Dziedzictwo Feniksa

By Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 32

5.5K 440 219
By Wolf__Howling

Za gorąco.

Spróbowałam usiąść, ale ciężar na moim ciele mi to uniemożliwiał.

Otworzyłam oczy i zerknęłam na chłopaka, który smacznie sobie spał.
Ułożył się wygodnie na moim brzuchu, przerzucając swoją nogę przez moje.

- Ethan - mruknęłam zaspanym głosem.

Nawet nie drgnął. Uniosłam głowę, aby sprawdzić godzinę i z powrotem padłam na poduszkę. Dopiero siódma rano.

O dziwo czułam się wyspana, a nocne zdarzenia wydały się teraz odległym wspomnieniem.

Z nudów zaczęłam się bawić włosami bruneta. Mruknął coś pod nosem, a jego dłoń zacisnęła się na materiale mojej koszuli.

- Ethan - ponowiłam próbę. - Gorąco mi.

Chłopak znowu mruknął, po czym nie otwierając oczu, chwycił mnie w pasie i obrócił się na plecy tak, że teraz ja leżałam na nim.

- Mówił ci ktoś, że jesteś naprawdę uroczy? - zapytałam, rozbawiona jego zachowaniem. Obserwowałam z góry, jak marszczy lekko brwi i wykrzywia usta w niezadowolonym grymasie.

- A tobie mówił ktoś, że jesteś nieznośna? - wymruczał zachrypniętym głosem.

- Dobrze już, dobrze, nie będę ci więcej przeszkadzać - prychnęłam rozbawiona i spróbowałam z niego zejść, jednak on mocniej przyciągnął mnie do siebie.

- Przestaniesz się w końcu wiercić? Próbuję spać! - jęknął niezadowolony.
- Wypuść mnie, to przestanę.

Brunet w końcu otworzył oczy.

- Która godzina? - zapytał.

- Po siódmej.

Wywrócił oczami i przekręcił się na bok, wciąż obejmując mnie jedną ręką.

- Do godziny dziesiątej dzieci i hybrydy głosu nie mają, więc daj mi spokój i idź spać.

O bogowie, co za człowiek.

- Oczywiście, proszę pana, już się robi.

Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, który szybko jednak znikł, zastąpiony grymasem.

- Jeszcze raz wbijesz mi te chude palce w żebra, to przez tydzień na tyłku nie usiądziesz - warknął, próbując złapać mój nadgarstek.

Korzystając z okazji, odsunęłam się od niego i nim zdążył mnie złapać, stałam już kilka kroków od łóżka.

Usiadł i patrzył na mnie niezadowolony.

- Czy to tak wiele, dać się człowiekowi wyspać?

- Przecież nie każę ci wstawać, możesz spać dalej, w czym problem?

Nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z pokoju w poszukiwaniu Zoe bądź Nathaniela. Przeszłam zaledwie kilka metrów, gdy ktoś delikatnie przycisnął mnie do ściany.

- Gdzie idziesz? - spytał Ethan. Zauważyłam, że zdążył włożyć buty i naciągnął na siebie jakąś koszulkę.

- Szukam naszych przyjaciół - odpowiedziałam.

Brunet zmarszczył brwi.

- W tym? - warknął, wskazując palcem bluzkę, którą pożyczyłam od Zoe.

- A co, mam ją ściągnąć? - Lekko zirytowana podjęłam moje poszukiwania, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując w miejscu.

- Idziemy się przebrać - mruknął i pociągnął mnie w stronę komnaty, którą dzieliłam z księżniczką.

W środku nikogo nie było, jednak pościel na łóżku była zmiętolona, co świadczyło o tym, że dziewczyna pewnie niedawno wstała.

Mój towarzysz pchnął mnie lekko w kierunku szafy i przyglądał mi się, z założonymi na piersi rękoma.

Nie miałam ochoty się teraz kłócić, toteż zaczęłam grzebać w ogromnej szafie, aż znalazłam jakąś szarą bluzkę, z rękawkiem do łokcia. Spodobała mi się, była w miarę ciepła i w dodatku niezwykle miękka.

- Powiedz mi tylko, co ci przeszkadza w tej bluzce? - zapytałam, układając niepotrzebne ubrania z powrotem na miejsce.

- Żartujesz sobie? - rzucił zirytowany. - Nie będziesz się tak kręcić wśród... - urwał, po czym chrząknął i zmieszanym głosem dokończył: - wśród zimnego powietrza, zmarzniesz.

Wśród zimnego powietrza? Że co proszę?

- Wiesz co? Ciebie chyba do reszty pogrzało - powiedziałam, kręcąc głową z politowaniem. - A teraz proszę, mógłbyś dać mi się przebrać?

Chłopak chyba czekał na te słowa, bo nagle uśmiechnął się i oparł wygodnie o ścianę.

- Ależ oczywiście, proszę, przebieraj się. Przecież cię nie powstrzymuję.

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami - jego było bezczelne i tryumfalne, moje zaś uparte i pełne determinacji.

W końcu wzruszyłam tylko ramionami i ignorując zupełnie jego obecność, przebrałam się spokojnie. Jakby nie patrzeć, właściwie nie było specjalnie co zakrywać, bielizna robiła swoje.

Mina chłopaka była bezcenna. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i głupim wyrazem twarzy, a ja w myślach sobie pogratulowałam.

- Idziemy, cwaniaku. Mamy sprawy do załatwienia. - Z tymi słowami wyszłam z pokoju i skierowałam się do sali tronowej.

Z lekkim rozczarowaniem odkryłam, że nikogo tam nie ma.

- Widzisz, marudo? Pewnie wszyscy jeszcze smacznie śpią. Nikt normalny nie wstaje o takiej porze - powiedział Ethan.

Gdzie oni mogli się podziać? A może Nathaniel rzeczywiście jeszcze spał?

Wróciłam się w stronę komnaty chłopców, po drodze zahaczając o kuchnię. Zastałam tam jedną z pokojówek, która z uśmiechem dała nam po jabłku.

Podziękowałam i ruszyłam dalej, kątem oka zerkając na bruneta.

- Co masz taką minę? - spytałam, wbijając zęby w soczysty owoc.

- Przypomniała mi się twoja szarlotka - mruknął cicho i wzdrygnął się lekko.

Śmiejąc się głośno, zapukałam do drzwi, przed którymi staliśmy. Nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka.

Z przyjemnym zaskoczeniem odkryłam, że w pokoju, oprócz Nathaniela, jest również Zoe.

Dziewczyna siedziała na krześle, a chłopak stał kilka kroków od niej.

-Annael, gdzieś ty się... - zaczęła mulatka, podnosząc się z krzesła, po czym zamarła, ujrzawszy z kim przyszłam.

Spoglądała to na mnie, to na Ethana, aż w końcu wyszczerzyła zęby, podbiegła i wzięła mnie w ramiona.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - pisnęła. - Będziesz musiała mi wszystko opowiedzieć! - Nagle spoważniała i marszcząc brwi, rzekła - Mam nadzieję, że wy ze sobą nie...

- Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy! - przerwałam jej, a moje policzki zapewne zrobiły się czerwone.

- Czy aby na pewno, słońce? - mruknął Ethan, a ja posłałam mu groźne spojrzenie.

- Nie wiem, co ci się w nocy śniło, ale to nie czas na takie rozmowy. - Przeniosłam wzrok na rozbawioną księżniczkę i spytałam - Czy mamy już może pozwolenie od twojego ojca na wejście do lasu?

-Tak, właśnie po to tu przyszłam. Przekazałam je Nathanielowi, nikt was nie będzie zatrzymywał - odpowiedziała.

-To świetnie. Myślę, że zjemy śniadanie i ruszymy w drogę. Z każdym dniem Drzewo umiera coraz bardziej, nie ma chwili do stracenia.

-Dobrze więc, spakujcie się, a ja każę przygotować posiłek. Za dziesięć minut spotkamy się w jadalni.

Dziewczyna skierowała się do wyjścia, a ja zauważyłam, jak przez chwilę nawiązuje kontakt wzrokowy z blondynem i uśmiecha się do niego nieznacznie.

Gdy drzwi się zamknęły, spojrzałam na towarzyszy.

- Ja właściwie nie mam żadnych rzeczy, wszystko jest w torbie. - Wskazałam przedmiot leżący pod ścianą i dodałam - Skoczę tylko po mój miecz, zaraz wracam.

Pobiegłam szybko do pokoju naprzeciwko i wzięłam broń, którą dostałam od Ethana. Dołączyłam do chłopców, którzy właśnie schodzili na dół.

W jadalni czekał już na nas stół zastawiony różnymi pysznościami.

Zoe nakładała sobie właśnie porcję jajek z mięsem. Poszłam za jej przykładem.

- Ann? - Dźgnęła mnie łokciem w bok. - Myślisz, że oni mają jakieś granice? - szepnęła, a ja uniosłam spojrzenie, aby zobaczyć, o co jej chodzi.

- W tym wypadku chyba nie - mruknęłam, obserwując z rozbawieniem, jak panowie nakładają sobie na talerze stertę jedzenia.

- Ale przecież tego starczy na dwa dni - jęknęła cicho. - Nie żebym im żałowała, ale po takim posiłku nawet nie dadzą rady się podnieść!

- O to akurat się nie martw - roześmiałam się. - To mężczyźni, dadzą radę.

Obiekty naszej rozmowy właśnie zabrały się za pałaszowanie posiłku. Nathaniel usiadł przy stole, a Ethan rozwalił się na kanapie.

Wyczuł na sobie mój wzrok i puścił mi oczko, wskazując ręką, abym do niego dołączyła.

- Pani wybaczy, obowiązki wzywają - zwróciłam się do księżniczki, która przeżuwała powoli kawałek chleba, patrząc z szokiem na moich przyjaciół.

Spojrzała na mnie pytająco, jednak posłałam jej tylko przelotny uśmiech i usiadłam obok blondyna.

- Annael, czym sobie zawdzięczam twoją uwagę? - spytał, unosząc lekko kąciki ust.

- Dawno nie rozmawialiśmy, stęskniłam się - odpowiedziałam niewinnym głosem.

Chłopak przerwał jedzenie i odwrócił się na krześle tak, by móc swobodnie na mnie patrzeć.

- Dobra, mów o co chodzi. Nabroiliście z Ethanem? - Jego głos był poważny, ale zdradzały go wesołe iskierki, które migotały w błękitnych tęczówkach.

- Co? Nie! Skądże znowu, nic nie zrobiliśmy! Właściwie to chciałam porozmawiać o Zoe. - Uśmiechnęłam się w myślach, gdy zobaczyłam na jego twarzy lekki rumieniec. - Jak myślisz, będzie dobrą królową?

- Oczywiście, że tak. Jest mądra i odpowiedzialna, wrażliwości też ma sporo, a na pewno nie brak jej charakteru. Czyżbyś miała jakieś wątpliwości?

- Nie, nie mam żadnych. Byłam ciekawa twojej opinii, nim wezmę się do roboty.

- Do roboty? - Blondyn uniósł wysoko brwi.

- Zoe niedługo wychodzi za mąż - rzuciłam od niechcenia i włożyłam do ust widelec pełen jajecznicy, kątem oka uważnie obserwując reakcję rozmówcy.

Tak jak się spodziewałam, książę spiął się, a jego twarz przybrała pochmurny wyraz.

- To naprawdę... - zaczął, lecz nie dokończył. Pogrążony we własnych myślach, ponownie skupił się na posiłku.

- I wiesz co? - kontynuowałam spokojnym głosem. - Tak sobie pomyślałam, że fajnie by było, gdybyś to ty został jej mężem.

Blondyn zakrztusił się, więc poklepałam go między łopatkami.

- Przemyśl to, Nathanielu. Wszystko zależy teraz od ciebie. Nie schrzań tego, wasza wysokość. - Wzięłam pusty już talerz i chwytając jeszcze po drodze brzoskwinię, skierowałam się do kuchni, by odłożyć brudne naczynie.

Służba z pewnością by to posprzątała, ale ręce mi nie odpadną, jeśli sama to zrobię. Przy okazji poproszę ich o jakieś długoterminowe jedzenie na drogę.

- Dzień dobry! Potrzebuje panienka czegoś? - spytała ta sama dziewczyna, która wręczyła nam niedawno jabłka.

- Przyszłam oddać talerz i poprosić przy okazji o jakiś prowiant na podróż. Najlepiej coś, co jest w miarę lekkie i pożywne, oraz nie psuje się zbyt szybko.

Służąca skinęła szybko głową i wyjęła spod stołu torbę, którą następnie mi wręczyła.

- Księżniczka nam już powiedziała, żeby przygotować coś takiego. Powinno starczyć na jakiś tydzień.

- Och, widzę, że o wszystkim pomyślała - mruknęłam. - Dziękuję bardzo! - Uśmiechnęłam się do służącej i skierowałam się w stronę wyjścia.

Zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się, by dołączyć do przyjaciół, gdy wtem zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową.

- Unikasz mnie? - Usłyszałam dobrze znany mi głos.

- Szybko się domyśliłeś. Szukałeś mnie?

- Szybko się domyśliłaś - prychnął. - Dlaczego usiadłaś wtedy z Nathanielem?

- Bo chciałam z nim porozmawiać, to chyba logiczne, nawet dla ciebie. - Ruszyłam z powrotem do jadalni, by zgarnąć z niej księcia i wziąć się w końcu za szukanie sztyletu.

- A ze mną nie chciałaś? - Brunet dotrzymywał mi kroku, patrząc na mnie uważnie.

- W tamtej chwili miałam inne sprawy na głowie, ty zresztą też. Dalej nie wierzę, że pochłonąłeś tyle jedzenia w tak krótkim czasie - powiedziałam, rzucając mu rozbawione spojrzenie.

Uśmiechnął się i uniósł dumnie głowę.

- Ty jeszcze nie wiesz, co ja potrafię.

Zmarszczyłam lekko brwi i przygryzłam w zamyśleniu wargę.

Ma rację. Nie mam pojęcia, do czego ten chłopak jest zdolny.

- Ej, co jest? - zapytał, chwytając mnie za nadgarstek i zatrzymując w miejscu.

- Ethan, co to było... To w nocy? - spytałam cicho, martwiąc się, że wprawię go w zły nastrój.

Tak jak przewidywałam, chłopak zmarkotniał nieco i podrapał się po karku.

- Musimy teraz?

Widząc mój zacięty wyraz twarzy, westchnął ciężko i pociągnął mnie w kierunku najbliższej ławki.

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Brunet unikał mojego wzroku i nerwowo zaciskał dłonie w pięści.

Rzadko widywałam go w takim stanie, zazwyczaj był pewny siebie i arogancki, ale teraz, zachowywał się jak zagubiony chłopiec.

- Spokojnie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Byle opowieść o demonicznych mocach mnie nie wystraszy - powiedziałam, uśmiechając się łagodnie i splatając nasze palce, by dodać mu jakoś odwagi.

W końcu spojrzał na mnie i prychnął pod nosem.

- Demoniczne moce? Mała, moja moc pochodzi od bogów, tak samo jak twoja. Nie ma w niej nic demonicznego. To ludzie sprawili, że wszyscy mają o niej takie zdanie. Łatwo bać się czegoś, czego nie rozumiemy, a przecież ciemność towarzyszy nam każdej nocy i sama w sobie nie jest zła. Moje zdolności przerażają ludzi, ale to dlatego, że doszedłem do pierwszego stopnia zaawansowania. Na każdego maga o tak wysokiej randze patrzą z przestrachem. W tamtej sali dałem ci pokaz moich umiejętności, jednak zapomniałem, że jesteś ściśle związana ze światłem. No wiesz, moc uzdrawiania i tak dalej... - burknął, wyraźnie zawstydzony tym, co zrobił.

- Czyli to wszytko należy do standardów maga ciemności? - spytałam, by przerwać ciszę.

- Tylko do tych pierwszego stopnia. Słabszy mag nie będzie w stanie wypowiedzieć tego zaklęcia do końca. Wielu próbowało, ale zawsze kończyło się na tym, że cienie ich pochłaniały.

Pokiwałam głową, przyswajając nowe informacje.

- Ilu jest takich magów ciemności?

Chłopak zawahał się. Wiedziałam, że trafiłam w sedno. Po chwili milczenia, udzielił mi w końcu odpowiedzi:

- Nie ma innych. Tylko ja wytrwałem do końca szkolenia.

- Nie cieszysz się?

- Z czego? Z tego, że jako jedyny jestem najlepszy w tym, co najbardziej przeraża ludzi?

Spojrzał gdzieś w bok, ale zdążyłam zauważyć, że ta myśl ciągle go prześladuje.

Ujęłam jego twarz w dłonie i zmusiłam, by na mnie spojrzał.

- Ethan, sam mówiłeś, że ta moc to nic złego. To, że inni się jej boją, to ich sprawa. Ważne jest tylko to, jak korzystasz ze swojego daru - urwałam, by przyswoił sobie moje słowa, po czym dodałam: - Sama osobiście jestem z ciebie dumna, że osiągnąłeś coś, czego inni nie dali rady i nie waż mi się o tym zapominać.

Złożyłam lekki pocałunek na jego skroni, po czym wzięłam go za rękę i zmusiłam do wstania.

- Chodź, idziemy po naszego księcia i ruszamy dalej - powiedziałam.

- A jeszcze jeden buziak na zachętę? - poprosił, robiąc maślane oczka.

Pokręciłam głową, jednak stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek, po czym poszłam przed siebie.

- Nie do końca o to mi chodziło - burknął niezadowolony.

- W takim wypadku następnym razem wyrażaj się jaśniej, chłopczyku.

- O bogowie, ale ty jesteś paskudna - skwitował brunet, po czym dorzucił: - Chyba dlatego tak mnie do ciebie ciągnie.

Wybuchłam śmiechem, a on po chwili do mnie dołączył.

Jesteśmy tak różni, a zarazem tak podobni.

Los ma naprawdę cudowne poczucie humoru. Postawił na mojej drodze tego człowieka, wiedząc, że prawdopodobnie wysyła nas na pewną śmierć.

Okrutne? Trochę bardzo...

Ale mimo wszystko, warto było, chociażby dla tych kilku chwil.

Continue Reading

You'll Also Like

2.2K 175 4
Trzecia krótka historia ze świata miraculum, tym razem związana z wydarzeniami, które miały miejsce w Nowym Jorku... a raczej po nich. Co zrobić, by...
931K 65.8K 58
Od kilku miesięcy wrze w Londyńskich mediach. Londyn doczekał się swoich wybawców. Od jakiegoś czasu jednak ludzie należący do terroryzującego kraj...
986K 46.9K 58
Andie Parker żyła na uboczu, w cieniu siostry i kompletnie niezauważona. Prawie nikt nie wiedział o jej istnieniu, nikt nie wiedział o tym, że sławna...
8.6K 1.3K 31
Grace czytając, pamiętniki swojej zmarłej matki odkrywa tajemnice, które nigdy nie miały wyjść na jaw. Z kolei Ana wyjeżdżając, na wakacje do swojej...