"I hate to sing" Vkook

By Yuuki1233

13.8K 950 104

Kim Taehyung jest chłopakiem, którego życie od najmłodszych lat nie rozpieszczało. Jedyną radość w jego życiu... More

Obsada!
Rozdział 1 - Kim... Taehyung?
Rozdział 2 - Od kiedy nienawidzisz śpiewać, Tae?
Rozdział 3 - Co ty odwalasz, Tae?
Rozdział 4 - Skoro wreszcie raczyłeś się zjawić, to może coś dla nas zaśpiewasz?
Rozdział 5 - Wszystko w porządku?
Rozdział 6 - Może za przyszłość?
Rozdział 7 - Czy tak trudno ci to zrozumieć?
Rozdział 8 - Nie minęły nawet dwie godziny, a już złamałeś obietnicę.
Rozdział 9 - To jest pyszne!
Specjal - Mamo, Tato
Rozdział 10 - Ah...Jimin-ssi.
Rozdział 11 - Pocałuj mnie.
Rozdział 12 - Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz, Jungkook.
Rozdział 13 - Po prostu pójdziesz ze mną na randkę.
Rozdział 14 - Czyli jednak szklanka.
Rozdział 15 - Może powinniśmy zapytać o to Jimina?
Rozdział 16 - Potrzebuję czyjejś bliskości.
Rozdział 17 - "Obiecujesz, że mnie nie opuścisz?" "Obiecuję."
One - Shot świąteczny - I hate Christmas.
Rozdział 18 - Jedyną rzeczą, której potrzebujesz jest wsparcie.
Rozdział 19 - Jungkook!
Rozdział 20 - K - Karin?
Rozdział 21 -W takim razie pomogę ci w tym.
Rozdział 22 - Tak długo jak jesteś wśród żywych.
Rozdział 24 - Został otruty.
Rozdział 25 - Padnij!
Rozdział 26 - Tae!
Rozdział 27 - Może to nietaktowne z mojej strony, ale mam prośbę.
Rozdział 28 - Zabić Jungkooka.
Rozdział 29 - Kretyn...
Epilog

Rozdział 23 - Co wy kurwa wyprawiacie?

283 20 7
By Yuuki1233

*TAEHYUNG*
  Przewróciłem się na drugi bok, zatrzymując wzrok na stercie chusteczek, które znajdowały się po przeciwnej stronie łóżka. Nie rósł on jednak od poprzedniej nocy. Czułem się pusty w środku, a ciepła nie dawał mi nawet gruby koc który byłem okryty, aż po samą szyję. Myślach wciąż odtwarzałem rozmowę, którą tamtej nocy odbyłem. Miałem przez nią tylko jeszcze większy mętlik w głowie. Czułem się jakbym błądził w magicznym labiryncie bez wyjścia. Ignorowałem także głośne walenie w drzwi, które przerywało tą przerażającą ciszę już od kilku dni. Słyszałem głosy wszystkich, prócz tego jednego, którego dźwięku tak spazmatycznie pragnąłem. Jednak on nie nadchodził, tak jak w odpowiedzi na pytania, które tworzyły się mojej głowie.

  Po tym jak wybiegłem z sali, niemalże od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zanim wyskoczyłem przez okno zabrałem leżący na szafce nocnej telefon. Skrzywiłem się, czując jak wciąż chłodny piasek delikatnie podrażnić skórę na mych stopach. Nie zważając na to, wystukałem na klawiaturze numer osoby, której tak bardzo nienawidziłam. We wnętrzu poczułem silną potrzebę poinformowania go o wszystkim. Mała cząstka mnie nadal nie mogła uwierzyć w zdradę Kookie'ego. Chciała dalej mów mu ufać i go kochać.

  Jak zwykle usłyszałem w słuchawce głos jego sekretarza, mówiący znów o tym samym co poprzednim razem. Miałem dość słuchania tego, że  nie powinienem się z nimi kontaktować.

- Nie wystarczyło mu wysłanie mnie tu, to jeszcze wykorzystał do tego Jungkooka? - spytałem, przerywając gwałtownie starszemu mężczyźnie.

  Nie spodziewałam się tego, że po drugiej stronie słuchawki zapanuje cisza. A w jeszcze większe osłupienie wprawił mnie lekko przytłumiony głos tyrana, zwanego także moim ojcem.

- Czy on powiedział Jungkook? Jeon Jungkook?

  Czy za każdym razem jak do niego dzwoniłem, on wyraźnie słyszał każde moje słowo? Dlaczego więc nie odpowiadał? Miał ku temu jakiś powód? Ale to nie to wróciło teraz moją uwagę. Bardziej nuta zaskoczenia i niedowierzania, które wyłapałem w jego roztrzęsionym głosie. Pokręciłam głową, próbując przywrócić sobie jasność umysłu. Dłonią otarłem zmoczone łzami policzki.

- Myślałeś, że się nie dowiem? - zaśmiałem się gorzko, siłą woli powstrzymując się od wybuchnięcie histerycznym płaczem.

- Trzymaj się od niego z daleka! - krzyknął gwałtownie, sprawiając, że prawie upuściłem swój telefon na piasek. - Cholera! Wiedziałem, że nie powinniśmy jeszcze wracać do Korei! Mo...

  Zaśmiałem się gorzko, opadając na zimną, nierówną powierzchnię. Już nie hamowałem łez, które tworzyły lśniące smugi na moich policzkach. Nie wiedziałem czy ich źródłem była złość czy raczej ulga. Jungkooka nie łączyło nic z moim ojcem. Sam zdecydował się zataić tą prawdę, zapewne mając na uwadze moje dobro. Bezpodstawnie się na niego wkurzyłam, za co musiałam go przeprosić. Widocznie niewiele zmieniłem się od tamtego czasu, bo wina jak zwykle leżała po mojej stronie.

  Jednak, kiedy ponownie znalazłem się w swoim pokoju, wszystkie rzeczy należące do czekoladowowłosego zniknęły.

  Kolejny raz wszystko zepsułem. A może raczej była to zasługa pecha? Byłem psychicznie wykończony, nie miałem nawet dość siły, by odreagować w typowy dla mnie sposób. Chciałem po prostu przeleżeć pozostały czas pobytu w tym pokoju, z daleka od jakichkolwiek dołujących mnie myśli. Ale jak widać nawet to nie było mi pisane. Tego popołudnia oprócz walenia w drzwi usłyszałem całkiem nowy odgłos. Dźwięk pękającego szkła skłonił mnie do podniesienia się z łóżka i otworzenia wejścia do pomieszczenia. Drugiej stronie zastałem zdyszanego Hoseoka. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak przerażonego.

- Nareszcie! - krzyknął, łapiąc mnie za rękę. - Szybko! Zanim będzie za późno!

  Nim się zorientowałem zostałem wyciągnięty w kierunku wyjścia. Zdążyłem jedynie przelotnie spojrzeć na stojące w ramce zdjęcie, przedstawiające mnie przyjaciela z mojego dzieciństwa. Szkło pękło, dzieląc chłopaka na dwie części.

*JUNGKOOK*
  Przyciągnąłem się na skórzanej kanapie, która nawet złożona zdawała się być większa od mojego łóżka w akademiku. Od czasu awantury w sali treningowej, nie odzywałam się do Tae, chcąc dać mu czas na przemyślenie tej całej sytuacji. Już w dzieciństwie był bardzo emocjonalny i w takich chwilach zazwyczaj chował się wśród gałęzi drzew, uciekając przed wścibskimi spojrzeniami. Tym razem miał do dyspozycji tylko swój pokój. Wielokrotnie przechodziłem tamtędy, chcąc spytać czy wszystko z nim w porządku. Zawsze jednak powstrzymywał się w ostatnim momencie.

  Dotknąłem wisiorka, spokojnie spoczywającego na mojej szyi. Na myśl o chłopaku me gardło zacisnęło się gwałtownie, uniemożliwiając mi oddychanie. Potrzebowałem świeżego powietrza. Willa Tae znajdowała się przy dosyć sporym klifie. Widać było z niego niemalże całą plażę, a zimny wiatr wiejący tylko w tamtym miejscu, skutecznie potrafił odgonić moje zmartwienia. Nic więc dziwnego że bez zastanowienia się tam udałem. Jednak jak się okazało, nie tylko ja wpadłem na ten pomysł. Wśród szum fal czekał już na mnie on. Syn samego szatana, ukrywający się pod nazwiskiem Wang. Stał zwrócony do mnie bokiem, więc bez problemu zauważyłem szeroki uśmiech, który zdobił jego ludzką powłokę twarzy. A powiększył się on jeszcze bardziej kiedy zauważył moją obecność.

- Masz wyczucie, nie powiem - zaśmiał się, powoli stawiając małe kroki w moim kierunku. - Właśnie miałem po ciebie iść.

  Jego długie, zimne palce zacisnęły się na moim nadgarstku. Strach, który mną zawładnął, sprawił że nie sprzeciwiłem się, gdy Jackson pociągnął mnie w kierunku skarpy. W tym momencie zachowywałem się jak żywa marionetka, która nie do końca rozumiała co się z nią działo. Zrozumiałem to dopiero, gdy moja głowa zawisła nad kamiennymi odłamkami klifu, chlapanymi przez oceaniczną wodę, a plecy z trzaskiem uderzyły on nierówne podłoże.

- Czego ty ode mnie chcesz?! - krzyknąłem, powstrzymując ręce bruneta od zaciśnięcia się na mojej szyi.

  Dopiero dotarło do mnie, że byłem cholernym niebezpieczeństwie. Powoli zsuwam się coraz bardziej ku własnej zgubię. Nie wiem co było gorsze. Fakt, że zaraz zginę czy psychopatyczny uśmiech na twarzy Jacksona, który z każdą kolejną mijaną sekundą coraz mniej przypomina ludzką. Miałem coraz mniej siły w rękach, a  głośno hucząca w uszach krew dodatkowo komplikowała sprawę. Do tego dochodził jeszcze ból, który czułem w nie tak dawno zrośniętej ręce. Kontuzja nadal była świeża.

- Bardzo lubisz to miejsce, prawda? - spytał, wprawiając mnie tym pytaniem w osłupienie. -  Często tu przychodzisz. W takim razie to idealne miejsce na twój ostatni oddech.

  Krzyknąłem głośno, próbując sprowadzić jakąkolwiek pomoc.  Miałam jednak wrażenie, że moje wrzaski zostały zagłuszone przez głośny szum fal, uderzających o skały. Na krótką chwilę spojrzałem za siebie, by ocenić swoje szanse na przeżycie. To była najgorsza rzecz, którą w tej chwili mogłem zrobić. Brunet  wykorzystał moment mojej nieuwagi i uwolnił swoje ręce od moich. Zimne palce boleśnie zacisnęłysię na mojej szyi, a ostro spiłowane paznokcie przebiły skórę w niektórych miejscach. Na oślep kopałem nogami, trafiając pustą przestrzeń i niepotrzebnie marnując resztki powietrza, które mi zostały. Płuca coraz bardziej paliły, spazmatycznie wołając o świeżą dawkę tlenu, która prawdopodobnie miała już nigdy nie nadejść. Kąciki oczu napełniły się łzami bezsilności. To był mój koniec. Zginę, bez pogodzenia się z Tae. Pójdę do piekła, trawiony wyrzutami sumienia, że wcześniej nie wyznałem mu całej prawdy.

  Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, podczas gdy ja osunęłam się w objęcia mrocznej ciemności. Nie czułem już żadnego bólu. Jedynie krzyk, który mógł wyjść tylko z ust pomarańczowowłosowego. Był to ostatni dźwięk jaki zdążyłam wychwycić, nim na dobre straciłem kontakt z rzeczywistością.

***

  Ciężar, jaki odczuwałem na klatce piersiowej, sprawiał że nieco trudniej było mi oddychać. Czy ten odgłos to zdziwaczały śmiech samych diabłów? Tak bardzo przypominał mi płacz Tae... Co ujrzę, jak podniosłę powieki, ważące niemal tyle samo co mosiądź? Czy piekło było takie, jak je sobie wyobrażałem?

  Powoli otworzyłem oczy, ale  zamiast czerwieni czy zakutych w kajdany ludzi, ujrzałem zbudowany z paneli sufit. Jęknąłem cicho, czując nagły ból kilku fragmentach szyi. Ciężar na klatce piersiowej nagle zniknął, a raczej przemieścił się wyżej. Nie wiedziałam co się działo, ale znów słyszałem charakterystyczny szloch.

- Ja... żyję? - wychrypiałem niepewnie, krzywiąc się ledwo zauważalnie.

  Przełyk palił mnie, zupełnie jakbym został poraniony przez garść ostro zakończonym gwoździ. Coś mokrego zmoczyło moją nagą klatkę piersiową, powodujące lekką gęsią skórkę.

- Kretyn! - głośny krzyk Tae został trochę stłumiony przez szloch. -  Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? On mógł cię zabić debilu!

  Otworzyłem szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, że nadal znajdowałem się wśród żywych. Ale jak to się stało? Byłem pewny, że to mój koniec. Pamiętam ciemność, która mnie ogarnęła oraz kościste palce zaciskające się na mojej szyi.

- Co się stało z Jacksonem? - spytałem po opróżnieniu połowy zawartości szlanki, którą podsunął mi pomarańczowowłosy.

  Chłopak spuścił wzrok na swoje dłonie, których palce nerwowo wyginał na wszystkie możliwe strony. Chyba przejął ten nawyk po mnie. Nie wiedziałem dlaczego tak długo zwlekał. Jego ramiona lekko drżały, przyciągnąłem go do siebie. Sądziłem, że będzie starał się wyrwać z mojego uścisku. Zaskoczył mnie, ukrywając twarz w mojej klatce piersiowej, a rękami mocniej oplótł mnie w talii.

- Zrzuciłem go z klifu - powiedział w końcu tak cicho, że ledwo go usłyszałem. - To był jedyny sposób. Inaczej on by cię...

  Nie zaprotestowałem, kiedy jego paznokcie wbiły się w skórę na mych plecach. To była moja wina. Gdybym był dość silny nie doszło by do tego. Dlaczego zaprotestowałem, gdy lekarz zalecił mi dodatkowe ćwiczenia na niedawno zrośniętą rękę? Gdybym to zrobił miałbym większe szanse, by chociażby zepchnąć z siebie Jacksona. A tym czasem sprawiłem, że najważniejsza osoba w moim życiu wzięła na swe barki grzechy, które powinny należeć do mnie.

  Odsunąłem delikatnie od siebie wciąż lekko łkającego chłopaka, uważnie przyglądając się jego zapłakanej twarzy, którą starał się ukryć za pofarbowanymi na pomarańczowo pasmami. Wiedziałem, że nienawidził pokazywać innym swojej "żałosnej" strony. Lecz nie zamierzałem udawać, że jej nie dostrzegam. Mogłem tak robić w dzieciństwie, jednak teraz nie potrafiłbym tego zrobić. W końcu nie byłem już małym, słodkim sześciolatkiem, który zwykle mówił pół słówkami w towarzystwie obcych. Stałem się maknae, który potrafił wkurzyć swoich hyungów dosłownie wszystkim.

  Złapałem policzki chłopaka w swoje dłonie i delikatnie musnąłem jego wargi. Smakował tak samo idealnie jak zwykle. Ale wiedziałem, że Tae będzie żałować tego pocałunku. Chciałem się od niego odsunąć, jednak on uniemożliwił mi to, przyciagając mnie z powrotem do siebie. Syknąłem cicho w jego lekko rozchylone usta, gdy jego ręka przez przypadek znalazła się na mojej poranionej szyi.

- Przepraszam... - mruknął cicho, odsuwając się ode mnie.

  Nie pozwoliłem mu uciec daleko. Uśmiechnąłem się, widząc jego zmieszanie, gdy złączyłem ze sobą nasze czoła. Kciukiem otarłem jego wciąż wilgotne policzki. Ani na moment nie przestawałem patrzeć w jego hipnotyzujące brązowe oczy. To wszystko ponownie wydało mi się kolejnym, wręcz nierealnym snem. Możecie mnie nazwać tyranem bez serca, ale szczerze cieszył mnie fakt, że już nigdy nie będę musiał oglądać twarzy tego demona, ukrytego w ludzkiej skórze. Jackson stał się tylko przykrym wspomnieniem, o którym chciałem jak najszybciej zapomnieć.

- To ja powinienem cię przeprosić - szepnąłem cicho, na krótki moment ponownie łącząc nasze usta. Jakby ten jeden pocałunek miał wymazać wszystkie nasze grzechy. - To wszystko stało się przeze mnie. W dzieciństwie zawsze chowałem się za twoimi plecami jak jakis tchórz. I chyba nadal nim jes...

  Nie dane mi było dokończyć. Tae skutecznie uciszył mnie, zamykając mi usta swoimi wargami, zajmując miejsce na moich kolanach. Czułem jak nasze myśli łączą się ze sobą, podczas tej krótkiej pieszczoty, którą zainicjował chłopak. Zazwyczaj to ja go nimi obdarowywałem, więc nic dziwnego, że moje policzki lekko mnie zapiekły, zapewne przybierając odcień delikatnej czerwieni. Nie czułem ani gorąca, ani zimna, mimo że moje ciało zostało ozdobione aż nazbyt widoczną gesią skórką.

  Lecz silne pociągnięcie w tył sprawiło, że powróciłem do rzeczywistości.

- Co wy kurwa wyprawiacie? - odezwał się ostry głos, na którego dźwięk mojego serce zdawało się zatrzymać swój rytm.

  Zdezorientowany spojrzałem na chłopaka, siedzącego bez ruchu na moim kolanach. Jego palce na oślep odnalazły moją dłoń, mocno się na niej zaciskając. Nie podobała mi się jego mina. Wróżyła ona jedynie kolejne kłopoty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ayo!
Kogo jeszcze cieszy zniknięcie Jacksona?
Jak myślicie?
Kim jest osoba, która przerwała naszym głównym w bohaterom?

Pozdrawiam,
~Yuuki

Continue Reading

You'll Also Like

9.4K 236 13
17-letnia Olivia Wilde przeprowadza się do nowego miasta, gdyż firma jej taty się rozkręciła co pozwoliło im na dostateczne życie. Trafiła teraz do s...
11.5K 1.1K 34
{ zᥲkońᥴzoᥒᥱ } Gdy 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 dobiegło końca, Park Jimin sięgnął po notes, spisując w nim wszystkie ważne chwile. mgy+pjm tagi: angst; diary
7.2K 741 16
Gdy Bakugo zostaje zaatakowany przez wielką, królewską syrenę wpada wraz z nią do morza pewien już swojej śmierci, lecz ku jego zdziwieniu zostaję on...
8.2K 116 21
W świecie baśni i legend historie toczą się niezmiennie tym samym torem od pokoleń. Coraz częściej jednak postacie buntują się i chcą stać się kowala...