Siedzieliśmy na twardej ziemi w milczeniu, zastanawiając się nad imieniem, od którego teraz tyle zależało. Do głowy wpadały mi różne pomysły, jednak żaden z nich nie był zbyt sensowny.
Gad leżał nieopodal nas i z głową opartą na łapach drzemał spokojnie. Chyba nie brał nas za jakiekolwiek zagrożenie. Dobrze chociaż, że nie dał nam ograniczonego czasu i mogliśmy spokojnie pomyśleć. Po kilku minutach Nathaniel się odezwał, przeczesując nerwowo włosy.
- Macie może jakiś pomysł? Cokolwiek?
Pokręciłam głową i spojrzałam na Ethana, on jednak tylko wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie znamy tego smoka, skąd możemy wiedzieć, jak ten bydlak się nazywa? - burknął brunet.
- Dobra, skupmy się. - Nathaniel zamknął oczy i ściskając dwoma palcami grzbiet nosa, kontynuował: - Wiemy, że smok jest już stary, żyje kilka wieków jak nie dłużej. Był przywódcą swojej rasy i sprzymierzył się z człowiekiem, żeby zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi. Wraz z magiem rzucił na las klątwę zapomnienia i tak zakończyła się wojna między ludźmi i smokami. Teraz nasuwa się pytanie. - Chłopak spojrzał na nas, a w jego błękitnych oczach ujrzałam coś na kształt desperacji. - Co nam daje ta wiedza?
Miałam ochotę walnąć głową o ścianę - to zadanie jest praktycznie niemożliwe!
- Kolor łusek raczej odpada, skoro osiągnął w życiu coś wielkiego, prawda? - mruknęłam, próbując zmusić mózg do myślenia.
- Doszedłem do takiego samego wniosku. Co prawda ten jest jedynym złotym przedstawicielem swojego gatunku, tylko przywódcy mają taki kolor. Dopóki on nie umrze, nie pojawi się żaden nowy Emas - westchnął, a gdy ujrzał nasze pytające spojrzenia, szybko wyjaśnił: - Emas, czyli złoty.
- A gdyby tak podejść od tej legendarnej strony? - wymruczał Ethan, jakby sam do siebie. Jego spojrzenie było nieobecne. - Kiedyś to był zwykły las, nikt pewnie nawet o nim wiedział, a teraz? Wszyscy go znają pod nazwą Dymiący Las... Dlaczego? Z powodu unoszącego się dymu. Słowo klucz? - Spojrzał na księcia, który od razu załapał myśl chłopaka.
- Dym - dokończył. - Oczywiście, że też wcześniej na to nie wpadłem- powiedział, a w jego głosie pojawił się zapał.
- Idąc tym tropem, jak miałaby na imię ta jaszczurka? - spytał Ethan.
- Haseup - odpowiedział blondyn, uśmiechając się nieznacznie.
- Idiotyczne - burknął zielonooki. - Pasuje do niego.
Książę wstał, podszedł nieco do smoka i przemówił głośno:
- Mamy pierwszą odpowiedź - zaczął.
Nie - przerwał mu mentalny głos.
- Jak to nie? - zaakcentował ostatnie słowo chłopak. - Dałeś nam trzy szanse, oto wykorzystujemy jedną z nich.
Widziałam, jak zacisnął pięści, próbując utrzymać gniew na wodzy.
Owszem, dałem wam trzy szanse i właśnie jedną już wykorzystaliście. Zostały wam dwie - mruknął smok, leniwie machając ogonem.
- Ale nawet nie wiesz...
Haseup. To nie jest moje imię - wycedził gad, jakby oburzony, że coś takiego w ogóle nam wpadło do głowy.
Nathaniel wrócił do nas, a z jego ciała uszedł cały zapał, jaki jeszcze przed chwilą miał. Usiadł przed nami i oparł czoło na ugiętych kolanach, zaciskając nerwowo ręce na włosach. Chwyciłam go delikatnie za ramię i poczekałam, aż na mnie spojrzy.
- Wyrywanie włosów nie pomoże. Spokojnie, mamy jeszcze dwie szanse, a jak nie... Zdobędziemy ten sztylet w inny sposób. - Uśmiechnęłam się do niego, chociaż sama ledwo wierzyłam w to co mówię.
Westchnął i odwzajemnił uśmiech, po czym wyprostował się i zwrócił do Ethana:
- Masz może jakiś inny pomysł? Myślę, że ten trop był dobry, po prostu nie to było kluczem.
Jak szukacie klucza, to idźcie do ślusarza, bo tu na pewno go nie znajdziecie. Im szybciej sobie pójdziecie, tym lepiej. Zakłócacie mi tylko ciszę - warknął smok.
- Zamilknij Linger - warknął Nathaniel. Dawno nie widziałam go tak zdenerwowanego. Właściwie to nigdy go takiego nie widziałam...
Gad warknął głośno, ukazując kły, a z jego nozdrzy buchnęła para. Zrobiło mi się słabo od tego gorąca.
Lepiej się ciesz, potomku Aarona, że nie zaliczę ci tego jako zmarnowaną szansę - zagrzmiał, a od jego głosu rozbolała mnie głowa. Miałam wrażenie, że gdyby smok zaczął krzyczeć, mój mózg by eksplodował.
Cholerne połączenia mentalne.
- Linger? Do cholery, coś ty mu nagadał? - jęknęłam, masując obolałe skronie.
- Maruda - westchnął blondyn. - Przepraszam. Wiem, zachowałem się głupio, ale ja już po prostu nie daję rady. Rozgrywa się bitwa o losy Antary, dwie najcenniejsze dla mnie osoby narażają swoje życie, aby mi pomóc, a ten - zacisnął szczękę, po czym dokończył pozornie łagodnym głosem - ten gad wcale nie idzie nam na rękę i bawi się w głupie zgadywanki.
- Nie mogę uwierzyć, że to on wybawił nas od wojny - mruknęłam, łypiąc kątem oka na złotą bestię, która w tej chwili nas ignorowała. A przynajmniej tak mi się zdawało.
- Zaraz, czekaj... To jest to! Wybawca! - spojrzałam na niego nierozumiejącym wzrokiem, lecz on już stał przed smokiem i krzyknął:
- Jurusalamet!
Stwór uniósł głowę i przechylił nieco łeb, patrząc z zainteresowaniem na blondyna.
Powtórz, chłopcze...
- Jurusalamet - powtórzył, zgodnie z prośbą bestii.
Hmmm... - mruknął gad, mrugając leniwie - Wybawca... - Wyszczerzył kły, co miało być chyba uśmiechem - Rzeczywiście. Masz rację. Jestem Jurusalamet.
Moje serce zabiło szybciej. Nie mogłam wciąż uwierzyć, że nam się udało. Jesteśmy coraz bliżej końca!
Smok sapnął i dokończył swą wypowiedź:
Jestem nim, ale to nie jest moje imię - mruknął, rozkoszując się każdym słowem.
Zamarłam.
- Że niby kurwa co proszę?! - wrzasnął Ethan. Nawet nie zauważyłam, kiedy zerwał się z miejsca i ruszył z wyciągniętym mieczem w stronę gada.
- Ethan, nie! - Nathaniel szarpnął bruneta za ramię i trzymając go mocno, pociągnął do tyłu w moją stronę. - Mamy jeszcze jedną próbę.
- Nie widzisz, do cholery, że on nas okłamuje?! - warknął chłopak, patrząc na bestię z mordem w oczach.
Książę zawahał się i spojrzał podejrzliwie na stwora.
- Nie okłamuje - mruknęłam cicho, ściągając na siebie ich uwagę. - Smoki nie mogą kłamać. Jeśli powiedział, że to nie jest jego imię, to tak właśnie jest. Wyraził się zbyt precyzyjnie, nie ma mowy o żadnym kancie.
Nathaniel zaczął krążyć w tę i z powrotem, natomiast Ethan usiadł tuż obok mnie. Wstrzymałam oddech gdy zobaczyłam tęczówki chłopaka - były czarne. Widziałam jak z jego dłoni wysuwają się powoli cienie i pełzną po ziemi, niknąc w ciemnościach jaskini. Po raz pierwszy odkąd tu weszliśmy, zrobiło mi się chłodno.
- Ethan? - spytałam niepewnie.
Nie odpowiedział. Zacisną szczęki i z zamkniętymi oczami próbował się opanować. Między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka, a na czoło wystąpił pot.
Widząc, że nie daje sobie rady, postanowiłam zrobić jedyne, co mi przyszło do głowy. Uklęknęłam tuż za nim i objęłam go w pasie, przytulając się do jego pleców. Pod policzkiem czułam jego lodowatą skórę, która zazwyczaj była gorąca. Położyłam płasko dłonie na jego brzuchu.
Zamarłam, gdy chłopak napiął wszystkie mięśnie. Było mi zimno, ale ignorowałam to uczucie. Bałam się, że straci kontrolę i coś mu się stanie. W końcu rozluźnił się nieco. Jego klatka piersiowa unosiła się powoli, gdy brał głębokie wdechy.
Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, próbując go jakoś ogrzać. Głupi pomysł, bo sama byłam jak kostka lodu, ale co innego mogłam zrobić?
Wtem niespodziewanie poczułam falę ciepła, która mozolnie przepływała przez moje ciało. Już po chwili nie czułam tego przenikliwego chłodu.
- Znowu się świecisz - szepnął Ethan. Zamknął moje dłonie w swoich i trwaliśmy tak jakąś chwilę w bezruchu. W końcu odwrócił się w moją stronę. Jego tęczówki znów przybrały swój szmaragdowy kolor.
Zerknęłam na swoje dłonie. Widziałam jak pod skórą przemieszczają się leniwie płomienie ognia.
- Widzisz mała? Wiedziałem, że dasz radę wykrzesać w sobie tę iskrę. Nie potrzebujesz wcale mojej pomocy - mruknął cicho chłopak, patrząc mi głęboko w oczy.
- Właśnie, że potrzebuję - szepnęłam sama do siebie, formując w głowie całą teorię. Już wiedziałam, o co chodzi z wyzwoleniem daru, który dostałam od Feniksa. - Ethan, to nie ćwiczenia wyzwolą ze mnie płomień, tylko uczucia! - zaczęłam, gestykulując gorączkowo rękoma. - Jesteś moim Przeznaczonym a zarazem kotwicą, która trzyma uczucia na wodzy. Wcześniej, na treningu... To nie wyszło, bo bałam się o siebie, a tu chodzi o ciebie!
Chłopak patrzył na mnie, marszcząc brew i próbował zrozumieć moje pokręcone wyjaśnienia. Westchnęłam i spróbowałam z innej strony.
- Jak leczę innych, zawsze odczuwam współczucie bądź litość, tego typu uczucia... W przeciwieństwie do moich wrodzonych zdolności, nie mogę tak po nie beznamiętnie sięgnąć. Właśnie dlatego nie mogłam dotrzeć do płomienia. Wyciągałam tylko tyle, ile mam od urodzenia, a reszta była poza zasięgiem. Teraz było inaczej. Bałam się, ale nie o siebie, tylko o ciebie. - Otworzył usta by coś powiedzieć, ale uciszyłam go ruchem ręki. - Tak jak powiedział król, Przeznaczony ogranicza moje moce, ale może je również rozwinąć. Właśnie tak się przed chwilą stało.
Brunet pokręcił głową z lekkim uśmiechem, bawiąc się kosmkiem moich włosów.
- Czyli co, muszę być w niezłych tarapatach, żebyś mogła zapłonąć?
- Niekoniecznie. Może każde inne uczucie związane z tobą będzie działało? Mamy jeszcze trochę czasu żeby się przekonać.
- Podoba mi się ten pomysł. Swoją drogą, uświadomiłem sobie, że umawiam się z najgorętszą dziewczyną na świecie - wyszczerzył się, a ja parsknęłam śmiechem.
- Dokładnie tak, zapamiętaj to sobie. - Spojrzałam ponad ramieniem chłopaka i ujrzałam Nathaniela, który przyglądał nam się z założonymi na piersi rękoma i uśmiechem na ustach.
Gdy napotkał mój wzrok, puścił mi oko, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Co się tak szczerzysz jak głupi do sera? - spytał Ethan, zerkając na przyjaciela. - Nie przypominam sobie, żebym...
- Ethan, jesteś genialny! - przerwał mu książę, który podskoczył nagle jak poparzony.
- Emmm... Tak, wiem. A dlaczego? - spytał zdezorientowany chłopak. Sama nie wiedziałam o co chodzi.
- Podsunąłeś mi pomysł. Nie przypominasz sobie... Nikt nie pamięta co tu się stało oprócz samego smoka! To, co słyszymy, to tylko legendy, jednak wszyscy świadkowie tamtego zdarzenia mieli wymazaną pamięć! To właśnie o pamięć chodzi!
- Jesteś pewny? To nasza ostatnia szansa - rzekł brunet.
- Nie jestem pewny, ale nie mam innego pomysłu - odparł blondyn.
- Cóż... Ja jestem gotowa zaryzykować. Nie możemy siedzieć tutaj w nieskończoność. Pamięć to dobre imię, zresztą jak każde inne.
- Ann ma rację, dawaj stary. Miejmy to już za sobą. Jak nie wyjdzie, to trudno. I tak mam ochotę skopać komuś tyłek - Ostatnie zdanie wymruczał cicho pod nosem tak, że ledwo je usłyszałam.
- Opanuj hormony, buntowniku. Będziesz miał okazję się jeszcze wykazać - Szturchnęłam go łokciem.
- Wykazać, powiadasz? - Posłał mi znaczące spojrzenie.
Czując, jak na policzki wypływa mi rumieniec, zwróciłam się do Nathaniela.
- Teraz albo nigdy.
Zbliżyliśmy się do smoka, który smacznie drzemał.
- Hej, panie gadzie! - krzyknął Ethan. Zero reakcji.
- Ja spróbuję - rzuciłam.
Chciałam przetestować moją teorię związaną z mocą Feniksa. Skupiłam się na moim Przeznaczonym, który nawet nie wiem kiedy, zaczął być dla mnie niezwykle ważny. Myślałam o tych wszystkich chwilach, jakie razem przeszliśmy i o uczuciach, jakie temu towarzyszyły. Zamknęłam oczy. Czułam, że mój puls przyspieszył, a w środku kumulują się pokłady energii.
- Potrzebna mi bariera wokół nas - odezwałam się.
Po kilku sekundach wyczułam ruch powietrza, który świadczył o tym, że znajdujemy się w ochronnej bańce.
- Trzymajcie ją, choćby nie wiem co - dodałam, i sięgnęłam po nowo odkrytą moc.
Wyobraziłam sobie wielką kulę ognia, a następnie sprawiłam, aby zmaterializowała się tuż obok smoka. Otworzyłam oczy i obserwowałam efekty swoich działań. Przez dosłownie ułamek sekundy ognista kula unosiła się w powietrzu, a następnie eksplodowała z głośnym hukiem. Płomień ogarnął całą wolną przestrzeń. Nawet przez ochronną barierę czułam gorąco, które panowało na zewnątrz.
Smok zerwał się gwałtownie, patrząc dookoła z nieskrywanym szokiem.
Płomienie w końcu opadły, a gad spojrzał na nas. Ciężko mi było stwierdzić, czy jest zły czy nie.
Wyjaśni mi ktoś, co tu się właśnie stało? - spytał.
- Mamy ostatnią odpowiedź - rzekł Nathaniel, ignorując poprzednie pytanie.
Stwór westchnął głęboko, ale rzekł:
Mówcie w końcu i zniknijcie mi z oczu. Zbyt długo musiałem was już znosić.
Po jego postawie widziałam, że nie wierzy, iż nam się uda. Książę był jednak niezwykle pewny siebie.
- Ingetan. Twoje imię to Ingetan.
Smok parsknął, a z jego nozdrzy wydobył się dym.
Ingetan! Też mi coś! To nie jest moje... - urwał nagle, po czym ponownie przemówił. - Bystre z was dzieciaki, nie doceniłem was - mruknął.
- Rozwiązaliśmy twoją zagadkę, teraz daj nam Sztylet Wieczności, a my damy ci spokój.
- Dobrze, synu Aarona. Dam wam to, czego chcecie. - Przesunął ogonem w naszą stronę czarną pochwę, z której wystawała rękojeść, po czym dodał: - Uważaj, Dziedziczko Feniksa. Istnieje wiele rozwiązań, jednak tylko jedno zadowoli wszystkich.
Wzięłam broń do ręki i skinęłam głową w stronę Ingetana. Smok położył się z powrotem na swoim miejscu, tracąc nami zainteresowanie.
- Idziemy - burknął Ethan i skierował się do wyjścia, a my poszliśmy za nim.
Wiele rozwiązań ale tylko jedno zadowoli wszystkich... Słowa smoka wciąż krążyły mi po głowie i jedna myśl nie dawała mi spokoju.
Które rozwiązanie jest tym prawidłowym?