"I hate to sing" Vkook

By Yuuki1233

13.8K 950 104

Kim Taehyung jest chłopakiem, którego życie od najmłodszych lat nie rozpieszczało. Jedyną radość w jego życiu... More

Obsada!
Rozdział 1 - Kim... Taehyung?
Rozdział 2 - Od kiedy nienawidzisz śpiewać, Tae?
Rozdział 3 - Co ty odwalasz, Tae?
Rozdział 4 - Skoro wreszcie raczyłeś się zjawić, to może coś dla nas zaśpiewasz?
Rozdział 5 - Wszystko w porządku?
Rozdział 6 - Może za przyszłość?
Rozdział 7 - Czy tak trudno ci to zrozumieć?
Rozdział 8 - Nie minęły nawet dwie godziny, a już złamałeś obietnicę.
Rozdział 9 - To jest pyszne!
Specjal - Mamo, Tato
Rozdział 10 - Ah...Jimin-ssi.
Rozdział 11 - Pocałuj mnie.
Rozdział 12 - Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz, Jungkook.
Rozdział 13 - Po prostu pójdziesz ze mną na randkę.
Rozdział 14 - Czyli jednak szklanka.
Rozdział 15 - Może powinniśmy zapytać o to Jimina?
Rozdział 16 - Potrzebuję czyjejś bliskości.
Rozdział 17 - "Obiecujesz, że mnie nie opuścisz?" "Obiecuję."
One - Shot świąteczny - I hate Christmas.
Rozdział 18 - Jedyną rzeczą, której potrzebujesz jest wsparcie.
Rozdział 19 - Jungkook!
Rozdział 20 - K - Karin?
Rozdział 21 -W takim razie pomogę ci w tym.
Rozdział 22 - Tak długo jak jesteś wśród żywych.
Rozdział 23 - Co wy kurwa wyprawiacie?
Rozdział 24 - Został otruty.
Rozdział 25 - Padnij!
Rozdział 26 - Tae!
Rozdział 28 - Zabić Jungkooka.
Rozdział 29 - Kretyn...
Epilog

Rozdział 27 - Może to nietaktowne z mojej strony, ale mam prośbę.

231 17 3
By Yuuki1233

*TAEHYUNG*
Warknąłem cicho, czując ostry ból w okolicy łokcia. Szum, który pojawił się po wystrzale denerwował mnie równie mocno, co bolący fragment ciała. W powietrzu unosił się charakterystyczny, metaliczny zapach krwi. Był bardzo intensywny, zupełnie jakby dochodził z niedaleka.

- ...e! Tae! - szum powoli ustępował, zastąpiony głośnym krzykiem czekoladowowłosego.

Odwróciłem się na plecy, powoli otwierając oczy. Nad sobą zobaczyłem dwie wpatrzone we mnie twarze. Zaśmiałem się cicho, widząc wypisaną na nich ulgę. Podniosłem się do pozycji siedzącej, uważając na rękę. Cholera... Jak można być tak wielką niezdarą? Znów prawie wylądawałbym na ziemi, gdy jeden z nich rzucił mi się na szyję.

- Głupek! Mówiłem, że masz uciekać! - krzyknął mi prost do ucha Kookie.

Skrzywiłem się lekko, rękami niezdarnie obejmując jego talię. Zatopiłem nos w zagłębieniu jego szyi. Słodki zapach truskawek skutecznie tłumił zapach krwi.

- Nigdy nie słuchałem twoich rozkazów, więc dlaczego miałbym ich posłuchać teraz? - zaśmiałem się, odsuwając go na niewielką odległość, by wytrzeć jego zmoczone łzami policzki.

- Na przyszłość jak każę ci padnąć, to rób to daleko od stołu, dobra? - odezwał się w końcu Hoseok, wskazując na mój obity łokieć.

Kiwnąłem głową, a następnie podniosłem się przy pomocy chłopaków. Rozejrzałem się dookoła, wzrokiem szukając Jacksona. A raczej jego bezwładnego ciała porzuconego pod szafkami kuchennymi. Otaczała go wielka kałuża czerwonej substancji, a wywrócone białka wpatrywały się w nas w wyrazie furii. Przełknąłem ślinę, przenosząc wzrok ze zwłok na trzymaną przez czerwonowłosego broń.

- Masz chociaż na nią pozwolenie? - spytałem, starając się ignorować nadal obecny metaliczny zapach. - Nie chcę byś przez nas wpadł w jakieś kłopoty.

- Nie jestem takim kretynem jak ty, by posiadać broń bez pozwolenia - warknął, jednak wiedziałem, że zrobił to bardziej dla żartów nich ze złości. - Będzie lepiej jak zadzwonimy na policję i wszystko im na spokojnie wyjaśnimy.

***

Minął ledwo tydzień od kiedy Jackson (tym razem naprawdę) zniknął z tego świata. Na szczęście nie mieliśmy zbytnich problemów z załagodzeniem tej całej sprawy. Wang już wcześniej był notowany jako "osoba bardzo niebezpieczna", dlatego jedyną rzeczą, którą musieliśmy zrobić było zeznanie przeciw niemu.

Odetchnąłem głęboko, bardziej wtulając się w ciepłe ciało wciąż pogrążonego we śnie chłopaka, który od kilku dni był także moim nowym współlokatorem. Jiminie dobrowolnie zaś przeniósł się do pokoju YoonGi'ego. Wolałbym jednak by ich pokój był daleko od naszego. Bądź co bądź nie miałem ochoty na słuchanie co wieczór jęków kluski za ścianą. Wystarczały mi te, które sam z siebie wydawałem przez tego niewyżytego dzieciaka obok mnie.

Nie musiałem patrzeć w lustro, by dowiedzieć się, że moje policzki przybrały odcień soczystego pomidora. Działo się tak za każdym razem, gdy przypomniałem sobie seks z Kookie'im. Naciągnąłem kołdrę pod samą szyję, przypominając sobie nagle o tym, że byłem nagi. Zakryłem się szczelniej, odwracając się tyłem po śpiącego chłopaka.

Póki przebywał w krainie Morfeusza na spokojnie mogłem pomyśleć o kolejnym problemie, który pojawił się niespodziewanie. Ludzie nadal plotkowali o wypadku, który miał miejsce podczas koncertu. Administracja szkoły jednak postanowiła udawać, że ten incydent nie miał miejsca i już rozkazała nam przygotować się do kolejnego wielkiego wydarzenia, jakim był musical. I tym razem musieliśmy praktycznie przygotować je sami, w tym także scenariusz. Ale istniał jeden warunek. Każdy z naszej siódemki miał mieć swoją solową piosenkę. Próbowałem już różnych sposobów, by wymigać się od śpiewania, ale jak dotąd każdy okazał się być beznadziejny. Po raz kolejny czułem się jak w klatce bez wyjścia.

Uśmiechnąłem się, czując usta chłopaka na mojej odsłoniętej szyi. Uwielbiałem to uczucie, gdy jego miękkie wargi pieściły czule moją skórę, od czasu do czasu zostawiając na niej krwisto - fioletowe ślady.

- Ładnie to tak uciekać? - szepnął wciąż zaspanym głosem, podczas gdy ja odróciłem się do niego przodem.

- Zamknij się, przecież nigdzie nie uciekłem - zaśmiałem się, składając na jego wargach czuły pocałunek. - Muszę wam powiedzieć coś ważnego. Wszystkim.

Czekoladowowłosy otworzył szerzej oczy, które do tej pory były tylko lekko przymrużone. Na moich wargach zabłądził uśmiech na widok jego zmarszczonego w zamyśleniu noska.

Szybko się ubraliśmy i nieśpiesznie zeszliśmy na dół. W kuchni zastaliśmy całą piątkę, zajadającą się zrobionymi przez Jina omletami. Zabierając po drodze jednego Jiminowi, zająłem swoje miejsce obok siedzącego już maknae. Wytknąłem szatynowi język, gdy obdarzył mnie pełnym oburzenia spojrzeniem.

- To zapłata za te hałasy z rana, klusko - powiedziałem, na co reszta się zaśmiała.

- Przecież wcale nie byłeś w nocy lepszy z Jungkookiem, pomarańczko - odgryzł się, zjadając ostatni kęs swojej porcji. - Wciąż słyszę wyraźnie twoje jęki.

Kopnąłem go pod stołem, starając się ukryć swoją zaczerwienioną twarz za kawałkiem omletu. Niezbyt mi to jednak udało, ponieważ po mojej prawej stronie usłyszałem lekko stłumiony śmiech Kookie'ego. Przełknąłem zmielone ciasto i odchrząknąłem, by zwrócić na siebie uwagę innych.

- Wspominałem wam może, że nienawidzę śpiewać? - moje pytanie sprawiło, że wesoła atmosfera, która panowała dotychczas momentalnie się zagęściła.

Na twarzach niemalże wszystkich dostrzegłem wyraz niedowierzania wymieszany z czystym zaskoczeniem. Tylko Jungkook nie był tym faktem zaskoczony, jednak on dla odmiany wydął policzki, zupełnie jakbym mówił o czym kompletnie pozbawionym sensu. Cóż... Nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie tak o tym myślał. W końcu znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Znał prawdziwego mnie, a nie postacie, do których przywykłem się upodabniać.

- Skoro tego nienawidzisz, to co robisz w naszej szkole artystycznej? - zadał pytanie Namjoon, jako pierwszy odważając się przerwać tą uciążliwą ciszę.

- Poznaliście już mojego ojca, prawda? Można powiedzieć, że jednym z jego hobby jest uprzykrzanie mi życia. Doskonale wiedział o tym, że nienawidzę śpiewać, kiedy mnie tu wysyłał. Podejrzewam, że sądził iż nie będę tu w stanie niszczyć jego reputacji - wyjaśniłem, sięgając po szklankę soku pomarańczowego.

- Coraz bardziej żałuję, że powstrzymałem cię wtedy, gdy okładałeś go w willi - warknął Hoseok, rzucając na prawie pusty talerz pałeczki.

Upiłem dosyć sporego łyka, starając się ugasić nieprzyjemne uczucie w żołądku. To był pierwszy raz kiedy komuś zwierzałem się o mojej chorej sytuacji. Zawsze wszystko tłumiłem w sobie, nie mogąc zaufać komukolwiek innemu niż swoim myślom. W Kalifornii miałem wielu tak zwanych "przyjaciół", jednak ich bardziej obchodziła zawartość mojego portfela niż to, co się działo wewnątrz mnie. Żyłem w przeświadczeniu, że nikogo nie potrzebuję, a jedynym celem mojej egzystencji jest dotrzymanie obietnicy złożonej mamie.

Ale ostatnie wydarzenia pokazały mi, że nie muszę sam pokonywać tej stromej ścieżki. W końcu otaczała mnie zgraja idiotów, którzy (jak się okazało) są gotowi zabić, by ochronić któregoś z nas.

- Tak propos... - zaczął niepewnie Jimin, kradnąc kawałek omletu swojemu chłopakowi. - Jest jakiś szczególny powód dla którego tego... nienawidzisz?

Pokiwałem twierdząco głową, ponownie biorąc sporego łyka soku. Pomarańczowa ciecz przyjemnie zwilżyła moje zaschnięte gardło.

Wreszcie przeszliśmy do punktu kulminacyjnego.

- Większość z was pewnie wie, że moja mama nie żyje, prawda? - zacząłem, uprzednio biorąc głęboki wdech. - Za życia była sławną piosenkarką, a dzięki jej piosenkom bardzo chciałem podążyć w jej ślady - uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie tamtych czasów. - Dziesięć lat temu z nieznanych mi przyczyn musieliśmy się przeprowadzić do Kalifornii. Mama musiała anulować swój kontrakt, jednak szybko podpisała nowy z jedną z amerykańskich wytwórni. Zaczęła coraz więcej czasu spędzać poza domem. Często odwiedzałem ją w pracy, ale zazwyczaj nie wiedziała o tym bo była zbyt zajęta ćwiczeniami. Wszystko zaczęło się zmieniać rok później. Zemdlała na moich oczach, a następnej nocy umarła w szpitalu. Lekarze powiedzieli, że powodem jej śmierci było przemęczenie.

*NAMJOON*
Przetarłem dłonią zmęczone od jasnego światła oczy, na oślep klikając w kolejny link. Zmrużyłem oczy, starając się przeczytać małe rządki liter, ale poskutkowało to tylko kolejnym bólem głowy. Odetchnąłem głęboko z ulgą, kiedy cudem dobrnąłem do końca artykułu i odchyliłem się do tyłu na krześle. Zamknąłem oczy, by dać im chociaż na chwilę odpocząć.

Wszystko, co do tej pory przeszukałem potwierdzały tylko moje początkowe przypuszczenia, które powstało po porannej rozmowy z Taehyungiem. Ale czy powinienem mu o tym mówić i na nowo otworzyć rany z przeszłości? Z drugiej strony jeśli tego nie zrobię, nadal będzie błędnie myślał, że to muzyka zabiła jego matkę. Będzie się torturował do końca życia złożoną jej obietnicą, odrzucając to, co najbardziej go uszczęśliwa. Sam przekonałem się o tym na własne oczy, gdy pierwszy raz zaśpiewał przed nami na zajęciach z komponowania.

Nawet nie drgnąłem, gdy czyjeś ręce zawiesiły mi się na szyję, a głowa opadła na moje spięte od jednej pozycji ramię. Mruknąłem cicho, splatając swoje palce z palcami Jina. Uniosłem lekko do góre prawe oko. Miał na sobie różowe okulary, które idealnie komponowały się z jego niedawno pofarbowanymi pudrowymi kosmykami. Wyciągnąłem wolną rękę, zatapiając je w miękkich pasmach. Sam ich dotyk sprawiał, że się relaksowałem, a całe napięcie ulatywało ze mnie, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Potwierdziłeś swoje przypuszczenia? - spytał, klękając.

Oparł głowę o moje kolano, w dalszym ciągu nie wypuszczając mojej dłoni.

- Mhm... - mruknąłem, ani na moment nie przestawałem bawić się jego włosami. - Już dziesięć lat temu naukowcy stwierdzili, że człowiek nie może umrzeć z przemęczenia. Aby do tego doszło człowiek musiałby być odwodniony i wygłodzony, albo cierpieć na chorobę serca. Zastanawia mnie więc dlaczego lekarze podali taki powód zgonu jego matki.

- Taehyung mówił, że nie dowiedział się tego bezpośrednio od lekarza - odpowiedział cicho chłopak, na krótki moment pogrążając się w swoich myślach. - Powiedział mu o tym sekretarz jego ojca.

  Pokiwałem głową, przyswajając sobie nową informację. Jeszcze raz spojrzałem na wciąż włączoną stronę, starając się wszystko ułożyć w logiczną całość. Prawdopodobieństwo, że przyczyna śmierci pani Kim była zupełnie inna rosła z każdą kolejną poszlaką... Tylko w jaki sposób miałem udowodnić moje przypuszczenia? Znałem doskonale jeden, ale moja duma nie pozwalała mi na skorzystanie z niego.

- Skontaktowałeś się ze swoim ojcem? - spytał Seokjin, zupełnie jakby bez problemu odgadł dręczące mnie myśli.

- Dlaczego miałbym to zrobić? - odparłem pytaniem, mimo że doskonale znałem na nie odpowiedź.

- W końcu jest lekarzem, więc mógłby zerknąć w historię badań pacjenta, by to potwierdzić, prawda?

  Spuściłem głowę, zabierając swoje palce od jego miękkich kosmyków. Zamknąłem wszystkie otwarte strony i wyłączyłem laptop. Pomimo popołudniowej pory nagle ogarnęło mnie potworne zmęczenie. Było tak za każdym razem, kiedy Jinnie poruszał temat mojego ojca. Minęły już prawie trzy lata od kiedy widziałem go po raz ostatni. Około tysiąc dni od kiedy zobaczyłem jego oczy pełne zawodu, które były skutkiem mojej decyzji. Nadal nie wiedziałem jak powinienem zachować się w jego towarzystwie.

- Poprosisz go o to jak pójdę z tobą? - spytał różowowłosy, kładąc się na łóżku obok mnie.

  Wtulił się mocno w moją klatkę piersiową, oplatając mnie w talii. Westchnąłem, zdając sobie sprawę z tego, że prędzej czy później mu ulegnę. Otoczyłem go mocniej ramionami, układając podbródek na czubku jego głowy.

- Zgoda - warknąłem, delikatnie się przy tym uśmiechając.

- W takim razie chodźmy od razu zanim się rozmyślisz!

  Skrzywiłem się, niczym męczennik umierający za wiarę, kiedy Jin pociągnął mnie w kierunku wyjścia. Po drodze na szczęście udało mi się ubrać buty i zabrać kurtkę. Byłem pewny, że gdyby nie moja uwaga, to chłopak napewno pojechałby do szpitala w swoich różowych kapciach w kształcie króliczków.

  Droga zajęła nam zdecydowanie za krótko. W ciągu tych piętnastu minut jazdy nie zdążyłem się psychicznie przygotować na to nieuniknione spotkanie. Rozważałem nawet opcje, by wyskoczyć z jadącego samochodu, zanim różowowłosy dotrze na miejsce. Jednak zanim odważyłem się to zrobić, pojazd zatrzymał się na szpitalnym podziemnym parkingu. Znów zostałem pociągnięty siłą w kierunku, w którym dobrowolnie nigdy bym się nie wybrał.

  Z moich ust wyrwało się ciche przekleństwo, kiedy przy rejestracji zauważyłem dobrze znaną mi kobietę z burzą długich, lśniących brązowych włosów. Odwróciła się w naszym kierunku, kiedy Jin po raz kolejny kazał mi się pośpieszyć. Jej jak zawsze umalowane na czerwono wargi wykrzywiły się w pogodnym uśmiechu.

- Namjoonie! - przywitała mnie, a w odpowiedzi wysłałem jej nerwowy uśmiech. - Przyszedłeś do taty?

- Widzę, że nadal bez problemu potrafisz odgadnąć co siedzi ludziom w głowach, ciociu - powiedziałem, łapiąc głęboki oddech, dyskretnie chwyciłem dłoń Jina i schowałem ją za siebie. - Tata jest u siebie?

- Akurat teraz nie ma żadnych pacjentów, więc możesz śmiało do niego wejść.

  Kiwnąłem głową, a następnie lekko się ukłoniłem. Na drżących nogach skierowałem się do gabinetu na drugim piętrze. Zręcznie odnalazłem jego pokój i zamykając oczy, bez pukania wszedłem do środka.

  Wysoki mężczyzna, około czterdziestki podniósł na mnie wzrok znad sterty wypełnianych papierów, powodując u mnie stan sparaliżowania. Jego ciemne, niemal czarne oczy rozszerzyły się, podczas gdy brwi zniknęły za kruczymi włosami, poprzetykanymi siwizną.

  Poczułem jak stojący za mną Jin popycha mnie do przodu.

- Cześć tato - powiedziałem trochę nerwowo. - Może to nietaktowne w mojej strony, ale mam prośbę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ile osób myślało, że historia skończy się na śmierci Jacksona?
Lubię nie spełniać oczekiwań ludzi.
Do końca pozostało nam jeszcze kilka rozdziałów.
Jak sądzicie?
Czy Kim HyoSun naprawdę zmarła z przemęczenia?
A może za jej śmiercią kryje się zupełnie inna historia?

Pozdrawiam,
~Yuuki

Continue Reading

You'll Also Like

297K 8.4K 81
Victoria Stone po pewnej imprezie postanawia zadzwonić do swojego ex i wykrzyczeć mu przez telefon jak bardzo go nienawidzi, za to, że ją zdradził...
9.9K 249 14
17-letnia Olivia Wilde przeprowadza się do nowego miasta, gdyż firma jej taty się rozkręciła co pozwoliło im na dostateczne życie. Trafiła teraz do s...
28.8K 1.4K 145
tak. to po prostu kolejna książka z headcanonami z Ninjago na wattpad
3.8K 300 23
" O witamy witamy. - powiedział uśmiechnięty, szarowłosy mężczyzna stojący za barem. - Pierwszy raz tutaj? Więc pewnie nie znasz popularnej, miejscow...