Heavy // with Draco Malfoy

By letzte_stimme

277K 11.3K 4.2K

Maya Trevelyn, czarownica czystej krwi rozpoczyna swoją niezapomnianą i intrygującą przygodę w Hogwarcie. Poz... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11. Through Mike's eyes
12
13
14
15
16
17. Through Ana's eyes
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
31
32
33
34
35
36
37
38. Through Mike's eyes
39. Through Natalie's eyes
40
41
42
43. Trough Ana's eyes
44
45
46
47
48
49
50
51
Koniec części pierwszej
Udało się

30

3.7K 183 35
By letzte_stimme

Od pamiętnej wygranej z Krukonami minął już miesiąc. Śnieg całkowicie stopniał, słońce zaczęło się ukazywać coraz częściej. Chociaż wciąż było chłodno, to uczniowie z większą chęcią wychodzili poza mury szkoły, aby w wolnych chwilach odpocząć na świeżym powietrzu. Niestety lepsza pogoda nie sprawiła, że zapomniałam o Shawnie... Zdarzały się noce, że wszystkie emocje nagle się we mnie kumulowały i zamiast spać, godzinami płakałam w poduszkę, aby nie obudzić współlokatorek, a następnego ranka byłam niczym chodzący trup. Zaczynałam mieć powoli tego dosyć, moje myśli schodziły na niebezpieczny tor: nie do końca chodziło o to, że bałam się, że już mnie nikt nie pokocha, a raczej o to, że jeśli kolejny chłopak wyzna, że coś do mnie czuje, będę się tego bała... traciłam wiarę w uczucia, no bo skoro Mendes powiedział, że mnie kocha, a i tak mnie zostawił... To jakiś absurd. Marudziłam, płakałam, zamęczałam się, a przecież sama go nie kochałam, więc po co to wszystko? Nie wiem. Głupia ja, głupie przywiązywanie się do ludzi! Czasami życie nastolatki jest dołujące... Chociaż moi przyjaciele sprawiali inne wrażenie: Eva z Adrianem, Ana z Jackiem, Johny z Viktorią i nawet Ches ze swoją nową dziewczyną - Sophie (tak, tak, to ta laska z sylwestrowej imprezy) wydawali się wiecznie szczęśliwi i nie przejmowali się niczym wokół. Andrew, David, Nicholas i Simon często chodzili na boisko i grali w quidditcha "po przyjacielsku", często też mnie namawiali, żebym wychodziła z nimi, ale po odnowieniu kontuzji nie chciałam bardziej narażać ręki, bo za półtora miesiąca Ślizgonów czekał najważniejszy w tym roku mecz, mecz o Puchar Quidditcha, który rozegramy z Gryffindorem. Wychodziło na to, że najczęściej spędzałam czas z Natalie i Bay. Dobrze się czułyśmy w swoim towarzystwie, czasami wystarczyło nam, że zaszywałyśmy się w którymś z naszych pokoi i słuchałyśmy wspólnie muzyki. Ważne jest też to, że Mike pogodził się z Lepore; oczywiście nie wrócili do siebie, ale żyją w zgodzie - porozumieli się ze sobą... Nie to co ja z moim byłym chłopakiem Krukonem. Na zmianę spoglądaliśmy na siebie morderczym i tęsknym wzrokiem, ale żadne z nas nie było gotowe na rozmowę, co jest trochę żałosne, bo minęły ponad dwa miesiące.

Rano, na eliksirach, Hermiona wspomniała mi o tym, że egzekucja tego biednego hipogryfa, którego skazano przez Lucjusza Malfoya, odbędzie się po południu. Stwierdziłam, że jeśli nie będę miała niczego ważnego do roboty po obiedzie, to przejdę się po błoniach i zobaczę, czy kat rzeczywiście pozbawi życia w sumie to niczemu winnego zwierzęcia... 

Wyszłam właśnie ze szkoły głównym wejściem i skierowałam się w stronę mosto-tunelu, który właściwie był po prostu podłużną, drewnianą altanką. Konstrukcja ta była przejściem ze szkolnych błoni na dalsze zielone tereny należące do Hogwartu. Po drugiej jej stronie znajdowała się między innymi Sowiarnia i interesująca mnie w tej chwili chatka Hagrida. Idąc przed siebie musiałam szerokim łukiem minąć zadowolonego z siebie, upiornie wyglądającego kata, który siedział na ławeczce przy fontannie znajdującej się na wprost od wyjścia ze szkoły. Pogwizdując ostrzył swój topór, którym zamierzał w najbliższym czasie pozbawić Hardodzioba głowy. Fuuu, chory człowiek! Widziałam po nim, że czerpał przyjemność z tego, co robił.

Kiedy postawiłam pierwsze kroki na deskach altanki, zobaczyłam biegnących w moją stronę Crabbe'a i Notta; wyglądali na spłoszonych, minęli mnie jakby mnie tam nie było, wodziłam za nimi wzrokiem, kompletnie nie wiedząc, o co chodzi.

- Co za głąby... Czekajcie! - słysząc znajomy głos odwróciłam się i ujrzałam biegnącego Malfoya, który trzymał się za nos. On również wyglądał jakby mnie nie widział; kiedy chciał mnie minąć, wyciągnęłam w poprzek rękę, aby zagrodzić Platyniakowi przejście. Zamierzałam się dowiedzieć, co się dzieje, że trzech Ślizgonów ucieka niczym spłoszone przez wilka baranki.

- Hola, hola! - zawołałam. - Co Ci się stało? - zapytałam, gdy chłopak, słysząc moje słowa, zatrzymał się i automatycznie opuścił rękę z twarzy, ukazując mi przy tym nienaturalnie wykrzywiony nos i cieknącą z niego strużkę krwi.

- O, hej, Maya. - przywitał się wesoło. Serio, chyba dopiero trafiając na moją rękę ogarnął, że się tu znajduję. - Co mówiłaś? - spytał. Spojrzałam na niego krzywo. - No, sorry, biegłem za chłopakami...

- Wiem. - przerwałam mu. - To teraz nieistotne. - spojrzał na mnie zaskoczony. - Powiedz mi lepiej co Ci się stało w nos. - chłopak sprawiał wrażenie jakby dopiero co sobie o tym przypomniał. Pokręcił głową. - Jest złamany. - stwierdziłam po bliższych oględzinach. - Episkey. - wypowiedziałam zaklęcie, wcześniej wyciągając różdżkę z buta. Blondyn syknął cicho.

- Mogłaś mnie ostrzec. - powiedział z pretensją.

- No tak, wybacz, głupia jestem, że naprawiłam Ci nos. - pokręciłam głową,  rozbawiona jego zachowaniem. - Złamać Ci go jeszcze raz? - zażartowałam. Na jego twarzy zabłądził lekki uśmiech.

- Dzięki. - bąknął.

- Powiesz mi teraz, kto Cię tak urządził? - spytałam, jednocześnie wyjmując chusteczkę z kieszeni bluzy, którą na sobie miałam.

- Granger... - wymamrotał po dłużej chwili. Zachichotałam, pewnie mu się należało. - Śmieszy Cię to? - zapytał jakimś takim śmiesznym tonem. Nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam Aquamenti na chusteczkę, którą trzymałam w lewej ręce i bez zastanowienia przyłożyłam ją do twarzy Dracona i delikatnie zaczęłam zmywać mu krew spod nosa. Spiął się pod moim dotykiem. Zaskoczyłam go... Szczerze mówiąc, siebie też. Po prostu zadziałałam. Przedłużałam tę chwilę jak tylko mogłam; blondyn nie odrywał ode mnie wzroku. Gdy nie miałam już czego zmywać, odsunęłam się speszona. Staliśmy w bezruchu przez dłuższą chwilę. Żadne z nas nie widziało, co powiedzieć. Nie dzieliła nas zbyt duża przestrzeń, więc bez problemu czułam jego zapach, co w pewnym momencie przypomniało mi o jego szaliku, który dzisiaj wyjątkowo znajdował się na mojej szyi. Strasznie wiało, a ten w kolorach Domu Węża jak na złość gdzieś wsiąkł gdy akurat go potrzebowałam.

- Twój szalik... - poruszyłam się gwałtownie, chcąc go ściągnąć, czym wyrwałam Dracona ze stanu zamyślenia. Powstrzymał mnie jednym ruchem ręki, kładąc swoją dłoń na mojej.

- Masz lodowate dłonie... - szepnął, bardziej do siebie niż do mnie, po czym spojrzał mi w oczy. - Nie ściągaj go. - powiedział. - Wyjątkowo muszę przyznać, że ktoś inny lepiej wygląda w mojej własności. - rzekł i przywołał na swoją twarz jego słynny łobuzerski uśmiech.

- Dziękuję, z chęcią go zachowam. - odparłam i odwróciłam się od chłopaka, aby podążyć tam gdzie był mój początkowy cel. Jeszcze chwila i zatraciłabym się w tych jego stalowych tęczówkach... Po kilku krokach szepnęłam jeszcze do siebie: - Szkoda, że szalik stracił już swój zapach...

***

Stojąc na pagórku, skąd miałam idealny wgląd na dom Hagrida i jego ogród, zauważyłam znikających właśnie za drzwiami trzech mężczyzn: tego bydlaka - kata, profesora Dumbledore'a i chyba Ministra Magii. Już wiedziałam, że zaraz będę świadkiem czegoś bestialskiego... Kątem oka zauważyłam wychodzącą tylnymi drzwiami chatki Złotą Trójcę. Dobrze, przynajmniej nauczyciel ONMS miał czyjeś wsparcie. Zrozumiałam, że na razie z akcji nici, więc usiadłam tyłem do ogrodu Hagrida, opierając się o pobliski kamień dość dużych rozmiarów. Nie chciałam też natrafić na trójkę Gryfonów, więc skuliłam się, aby nikt mnie nie zobaczył i odpłynęłam do krainy rozmyśleń. Po jakiś ośmiu, może dziesięciu minutach usłyszałam nerwowe skrzeczenia hipogryfa, chwilę potem trzask drzwi i głośne rozmowy mężczyzn. Nie wstałam od razu - nie do końca byłam przekonana, czy chcę widzieć egzekucję. Jednak gdy usłyszałam nerwową wypowiedź ministra:

- A gdzie on jest? Dopiero co go widziałem... Dosłownie przed sekundą. - wstałam jak poparzona i podbiegłam trochę, aby widzieć wszystko jeszcze dokładniej. Hardodzioba faktycznie nie było, a przecież jeszcze chwilę temu był uziemiony łańcuchem pośród tych wielkich dyń... jeszcze minutę temu słyszałam jego skrzek. Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi i skarciłam się za moją niepewność i leniwość w podnoszeniu mojego tyłka.

- To niesamowite. - rzekł (sztucznie, tak przynajmniej mi się wydaje) zaintrygowany dyrektor.

- Och, doprawdy Dumbledore, ktoś go musiał uwolnić! - użalał się Minister Magii.

- Ministerstwo nie będzie Cię podejrzewać, w końcu byłeś cały czas z nami. - zwrócił się dyrek do gajowego, który również patrzył z niedowierzeniem, ale i z wielką ulgą na zaistaniałą sytuację.

- Ale... Ale musimy przeszukać teren! - pozostawał przy swoim Minister.

- Równie dobrze możemy poszukać igły w stogu siana... - skomentował staruszek. - Ja tam bym wołał się napić herbaty, a może nawet brandy. - dodał entuzjastycznie. - Drogi kacie, nie będzie już nam pan potrzebny. - rzekł jeszcze do upiornego mężczyzny.

- Niech to! - zawołał zdesperowany minister. Znudzony kat podszedł powolnym krokiem do jednej z największych dyń i uniósł nad nią swój wielki topór. Uderzenie, które przecięło warzywo idealnie na pół, odstraszyło wszelkie ptactwo, które znajdowało się w pobliżu.

- Dzięki Ci, Stwórco. - szepnęłam dziękczynnie w stronę niebios. To był cud. Zwierzę może i zniknęło, ale przynajmniej będzie żyć. - Koniec przedstawienia. - powiedziałam do siebie i zaczęłam się powoli wycofywać.

- Auuuć! Dziabnął mnie! - ktoś krzyknął głosem nad wyraz przesiąkniętym głupotą. To musi być ten Weasley... - Parszywek! - udałam się w stronę hałasu z racji czystej ciekawości, ale ku mojemu zaskoczeniu, gdy dotarłam przed wejście krytego mostu, gdzie znajdowało się kilka stojących, olbrzymich skał nie odnalazłam źródła mojego zainteresowania. Wzruszyłam ramionami i udałam się do Sowiarni. Kiedy tylko zdecydowałam, że tu przyjdę, skorzystałam z okazji i napisałam króciutkie listy do rodziców, dziadka i Marthy.

Na miejscu wybrałam pierwszą lepszą sowę przynależącą do szkoły i przywiązałam do jej nóżki listy, które były zwinięte w jeden rulonik. Gdy popatrzyłam na odlatującą sowę złapało mnie lekkie przygnębienie... Popatrzyłam na zegarek.

- Jeszcze mam trochę czasu przed kolacją. - mruknęłam. Wyjęłam z kieszeni bluzy MP3 wraz z słuchawkami, zastanawiając się jednocześnie, czy w tej mojej skrytce przypadkiem nie ma wszystkiego, co mi do życia potrzebne. Zaśmiałam się smutno i ruszyłam na najwyższe piętro kamienistej wieży; nawet nie wiem kiedy zaczęłam śpiewać: 

Lately I've been sceptical
Silent when I would used to speak
Distance from all around me
Who witness me fail and become weak
Life is overwhelming

Heavy is the head that wears the crown
I'd love to be the one to disappoint you when I don't fall down
 

 But you don't understand when I'm attempting to explain
Because you know it all and I guess things will never change
But you might need my hand when falling in your hole
Your disposition I'll remember when I'm letting go
You and me we're through

And rearranged

You're no good
For me
Thank God its over
  

Nagle ktoś mnie złapał od tyłu i powoli okręcił w swoją stronę. Nie zareagowałam - byłam zbyt pochłonięta muzyką. Popatrzyłam na twarz prowokatora... Mendes! Kuna! Co z tym człowiekiem jest nie tak?! Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić przycisnął swoje wargi do moich ust i zaczął mnie całować... Dało się wyczuć w tym jakiegoś rodzaju tęsknotę. Zanim go odepchnęłam pozwoliłam sobie na chwilę słabości, aż Re-Arranged, piosenka z repertuaru Limp Bizkit, się skończy. Jaka ironia losu, że śpiewając (swoją drogą nie najgorzej - na całe szczęście śpiewałam mile dla ucha) słowa tekstu, kierowałam właśnie do Shawna. Oczywiście nie interpretowałam tego co do joty, ale ogólne uczucia jakie wywoływała u mnie ta piosenka dotyczyły przystojnego bruneta, który mnie porzucił.

- Nie. Rób. Tego. Nigdy. Więcej. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wyciągając sobie słuchawki z uszu.

- Skoro Ci się nie podobało, to dlaczego nie odepchnęłaś mnie od razu? - zapytał Krukon, w jego głosie dało wyczuć się pretensje. "Bo zawsze dostaję, to czego chcę", przypomniałam sobie słowa Platyniaka, które były w pewnym sensie jego mottem życiowym. 

- Bo mi się podobało. - powiedziałam jednak, za co skarciłam się w myślach. - Ale to jest nieodpowiednie. - dodałam szybko.

- Dlaczego? - spytał. - Ja wciąż Cię kocham. - dopowiedział głosem pełnym żalu. Serce mi odrobinę przyspieszyło, ale szybko się opanowałam.

- Takimi słowami nie rzuca się na wiatr. - skwitowałam. Skierowałam się na schody. Zatrzymał mnie, zaciskając palce na moim nadgarstku.

- Poczekam. 

- Na co? - spytałam, lustrując go od góry do dołu.

- Możemy być razem, w końcu mnie pokochasz. Już zrozumiałem co mi mówiłaś wtedy przed drzwiami. - wyjaśnił drżącym głosem.

- To już nie moja bajka. - rzekłam przerywając chwilową ciszę; kilka łez opuściło moje zamglone oczy. Jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej.

- To po co ta szopka?! Po co jesteś w miejscu, w którym się poznaliśmy, robiąc to co ja robiłem w momencie naszego pierwszego spotkania?! - Co?! Zwykły zbieg okoliczności... dlaczego on dopatruje się tu jakieś głębi?! 

- Matko Boska, Shawn, daj mi spokój! - wyrwałam rękę z jego uścisku, drapiąc go przy tym dotkliwie. Syknął z bólu. - Chciałam w najbliższym czasie z Tobą porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, ale jak widzę Ty jeszcze nie jesteś na to gotowy! - warknęłam. I prawie biegiem dotarłam aż pod same wrota wejściowe szkoły. Zatrzymałam się; nie mogę wbiec do szkoły jak jakaś wariatka, bo zaraz zaczną się kolejne pytania "natrętnych" przyjaciół. - Za dużo myśli na raz! - wrzasnęłam, uderzając pięścią w prawe skrzydło drzwi jakby to był mój worek treningowy, ale niestety, nie był...  Potężne, mosiężne wrota plus moje wciąż niedoleczone kości prawej dłoni równały się piekielnemu bólowi. I dobrze, w jednym momencie zapomniałam o wszystkich rozterkach i problemach, i wrzasnęłam swoje typowe "kurwa" na cały głos. Pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę Skrzydła Szpitalnego. Gdy tylko pani Pomfrey zobaczyła mnie wkraczającą do jej gabinetu pokręciła z niezadowoleniem głową.

- Tym razem napiszę notkę do Twoich rodziców. Dziewucho, chcesz, żebym Ci wsadziła rękę w gips jak to robią mugole?! Wtedy już w ogóle sobie nie pograsz w tego głupiego quidditcha, a w sumie to nawet nic nie zrobisz tą ręką. - postraszyła mnie.

- Dobrze pani wie, że muszę zagrać w następnym meczu, mówiłam to już ostatnim razem jak tu byłam! - zawołałam z lekkim oburzeniem. - Nie moja wina, że świerzbi mnie, żeby we wszystko przywalić. - popatrzyła na mnie pytająco. Mam za długi język! Aby kobieta niczego nie podejrzewała machnęłam lekceważąco ręką... oczywiście prawą, co skwitowałam syknięciem z bólu. Cholera! Jeszcze raz zapomnę, że mam uszkodzoną rękę, a osobiście ją sobie odetnę. Pielęgniarka, gdy tylko usłyszała, jak bardzo boli mnie ręka, zapomniała o moich wcześniejszych słowach i od razu poleciała po jakiś eliksir przeciwbólowy i maść na regenerację kości.

***

- Dlaczego Ron jest w Skrzydle Szpitalnym? - zapytał Simon, gdy dosiadł się do mnie, Natalie i  Evy, z którą właśnie spożywałam śniadanie.

- Kto? - zapytałam. To imię coś mi mówiło, ale nie kojarzyło mi się z żadną konkretną twarzą...

- Ronald Weasley. - wyjaśnił, przewracając oczami. Nie skomentowałam tego, tylko zacisnęłam lewą dłoń w pięść; na samo wspomnienie o nim krew zaczęła we mnie wrzeć.

- Dwa dni temu, w międzyczasie, kiedy nasza kochana, najspokojniejsza na świecie Mayeczka z nudów waliła pięściami w drzwi szkoły, wybijając tym rytm do powitalnej piosenki Tiary Przydziału - Dave parsknął na opis mojego zachowania w wykonaniu Natalie -  Święta Trójca odwaliła kolejną ze swoich życiowych przygód. - wyjaśniła opryskliwie Ślizgonka.

- Skąd Ty to wiesz? - zapytałam zdziwiona faktem, że Sanders znała najświeższe plotki gryfońskiej ekipy.

- Mówiłam o tym jakieś pięć minut temu! - wtrąciła się oburzona Eva. - Znowu mnie nie słuchałaś, Trevelyn!

- Sorrki, Eva, zanim przyszedł Simon totalnie nie zwracałam na nic uwagi przez te boskie naleśniki z bitą śmietana i truskawkami. - przeprosiłam, udając rozmarzony głos. Wiedziałam, że takim ruchem odwrócę jej uwagę od problemu. Wyraz twarzy blondynki po wzmiance o jedzeniu diametralnie się zmienił, już nie było na nim grymasu. Owieczka lekko uchyliła usta i wyłupiła oczy.

- Bita śmietana? Dlaczego jej wcześniej nie widziałam?! - zaczęła nerwowo skanować stół wzrokiem. W trójkę wybuchnęliśmy niepowstrzymanym śmiechem.

***

- Johny, doceniam, że już trzeci rok z rzędu przed końcowymi egzaminami powtarzasz ze mną materiał z Zielarstwa. Jesteś kochany i takie tam, ale proszę, zlituj się nade mną... zbliża się dwudziesta pierwsza, a ja mam jutro mecz z tymi lwiątkami - prześmiewczo określiłam wychowanków domy Godryka Gryffindora. - i chciałabym się na tyle, na ile to możliwe wyspać. - popatrzyłam na niego słodkimi oczkami, aby go zmiękczyć. Wstrzymał powietrze, aby po dłużej chwili wypuścić je głośno.

- Zgoda. - wymamrotał w końcu. - Ale jak Ci nie pójdzie na egzaminach, to nawet nie próbuj mnie obwiniać, stara. - zaczęłam delikatnie podskakiwać z radości. - I wtedy nie licz już na moją pomoc z Zielarstwem na przyszłość. - dodał ostrzejszym tonem. Słysząc jego słowa, zmarkotniałam.

- No weeeeeź, Johnyyy! Nie bądź taki... - już nic nie odpowiedział, tylko przeszedł za mnie i w formie żartu skierował mnie kopniakiem w stronę drzwi wyjściowych biblioteki. Parsknęłam śmiechem, na co pani Pince skarciła mnie wzrokiem.



Continue Reading

You'll Also Like

139K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
21.7K 1.8K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
60.8K 3.3K 53
✓TŁUMACZENIE ZAKOŃCZONE✓ „Zatańczysz?" Ophelia zapytała stojącego obok niej chłopca, wychodząc z otwartego korytarza. Gdy tylko wyszła na zewnątrz, k...
31.8K 1.2K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...