EnemiesOfLove[Dramione]

By pola272

341K 15.8K 7.4K

To co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie... More

Prolog
1- Ciekawy rok?
2- Co zrobisz, jak nic nie zrobisz?
3-"Niejed­na­ko śpiewa smętny i wesoły. "
4- "Prawdziwy przyjaciel jest poznany w sytuacji niepewnej"
5- Bal, czyli tańce, kłótnie, zakłady i nietypowe wyznania
6- Padłaś? Powstań!
7- Ten sweter, to jak druga skóra?
Ogłoszenia parafialne
8- Bierz, co dają
9- Druga strona medalu
10- Wszystkie drogi prowadzą do Hagrida
11- Mów do mnie szeptem...
12- Bal vol.2-suknie, zbłąkane kosmyki, stepowanie, cios od wierzby i mały deser
13- Malfoyowie i Grangerowie
14- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Q&A
15- Nie marudź
Q&A- Odpowiedzi!
16- Tylko płacz, może cię oczyścić
17- Incognito
18- Wszystko się kiedyś uda...
19- Czytaj z oczu
Zwiastun!
20- Wierzysz w cuda?
21- Bal podejście trzecie- wiosenny wiatr, rozmowy, jeden stół i miłość w pełni
22- Życie z dialogów jest zbudowane
Notka od autorki :)
23- Miłość- to wszystko, co nas wypełnia
24- Wszyscy, o wszystkim wiedzą najlepiej
25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...
Nie rozdział, ale...
27- Alea iacta est
28- Niektóre propozycje, winny być nie składane
29- "Syna tylko jednego, mieć będzie nam danego..."
30- Rysy i lojalność
31- Gra pozorów
32- Inicjacja w kolorze ciemnej czerwieni
33- Sprawcą mojej zguby będziesz luby
Długo mnie nie było...
Powrót?
34- Zło nie śpi...
35- Ty będziesz grać pierwsze skrzypce, a ja stanę na czatach
NOMINACJA
?
36- Rozglądaj się uważnie, bo wiesz, ale czy rozumiesz?
Zapowiedź, że jednak co oddycha to nie umarło
37- Odpowiedzi szukaj w kolorze tęczówek i rodzaju uśmiechu
38- A ty masz już parę?
39- Teatr niewykfalifikowanych aktorów
40- Jak Feniks z popiołów...
41- Jesteś moim lustrzanym odbiciem...
42- To co zdarzyło się po walce, cz. 1
42- To co zdarzyło się po walce, cz. 2

26- Pojednanie?

6K 333 121
By pola272

    Może nie musiałam tego robić. W pośpiechu, w środku nocy, zbierać ubrania, jak jakiś złodziej i pospiesznie opuszczać „miejsce zbrodni". W gruncie rzeczy, tak właśnie się czułam- jak przestępca, który zrobił coś nielegalnego. Słowa nam nie pomogły, a więc zadziałały emocje. Język naszych ciał wyrażał więcej, niż każde słowo, które wydobyłoby się z naszych ust. Gubiłam się w tym, co prawdziwe, a co nie. Nie miałam pojęcia, czy jego jakże wiarygodna skrucha- jest prawdziwa. Z pospiesznie założoną bielizną i z resztą ubrań w rękach, czmychnęłam do swojej sypialni. Gdy tylko przekroczyłam jej próg, gorzkie łzy pociekły po moich policzkach. Byłam słaba, zmęczona, niepewna, a tylko on dawał mi szczęście. Jego usta były moim narkotykiem, dłonie zapomnieniem, oczy mnie uspokajały, a zapach mnie odurzał... Byłam niepełna, gdy jego nie było obok...

Kolejny samotny weekend. Może nie do końca samotny, ale bez Dracona, tej wrednej, parszywej fretki, która uprzykrzała mi życie przez siedem długich lat, nie miał znaczenia. Prawie całą sobotę poświeciłam na naukę, odmawiając Ginny „pomocy" i wyjścia poza moje dormitorium. Siedziałam z zamkniętymi drzwiami, wychodząc z pokoju ostrożnie, aby przypadkiem nie natknąć się na Draco. Czułam jego wzrok na sobie podczas śniadania, obiadu i kolacji. Widziałam, że chce mi coś powiedzieć, gdy szliśmy na patrol, ale szybko go wyminęłam i udałam niemą, głuchą, ślepą i głupią. Był jak zbity piesek proszący o przygarniecie. Ja natomiast, a było mi cholernie ciepło, musiałam chodzić w koszuli, starannie zapiętej pod szyję, CAŁY DZIEŃ. Nie chciałam, aby ktokolwiek, a już na pewno nie moi przyjaciele, odkryli znaki ostatniej nocy.

W niedziele zdecydował się opuścić moją twierdzę i szybko przetransportować się w miejsce, gdzie najprawdopodobniej Malfoy nie zawędruje. Miałam przynajmniej taką nadzieję. Założyłam koszulę w kratę, której guziki zapięłam pod samą szyję, wygodne czarne dżinsy i trampki. Włosy związałam w byle, jakiego koka, ciągle przypominając sobie, jak Draco zanurzał w nich dłoń. Wynurzyłam głowę przez szparę w drzwiach. W salonie było pusto i cicho. Nie wiedziałam, czemu akurat wtedy zbiera mi się na wspomnienia, ale przypomniał mi się mój pierwszy pocałunek z Ślizgonem, zaraz po Balu Zimowym, to jak tańczyliśmy do mugolskiej piosenki, gdy całowaliśmy się na kanapie, kiedy przygwoździł mnie do podłogi, gdy jeszcze między nami nic nie było i potem, po raz drugi- w żartach. Stanęłam przed lustrem i sprawdziłam jak wyglądam. Tym razem przed oczami stanął mi Dracon oglądający jak wygląda na mnie naszyjnik, który mi podarował. Musiałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Każdy kąt tego dormitorium krzyczał jego imię.


    Całą drogę do chaty Hagrida rozmyślałam o ostatniej nocy. Nie wierzyłam, że tak się zachowałam- przespałam się z nim, a potem uciekłam. Co się ze mną działo?! Do tego ten cholerny naszyjnik palił mnie w szyję. Czułam się jakbym nosiła jakieś ogromne brzemię na swoich barkach, a ono było stanowczo za duże dla mnie. Nie potrafiłam zdjąć tego naszyjnika i schować go gdzieś na dnie komody, położyć byle gdzie i nim zapomnieć, a już o wyrzuceniu nie było mowy.

- Hermiona?! Cholibka, co tu tu robisz?

Hagrid machał do mnie energicznie, z szerokim uśmiechem na swojej ogromnej twarzy. Kiwną dłonią, abym do niego podeszła.

- Hermiona, co się sprowadza w moje skromne progi?- Zapytał i otarł pot z czoła.

- Musiałam się wyciszyć, a nigdzie indziej nie znajdę takiego spokoju, jak tutaj.- Westchnęłam.- A poza tym chciałam cię odwiedzić. Nie wiem już gdzie mam uciekać...

Nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Hagrid otworzył szeroko usta, rzucił łopatę, którą trzymał w ręce i podszedł do mnie. Przygarnął mnie do swojego ogromnego ciała, a moje łzy spływały już bez skrepowania.

- Cholibka. Ubrudzę cię- powiedział i delikatnie odsunął mnie od siebie.- Chodź do środka zrobię ci herbaty, poczęstuje ciastem... Usiądziesz, uspokoisz się. Wiesz, że we mnie zawsze masz wsparcie.

Wprowadził mnie do swojego mieszkania i ówcześnie umywszy ręce, zaczął przygotowywać herbatę i kroić ciasto. Zdjęłam naszyjnik i zaczęłam go obracać w dłoniach, delikatnie pocierając wisiorek w kształcie litery „H". Hagrid postawił przed mną kubek z parującym płynem i ciasto. Usiadł naprzeciwko mnie i patrzył na mnie wyczekująco.

- Ładny naszyjnik- powiedział niepewnie.- Skąd go masz?

- Dostałam- prychnęłam. Upiłam łyk herbaty, dalej trzymając prezent do Malfoya w dłoni.

- Nie chcę być wścibski, dobrze wiesz, Hermiono.- Przestał mówić, a ja popatrzyłam prosto w jego dobrotliwe oczy.- Ale czy to wszystko- machnął dłonią, - ma związek z Malfoyem?

Umilkłam.

-, Jeżeli nie chcesz to nie mów, ale sądzę, że kiedy to z siebie wyrzucisz, to będzie ci lepiej.

- Już sama nie wiem, z kim mam o tym rozmawiać.- Czułam, że do oczu napływają mi łzy.- Nie chcę męczyć przyjaciół moją głupotą. Zaufanie to kruche uczucie- czasami prosto zaufać, a trudno uświadomić sobie, jak wielki błąd się popełniło...

Hagrid wstał od stołu, niemal go przewracając. Wyglądał jakby chciał kogoś zabić.

- Mów mi tu zaraz, co ci ta wredna fretka zrobiła. Porachuje mu wszystkie kości, że go ten tleniony snobek-bobek, który zwie się jego ojciec go nie pozna!

- Hagrdi, błagam cię usiądź- powiedziałam spokojnie i pociągnęłam go za rękę.

- Jak mam być spokojny, gdy tak wspaniałej osobie dzieję się coś złego i kiedy płacze przez takiego byle, kogo.

- To nie wszystko jest takie prosto- odparłam i schowałam w dłoni naszyjnik.- Sama nie wiem, co jest prawdą. Zgubiłam chyba gdzieś granicę pomiędzy tym, co złe, a tym, co dobre. Zresztą wszystko się okaże.

- Wiesz, że nie jestem wścibski- powiedział to już drugi raz dzisiaj, a oboje wiedzieliśmy, że jednak zawsze lubił, chociaż w pewnym stopniu węszyć.- Powiedz mi tylko, czy ciebie i tego Ślizgona, coś łączyło?

-, Co ja mogę ci na to odpowiedzieć- szepnęłam po chwili.- Nie żałuję, ale się wstydzę, a zresztą...

Wstałam od stołu i podeszłam do okna. Krajobraz z oknem prezentował się magicznie- kochałam to miejsce, tę szkołę, ludzi, których tu poznałam...

- Nie dam się, choćby nie wiem, co. Byle, kto nie będzie mną pomiatał.

Obróciłam się i szeroko uśmiechnęłam do pełnego troski Hagrida. Usłyszałam jakieś skrobanie do drewnianych drzwi. Było natarczywe i głośne. Hagrid rozpromienił się i podszedł do nich. Otworzył drzwi, a do pomieszczenia wbiegły dwa, duże kuguchary. Wyglądały jak wiekiem puszyste kulki. Łapczywie rzuciły się na mleko, w miskach obok pieca i wypiły je do dna. Zaczęły oblizywać wąsy i wtem zobaczyły mnie. Od razu wiedziałam, co to za słodziaki. I one chyba też mnie rozpoznały.

Przykucnęłam i złapałam w objęcia kociaki, które pędziły do mnie z prędkością światła, bardziej przypominając psy, które rozpoznały swojego właściciela, niż chodzące własnymi ścieżkami koty.

- Réfléchi, jak ty urosłaś- powiedziałam i czochrałam ją po bujnym futrze na głowie.- Romantique, a ty dalej nie zmądrzałeś.

Jak na komendę, szalony samiec wskoczył na moje kolana i mnie przewrócił. Leżałam na drewnianej podłodze, z dwoma kugucharami na brzuchu i śmiałam się jak szalona. Czułam się taka wolna i szczęśliwa. Réfléchi łasiła się do mojego policzka i głośno mruczała mi do ucha. Jej brat delikatnie wbijał pazurki w moją rękę i ocierał się o nią głową, żądając pieszczot.

- Widać, że cię kochają- odparł radośnie Hagrid.- Nie do każdego są takie ufne i kochane.

- Siła perswazji- odpowiedziałam dalej się śmiejąc.

Wspomnienie, gdy opiekowałam się małymi kociakami razem z Malfoem, stanęło mi przed oczami. Zaczęła się powoli podnosi i strzepywać kuguchary.

- Zabiorę je na spacer, pobawię się z nimi chwilę- powiedziałam do Hagrida, gdy już stałam na własnych nogach.

-, Jeżeli chcesz i masz siłę.

Stałam już w drzwiach chaty, a kociaki wybiegły na zewnątrz z głośną aprobatą, gdy głos mężczyzny mnie zatrzymał.

- Pamiętaj, poddawanie się nic nikomu nie da. Trzeba walczyć, tak jak na wojnie. A ty doskonale wiesz, co to znaczy.

Święte słowa Hagrid, święte słowa. Zapamiętam je do końca moich dni, będą niczym status quo mojego umysłu.

Gdy schodziłam razem z kugucharami ze wzgórza, dostrzegłam Dracona, razem z Blaisem. Blondyn zobaczył mnie i posłał mi chyba najbardziej smutne spojrzenia, jakie kiedykolwiek widziałam. Zabini pomachał mi energicznie, na co tylko uniosłam dłoń i poszłam w swoją stronę.

Musisz walczyć, poddawanie się nic ci nie da- nie wyznaczysz dzięki temu swojej drogi w życiu, ludzie cię zjedzą, jak najpyszniejszą eklerkę, a wrogowie, wdeptają w ziemię, jak zbłąkany, mały kamyczek. Jesteś kierowcą swojego życia, które mknie swoim szybkim samochódem, na prostej drodze, bez możliwości zatrzymania się. Ta droga to twoje życie.


    - Czuję się jak oszustka, zdrajczyni, która wygaduje wszystkim na prawo i lewo wszystkie tajemnice grupy. Nie ważne, że to jest w słusznej sprawie.

Kroczyłam z McGonagall przez szkolne korytarze. Tak właściwie to biegłam za starszą dyrektorką, która miała więcej krzepy nie jeden cherlakowaty chłopak w moim wieku.

Poprzedniego dnia, gdy tylko wróciłam po spacerze z kugucharami, wezwała mnie do swojego gabinetu. Powiedział, że już czas, aby połączyć siły i odkryć wszystkie karty. Ona powie nam, z kim współpracuje, a w zamian za to połączymy się w jedną grupę. To miało nam pomóc, bo jak z każdym dniem się okazywało- Wrogowie Miłości rośli w siłę. Na początku ich mała organizacja nie była na tyle groźna, a teraz stawała się niemal krwiożercza.

- Panno Granger, niech mi pani nie zatruwa życia- powiedziała stanowoczo kobieta.- Jestem już stara i może trochę sucha, ale jeszcze mam na tyle energii i siły żeby działać w takich organizacjach i wiem, że nie jest to niczym złym. W słusznej sprawie to pani robi. Więc na litość boską, niech się pani uspokoi i prowadzi mnie do waszego Pokoju Życzeń.

Rano powiadomiłam wszystkich o spotkaniu dzisiaj wieczorem. Malfoyowi wetknęłam kartę pod drzwi, aby z nim nie rozmawiać.

Razem z McGongall stanęłyśmy przed drzwiami do Pokoju Życzeń. Popchnęłam je i odetchnęłam pod nosem. Głośne rozmowy dochodziły z wnętrza pomieszczenia. Gdy tylko stanęłyśmy na środku całego zgromadzenia, a drzwi za nami się zamknęły, umilkli...

-, Co tu się dzieje?- Zapytał wystraszony Ron.

- Niech się pan nie martwi, panie Weasley, przybywam w pokoju- odparła spokojnie McGonagall.

- Chyba raczej do Pokoju- wyrzucił z siebie zaskoczony, Zabini.- Hermi, skarbie, co się tu dzieje? Co ona...(ciężka spojrzenie dyrektorki), co pani dyrektor tu robi?

- Wie o wszystkim- powiedziałam cicho.- Chce nam pomoc- odparłam już głośniej.

Zapanowała niezręczna cisza. Szok i niedowierzanie. Tak wiem, ale nie mogłam się sprzeciwiać królowej.

- Wiedziałem, że tak będzie!- Krzyknął MacMillan.- Gryfoni- niby tacy odważni i lojalni, a jak trzeba to cykają się, że będą mieli przerąbane u dyrektora! Brawo! Cudownie!

- Ucisz się, MacMillan- syknął Draco.

- Bardzo dziękuję, panie Malfoy- odpowiedziała McGonagall.- A pan, panie MacMillan, niech da mi szansę. Jeszcze pan nie wie, po co przybywam, jaki jest mój cel.

- My nic złego nie robiliśmy, to znaczy..., no sama pani rozumie...- Neville plątał się w tym, co mówił, a kobietę wyraźnie to bawiło.

- Panie Malfoy, mogę pana prosić do siebie.

Draco wstał z kanapy i podszedł do nas. McGonagall położyła dłoń na jego ramieniu. Sama nie wiedziałam, co się dzieje.

- Pan Malfoy, też ma w tym swój udział i skoro nie chcecie słuchać mnie, może wysłuchacie jego.

- Tak...- Dracon był lekko zmieszany, ale już po chwili się ocknął.- Wszyscy dobrze wiemy, co to Wrogowie Miłości i czym się kierują. Mamy świadomość, że profesor Powell do niej należy, ale chyba i tak wiele jeszcze nie wiecie. Przeciwko ich działania powstały dwie grupy- jedna kierowana przez panią dyrektor(wskazał na McGonagall, która szeroko się uśmiechnęła), a druga przez mojego ojca, który niczym szalony rycerz, zmienił wyznanie na dobro. Tak, czy inaczej działają „wspólnie", ale nie razem. Póki, co grupy się jeszcze nie połączyły. Ponad to powstało GKMP, kierowane przez nas. Osobiście, o działaniu mojego ojca i dyrektor McGonagall, dowiedziałem się na krótko przed powrotem do szkoły. Tak wiem- dużo zaitaiłem, ale nie miałem wyjścia. Jeżeli wszystko pójdzie tak jak powinno i zarząd obu organizacji się porozumie, stworzymy całość, a to, czego wy chcecie, zależy jedynie od was. Ja osobiście twierdzę, że działanie w pojedynkę nikomu nie służy, a WM się powiększa, chyba sami nie wiemy, na jaką skalę. Nawet gdyby było ich mniej niż zakładamy, to i tak mają większa moc- jak to zło.

Wszystkich zatkało, a już w szczególności mnie. Malfoy?! Ten podły, parszywy Malfoy razem z swoim tatuśkiem chcą pomoc całemu magicznemu światu? To się w głowie nie mieści.

- I kto tu działa na dwa fronty- powiedziała cicho Lavender, patrząc wyzywająco na Erniego.

-, Czemu dowiadujemy się o tym dopiero teraz?- Ginny była chyba lekko zestresowana całą sytuacją.

- Nie denerwuj się Weasley, bo ci się zrobią zmarszczki na tych twoich piegowatych policzkach i będziesz wyglądać jak krem z rodzynkami w rogaliku, a ja nie lubię rodzynek.

- Zamknij się Zabini- prychnęła Ruda. Harry schował głowę w dłonie i mruczał coś w stylu-, „Za jakie grzechy..."- Ty zapewne o wszystkim wiedziałeś.

- Bingo, księżniczko- odparł Ślizgon.- Co zrobisz z tym faktem?

- Proszę o spokój!- Odezwała się McGonagall.- Niczego nie narzucam, a decyzja należy do wa- przemyślcie to. Koniec zabawy- to już jest kolejna wojna. Z uczuć się nie drwi i nimi się nie bawi, wiecie o tym. Mamy jeden cel i połączenie sił będzie najrozsądniejsze, ale wasz wybór. Pan Mafloy i Panna Granger wszystko wam wytłumaczą. W razie jakiś pytań, jestem w swoim gabinecie.

Nasza grupa została sama. Nikt nic nie mówił. Raczej nikt nie wiedział, co myśleć- z jednej strony, połączenie sił miało racje bytu, a z drugiej chyba czuli, że ich oszukaliśmy. Tylko, że, jakie my mieliśmy wyjście? Nie wiedziałam, co sądzić o Draconie- chciałam, żeby wreszcie na spokojnie mi to wszystko wytłumaczył, ale na osobności, gdy już będziemy sami.

- Tak...- Zaczęłam niepewnie.- Wiem, jak możecie się czuć, ale zrobiłam to w dobrej wierze. Sama byłam na początku nieufna, ale idziemy w jednym kierunku, nie ma, co działać samotnie... Przemyślcie to wszystko- McGonagall i jej organizacja mają zapewne większą siłę, niż jakaś grupa magicznych nastolatków.

- Nie jesteśmy bezużyteczni- odparł chłodno Neville.- Wspólnymi siłami osiągnęliśmy tak wiele, tyle poświęciliśmy, tak bardzo się narażaliśmy...

- Wiem- przerwałam mu.- Możemy osiągnąć jeszcze więcej. Wszyscy wiecie, na czym polega walka- samotnie nie zdziałamy nic.

- Chyba, że będziemy słodkim Wybrańcem- zanucił Zabini. Harry popatrzył na niego groźnie, na co Ślizgon tylko wyszczerzył zęby.

- Neville- zwróciłam się do chłopaka-, ty wiesz, co to znaczy przewodzić grupą. W kupie siła...

Kolejna krępująca cisza. Wszyscy intensywnie myśleli, nawet Ron. Chyba, że tylko tak wyglądali. Może tak naprawdę ich głowy zaprzątał kurczak w ziołach i zupa grzybowa.

-, Kiedy ojciec poprosił mnie o pomoc i zwerbował do swojej prywatnej „armii", czułem, że balansuje na niestabilnej huśtawce- odezwał się Draco, przerywając ciszę w ciemnym pomieszczeniu.- W pewnym sensie czułem się jak tajny agent, ale w końcu ja i mój ojciec działaliśmy w słusznej sprawie... Poprosił mnie o to, abym „zbratał" się z Powell. I wydaje mi się, że mi się udało...

Patrzyłam na niego smutnym wzorkiem, pełnym tęsknoty i żalu oraz gniewu do samej siebie. Czemu nie chciałam go wysłuchać, gdy zdecydował się mi powiedzieć prawdę? Kretynka...

- Musze się przyznać, że coś nie coś wiedziałem, ale z racji lojalności do mojego przyjaciela- milczałem jak zaklęty- oznajmił dumnie Blaise.

- Pojęcia takie jak milczenie i lojalność, to na pewno nie są definicje człowieka takiego jak Blaise Zabini- powiedziała z przekąsem Ginny.

- Coraz suchsze masz te teksty, księżniczko.

- To sobie je pośliń.

- Mam sucharki, które są bardziej zjadliwe niż twoje teksty.

- Twoje zęby są jak twój mózg- dawno zgniły.

- Możecie przestać!- Krzyknęłam.- Mówimy o poważnych sprawach, a wy jak zwykle nie możecie pohamować emocji. Jak małe dzieci!

- Wracając do sprawy- przemyślcie to- powiedział Malfoy.- Możemy się wymienić informacjami- oni dadzą nam swoje, a my im swoje. Może uda się połączyć TRZY grupy- pogadam z ojcem...

- Dajcie nam czas jutra, okay?- Zapytał Harry. Przytaknęliśmy z Draconem. Popatrzył po zgromadzonych czarodziejach.- A wy też się zastanówcie. Tylko dobrze. Nie róbcie niczego pochopnie.

I tak pełni sprzecznych emocji opuściliśmy Pokój Życzeń. Każdy z głową pełną myśli- nieuporządkowanych, czekających na jasne światło w tunelu- oświecenie. Ja czekałam na wyjaśnienia, bo moje serce miało dość bycia rozwalonym na miliony kawałków...


    Przekroczyliśmy próg dormitorium. Draco przepuścił mnie w drzwiach i zapalił światło. Oparłam się o ścianę i wbiłam wzrok w kanapę. Podszedł do mnie i stanął ze mną ramię w ramię. Chwilę, w ciszy patrzyliśmy w dal.

- Czy teraz będziesz chciała mnie wysłuchać?- Zapytał niepewnie. Miał ochrypły i cichy głos.

Kiwnęłam głową. Odbił się od ściany i podał mi dłoń. Chwyciłam ją niepewnie. Draco pociągnął mnie w stronę kanapy. Usiadłam na niej, a on zajął miejsce na fotelu i obrócił się tak, aby patrzeć mi w oczy.

- Ojciec poprosił mnie o przysługę. Wiedziałem, że coś węszy w jakiejś sprawie, ale oficjalnie nic mi nie powiedział. Dopiero, na krótko przed rozpoczęciem roku szkolnego, powiedział, o co chodzi. Nie mogłem wam wtedy powiedzieć- wiedziałem, że McGonagall ma swój „klan", a mój ojciec ma swój, my stworzyliśmy jeszcze coś nowego. Ślizgoni, a w tym byli Śmierciożercy wrócili tylko, dlatego, aby zapobiec tym czarom. Wiele takich rodzin pojednało się z moim ojcem. Powell też nie znalazła się tu przypadkiem. Miała być kluczem do WM, a ona myślała, że my nic nie wiemy. Żeby wejść z nią w dobre układy, musiałem w pewien sposób dać się „czarować", ale byłem też na wiele rzeczy odporny, początkowo dzięki jakiemuś lekarstwu od ojca, a potem naszego eliksiru, który jest o niebo silniejszy i skuteczniejszy. Teraz się w pełni kontrolowałem, ale ból głowy pozostał- taki skutek uboczny jej próby wejścia w moje myśli.

-, Czemu mi nie powiedziałeś?- Zapytałam cicho.

-, Bo nie mogłem. Chciałem i oznajmiłem nawet ojcu, ze ci powiem. Mnie i Powell nic nie łączyło, a przynajmniej nic, co miałoby większy sens. Do niczego nie doszło...

- Ukrywałeś przed nami niemal wszystko...- Mówiłam spokojnie, ale wcale tak się nie czułam.- Zanim stworzyliśmy grupę o wszystkim wiedziałeś, już węszyłeś. To, dlatego mnie tak namawiałeś...

- McGonagall o wszystkim wiedziała.- Powiedział pewnie, nie zważając na mój pełen bólu głos.- Stałaś się drugim prefektem nie bez przypadku- wiedziała, że jesteś piekielnie inteligentna i nam pomożesz. Ja zostałem prefektem, bo miałem wiedzę o WM, a mój ojciec własną grupę.

-, Ale oni dalej działają osobno...

- Niby tak, ale w tej samej sprawie, czyż nie? Są razem, ale jakby osobno. W pewnym sensie łączyłem ich- miałem informacje od ojca i McGonagall- oczywiście te, które zechciała mi przekazać.

- Nie mogę w to wszystko uwierzyć.- Schowałam twarz w dłoniach.- Działałeś jak tajny agent, a my ci ufaliśmy. Pewnie zachowywałeś się w stosunku do mnie tak, tylko po to, aby pomoc „organizacjom". Czyż nie?

- Może początkowo- odparł pospiesznie.- Ale potem... To się zmieniło...

- Niby, czemu mam ci wierzyć?- Gniew przeze mnie przemawiał. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać...

-, Bo cię kocham- odpowiedział i przełknął ślinę.- To nie była część planu, ja naprawdę to poczułem... Wbrew wszystkim zasadom... Broniłem się przed tym, ale nic już nie mogłem zrobić. Zakochałem się w tobie sam nie wiem, kiedy. W tej wrednej, pyskatej i inteligentnej Granger. Może to przez to, że zawsze w jakiś sposób mi się podobałaś, imponowałaś mi, ale wtedy nie mogłem nikomu tego powiedzieć?

Zaśmiałam się przez łzy, które zaczęły napływać mi do oczu.

- Twoja krew była nie ważna, przeszłość była nie ważna. Liczyło się tu i teraz i te cholerne uczucia. Czemu pozwoliłaś mi się w sobie zakochać?

Powiedział to niby z przekąsem i zabawnie, ale wiedziałam, że jest zupełnie szczery. Odkrył się przede mną. Moje serce było jego. Co mogłam zrobić?

- Zrozumiem, jeżeli mi nie wybaczysz...

Położyłam mu palec na ustach. Popatrzył na mnie zaskoczony.

- Nic nie mów...- Szepnęłam.- Wierzę ci.

Uśmiechną się szeroko, a ja zrobiłam coś totalnie szalonego. Sama nie wiem, czy to ta radość, czy to, że tak cholernie za nim tęskniłam, to sprawiło, ale... Wstałam szybko z kanapy i rzuciłam się na chłopaka. Zaczęłam obsypywać jego twarz słodkimi całusami, aż doszłam do ust i zatrzymałam się tam na dłużej. Odsunęłam się od niego i zaczęłam uderzać jego tors pięściami.

- Jesteś podłym, cynicznym dupkiem!- Krzyczałam.- I nie myśl, że ci tak łatwo wybaczę, ty idioto, cholerny lalusiu...

- Skończyłaś, Granger? Nie za dużo tych komplementów?

Trzymał moje nadgarstki swoimi dłońmi. Uśmiechnął się promiennie- jak to on- również pewnie i arogancko.

- Kocham cię- szepnął.

Potem szybko chwycił mnie w ramiona i rzucił na kanapę. Zawisł nade mną i wyszeptał mi w usta.

- I nie myśl, że będziesz górą.

- Ja też cię kocham- wyszeptałam dokładnie tak jak on. I wiedziałam, że teraz będziemy tylko silniejsi.


I koniec! Nareszcie udało mi się skończyć ten rozdział, a wierzcie mi(myślę, ze dużo o tym wiecie)- koniec roku to najgorszy czas w szkole. Standardowo dziękuję za komentarze- czytam je wszystkie i za każdy z osobna bardzo dziękuję. Miło mi, że tyle ludzi czyta to opowiadanie. Pamiętam jak nie tak dawno zaczynałam...

Osobą, które "wygrały" prolog mojego nowego opowiadania- wysłałam ♥ W zanadrzu mam kolejny pomysł i czekam teraz na okładkę, bo liczę, że ruszę z tym wcześniej, ale się okaże. Czeką, wiec na chętnych- dwie kolejne historie, które już wkrótce ujrzą światło dzienne!

Jeżeli chcecie, abym was zaobserwowała na Twitterze(moim prywatnym), to piszcie tutaj, albo na priv- usery. Jeżeli macie też jakieś pytania- możecie zawsze do mnie napisać :*

Całuję was mocno, pola272


Continue Reading

You'll Also Like

12K 695 46
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
65.1K 1.5K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
11.9K 2.1K 14
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
62.4K 3.4K 117
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...