Dziedzictwo Feniksa

Von Wolf__Howling

331K 25.6K 19.7K

W Antarze panuje wojna. Prawowity władca zaginął w tajemniczych okolicznościach, a jego miejsce zajął Czarny... Mehr

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Nominacja
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog
Podziękowania i informacja

Rozdział 14

6.2K 495 313
Von Wolf__Howling

- Właśnie wkraczamy na dzikie tereny. Musimy dojść do tamtej góry. Za niespełna dwa dni powinniśmy dotrzeć do Podziemnego Miasta - oznajmił Ethan.

Tak jak było zapowiedziane, wyruszyliśmy z samego rana. Robiliśmy tylko krótkie postoje, aby konie mogły odpocząć.

Spojrzałam na górę, o której mówił chłopak. Stwierdzenie, że była duża, to ogromne niedopowiedzenie. Jej szczyt znikał wśród chmur, a podnóże było skryte we mgle. Ciągnęła się na całej linii horyzontu.

W życiu nie widziałam czegoś takiego.

- Co to są te dzikie tereny? - zapytałam.

- To tereny nienależące do żadnego władcy - odpowiedział Nathaniel. - To właśnie tu rozegrała się wielka wojna między ludźmi a smokami. Od tamtej pory ziemia jest jałowa, a w powietrzu wciąż czuć dym i siarkę.

- Swoją drogą, jest to idealne miejsce dla demonów i innych tego rodzaju maszkar, dlatego bądźcie czujni. Zbyt dużo istot zostało tu brutalnie zabitych. Nic nie jest takie, jakie się wydaje - dodał brunet.

Rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, różnica była kolosalna. Jeszcze kilkaset metrów wcześniej ziemia była pokryta trawą i rosły na niej rozmaite rośliny.

A teraz?

Spod końskich kopyt wydobywały się tumany czerwonego pyłu. Ziemia przypomniała ni to skałę, ni to piach. Nie było tu ani jednej rośliny, nawet owady poznikały.

Powietrze drażniło gardło. Czułam, jak pieką mnie oczy. Co jakiś czas mijaliśmy sterty kości bądź rozległe ruiny, zapewne pozostałości sprzed czasów wojny.

Ethan pokierował konia tak, że teraz jechał tuż obok nas.

- Legenda głosi, że podczas walki przelano tyle krwi, iż ziemia nie była w stanie się jej pozbyć - mruknął, a w jego zielonych oczach pojawił się niebezpieczny błysk. - Dlatego jest taka czerwona.

Przełknęłam z trudem ślinę. To nie tak, że się bałam, ale z pewnością odczuwałam niepokój. Każda komórka mojego ciała podpowiadała mi, abym jak najszybciej zostawiła to miejsce za sobą.

Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk. Miałam wrażenie, że krew zastygła mi w żyłach.

Słyszałam ludzi, których obdzierano żywcem ze skóry oraz takich, którym wyrywano powoli różne części ciała, jednak żaden krzyk nie był tak potworny, jak ten.

- Zaczekajcie tu - rozkazał Ethan i skierował się pieszo w stronę ruin, z których dochodził dźwięk.

Zburzone mury i stosy śmieci tworzyły prawdziwy labirynt.

- Co za idiota, chyba go pogięło, jeśli myśli, że pójdzie tam sam -warknął Nathaniel, również schodząc z konia. Spojrzał na mnie. - Gdyby coś się działo, uciekaj. Nie czekaj na nas - powiedział i pobiegł za przyjacielem. Już po chwili zniknął mi z oczu.

Zostałam sama z końmi. Nie byłam pewna co robić. Czekać na nich czy ruszyć ich śladem?

Krzyk rozległ się ponownie, a ja podjęłam decyzję. W życiu bym sobie nie darowała, gdyby coś im się stało.

- Zostańcie tutaj, okej? - mruknęłam do zwierząt z nadzieją, że nie uciekną.

Pobiegłam w stronę ruin, wyciągając przy okazji miecz, który kilka dni temu pożyczył mi blondyn. Nie najlepiej leżał mi w dłoni, ale nic lepszego nie miałam.

Od czasu do czasu ten potworny dźwięk się powtarzał, dlatego wiedziałam mniej więcej, gdzie miałam iść, jednak zajęło mi to trochę czasu.

Czasem trafiałam na ślepe uliczki i musiałam się cofać, ale w końcu "korytarz" zaczął się rozszerzać, aż ujrzałam wielką salę.

Zachowała się w całkiem niezłym stanie, w porównaniu do reszty budowli. Kiedyś musiała to być sala balowa. Teraz zostały tylko podniszczone ściany, dywany, które z biegiem lat pokryły się grubą warstwą pyłu oraz masa potłuczonego szkła.

Moją uwagę przykuła kobieta, która klęczała na środku sali. Obok niej stała postać w zbroi z uniesionym biczem, a przed nią leżało martwe niemowlę, któremu odcięto głowę.

Bicz opadł na nagie ciało kobiety i rozciął jej skórę. Krzyknęła ponownie, a wzrok miała wlepiony w dziecko. Wokół niej tworzyła się powoli kałuża krwi, która wsiąkała w szczeliny między kamieniami.

Gdy miało nadejść kolejne uderzenie, ręka oprawcy nagle się zatrzymała. Zobaczyłam Nathaniela, który skupiony mamrocze coś pod nosem.

Wyczułam w powietrzu magię.

Nie minęło kilka sekund, gdy za katem pojawił się Ethan. Wyskoczył w powietrze i odrąbał mu rękę jednym ciosem, a następnie obrócił się płynnie i przeszył jego pierś na wylot.

Nie zwracając już uwagi na konającą istotę, chłopcy podeszli do kobiety. Klęczała skulona, a długie włosy zasłaniały jej twarz.

- Pani, czy jesteś w stanie się ruszyć? - zapytał łagodnie książę.

Podniosła głowę i ujrzałam, jak chłopcy zastygli w bezruchu. Wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi oczami.

I szczerze mówiąc, wcale im się nie dziwiłam.

Była to młoda dziewczyna, jednak wyróżniała się spośród innych kobiet, które można było zwykle spotkać na ulicy.

Była prześliczna. Nawet ja nie mogłam oderwać od niej wzroku.

Blada, gładka cera, duże, niebieskie oczy i pełne, czerwone usta. Ciało miała wręcz idealne, a włosy przypominały złoto.

Pomimo brudu i ran na całym ciele, była taka... Perfekcyjna.

Obaj chłopcy wyciągnęli do niej ręce, aby pomóc jej wstać. Patrzyli na nią jak na ósmy cud świata i nie powiem, poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Zacisnęłam usta i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

- Udaj się z nami. Mamy ubrania i jedzenie - zaczął Ethan.

- Jedzie też z nami uzdrowicielka - dodał Nathaniel troskliwym głosem.

- Pomoże ci, wszystko będzie dobrze. - Brunet uśmiechnął się do kobiety, a ja prychnęłam cicho pod nosem na ten widok.

- Z nami będziesz bezpieczna.

Mówili na zmianę, próbując ją zachęcić do wstania.

Podczas gdy oni się podlizywali, ja rozejrzałam się dookoła.

Coś mi tu nie pasowało i to bardzo. Zerknęłam na truchło oprawcy i zmarszczyłam brwi.

Nie było go tam. Dziecko i kałuża krwi również zniknęły.

Spojrzałam na dziewczynę i cofnęłam się o krok, biorąc głęboki wdech.

Zamiast niej, ujrzałam pół kobietę, pół węża.

Włosy straciły swój kolor, oczy były mętne, a usta tak wąskie, że prawie niewidoczne. Wystawały z nich dwa, długie kły. Zamiast powiek miała błony, które co jakiś czas zamykały się na jej gałkach.

Od pasa w dół wyrastał gruby, czarny ogon, zakończony szpikulcem.
Wyglądała naprawdę okropnie.
Nigdy nie widziałam czegoś takiego, dlatego nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.

Kobieta przejechała swoimi szponami po klatkach piersiowych obu mężczyzn, zatrzymując się na ich szyjach.

- Tacssssy młodzi... - wymruczała, oblizując wargi rozdwojonym językiem.

Oni zaś w ogóle nie reagowali, tylko dalej patrzyli na nią maślanymi oczami.

Cholera jasna!

Zaczęłam szybko splatać zaklęcie, które unieruchomi tę istotę, chociaż na chwilę, abym mogła odciągnąć ją od przyjaciół.

Niestety nie było czasu, aby zrobić to dokładnie, gdyż właśnie w tej chwili zbliżała niebezpiecznie blisko swoje kły do szyi Nathaniela.

- Ty będziesz daniem głównym. Dessssser zossstawię sobie na koniecssss - wysyczała, a jej wężowe źrenice powiększyły się, gdy wpatrywała się w pulsującą tętnicę swojej ofiary.

Nie było czasu do stracenia. Użyłam tego, co udało mi się do tej pory spleść i szybko ruszyłam do ataku.

Gdy byłam już blisko, zacisnęłam mocniej palce na rękojeści i zadałam cios. Nie było możliwości, żebym chybiła.

A jednak.

Potwór jakimś cudem przełamał zaklęcie i zrobił unik, lecz mimo wszystko nie była wystarczająco szybka i miecz zadrasnął jej rękę.

Wściekła rzuciła się na mnie. Odskoczyłam w bok i zadałam znienacka kolejny cios, który trafił w jej plecy. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby broń nie była tak cholernie ciężka.

Poruszała się niezwykle szybko, jednak w niczym jej nie ustępowałam. W moich żyłach płynęła elfia krew, dlatego bez problemu nadążałam za każdym jej ruchem.

Tańczyłyśmy płynnie, jednak żadna z nas nie mogła zyskać przewagi. Obie czekałyśmy, aż przeciwnik pomyli kroki i taniec w końcu się skończy.

Kolejny cios przeciął moje udo. Syknęłam, ale korzystając z jej nieuwagi, wzięłam zamach i zrobiłam cięcie z góry.

Wrzasnęła z bólu i wściekłości, gdy szpikulec z jej ogona potoczył się po posadzce.

Powoli traciłam siły. Na moim ciele pojawiło się mnóstwo zadrapań. Nie były one zbyt poważne, a jednak czułam, jak z każdym kolejnym ciosem słabnę.

Jeśli szybko tego nie skończę, wszyscy zginiemy. Ostatkiem sił zrobiłam zamach z prawej strony, w ostatniej chwili przerzucając broń do lewej ręki. Miałam wrażenie, że nadgarstek pęknie mi pod ciężarem tego żelastwa, ale zignorowałam ból i łzy cisnące mi się do oczu. Wężowata nie spodziewała się takiego ruchu.

I bardzo dobrze.

Nim zdążyła cokolwiek zrobić, wyszeptałam zaklęcie i wbiłam ostrze tuż pod jej żebrami. Czar sprawił, że miecz zaczął płonąć, a wraz z nim również wnętrzności kobiety.

Po sali rozległ się głośny krzyk, a następnie zapadła cisza.

Wypuściłam broń z dłoni i padłam na kolana. Teraz gdy adrenalina znikała z moich żył, zaczęłam odczuwać wszystkie skutki tej walki.

- Annael!

Krzyk dobiegał jakby z innego pomieszczenia, był przytłumiony. Nie miałam siły już na nic. Poczułam, że lecę do tyłu, jednak moje ciało uderzyło o coś miękkiego.

Spróbowałam się skupić.
Nathaniel trzymał moją głowę na swoich kolanach, a Ethan klęczał obok mnie i obiegał wzrokiem moje ciało, marszcząc przy tym brwi.

Słyszałam, że rozmawiają ze sobą, ale wyłapywałam tylko pojedyncze słowa, jak "niedobrze", "trucizna", "serce" i "umrze".

Nie wiedziałam, co to dokładnie znaczyło dla mnie. Moje myślenie ograniczało się do minimum, ale wiedziałam, że było źle.

Po chwili brunet zniknął, a książę położył mnie delikatnie na ziemi i zaczął ściągać moją koszulę.

Właściwe to nie mogłam już tego nazwać koszulą, gdyż zostały z niej tylko strzępy.

Jęknęłam cicho, gdy poczułam, jak materiał odrywa się od mojej skóry.

- Cśśś, spokojnie, wszystko będzie dobrze, będzie dobrze... - mamrotał gorączkowo Nathaniel. - Ethan zaraz przyjdzie, on będzie wiedział co robić, spokojnie. - Chłopak cały czas do mnie mówił, a ja byłam mu za to naprawdę wdzięczna.

Nieważne, że większość słów do mnie nie docierała.

Po chwili blond włosy zmieniły się w brązowe.

Od kiedy zadaję się z kameleonem? To chyba nie było normalne.

Głos również się zmienił, a potem rozdwoił. Na ciele poczułam delikatne i stanowcze... Dłonie? Chyba dłonie...

A potem...?
Potem zaczęłam się topić.

*Ethan

- Cholera jasna, niedobrze - warknąłem. - Ta sakamari musiała mieć przynajmniej trzysta lat, wpuściła do jej żył truciznę. Jeśli dojdzie do serca, to mała umrze.

Myśl Ethan, myśl! Co wiesz o sakamari i ich truciźnie? Co...

- Ściągnij jej koszulę, zaraz wracam! - rzuciłem do przyjaciela i pobiegłem do koni. Znalazłem to, czego potrzebowałem i najszybciej jak mogłem, wróciłem do towarzyszy.

Nathaniel odsunął się, a ja zająłem jego miejsce. Wiedział, że potrzebowałem przestrzeni, aby skupić się na zadaniu. Stał jednak na tyle blisko, aby w razie czego mi pomóc.

Spojrzałem na ciało dziewczyny. Wiele ran było płytkich, ale nawet takie wystarczą, aby zabić człowieka w ciągu pół godziny.

Na brzuchu miała głębokie cięcie, szerokie na dwa palce.

Zmarszczyłem brwi i wtedy mnie olśniło. Taką ranę mógł zadać tylko kolec. W takim wypadku zostało jej może dziesięć minut. W szpikulcu znajdowało się najwięcej trucizny. Podczas ukłucia została zaaplikowana cała dawka.

Wyciągnąłem z torby kubek, bukłak z wodą i kilka ziół.

- Znajdź mi kamień - poleciłem, nie patrząc nawet na przyjaciela.

Gdy wrzuciłem rośliny do kubka i zalałem wodą, Nathaniel podał mi kamień. Szybko roztarłem zawartość naczynia, aż powstała zielona papka.

- Bandaże. Torba - mruknąłem, nie siląc się na pełne zdania. Każda sekunda była na wagę złota.

Resztą wody, jaka mi została, spłukałem krew, która sączyła się z ran.

Przyłożyłem dłonie do brzucha dziewczyny i zacząłem mamrotać zaklęcie. Już po kilku słowach na moje czoło wystąpił pot.

Nie byłem uzdrowicielem. Ba! Moja moc była wręcz przeciwieństwem uzdrawiania, jednak magia to magia.

Czułem, jak pod moimi palcami tętno zaczęło przyspieszać. Musiałem jeszcze trochę to pociągnąć, ale siły szybko mnie opuszczały. To nie była moja domena.

Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu, a po chwili przez moje ciało przeszła fala mocy.
Była ona jasna i czysta.
Idealna.

Krew dziewczyny zaczęła płynąć swoim normalnym tempem, serce biło równomiernie, najważniejsze tkanki wróciły do normy, a trucizna zniknęła.

Oderwałem dłonie od ciała elfki i zabandażowałem jej rany, smarując je wcześniej zieloną papką. Dzięki niej skóra szybko się zrośnie i nie zostaną na niej żadne blizny. Chwiejąc się lekko, przyjrzałem się uważnie rannej.

- Jutro powinno być już dobrze. - Spojrzałem na przyjaciela, a potem dodałem: - Dziękuję. Gdyby nie twoja pomoc, nie dałbym rady.

- Daj spokój. - Machnął dłonią. - To ja powinienem ci dziękować. Nie znałem zaklęcia, które mogłoby jej pomóc. W dodatku to ty się poświęciłeś. - Posłał mi karcące spojrzenie. - Wiesz, że nie możesz uzdrawiać innych, a mimo wszystko to zrobiłeś.

- Wiem - westchnąłem. Miał rację. Każda próba leczenia może mnie wiele kosztować. Gdybym poprowadził ten rytuał sam, do końca, prawdopodobnie bym już nie żył.

Ale co innego miałem zrobić? Mała nie mogła umrzeć. Była dziedziczką Feniksa. To ona i Nathaniel liczyli się w tej grze. Ja byłem tylko przypadkowym pionkiem.

Wstałem i zachwiałem się lekko na nogach.

- Musimy stąd iść. Kto wie co tu się jeszcze szlaja - burknąłem i schyliłem się, aby podnieść dziewczynę, jednak wyprzedził mnie ktoś inny.

- Ja ją wezmę. Ledwo co stoisz - powiedział z troską Nathaniel, a ja z wdzięcznością skinąłem mu głową.

Chłopak użyczył mi swego ramienia, na którym lekko się wsparłem i ruszyliśmy w stronę wyjścia z tego przeklętego labiryntu.

Trzeba było jak najszybciej dotrzeć do Podziemnego Miasta, zanim poumieramy na tym pustkowiu.

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

180K 12K 21
"A jeśli mój Anioł Stróż ma na imię Lucyfer? " Decyzje podejmujemy na co dzień. Wybieramy w co się ubrać, co zjeść na śniadanie, bądź, o której wst...
36.5K 4.4K 26
Na styku czterech światów. Gdy Freya była mała, dowiedziała się, że istnieje coś poza jej małym domkiem przy lesie. Wielu podróżnych przecinających s...
38.8K 2.8K 61
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
1.9M 857 5
Książka dostępna jest w księgarniach oraz na Legimi. Ethan Hudson - najpopularniejszy i najbogatszy biznesmen w USA. Amerykański rekim biznesu od, kt...