Dziedzictwo Feniksa

By Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 17

5.9K 478 321
By Wolf__Howling

Obudziłam się, mając głębokie przeświadczenie, że ktoś na mnie patrzył.

Wsłuchałam się w otoczenie, jednak jedyne, co słyszałam, to bicie serca tuż pod moim uchem oraz powolny, głęboki oddech Ethana.

Podczas snu chłopak zmienił pozycję tak, że teraz oboje leżeliśmy na ziemi, a moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Ramię miał luźno przerzucone przez moją talię. Spał spokojnie niczego nieświadomy.

Wyplątałam się delikatnie spod jego ręki, usiadłam i rozejrzałam uważnie po jaskini. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, jednak byłam pewna, że ktoś oprócz nas tu był.

Gdzieś w ciemnościach usłyszałam ciche stąpanie, a następnie kątem oka wyłapałam jakiś ruch, który dla zwykłego śmiertelnika z pewnością byłby niezauważalny.

Wstałam po cichu i ruszyłam w tamtą stronę, biorąc po drodze do ręki nóż. Głupotą byłoby iść w nieznane bez żadnej broni.

Wokół robiło się coraz ciemniej i z każdą chwilą moje pole widzenia się ograniczało. Może miałam dobry wzrok, jednak jak każda inna istota, posiadałam również ograniczenia.

Nagle obok mnie coś przebiegło. Ugięłam lekko nogi, szykując się do obrony i nasłuchiwałam.

Cisza.

- Kim jesteś? - zapytałam.

W odpowiedzi usłyszałam cichy pomruk, który chwilę później zmienił się w warkot. Dźwięk rozlegał się za moimi plecami, jednak miałam wrażenie, że oddalał się, jakby stworzenie szło w stronę wyjścia z jaskini...

Ethan!

Rzuciłam się w tamtym kierunku, a gdy zobaczyłam wciąż śpiącego chłopaka, zamarłam. 

Nad nim stał wielki, biały tygrys, który uważnie go obserwował, jakby nad czymś myślał. W pewnym momencie pochylił swój łeb w stronę twarzy bruneta. Spięłam się i byłam gotowa do ataku, jednak zwierzę tylko go obwąchało.

Po chwili bestia parsknęła cicho, odsunęła pysk i zaczęła okrążać Ethana. Robiła to tak cicho, że ledwo słyszałam jej kroki.

Wtem zwierz podniósł swój łeb i spojrzał na mnie. Nabrałam głęboko powietrza, gdy zobaczyłam kolor jego tęczówek.

Srebrne.

Zupełnie jak te w moim śnie.

- Kim jesteś? - Ponowiłam próbę, szepcząc.

Tygrys przechylił głowę w bok. Ten gest był tak ludzki, że zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno zwierzę.

Ruszył powoli w moją stronę, a ja czekałam spokojnie na jego kolejny ruch. Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, a jednak!

Drapieżnik przechodząc obok mnie, otarł się pyskiem o moją rękę niczym kot domowy, mruknął cicho, a potem dał susa, znikając w ciemności.

Wciąż lekko zdezorientowana rozluźniłam się.

Nie wiedziałam czemu, ale byłam spokojna. Miałam niejasne wrażenie, że ten tygrys był po naszej stronie. Nie była to żadna pułapka, mająca osłabić naszą czujność.

Wyszłam na zewnątrz i usiadłam na krawędzi urwiska. Niebo było szare, jednak słońce powoli wschodziło na horyzoncie. Obserwowałam jego powolną wędrówkę, kuląc się nieco z zimna.

Będę musiała sprawić sobie w końcu jakiś płaszcz czy coś, bo zaczynało się to robić męczące.

Gdy wiatr stawał się coraz bardziej nieznośny, wyczarowałam niewielką kulę ognia. Nie chciałam używać magii, aby zachować jak najwięcej siły na później, jednak zależało mi na tym, by do końca zobaczyć wschód słońca.

Gdy byłam mała, codziennie obserwowałam go w towarzystwie Jacoba, jednak w wieku trzynastu lat wszystko się skończyło.

Do dziś pamiętam dzień, gdy do mojego domu wparowali strażnicy i wywlekli mnie za włosy na zewnątrz, wpychając do ciasnego powozu. Przez duże, zakratowane okno widziałam, jak jakiś mężczyzna wręcza mojemu ojcu sakiewkę ze złotem. Rozmawiali jeszcze chwilę o czymś, a następnie powóz ruszył.

Wyjeżdżając z miasta czułam na sobie mnóstwo ciekawskich spojrzeń, ale zapamiętałam tylko jedno. Spojrzenie granatowych tęczówek, w których malował się ból i szok. Jacob stał wśród tłumu, a zanim zniknął mi z oczu, zobaczyłam jak jego wargi się poruszają.

Nie zostawię cię.

Te słowa słyszałam za każdym razem, gdy zaczynałam tracić nadzieję, jednak kiedy po dwóch, długich latach on wciąż się nie pojawił, wymazałam go z pamięci. Widocznie jemu również na mnie nie zależało.

Sama musiałam dać sobie radę. Nie było żadnego księcia na białym koniu, smok wciąż żył, a księżniczka uciekła z wieży, po linie splecionej z bólu i śmierci. 

Nigdy nie byłam dumna z tego, co zrobiłam i nigdy się to nie zmieni. Od roku stale uciekałam przed przeszłością, a teraz w końcu miałam szansę, by odkupić swoje winy. Jeśli pokonamy Czarnego Maga, może w końcu pozbyłabym się wyrzutów sumienia, a przyszły król by mnie ułaskawił i będę mogła zacząć nowe, spokojne życie.

Nie zauważyłam, gdy obok mnie pojawił się Ethan, dlatego podskoczyłam lekko, gdy się odezwał.

- Piękny - mruknął pod nosem.

Obróciłam głowę w jego stronę i przyjrzałam się uważnie jego profilowi. Wyglądał dużo lepiej niż wczoraj. Poczochrane włosy opadały mu lekko na oczy, które odbijały pierwsze promienie słońca, dając złudzenie, jakby ktoś pomieszał szmaragd ze złotem.

W tej chwili wyglądał niczym młody bóg, który utracił chęci do życia, ale nie mógł go jeszcze zakończyć, gdyż miał zbyt dużo obowiązków na głowie.

- Nie gap się - burknął. - Wczorajsza sytuacja już się więcej nie powtórzy. Nie musisz się o mnie martwić, dzięki.

- Ekhem.. Jasne. Przepraszam - wydukałam nieco speszona. - Po prostu nie spodziewałam się, że zwracasz uwagę na takie rzeczy, jak chociażby wschód słońca - mruknęłam. - Wyglądasz bardziej na przekornego buntownika niż na wrażliwego estetę - dodałam pod nosem tak cicho, aby nie usłyszał.

Oczywiście znowu mi nie wyszło. Człowiek miał chyba gumowe uszy. Ku memu zdumieniu parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową, wciąż patrząc na horyzont.

- Blisko, mała, ale ja bym określił się inaczej. - Przez chwilę myślał, aż w końcu dumnym z siebie głosem powiedział: - Przekorny, wrażliwy i buntowniczy esteta, w dodatku przystojny jak diabli i inteligentny ponad miarę.

Wbrew sobie zaczęłam cicho chichotać. Spojrzał w końcu na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Cieszę się, że poprawiłem ci humor. Nie wiem o czym wtedy myślałaś, ale nie rób tego więcej. Wolę gdy jesteś irytująco wesoła, niż dołująco smutna - powiedział, a że nie byłby sobą bez żadnych złośliwości, to dodał: - A wniosek z tego taki, że myślenie naprawdę ci szkodzi.

- Cóż, przystojny panie, inteligentny ponad miarę... - prychnęłam. - Uczyń mi ten zaszczyt i zechciej ruszyć cztery litery. Trzeba się zbierać. - Wstaliśmy, a ja otrzepując spodnie, wymamrotałam jeszcze: - Swoją drogą, nie jestem mała.

- Oh błagam cię, jesteś o dobrą głowę niższa!- Wyrzucił ręce w górę, wywracając oczami.

- Może jesteś przystojny, ale ślepy jak kret. Nie o głowę, a o pół, jeśli już - poprawiłam go.

- Może pół, może nie... - Wyszczerzył się. - Ale to nie zmienia faktu, że dla mnie jesteś mała.

- To nie ja jestem mała. To ty jesteś za duży - parsknęłam, kierując się w stronę koni.

Prychnął pod nosem, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

Gdy byliśmy już gotowi do drogi, odezwałam się:

- Myślę, że powinniśmy iść pieszo. W razie czego będziemy mieć większe pole manewru, a przy okazji konie nie będą się tak męczyć. Lepiej żeby były w pełni sił ,gdyby się okazało, że będziemy musieli uciekać.

Chłopak przyglądał mi się przez chwilę z namysłem.

- O dziwo, to bardzo dobry pomysł - zgodził się. - Widocznie mam na ciebie naprawdę dobry wpływ.

- Tak, zdecydowanie - rzuciłam z sarkazmem.

Chwyciłam lejce klaczy i ruszyłam w głąb jaskini. Po chwili dołączył do mnie Ethan, prowadząc czarnego ogiera.

Z każdym krokiem robiło się coraz ciemnej, aż w końcu nie widziałam zupełnie nic. Utworzyłam kulę niebieskiego ognia i skierowałam ją w górę tak, aby oświetlała przestrzeń w promieniu kilku metrów.

Maszerowaliśmy w ciszy, jednak po pewnym czasie mój towarzysz postanowił ją przerwać.

- Gdzie nauczyłaś się walczyć?

Nie byłam zaskoczona tym pytaniem, wiedziałam, że prędzej czy później ono padnie. Nie byłam jednak pewna, czy na nie teraz odpowiadać.

- To długa historia... - odpowiedziałam wymijająco.

- Nie szkodzi, mamy czas. - Machnął lekceważąco ręką.

Westchnęłam.

- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, czy chcę ci o tym mówić - przyznałam cicho.

- Uważasz, że nie jestem godny zaufania? - zapytał niby obojętnie, jednak w jego głosie pojawił się chłód.

Nie chciałam go urazić, ale nie będę też go okłamywała i wymyślała tanich wymówek.

- Po części tak, ale... - zaczęłam, jednak nie pozwolił mi dokończyć.

- Skończ. Nie tłumacz się. To twoja sprawa - rzekł oschle. - Powinnaś jednak wiedzieć, że gdyby nie moja interwencja, to byłabyś już martwa. Myślisz, że twój organizm sam uporał się z trucizną sakamari? - Saka...co? - Nie musisz mi nic mówić, ale jeśli przez twoje przemilczenia wpakujemy się w kłopoty, to osobiście się z tobą rozmówię.

Był naprawdę zdenerwowany, jednak intuicja podpowiadała mi, że tu wcale nie chodziło o żadne kłopoty.

Może wyciągałam pochopne wnioski, ale wydawało mi się, że na swój dziwny, pokręcony sposób brunet mnie polubił, a mój brak zaufania najzwyczajniej w świecie go zranił.

To takie... Naturalne.

- Wiem, że prawie umarłam i sama nie dałabym rady, ale... Nie myślałam, że to ty. - Poczułam, jak robię się czerwona na twarzy, lecz mówiłam dalej: - Dziękuję za tamto, naprawdę. I to wcale nie jest tak, że ci nie ufam. Już wcześniej uratowałeś mi tyłek, po prostu... Wspomnienia bolą, a nie chcę, żebyś patrzył na mnie jak na potwora.

Ethan złapał mnie za łokieć, zatrzymując w miejscu.

- Nie oceniam ludzi po tym, jacy byli kiedyś, a po tym, jacy są teraz - rzekł poważnie, patrząc mi w oczy.

- Wszystkim tak się wydaje, jednak gdy przyjdzie co do czego, szybko się okazuje, na kogo naprawdę można liczyć. - Uśmiechnęłam się gorzko.

Brunet przechylił lekko głowę i przyglądał mi się w skupieniu.

- Nigdy nie chciałem być w Wiecznym Zakonie, jednak pewne okoliczności mnie do tego zmusiły - odezwał się po chwili. - Pewnego razu dostałem zlecenie na pewną rodzinę, która prowadziła eksperymenty z krwią demonów na ludziach. Mieli zginąć wszyscy, co do jednego. Ceną było moje życie. - Cały czas patrzył mi w oczy, dlatego mogłam obserwować, jak jego tęczówki ciemnieją pod wpływem emocji. - Zabiłem tych, co na to zasłużyli, na oczach pięcioletniej dziewczynki. Jak się potem okazało, to była ich córka. Była niewinna, jednak rodzina to rodzina. Chyba nie muszę mówić, jaki spotkał ją los.

Patrzyłam na niego, będąc w lekkim szoku. Nie spodziewałam się takiego wyznania i nie wiedziałam, jak na nie zareagować.

Chłopak odsunął się lekko. Widziałam jak zaciska szczękę i próbuje pohamować wszelkie emocje.

- Nawet ty nie jesteś takim potworem, który zabija dzieci, prawda? - Jego głos ociekał ironią, ale postawę miał obronną, jakby czekał na mój osąd.

Pokręciłam ze smutkiem głową. Podeszłam do niego, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.

- Trzeba być wielkim potworem, żeby zrobić coś takiego i nie mieć wyrzutów sumienia. Uwierz mi, daleko ci do tego potwora.

Zobaczyłam na jego twarzy ulgę i wdzięczność. Skinął głową i powiedział:

- Chciałbym, żebyś miała rację. A teraz chyba możesz mi powiedzieć co cię tak ciągle trapi - nawiązał do poprzedniego tematu. - Nie mam prawa oceniać cię za to, co zrobiłaś, bo wyszedłbym na totalnego hipokrytę. Nie naciskam, ale może poczujesz się lepiej, gdy to z siebie wyrzucisz.

Uśmiechnęłam się lekko i posłałam mu znaczące spojrzenie. Szybko się zorientował, o co chodziło.

- Nie żeby mi zależało na twoim samopoczuciu, ale wolałbym żebyś nie myślała o niebieskich migdałach jeśli dojdzie do walki - sprostował szybko. - Będę potrzebował cię w pełni skupionej.

Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, a chłopak posłał mi pytające spojrzenie.

- Będziesz mnie potrzebował? - przytoczyłam jego słowa. - Przyznaj, cieszysz się, że tu jestem!

Ethan prychnął pod nosem, wziął konia za lejce i kontynuował wędrówkę. Uczyniłam to samo, ale wciąż go obserwowałam. Pokręcił głową i zerknął na mnie.

- Niech ci będzie. - Westchnął z rezygnacją. - Cieszę się, że tu jesteś. Nie jesteś taka nudna i wkurzająca, jak mi się wcześniej wydawało - rzekł z przekąsem.

- Czy dalej myślisz, że mogłabym poderżnąć ci w nocy gardło? - zakpiłam.

Brunet zaśmiał się.

- Oj nieee, nie dałabyś rady. Zbyt delikatna z ciebie istotka. Jesteś hybrydą, prawda? - Uśmiechnął się złośliwie. - Niech zgadnę, trochę elfa, trochę kotka i pył wróżki z różanego królestwa.

Dalej się śmiał, a ja ledwo się powstrzymywałam, żeby do niego nie dołączyć.

- To nawet urocze. Uważasz, że jestem słodka!- Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.

Oczywiście żartowałam, jednak zobaczyłam, jak na twarz chłopaka wypływa lekki rumieniec.

- Chciałabyś - burknął niewyraźnie. - A nawet gdybym tak uważał, to nie wiem, czy to byłby komplement.

Przewróciłam oczami, ale z uśmiechem na ustach szłam przed siebie.

Słodka czy nie, chłopak chyba w końcu mnie polubił. Nieważne jak bardzo by się tego wypierał, ja wiedziałam swoje.

Ucieszyło mnie to, bo skoro mieliśmy ze sobą spędzić tyle czasu, to lepiej żeby nasze relacje były dobre.

Po kilku godzinach marszu zatrzymaliśmy się. W brzuchu mi burczało, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

- Tutaj przenocujemy, nie ma sensu iść dalej - Postanowił chłopak i zaczął przygotowywać nocleg. W tym czasie wyciągnęłam coś do jedzenia i podzieliłam na dwie porcje, większą zostawiając dla Ethana.

-  Jedzenia starczy nam jeszcze na jutro, ale potem może być problem. Zerknęłam na nasze skromne zapasy pożywienia.

Chłopak skinął głową na znak, że zrozumiał, a potem w milczeniu spożyliśmy posiłek.

- Mamy tylko dwa koce, jeden rozłożyłem na ziemi żeby nie było twardo. Nie przeszkadza ci to, prawda?- spytał, ale wyczułam w jego głosie, że niezależnie od mojej odpowiedzi, tak czy siak zrobi swoje.

- Nie, w porządku. - Uśmiechnęłam się słodko. - Twoje chrapanie słychać w promieniu kilometra, więc mi to obojętne, czy śpię obok ciebie, czy dziesięć metrów dalej - mruknęłam.

- Chrapię? Niemożliwe! - oburzył się Ethan.

Był tak zdziwiony, że nie sposób było zachować powagę. Podeszłam do niego i ułożyłam się wygodnie na posłaniu, będąc odwrócona plecami do bruneta.

Zgasiłam kulę ognia, która przez ten czas oświetlała nam drogę i zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć.

Mój towarzysz najwidoczniej miał ten sam problem, bo po dłuższej chwili zapytał:

- To jak, opowiesz mi o tym, co cię tak prześladuje i gdzie nauczyłaś się posługiwać bronią?

Obróciłam się przodem do niego. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, a jego oczy błyszczały w ciemności.

Przez chwilę milczałam, aż w końcu podjęłam decyzję.

Continue Reading

You'll Also Like

96.9K 8.6K 132
Naprawdę nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Wszystkie moje plany legły w gruzach z jednym dniem. Najbardziej było mi szkoda moich przyjaciółek, które w...
48.6K 2.7K 103
Inny tytuł; Baby Empress Dziecko z przepowiedni rodzi się, by zbawić świat. „Muszę się ożenić, żeby ratować ludzi...? Zawrę małżeństwo!" Cesarz jest...
Mate By GS

Fantasy

239K 10.1K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
1.9M 857 5
Książka dostępna jest w księgarniach oraz na Legimi. Ethan Hudson - najpopularniejszy i najbogatszy biznesmen w USA. Amerykański rekim biznesu od, kt...