna wolnej rozprzestrzeniała się po ciele.

- To bardzo źle? - spytał Nathaniel, patrząc z przerażeniem na siną twarz przyjaciela.

- Człowiek w głównej mierze składa się z białka, materiał genetyczny również. To bardzo źle. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, jak to wyleczyć. Trucizna nie chce się rozkładać, a jego mięśnie... gniją - jęknęłam.

Obraz przed moimi oczami stał się rozmazany i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że płaczę.

- Ann, spokojnie. W tej chwili emocje nie są wskazane. Jesteś Dziedziczką Feniksa, jeśli ty go nie uzdrowisz, to nikt tego nie zrobi.

Przetarłam oczy i skupiłam się na najgorszej ranie bruneta, która znajdowała się na jego boku i ciągnęła do połowy klatki piersiowej, niedaleko serca. Sączyła się z niej gęsta, brązowa krew, wydzielająca odór zgnilizny. Jego skóra była już w większości czarna, a usta miał fioletowe. W niektórych miejscach pojawiły się duże bąble, z których wyciekał gęsty śluz.

Wyglądał jak trup w rozwiniętej fazie rozkładu.

- Wejdź do jego głowy i spróbuj go jakoś zatrzymać. Nie mamy dużo czasu.

Odsunęłam od siebie wszystkie emocje. Sama czułam, jak jad powoli niszczy moje tkanki, jednak to był dopiero początek infekcji. Poza tym, moje ciało samo powinno się regenerować.

Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej Ethana. Wyczułam słabe bicie serca.

Co teraz? Nie potrafiłam zneutralizować trucizny, była inna niż wszystkie, z którymi do tej pory miałam do czynienia. Najlepiej by było spuścić z chłopaka krew, ale to by się równało z jego śmiercią.

Wtedy wpadłam na pomysł.

- Nathaniel? - Zerknęłam na przyjaciela, nie będąc pewna, czy mnie usłyszy. Ten jednak od razu spojrzał na mnie i rzekł:

- Nie mogę do niego dotrzeć. Jest poza moim zasięgiem.

- To nieistotne, musisz mi pomóc. Gdy zobaczysz, że moje dłonie zaczną świecić, podetnij Ethanowi żyły. Najlepiej tętnice.

Blondyn wytrzeszczył oczy i patrzył na mnie z przerażeniem.

- Oszalałaś?! Chcesz go zabić?! - warknął, ale w jego głosie wyłapałam nutkę rozpaczy.

- Posłuchaj, nie mam czasu, żeby ci to tłumaczyć. Ufasz mi?

Chłopak zmarszczył brwi zmartwiony, ale bez wahania skinął głową.

Nie czekając, skupiłam się ponownie na rannym.

Zamknęłam oczy, a gdy miałam już dostęp do jego organizmu, skupiłam się na tym, czego konkretnie potrzebowałam: kości. Skierowałam w ich stronę swoją energię, pilnując, aby płynęła kontrolowanym strumieniem.

Pod wpływem magii, w szpik kostnym zaczęła szybciej się produkować krew - zdrowa krew.

Wyczułam, że Nathaniel spełnił moje polecenie. Skażona ciecz w szybkim tempie wypływała z ciała chłopaka, jednak równie szybko zastępowała ją nowa, nie pozwalając mu się wykrwawić.

Gdy nie czułam już żadnego śladu trucizny, skierowałam moc w tkanki bruneta, by zasklepić wszystkie zewnętrzne rany. Teraz mogłam się zająć jego gnijącymi narządami i mięśniami, oraz rozpadającymi się białkami - to akurat nie będzie stanowiło większego problemu.

Odbudowa uszkodzonego organizmu zajęła mi sporo czasu, zwłaszcza, że z każdą minutą opuszczały mnie siły. W końcu jednak mogłam zakończyć proces leczenia i z satysfakcją przyglądałam się mojemu pacjentowi.

Był blady, a oddech miał ciężki, jednak równomierny. Serce biło prawidłowo, a skóra nie była już czarna.

- Udało się - szepnęłam sama do siebie, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobiliśmy.

- Wiedziałem, że sobie poradzisz - usłyszałam głos Nathaniela - ale jest inny problem - mruknął ponuro.

Spojrzałam na niego z konsternacją, ale on tylko wskazał na moją rękę.

Była czarna i pomarszczona, a z niektórych miejsc sączyła się ropa. O dziwo, proces gnicia obejmował tylko dłoń i przedramię, jakby nie był w stanie się rozprzestrzenić.

- Moja moc nie niszczy trucizny, ale chyba ogranicza jakoś jej obszar działania. - W jakiś tajemniczy sposób zachowałam spokój, a paskudny widok, jaki miałam przed oczami, nie wywołał na mnie większego wrażenia. Po tym, co widziałam u Ethana, już chyba nic mnie nie przerazi. - A co z tobą? Drasnęły cię gdzieś?

Blondyn skrzywił się lekko i podświadomie dotknął nogi.

- Idiota - warknęłam, widząc poszarpaną nogawkę, a pod nią żywe, ropiejące mięso. - Będzie bolało - ostrzegłam i bez wahania przejechałam nożem wzdłuż jego nogi. Syknął cicho, ale nie protestował.

Tym razem poszło szybciej, gdyż rana była płytka i jad wolniej się rozprzestrzeniał.

- Nie dam rady przyspieszyć procesu tworzenia krwi, nie mam już na to siły, ale powinieneś dać radę normalnie funkcjonować - zwróciłam się do niego, gdy ostatnie rany się zasklepiły.

Kiwnął głową i patrząc na moją rękę, zapytał:

- A ty?

- Nie dam rady teraz - westchnęłam. - Poza tym, trzeba się stąd zmywać. Daleko stąd do Abelarda?

- Jakieś dwadzieścia minut drogi sprawnym tempem.

Dwadzieścia minut... To nie tak źle.

Podeszliśmy do Ethana, który powoli odzyskiwał kolory i dźwignęliśmy jego bezwładne ciało.

Sapnęłam cicho, a nogi się pode mną ugięły. Gdy myślałam, że już nie wytrzymam tego ciężaru, on nagle zniknął.

- Mam jeszcze trochę mocy, mogę go utrzymać w powietrzu, ale musisz nim kierować - rzucił książę z tyłu.

Pokiwałam głową i ruszyliśmy w stronę, którą wcześniej wskazał chłopak.

Było zimno. Wiatr targał moimi włosami i tym, co zostało z sukienki, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Mimowolnie szczękałam zębami, a wszystkie mięśnie miałam napięte do granic możliwości, próbując zachować trochę ciepła.

Paskudne chwasty czepiały się moich kostek i łydek, próbując zatrzymać mnie w miejscu. Czułam, jak po nogach ciekną mi drobniutkie stróżki krwi, ale przynajmniej one były ciepłe.

Po czasie, który zdawał się nieskończenie długi, ujrzałam znajomy domek. Okna były ciemne, jednak z komina unosił się dym.

Automatycznie przyspieszyliśmy tempa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu.

Na miejscu Nathaniel wziął Ethana na ręce, stękając cicho z wysiłku, a ja dopadłam drzwi.

Zamknięte.

- Abelardzie! Abelardzie, otwórz, to my! - Waliłam pięścią w drewnianą powłokę, oglądając się z niepokojem za siebie. Gdzieś z oddali dobiegło mnie wycie, do którego dołączyło kolejne i kolejne, z każdą sekundą przybierając na sile. - Abelardzie!

Mój wszelki spokój, który zachowałam do tej pory, zniknął, a na jego miejscu pojawiła się rozpacz. Ze zgrozą uświadomiłam sobie, że gdyby nikt nam nie otworzył, nie próbowałabym już więcej walczyć. Bez oporu dałabym się rozszarpać na strzępy.

Usłyszałam kroki, a chwilę później starszy mężczyzna trzymał mnie w ramionach.

- Na bogów, co się z wami działo?! Do środka, ale to już! - Pomógł mi dojść do salonu, gdyż moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Blondyn położył delikatne Ethana na kanapie przy kominku, po czym sam opadł na podłogę tuż obok i oparł się plecami o mebel. Oddychał ciężko, a jego twarz była wręcz biała, jednak żył i to się w tej chwili liczyło.

Do salonu weszły jeszcze dwie osoby.

- O bogini, Ann, co się stało z twoją ręką?! - krzyknął Alec, patrząc z trwogą na moją kończynę.

Również zerknęłam, ale jedyne, na co było mnie stać, to słaby grymas na twarzy.

- Te mutanty, o których krzyczy cała wioska, mają jakąś paskudną truciznę w pazurach - burknęłam, siadając tuż obok kominka i próbując się ogrzać. W chorej ręce nie miałam w ogóle czucia.

- Spotkaliście mutanta? - spytał Abelard.

- Tak dokładnie, to było ich czternastu, ale co za różnica - mruknął Nath beznamiętnie, po czym zwrócił się do mnie: - Ann, bierz się za tę rękę, bo zaraz mnie szlag trafi.

Uśmiechnęłam się do niego szeroko.

- Jesteś strasznie wrażliwy, wasza wysokość.

Przewrócił oczami, jednak wciąż patrzył na mnie stanowczo. Nagle usłyszałam pełny satysfakcji głos, dobiegający gdzieś zza moich pleców:

- Jesteś naprawdę straszną ofiarą. Wszyscy wyszli z tego bez większego szwanku, oprócz ciebie. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że tylko im przeszkadzałaś.

Obróciłam się, mierząc szatynkę obojętnym spojrzeniem. Stała tam, podpierając się pod boki i uśmiechając wrednie.

Nie chciało mi się z nią kłócić, dlatego wzruszyłam tylko ramionami i poprosiłam Aleca:

- Mógłbyś podać mi nóż?

Chłopak zaskoczony skinął głową, ale dał mi to, o co prosiłam.

- Milczenie uznaję za potwierdzenie. Wciąż myślisz, że jesteś lepszą partią dla Ethana? - Nela nie dawała za wygraną, jednak w tamtej chwili miałam ją głęboko gdzieś. Niech se myśli co chce.

Wbiłam koniec noża po wewnętrznej stronie ręki w zgięciu łokcia i pociągnęłam w dół, aż do nadgarstka. Brązowo-zielona ciecz zaczęła wypływać powoli z rany, wydzielając paskudną woń.

Wokół mnie rozległ się harmider - Alec i jego ojciec rzucili się, by mi pomóc, jednak Nathaniel ich powstrzymał. Młoda znowu zaczęła coś pieprzyć, jednak książę również i w tym wypadku wkroczył do akcji.

Jakby z oddali słyszałam jego ostre słowa, pełne pogardy dla szatynki, które chwilę później zmieniły się w spokojne wyjaśnienia, skierowane do mężczyzn.

Nie słuchałam jego opisu wydarzeń, w końcu sama brałam w nich udział. Obserwowałam, jak krew powoli robi się szkarłatna, aż w końcu po truciźnie nie został nawet ślad.

Było mi słabo i kręciło mi się w głowie, jednak resztkami siły zatamowałam krwawienie i zasklepiłam ranę. Nie było już mowy o naprawie uszkodzonych mięśni.

- Hej, wszystko w porządku? - Alec kucał przede mną, a w jego niebieskich oczach widziałam troskę i niepokój.

- Bywało gorzej. - Posłałam mu słaby uśmiech, on jednak tylko pokręcił głową.

- Nie odpływaj mi tu, zaraz przygotuję wam coś do jedzenia i picia. Po kąpieli będziecie mogli odpocząć. Bez obrazy, ale cuchniecie jak rozkładające się zwłoki.

Chłopak zniknął, a po kilku minutach wrócił z parującymi półmiskami. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam głodna.

- Kochanie, jesteś wielki - usłyszałam Nathaniela i zakrztusiłam się mięsem, które właśnie połykałam.

Szatyn parsknął, ale nie pozostał mu dłużny:

- Tak, wiem, mówiłeś mi to wczoraj w nocy - mruknął, po czym wyszedł z pomieszczenia i skierował się na górę, zapewne po to, by przygotować kąpiel.

- Wiesz co, Nathanielu? Naprawdę przypominasz mi ojca - odezwał się Abelard, mrużąc w rozbawieniu oczy. - Jestem pod wielkim wrażeniem, że udało wam się z tego wszystkiego wyjść cało. Widać moje nauki nie poszły na marne.

- Oczywiście, że nie. To byłaby głupota, nie skorzystać z twoich umiejętności, jesteś najlepszym wojownikiem w całej Antarze - odparł książę między kęsami. Jedzenie w zastraszającym tempie znikało z jego talerza.

- Byłem. Teraz jestem za stary i jest wielu lepszych ode mnie, ale ja wcale nie o tym mówiłem. - Mężczyzna przeniósł wzrok na wciąż nieprzytomnego Ethana. - Pierwsza zasada, z jaką was zapoznałem... Nigdy nie zostawiaj swoich.

- Ethan to mój przyjaciel, jest dla mnie jak brat, nigdy bym go nie zostawił - powiedział stanowczo chłopak.

- Uwierz mi, chłopcze, że wielu wojów zostawiało rodziny lub przyjaciół na polu bitwy, by ratować własną skórę.

- On ma rację. Gdy przychodzi co do czego, a ty stajesz się zbędnym balastem, nie masz nawet co liczyć na pomoc. - Dziwne spojrzenia mężczyzn uświadomiły mi, że powiedziałam to na głos, dlatego szybko dodałam: - Nieważne, pójdę sprawdzić, co z tą kąpielą. Możecie wnieść Ethana na górę?

Skinęli głowami, a ja skierowałam się w stronę schodów, mijając po drodze Nelę.

- Dziwka - prychnęła. Zignorowałam ją, jednak gdy znalazłam się już na górze, poczułam jej dłoń na moim zdrowym nadgarstku. - Głucha jesteś, czy co?

Odwróciłam się gwałtownie w jej stronę,  lecz gdy się odezwałam, mój głos był spokojny:

- Co z tobą, do cholery, nie tak? W czym ty, dziecko, masz problem?

Patrzyłam w jej zielone tęczówki, szukając w nich czegokolwiek, co wyjaśniłoby bezsensowne zachowanie dziewczyny.

- To z tobą jest wszystko nie tak! - warknęła. - Panoszysz się, jak jakaś królowa, chociaż tak naprawdę jesteś nikim. Wtrącasz się w nie swoje sprawy i zgrywasz słodką, niewinną męczennicę. - Jej twarz była cała czerwona ze złości, a paznokcie boleśnie wbijały się w moją skórę.

- Wiesz... Przez chwilę myślałam, że po prostu koniecznie potrzebujesz zwrócić na siebie uwagę, że może w przeszłości ktoś ci wyrządził krzywdę i teraz jesteś, jaka jesteś, ale teraz widzę, że się myliłam - powiedziałam spokojnie. - Ty jesteś po prostu rozpuszczona i nie wiesz, co to znaczy prawdziwe życie. Gdybyś wylądowała na ulicy, nie przeżyłabyś nawet tygodnia. - Wyrwałam rękę z jej uścisku. Na mojej skórze zostały czerwone ślady po jej paznokciach.

Odwróciłam się, by odejść, jednak dziewczyna ponownie wbiła swoje pazury, tym razem w moje ramię.

Chwyciłam ją za nadgarstek, pociągnęłam ją tak, aby stała przede mną i bez chwili wahania wykręciłam jej rękę. Usłyszałam trzask łamanej kości i krzyk dziewczyny, która zalewała się łzami.

- To jest niczym, w porównaniu z tym, co musi znosić większość ludzi w prawdziwym świecie - szepnęłam jej do ucha, po czym w ciągu kilku sekund naprawiłam jej złamaną kość.

Nela patrzyła na mnie z przerażeniem, by chwilę później rzucić się w stronę ojca, który właśnie stał za mną i przyglądał się całej sytuacji. Tuż obok Nathaniel podtrzymywał Ethana, który na szczęście odzyskał przytomność. Obaj uśmiechali się nieznacznie.

Brunet puścił mi oko, ale nie odpowiedziałam mu w żaden sposób, czekając z założonymi rękoma na reakcję Abelarda.

- Ojcze, ona złamała mi rękę! - pisnęła szatynka, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem.

- Annael. - Spięłam się, czekając na reprymendę. - Trzeba było nie leczyć złamania, może ta dziewucha w końcu by się czegoś nauczyła. Idźcie się umyć i odpocznijcie, ja z nią porozmawiam - mruknął i uśmiechnął się do mnie lekko. Odpowiedziałam mu tym samym.

Gdy mężczyzna z córką oddalił się,  Alec wyszedł z łazienki i powiedział:

- Woda gotowa, starczy dla wszystkich. Już was dłużej nie męczę, jutro pogadamy. Dobranoc - rzucił i zniknął w swoim pokoju.

- Idźcie pierwsi. Ethan sam się nie umyje, a skoro oboje nie macie już przed sobą żadnych tajemnic, to wspólna kąpiel nie zrobi wam różnicy. Tylko proszę, bez żadnych mi tam...! Też chciałbym się jeszcze dzisiaj umyć - rzekł Nathaniel, udając zniesmaczonego.

Objęłam jedną ręką bruneta w pasie, zarzucając sobie jego ramię na szyję i ruszyliśmy w stronę łazienki. Marzyłam już tylko o ciepłym łóżku, ale rzeczywiście waliło od nas zgnilizną.

Nim zamknęłam za nami drzwi, brunet słabym głosem zwrócił się do przyjaciela:

- Stary, musisz w końcu kogoś zaliczyć, bo robisz się zrzędliwy. Korzystaj z tego, że Alec jest sam w pokoju.

Nathaniel tylko parsknął cicho i posłał chłopakowi buziaka w powietrzu.

- Normalnie gorzej niż baby - burknęłam pod nosem. - Przy was czuję się taka męska.

Obaj się roześmiali. Gdy w końcu zostałam sama z Ethanem, ten zapytał:

- Co jest z twoją ręką? - Wyglądał na naprawdę zmartwionego.

Zerknęłam w dół i zobaczyłam, że wciąż jest czarna i brzydka.

- Długa historia, nie przejmuj się. Obiecuję, że rano porozmawiamy, ale teraz chcę po prostu iść spać.

Chłopak w milczeniu skinął głową, ale co chwilę zerkał na mnie z niepokojem.

Umyliśmy się w ekspresowym tempie, a w łóżku znaleźliśmy się jeszcze szybciej.

Ledwo położyłam głowę na poduszce, a już poczułam, jak odpływam w krainę snów. Zdążyłam jeszcze tylko zarejestrować, że Ethan obejmuje mnie od tyłu, a potem osunęłam się w ciemność.

Continue Reading

You'll Also Like

407K 21.1K 30
Okładka wykonana przez PenGirl2111 Część 2
50.1K 3.7K 58
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
GOOD ENOUGH By Szarada

General Fiction

27.6K 3K 36
Mała, podupadająca kawiarnia. Nietuzinkowi goście i starzy, ekscentryczni przyjaciele. Małe zakłady o to, kto tym razem przewróci się przed witryną k...
38.3K 2.7K 77
Część pierwsza serii „Więź Gwiazd" *Książka 16/17+* Vanessa to zwyczajna, spokojna dziewczyna z zamiłowaniem do czytania książek. Mieszka w przepiękn...