EnemiesOfLove[Dramione]

By pola272

341K 15.8K 7.4K

To co nas nie zabije, to nas wzmocni... Wojna się skończyła. Voldemort nie żyje. Śmierciożercy już względnie... More

Prolog
1- Ciekawy rok?
2- Co zrobisz, jak nic nie zrobisz?
3-"Niejed­na­ko śpiewa smętny i wesoły. "
4- "Prawdziwy przyjaciel jest poznany w sytuacji niepewnej"
5- Bal, czyli tańce, kłótnie, zakłady i nietypowe wyznania
6- Padłaś? Powstań!
7- Ten sweter, to jak druga skóra?
Ogłoszenia parafialne
8- Bierz, co dają
9- Druga strona medalu
10- Wszystkie drogi prowadzą do Hagrida
11- Mów do mnie szeptem...
12- Bal vol.2-suknie, zbłąkane kosmyki, stepowanie, cios od wierzby i mały deser
13- Malfoyowie i Grangerowie
14- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Q&A
15- Nie marudź
Q&A- Odpowiedzi!
16- Tylko płacz, może cię oczyścić
17- Incognito
18- Wszystko się kiedyś uda...
19- Czytaj z oczu
Zwiastun!
21- Bal podejście trzecie- wiosenny wiatr, rozmowy, jeden stół i miłość w pełni
22- Życie z dialogów jest zbudowane
Notka od autorki :)
23- Miłość- to wszystko, co nas wypełnia
24- Wszyscy, o wszystkim wiedzą najlepiej
25- Nic nie jest takie, jak się wydaje...
26- Pojednanie?
Nie rozdział, ale...
27- Alea iacta est
28- Niektóre propozycje, winny być nie składane
29- "Syna tylko jednego, mieć będzie nam danego..."
30- Rysy i lojalność
31- Gra pozorów
32- Inicjacja w kolorze ciemnej czerwieni
33- Sprawcą mojej zguby będziesz luby
Długo mnie nie było...
Powrót?
34- Zło nie śpi...
35- Ty będziesz grać pierwsze skrzypce, a ja stanę na czatach
NOMINACJA
?
36- Rozglądaj się uważnie, bo wiesz, ale czy rozumiesz?
Zapowiedź, że jednak co oddycha to nie umarło
37- Odpowiedzi szukaj w kolorze tęczówek i rodzaju uśmiechu
38- A ty masz już parę?
39- Teatr niewykfalifikowanych aktorów
40- Jak Feniks z popiołów...
41- Jesteś moim lustrzanym odbiciem...
42- To co zdarzyło się po walce, cz. 1
42- To co zdarzyło się po walce, cz. 2

20- Wierzysz w cuda?

8.7K 414 199
By pola272

To jest najdłuższy rozdział, jaki napisałam. Polecam zarezerwowanie sobie ponad 30 minut z życia XD Mam nadzieję, że Wam się spodoba.


    Okazało się, że do przyrządzenia eliksiru antyurokowego, potrzebowaliśmy rośliny, o której słyszałam pierwszy raz w życiu. Nazywała się podobno „Sen Kwietnia", bo kwitła raz w roku. Pierwszy kwiecień był w tym roku, nie tylko dniem urodzin bliźniaków i zarazem kolejnych następnych, tylko Georga. My i tak nie zapomnimy o Fredzie. Szczególnie jego brat. Pierwszy kwiecień był także dniem zakwitu tego kwiatu, ponoć najważniejszego składnika naszego eliksiru. Poszukiwanie jego jednak nie było łatwe. Po pierwsze rósł tylko w lasach, a co za tym idzie mieliśmy do dyspozycji, nasz kochany Zakazany Las, a jakoś nikt nie chciał go odwiedzać bez przyczyn. Po drugie zakwitał tylko w nocy, między dwunastą, a trzecią, co oznaczało, że mieliśmy tylko trzy godziny na znalezienie go. Bo po trzeci, mógł wyróść w każdej części lasu. Nikt nie wiedział gdzie go szukać. Żeby nie było za prosto była jeszcze czwarta sprawa- jego nasiona trzeba było zbierać niezwykle ostrożnie. Inaczej, jak to nazwał Neville, mogły się zbuntować i uschnąć, a nam potrzeba była całkiem sporo dobra tego kwiecia. Zadanie nie było proste. Tym bardziej, że Neville poinformował nas o nim z samego rana, trzydziestego pierwszego marca. Nie mieliśmy nawet dwudziestu godzin na przygotowanie się. Zapytany, czemu nie powiedział nam o tym w piątek, podczas spotkania, odrzekł, że zapomniał. Zabini zabierał się do bicia, ale Padma go powstrzymała. I tak właśnie wyglądała nasza organizacja. Musieliśmy ustalić szczegóły w niecałe piętnaście minut i liczyć, że wszystko się uda. Byłam na skraju wytrzymania.

Punktualnie o dwudziestej trzeciej trzydzieści zebraliśmy się przed wejściem do Zakazanego Lasu. Mieliśmy świadomość, że to, co robimy jest nie zgodne z zasadami. Nie mieliśmy wyjścia, jak nie my to nikt inny nie zaprowadzi tu porządku. Powell będzie na szczycie. Jeżeli przeżyjemy podczas misji, a McGonagall się o niej dowie, to i tak zginiemy. Poprosiliśmy o pomoc Hagrida. Podziwiałam go. Był niczym niemianowany, dobry duch naszej grupy. Na czatach została Parvati. Miała obserwować sytuację w szkole i w razie, czego dać znać Hagridowi, a także za wszelką cenę nas kryć przez najbliższe trzy, cztery godziny. Dostała pelerynę niewidkę w razie nagłych sytuacji i kopniaka od Padmy, na szczęście. Cykała się bardziej niż my.

- Cholibka! Nie widzę czubka własnego nosa!- Hagrid stał przed nami z mała latarnią, która w jego wielkich dłoniach wyglądała komicznie. Miał nas wyprawić w drogę.- Jesteście pewni, że dobrze robicie?

- Nie mamy wyboru, Hagrid- powiedział Harry.- Jest, co raz gorzej. Może, chociaż to jakoś pomoże.

- Podziwiam was- odpowiedział mężczyzna.

- Nie mamy zbyt wiele czasu- przerwał Neville.- Doceniamy Hagrid i bardzo dziękujemy, ale musimy parę rzeczy ustalić. Trzeba się rozdzielić.

-, Że co?- Głos Lavender brzmiał wręcz przeraźliwe.- Nie było o tym mowy!

- Spokojnie- odparł Gryfon.- Pójdziemy w parach. Akurat ty będziesz z Ronem.

- Nie pocieszasz jej tym, Longbottom- zaśmiał się Zabini.- Prędzej Brown komuś zasoli prawego sierpowego, niż Weasley.

- Oh, zamknij się ty...- Zaczął Ron.

- Spokój!- Zarządziła Ginny.- Dajcie mu mówić.- Wskazała na Neville'a.

- Dzięki Ginny- odparł.- Tak jak mówiłem, idziemy parami. Ja pójdę z Luna. Hannah i Ernie razem. Harry będzie z Ginny. Lavender i Ron. Zabini, ty będziesz z Padmą, a Hermiona i Malfoy to ostatnia para. Rozdzielimy się na sześć części lasu. Bezpośrednio w środek lasu pójdą dwie pary- Ginny i Harry oraz Malfoy i Hermiona. Kiedy natkniecie się na rozwidlenie- jakieś pięć minut drogi stąd, rozdzielicie się. Lewa strona dla Harry'ego i Ginny, prawa dla Malfoya i Miony. Prawy kraniec lasu, patrząc z naszej perspektywy, jest mój i Luny, lewy Erniego i Hannah. Idąc ku środkowi, wewnętrzną część lasu obok nas zajmą Lavender z Ronem, tą obok Puchonów Zabini z Padmą. Musicie przeszukać absolutnie każdą cześć. To może róść wszędzie. Sprawdźcie wszystko, jak najlepiej się da. Nie mamy zbyt wiele czasu.

To nie było zwykłe zadanie. Czułam, że muszę się trzymać, ale każdy ma jakieś lęki. Nie chciałam tam iść, ale nie mogłam ich zostawić, pokazać, że nie mają dla mnie znaczenia. W końcu to ja i Malfoy to zaczęliśmy.

- Gotowi?- Neville popatrzył po nas z niepewnym wzrokiem.- Zajmijcie stanowiska. Trzymajcie się...

Jeszcze raz spojrzeliśmy po sobie. Napięcie wyczuwało się w powietrzu. To była duszna i nieprzyjemna atmosfera. Strach zawisł w powietrzu i nie chciał odejść...

Zsynchronizowaliśmy zegarki tak, aby o tej samej godzinie wejść do Zakazanego Lasu. Stałam pomiędzy Malfoyem i Ginny. Cała nasza czwórka patrzyła w głąb tego okropnego miejsca. Mieliśmy latarnie, ale noc była wyjątkowo ciemna. To mnie wręcz paraliżowało. Dwie minuty do wejścia...

- Pójdziemy z Malfoyem przed wami, dziewczyny- powiedział Harry.- Kiedy trzeba będzie, rozejdziemy się.

Stanęli przed nami. Pouczyłam ciepłą dłoń Malfoya, którą wyciągnął za siebie, aby dotknąć mojej. Uścisnęłam ją. Czułam się lepiej wiedząc, że to on będzie ze mną. Może to okrutne, ale nawet trochę współczułam Lavender. Ron jest tchórzliwy, ale w sytuacjach podbramkowych, działa, nie myśli.

- Trzydzieści sekund- odezwał się Gryfon. Draco puścił moją dłoń. Czas płynął, a jedyne, co ja słyszałam to bicie naszych serce, ciężkie oddechy i jakieś niepokojące odgłosy z Lasu.

- Już czas. Wchodzimy...- Głos Dracona był niepewny. Chyba jednak sobie współczuję. Przecież Malfoy jest jeszcze większym tchórzem niż Ron!

Najtrudniejsze były pierwsze kroki. Na początku nawet je liczyłam. Poruszaliśmy się tak wolno, że obawiałam się, że zanim dojdziemy do rozwidlenia dróg minął trzy godziny. Czy by mi to przeszkadzało? Odpowiedź jest dość jasna, ale chyba nie powinnam tak myśleć...

- Już czas- głos Harry'ego brzmiał jak szept.

Rozejrzeliśmy się. Musieliśmy się rozdzielić, ale żadne nie chciało zrobić pierwszego kroku. Ginny padła mi w ramiona.

- Spokojnie- odezwał się Malfoy.- Spotkacie się za jakieś trzy godziny. Nie przesadzajcie.

- Dokładnie!- Harry pierwszy raz w życiu się z nim zgadzała, ale boje byli zbyt niepewni w tym, co mówili...

- To nie koniec świata-powiedział Draco.- Musimy iść, nie mamy dużo czasu.

Uśmiechnęłam się do Ginny pokrzepiająco, dodając sama sobie otuchy. Draco wyciągnął dłoń do Harry'ego. Gryfon najpierw patrzył na nią z szokiem wymalowanym na twarzy, która ledwo, co widziałam, potem podał dłoń Ślizgonowi. Nie chciałam żeby cokolwiek się stało. W tym momencie, gdy wszystko szło tak dobrze, gdy staliśmy się rodziną...

Nie wiem ile już tak szliśmy, ale było, co raz gorzej. Liście chrzęściły nam pod stopami. Musieliśmy uważać, aby nie potknąć się o gałęzie, czy korzenie wystające ponad podłoże, a podczas gdy było tak ciemno, wcale nie było to łatwo. Starłam się nie spuszczać wzroku z Dracona, który szedł przede mną. Poszukiwanie tej rośliny nie był łatwe. Sprawdzaliśmy każdy zakątek, uważaliśmy na to, po czym chodziliśmy. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy, tak byliśmy skupieni na naszym zadaniu.

- Za dziesięć minut, minął dwie godziny od naszego wejścia do Lasu- odezwał się znienacka Malfoy.- Mam nadzieję, że innym idzie lepiej niż nam, a może któraś para już coś znalazła.

Rozproszyłam się po tym, co powiedział i nie zwróciłam uwagi na korzenie. Stopa zaklinowała mi się pomiędzy nimi. Omal nie upuściłabym mojej latarni. Krzyknęłam i chciałam szybko wydostać moją nogę.

- Poczekaj- powiedział Ślizgon zmierzając w moją stronę. Położył swoją latarnię na ziemi i stanął za mną.- Nie ruszaj się, to pomogę ci się wydostać.

Jak powiedział tak też zrobił. Uniósł mi, ówcześnie przekręcając delikatnie moją nogę i tak właśnie uwolniłam się z macek drzewa, które mnie zaatakowało. Chociaż, właściwie, to była moja wina. Zaczęłam się trząść. Miałam już dość tej cholernej „wycieczki". Starałam się nie rozpłakać. Raczej nie płaczę z byle powodu, ale byłam już maksymalnie zdenerwowana. Draco podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

- Nie chcę nic mówić, ale nie mamy zbyt wiele czasu- rzekł.- Musimy iść dalej, weź się w garść.

Czułam się jeszcze grzej. Samotna łza uciekła z mojego oka. Szybko ją otarłam.

- No już...- Draco chyba się trochę speszył. Zaczął poruszać dłonią po moim ramieniu.- Nie rozklejaj się, Hermiono. Ja chyba boję się jeszcze bardziej. Miałaś rację, jestem pieprzoną, tchórzliwą fretką. Wkurzam się o to.

- Nie o to chodzi- powiedziałam.-Może trochę... Jestem zła, że nam nie idzie. A po za tym...

- Po za tym, co?

- Boję się ciemności- wymamrotałam.

-, Co?- Zapytał. Słyszałam rozbawienie w jego głosie.

- Co cię tak bawi, Malfoy?!- Byłam oburzona. Strzepnęłam jego rękę ze mnie i odsunęłam się.

- Jakoś mi to do ciebie nie pasuje-odpowiedział, próbując się nie śmiać.

- No sam widzisz, cieszę się, że cię trochę rozbawiłam.

- Oh, nie denerwuj się już.- Podszedł do mnie i chwycił moje dłonie.- Każdy się czegoś boi. Akurat, jeżeli chodzi o ciebie, twój strach nie jest oryginalny. Dużo ludzi ma tą przypadłość, co ty.

- A ty, czego się boisz, Draconie Malfoy?- Zapytałam. Ledwo dostrzegałam jego twarz, ale widziałam, że lekko się uśmiechnął.

- Myślę, że niedługo będę gotów ci to wyznać, ale nie teraz, nie w takich okolicznościach.

-, Ale...- zaczęłam, ale niedane mi było dokończyć. Malfoy szybko, ale intensywnie cmoknął mnie w usta. Byłam lekko zdziwiona jego reakcją.

- Chodźmy już.- Chwycił swoją latarnię. Ja moją, dalej, kurczowo trzymałam w dłoni.

Mieliśmy już iść dalej, ale nagle usłyszeliśmy przeraźliwy i przeszywający krzyk. Podskoczyliśmy jednocześnie. Kolejny raz go usłyszeliśmy. Był niezwykle donośny i wiedziałam, do kogo należał.

- Lavender!- Krzyknęłam.- To była ona!

- Cholera jasna!- Zagrzmiał Draco.- Ej, a ty, dokąd?! Granger!

Nie słuchałam go, tylko biegałam przed siebie, omijając korzenie, podskakując i unikając zderzenia z gałęziami.

- Granger, poczekaj!- Słyszałam, że za mną biegnie. Był, co raz bliżej, ale ja nie zwalniałam. Czułam, że mogło stać się coś złego. Kolejny krzyk.

- Lavender! Ron! Gdzie jesteście!- Krzyknęłam, próbując uzyskać odpowiedź. Dobiegł do mnie Draco, który chwycił mnie mocno za łokieć.

- A ty, dokąd?!- Był wyraźnie wytrącony z równowagi.

- Pomóc moim przyjaciołom, a na co to wygląda?!- Byłam zła, że zadaje takie idiotyczne pytania.

- Nie mamy na to czasu!- Chyba mnie nie rozumiał.- Musimy wykonać zadanie, od tego wiele zależy. Bawić się w bohaterów możemy potem...

- Bawić?! Bawić? Dla ciebie to jest zabawa?!

- Nie to mam na myśli. Najpierw obowiązki...

- To jest teraz mój obowiązek!- Krzyknęłam i wyrwałam mu się. Zaczęłam biec. Znowu mnie dogonił. Tym razem złapał mój nadgarstek. Aż jęknęłam z bólu.

- Nie pomyślałaś o tym, ty cholerna wariatko, że może to jest pułapka?!

- Puszczaj mnie, to boli!- Poluzował swój uścisk, ale dalej mnie trzymał.

Staliśmy w milczeniu, nie ruszając się, jedynie mierząc się spojrzeniami w blasku latarń. Dracon westchnął.

- Dobra- wycedził.- Pójdziemy zobaczyć, co się stało, ale jak się okaże, że tylko zaklinowała nogę między korzeniami, tak jak ty i szliśmy tam nie potrzebnie, tracąc być może szansę, na znalezienie tej pieprzonej rośliny, to przysięgam, marny twój los.

- Świetnie- odpowiedziałam, nadal zła. Puścił moją dłoń i zajął miejsce przede mną.

Szliśmy w stronę, z której dobiegł krzyk. Co jakiś czas wołałam Rona i Lavender. Malfoy szedł w milczeniu. Złość biła od niego na kilometr, a ja byłam bliżej. Dupek. Zero uczuć. Co ja w nim widzę? Takie pytanie kłębiło mi się w głowie.

- Lavender!- Zawołałam kolejny raz, nie licząc na odpowiedź.

- Tutaj! Jesteśmy tutaj!

Głos dziewczyny przedarł się przez las. Draco przystanął. Wskazał dłonią w kierunku, z którego nadszedł dźwięk. Wyprzedziłam go i zaczęłam truchtać.

- Lavender! Ron! Gdzie jesteście! Mówcie do nas!

- Widzę światło, Hermiono!- Odpowiedział mi Ron.- Musicie przejść krzaki.

Tak też zrobiliśmy. Dostrzegłam mojego przyjaciela kucającego przy jakimś ogromnym wgłębieniu w ziemi. Kiedy nas dostrzegł podniósł się. Podbiegliśmy do niego.

- Ron, co się stało?!- Zapytałam.- Gdzie jest Lavender?

- Tutaj- odpowiedział mi głos z rowu. Jak na komendę popatrzyliśmy z Malfoyem w dół. Dostrzegłam niewyraźną postać dziewczyny, która oświetlana była jedynie przez świetliki, które koło niej krążyły i coś jeszcze... Nie wiedział skąd bierze się ta poświata.

- Lavender, co ty tam robisz?!- Głos mi drżał.

- Sama nie wiem... Chyba zbieram grzyby. Nie! Wiesz, co, czeszę mojego jednorożca!

- Okay, zrozumieliśmy aluzję- odparł Draco, za mnie.- Jakim cudem się tam znalazłaś?

- Oddzieliłam się od Rona, bo mnie zdenerwował. Potknęłam się i spadłam. Złamałam moja różdżkę, latarnia mi zgasła i nie mam jak wyjść, bo jest strasznie stromo, a nie ma tutaj, jak na złość niczego, czego mogę się chwycić.

- Gdzie jest twoja różdżka, Ron?- Zapytałam obracając się do chłopaka.

- No cóż...- Ron wyraźnie się zmieszał.- Zostawiłem ją w dormitorium...

- Jak mogłeś nie zabrać jej ze sobą?!

- zapomniałem, okay? Nie krzycz na mnie!

- Jak mam nie krzyczeć!- Chwyciłam się za głowę. Co raz lepiej...

- Jest jeszcze coś- odezwała się Lavender.- Znalazłam przypadkowo tą roślinę, Sen Kwietnia.

-, Co ty mówisz?- Malfoy rzucił się na kolana i zaglądnął do środka.- To to, co cię oświetla?

- Tak- odparła.- Całkiem spora ta roślinka.

- Nie ruszaj się, Lavender- powiedziałam i zaczęłam szukać dwóch gałęzi.- Zaraz cię stamtąd wydostaniemy, ale najpierw pozbieramy nasiona.

- Nigdzie nie idę- odparła dziewczyna. Ustawiłam kawałki drzewa obok siebie i wypowiedziałam zaklęcie. Przemieniły się one w całkiem przyzwoitą i długą drabinę Malfoy podniósł ją.

- Odsuń, się, Lavender- krzyknął i spuścił drabinę w dół, tak, aby oparła się o zbocze rowu.- Weasley, będziesz trzymał ten koniec, a Brown drugi. Ja i Hermiona zejdziemy tam, pozbieramy razem z Lavender nasiona i zaraz wyjdziemy.

- Jasne- odpowiedział energicznie, Ron i od razu chwycił drewniane końce drabiny.

Ostrożnie zeszliśmy z Draconem w głąb rowu. Kiedy tylko stanęliśmy na ziemi, co nie było łatwe, gdyż trzymaliśmy w dłoniach nasze latarnie, dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Uściskałam ją i pogładziłam po plecach. Draco wyjął z kieszeni swoich spodni, zwinięty worek. Zapaliłam latarnię dziewczyny.

- Mamy jakieś pół godziny- powiedział Ślizgon.- Gdzie jest ta cudowna roślinka?

- Chyba słowo, „roślinka", jest dla niej obrazą- odparła Lavender.

Wskazała nam miejsce, gdzie ma się znajdować. Musieliśmy ominąć jakieś zarośli, które rosły od jednego końca, rowu do drugiego. Kawałek za nimi było wejście do jaskini. Kiedy zrobiliśmy krok w jej stronę dostrzegliśmy, kawałek świecącego się kwiecia. Rosła na ścianie groty i... No cóż, efekt był jeszcze bardziej porażający, gdy weszliśmy w głąb. Ta „roślinki", pokrywała całą ścianę i nie wiadomo jak daleko sięgała.

- Cholera! To jest okropnie wielkie!- Krzyknął Malfoy idąc w głąb jaskini.- Znalazłem koniec!

- Ledwo cię słychać- odpowiedziałam.

- Dobra, plan jest taki- powiedział, podchodząc do nas. Mamy dokładnie dwadzieścia sześć minut z sekundami. Brown zajmuję się początkiem, Granger środkiem, ja końcem tego..., czegoś.- Rozdał nam kolejne dwa worki, który wyjął tym razem, z kieszeni bluzy.- Nie damy się! Do roboty!

Uwijaliśmy się jak mrówki. Co jakiś czas słyszałam jęk któregoś z nich, kiedy zaplątało się w roślinę. Miałam to samo. Nie myślałam, po prostu zbierałam nasiona. Miałam to robić ostrożnie, a to dodatkowo utrudniało pracę.

- Sześć minut!- Usłyszałam głos Dracona.

-Zaczęłam pracować jeszcze szybciej. Czas nas gonił, a było jeszcze trochę nasion. W pewnym momencie wydawało mi się, że już wszystko, zaczęłam nerwowo przeglądać miejsca, w których zbierałam nasiona.

- Dwie minuty!

- Chyba skończyłam!- Odkrzyknęłam i zaczęłam zmierzać do wyjścia.

Lavender przeszukiwała swoją część, jak chwilę temu ja.

- Chyba koniec- rzekła, ale jeszcze obmacywała roślinę.

- Koniec czasu- powiedział Draco wychodząc z jaskini ze swoim workiem.- Nawet, jeżeli coś jeszcze zostało, to i tak znikło.

Nagle roślina, zaczęła jakby wchłaniać się w bok ziemnej ściany. Dosłownie jakby odkurzacz, wsysał ją z głębi. Patrzyliśmy na to oszołomieni.

- Tak... Punktualna jest- stwierdził Ślizgon.- Chodźcie.

Szliśmy w kierunku wyjścia z tej przeklętej dziury, która w pewnym sensie uratowała powodzenia całego naszego planu. Widziałam Rona, który nerwowo wydeptywał ścieżkę w ziemi. Dostrzegł nas i padł na kolana, zaglądając w głąb.

- I co?- Zapytał.

- Szykuj się, Weasley- powiedział Draco.- Będziemy dzisiaj sobie pichcić. Zbiory w tym roku, bardzo udane.

Wyjął z kieszeni, która chyba nie miała dna, sznur i zaczął na nim zawiązywać swój worek.

- Cały czas to miałeś?- Zapytałam, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Tak- odparł jak gdyby nigdy nic.

- I nic nie powiedziałeś?

- A po co? Wyczarowałaś drabinę, która była lepszym rozwiązaniem niż to.- Skierował się w stronę Rona.- Rzucę ci linę. Wciągnij worek, odwiąż go, zrzuć sznur do mnie. Zawiąże kolejny worek, a potem kolejny, okay?

Kiedy już wszystkie nasiona były u góry, przyszedł czas na nas. Najpierw w górę udała się Lavender, po niej ja, a na końcu Dracon. Kiedy już wszyscy staliśmy bezpiecznie nad rowem, mogliśmy odetchnąć z ulgą. Śmiech oczyścił atmosferę i mogliśmy w spokoju iść do wyjścia z Zakazanego Lasu. Ron i Draco nieśli worki. Chciałam wziąć jeden od Malfoya, ale się nie zgodził. To wcale nie było takie lekkie.


Kiedy dotarliśmy do miejsca, z którego ruszyliśmy na poszukiwanie Snu Kwietnia, były tam już wszystkie pary i Hagrid. Nie widziałam tylko Blaise'a i Padmy.

- Jesteście!- Krzyknęła Gnny i rzuciła się na mnie i Lavender, mocno nas ściskając.- Już zaczynaliśmy się martwić. Zabiniego i Padmy jeszcze nie ma.

- Nie mamy nic- wyjęczał Neville.- Co za porażka.

Nagle chyba dostrzegł, że nasi kochani koledzy, coś trzymają w rękach. Zrobił krok w przód.

- A to, co?- Zapytał niepewnie.

Draco i Ron rzucili worki na środek.

- A to są twoje dobra, Longbottom- odpowiedział z dumą Malfoy.

Wszyscy rzucili się w kierunku pakunków. Harry otworzył jeden z nich. Z wewnątrz błysnęła jasna poświata.

- Nie wierzę...- Neville był w wyraźnym szoku.- Tak!- Krzyknął i podskoczył.

Wszyscy zaczęli wiwatować. Przestali obawiać się, że powinni być cicho, radość była tak wielka. Wszyscy ściskali się nawzajem. Nas najmocniej.

- A co to za fiesta, bez wujka Blaise'a?- Obróciliśmy się w kierunku, z którego dobiegał głos i ujrzeliśmy naszą ostatnią parę.

Neville podbiegł do nich. Blaise wybałuszył oczy, kiedy Gryfon chwycił go w ramiona i mocno uścisnął. Potem pocałowała go w oba policzki, co jakiś czas krzycząc- „Tak!', albo „Udało się!", czy „Mamy to!". Potem chwycił w ramiona Padmę i obkręcił się z nią w koło. Kiedy postawił oszołomioną dziewczynę na własnych nogach, podbiegł do Luny złożył soczysty pocałunek na jej ustach.

- Teraz możemy iść- powiedział, odrywając się od Krukonki, która ledwo stała na własnych nogach. Chwycił w dłonie jeden worek.- Panowie, brać to. Nasi królowe i królowe, przodem. Dajmy im odpocząć.

Zaczęliśmy zmierzać w kierunki szkoły, nadal nie mogąc uwierzyć, że nam się udało...


    Przyrządziliśmy razem z Luną, Padmą i Nevillem, eliksir, który miał zapobiegać urokom Powell. Było ciężko. Niewyspani, po ciężkiej nocy, musieliśmy stawić czoła, okropnie trudnemu zadaniu, a efekt mieliśmy poznać, dopiero za tydzień. Nie mieliśmy pojęcia, czy to, nad czym pracowaliśmy dobre pięć godzin, będzie działać odpowiednio, ale tylko czekanie, mogło odpowiedzieć na nasze pytania.

Parvati, gdy tylko wróciliśmy do szkoły, rzuciła się na szyję siostry prawie płacząc. Opowiedziała, że bała się, że coś nam się stanie, a do tego musiała pilnować, aby nie wydało się, że nas nie ma. Była zestresowana i zasnęła niemal od razu, gdy tylko jej ciało zetknęło się z łóżkiem. Jej wykończenie pobijało nasze.


Niedzielny wieczór spędziłam z Harrym i Ronem, jak za starych, dobrych czasów. Pokój Życzeń przydawał się zawsze. Taka sytuacja nastąpiła i tego dnia. Już od wieków nie spędzaliśmy czasu tylko we trójkę, dlatego tak bardzo cieszyłam się, że znaleźliśmy na to chwilę. Złota Trójca wiecznie żywa. Mieliśmy teraz, w pewnym sensie, ale jednak, inne życia. Ron był z Lavender, Harry z Ginny, a ja... Ja krążyłam z Malfoyem po różnych orbitach- razem, ale osobno. Para, ale nie do końca. Chciałam mieć tak poukładaną sytuację, jak oni, ale widocznie byłam skazana na inny byt.

Zaśmiewaliśmy się właśnie z jakiejś śmiesznej sytuacji, którą opowiadał nam Ron. Łzy spływały mi po policzkach. Harry uspokoił się, a na jego twarzy błąkał się jedynie lekki uśmiech. Patrzył na nas intensywnie, jakby coś mu się przypomniało.

-, Co się stało?- Zapytałam i otarłam łzy z twarzy.

- Nic... Po prostu nie pamiętam, kiedy ostatnio spędzaliśmy czas TYLKO, we trójkę- odpowiedział.- Mam wrażenie, że od wojny minęły wieki.

- W takim układzie, nasz pierwszy rok w szkole zalicza się już do prehistorii- odparł Ron.- Dla pierwszoroczniaków, jesteśmy starzy jak Godryk Gryffindor.

- Dalej pamiętam jak uratowaliście mnie przed goblinem w łazience- powiedziałam. Oboje uśmiechnęli się szeroko.- Nie mogłam cię znieść, Weasley.- Szturchnęłam Rona w ramię. Chłopak zaśmiał się i uszczypnął mnie w policzek.

- Ja nie mogłem pojąć, o co ci chodziło przez kolejne cztery lata. Nie rozumiałem, czemu zawsze szukasz odpowiedzi na pytanie w bibliotece, dlaczego musisz być najlepsza i jakim cudem, uważasz takiego przystojniaka jak ja, za kretyna.

- Nie myślałam tak!- Ron uniósł brwi i pokręcił głowa z politowaniem.- No może trochę, ale wiesz potem mi się nawet podobałeś.

- To musiało nadejść. Nikt mi się nie oprze- odparł i strzepnął niewidzialny kurz ze swojego ubrania. Rzuciłam w niego jedną z poduszek, na których siedzieliśmy. Harry wybuchnął śmiechem.

- Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy być razem- powiedziałam.- Chyba z lekka oszaleliśmy. Czuję, że jesteśmy silnie związani, ale jak brat i siostra...

- Chyba pomyliliśmy uczucia, ale na szczęście w porę się zorientowaliśmy i widzisz? Nadal się przyjaźnimy.

- Ja za to, nie wyobrażam sobie, że mógłbym was nie poznać- odezwał się Harry.- Jesteście jak rodzina. Gdyby nie ty, Miona- zwrócił się do mnie, - zginąłbym z jakieś sto pięćdziesiąt razy. Twoja wiedza ratowała nasze tyłki. Zawsze służyłaś mi radą i czułem, że te brednie, o tym, że przyjaźń damsko- męska nie istnieje, ginom gdzieś pomiędzy nami. Nie wiem jakbym funkcjonował, jakbyś nie zostało moją siostrą. Tylko takie słowo najlepiej cię opisuje. Byłaś przy mnie zawsze. ZAWSZE.

Łzy zaczęły tworzyć się pod moimi powiekami. Patrzyłam na Harry'ego z miłością. Z taką cholernie mocną, przyjacielską, siostrzaną miłością. Nie da się ująć słowami ile JA, mu zawdzięczałam.

- Harry, sam nawet nie masz pojęcia, jak ty byłeś mi potrzebny. Słowo ZAWSZE, działa w obie strony. I powiem ci jedno, jesteś jedną z tych osób, z których mogłam i będę najbardziej szczera. Mieć takiego brata jak ty to zaszczyt.

Podeszłam do niego i mocno go uściskałam. Usłyszeliśmy chrząknięcie. Odwróciliśmy się i dostrzegliśmy Rona, który wpatrywał się na nas oczekująco.

- A ja to, co?- Zapytał.- Z innego miotu? Od macochy?

- Ron- zaczął Harry.- Wiesz dobrze, że słowo brat, to za mało, aby określić, jak bardzo jesteś dla mnie ważny. Te wszystkie numery, dowcipy, które razem wykręciliśmy, nasze przygody, nie maja sobie równych. Przy tobie nie mogłem się nudzić. Kiedy pokłóciliśmy się na czwartym roku, czułem się, jakbym stracił połowę siebie. Łączy nas jedynie chęć do żartów, a poza tym jesteśmy kompletnie różni i chyba to nas połączyło.

- Stary!- Ron podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do nas.- Robimy misia!

Rzucił się na Harry'ego niemal go dusił. Ten klepał Rudzielca po plecach i uśmiechał się.

- Wystarczy już. Udusisz mnie Ron, albo, co gorsza, Hermiona pomyśli, że coś nas łączy.

Ron odsunął się d przyjaciela i popatrzył na niego z wyrzutem.

- Obiecałeś jej, że jej powiemy!

Wypadał w swojej roli naprawdę przekonująco. Zaczęłam śmiać się histerycznie. Opadłam na poduszki, a kiedy zobaczyłam, jaką minę ma Harry, śmiech się nasilił. Kiedy już się uspokoiłam, kucnęłam i popatrzyłam na Rona.

- Wiedz mój drogi, że takiego przyjaciela wariata ze świecą szukać- powiedziałam.- Każdy epizod w życiu jest ważny. To, że byliśmy razem też. Dzięki temu wiem, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale jako przyjaciel. Jako kolejny brat. Dzięki tobie i Harry'emu nie jestem już jedynaczką. Kocham was bardzo. Moje życie bez ciebie Ron, byłoby nudne, aż nie do zniesienia.

Teraz już we trójkę ściskaliśmy się mocno. W końcu, jako pierwszy oderwał się Rudzielec.

- Koniec tego dobrego- stwierdził.- Zachowujemy się jak stare dziadki, którym wypadły zęby. Całe życie przed nami! Jak opowiem wam, co ostatnio zrobiła moja mama, to padniecie.

Słuchaliśmy z Harrym w skupieniu. Uśmiechy dalej gościły na naszych twarzach. Byli jak zaproszeni i wyczekiwani gości. Takie spojrzenia były zarezerwowane tylko nas, dla Złotej Trójcy z Hogwartu. To oni mnie stworzyli, kreowali mnie. Byli całym moim życiem. Dobrymi i złymi chwilami, takimi, o jakich nie da się zapomnieć...


     Uczucie, które towarzyszyło mi, gdy wracałam po spotkaniu z moimi przyjaciółmi, było takie błogie. Czułam się jakbym wreszcie zrzuciła z siebie ogromny balast. Opowiedziałam im, oczywiście nie jakoś bardzo szczegółowo, o mnie i Malfoyu. Harry stwierdził, że od dawna się już domyślał, że między nam coś jest i to wygląda poważnie. Próbował nawet podpytać Ginny, ale ta milczała jak zaklęta. Kochana Wiewióra, na nią zawsze można liczyć. Powiedziała, że nie piśnie słowa o nas nikomu, w tym Harry'emu u Ronowi i dotrzymała obietnicy. Jej brat za to był, delikatnie mówiąc, w lekkim szoku. Niby coś mu się tam kłębiło po głowie, ale jednak odrzucał od siebie tą myśl. Posądzał siebie o to, że zwariował, bo ja i Malfoy? Niemożliwe. Tak, czy inaczej nie przyjęli tego źle. W zasadzie powiedziałam im, że nasza sytuacja jest mocno pokręcona, ale stwierdzili, że i tak zatańczą na naszym ślubie. To nawet zabawne było, jak kłócili się, kto zostanie ojcem chrzestnym, jako pierwszy. Szczerze? Myślałam, że to ja zwariowałam, bo czemu oni przyjęli to tak spokojnie?

Wypowiedziałam hasło, a wielkie drzwi stanęły przede mną otworem. Przekroczyłam próg i odetchnęłam głęboko. Nie wiem, czemu, ale zawsze, ale to zawsze, Malfoy zjawiał się w salonie wtedy, kiedy ja. Jakby mnie wyczuwał. Albo czekał, aby wyjść z łazienki i zrobić wielkie wejście. Miał na sobie spodnie od piżamy, szary T-shirt, który opinał się na jego sylwetce, tak jak powinien. Wycierał włosy ręcznikiem. Podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy, po raz kolejny przeszywały mnie na wskroś. Tonęłam w tej szarości, jak w otchłani jeziora. Włosy miał wzburzone i takie kochałam je najbardziej. Delikatnie zaróżowione policzki dawały jakiś znak, że żyje. Zawsze był tak szlachecko blady.

Chciałam już wejść do mojej sypialni. Dalej byłam zła na niego, że potraktował krzyk Lavender, jako nic nieznaczący epizod. Byliśmy tam potrzebni jak nic. Tymczasem, gdy tam dotarliśmy, zorientowaliśmy się, że dziewczyna serio potrzebuje pomocy i do tego znalazła Sen Kwietnia, nie stać go było nawet to durne ''przeprasza", rzucone mimochodem. Nie mówiąc już o jakiś konkretnych przeprosinach. Ani wtedy, ani później. Zawsze, kiedy zrobiliśmy krok w przód, on sprawiał, że robiliśmy dwa wstecz.

Draco podszedł do mnie szybko i chwycił mnie za dłoń. Głośno wciągnęła powietrze. Podniósł mój nadgarstek i zaczął się mu przyglądać. Obserwowałam to w milczeniu, spięta jak za małe spodnie.

- Ja to zrobiłem?- Zapytał znienacka.- W sensie, te siniaki...

Kiwnęłam głową. Westchnął.

- Nie chciałem, żeby cię bolało. Po prostu... Po prostu wystraszyłem się, że cos ci się stanie. Nie chciałem cię narażać...

- Zachowałeś się jakby ich życie nie znaczyło nic...- W moim głosie pobrzmiewała rozpacz.

- Wiem. Wiem i nie mam zamiaru się usprawiedliwić. Czasami wychodzi ze mnie ten bezduszny dupek, którym byłem całe życie. Niektórych złych nawyków nie jest tak łatwo się pozbyć. Najbardziej boli mnie to, że cię skrzywdziłem.

Podniósł mój nadgarstek do ust i delikatnie go cmoknął. Zadrżałam. Pocałował go kolejny raz. Potem drugą ręką podniósł moją brodę do góry, tak, że nasze spojrzenia się spotkały. Delikatnie przywarł swoimi ustami do moich. Całował mnie niespiesznie i subtelnie, jakby od tego zależało nasze życie. Czułam, że cała złość ze mnie uchodzi. Jak miałam się dłużej na niego gniewać. Widziałam, że żałuje...

Odsunął się ode mnie i delikatnie pogładził nadgarstek, który dalej trzymał w swojej dłoni. Uśmiechnął się niepewnie.

- Nie chcę się już z tobą kłócić...

- To mało realne- zaśmiałam się.

- To przynajmniej o jakieś nieznaczące rzeczy, takie jak, że zostawiam bałagan w łazience, a nie o coś takiego jak to. Nie chcę już cię krzywdzić...

- Znowu zalałeś całą łazienkę, że będę po niej pływać, a nie chodzić?

- Ja się tu produkuję kobieto, a jedyne, o co pytasz, to, czy jest czysto w łazience?- Kiwnęłam głową z miną niewiniątka.- Ja z tobą nie wytrzymam, Granger.

- Dobrze, już dobrze- powiedziałam i się odsunęłam.- Zawsze to samo mówisz, a ciągle za mną łazisz.

Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.

- Ja jeszcze nie skończyłem...

- Złość piękności szkodzi.

Ściągnęłam gumkę z włosów i trzepnęłam nimi. Nareszcie.

- Nie używaj mojej własnej broni, przeciwko mnie, Granger.- Ucichł na moment, aby za chwilę przemówić z tą pewnością w głosie.- A może ci pomóc, skarbie? Wiesz umyć ci plecy, czy coś w tym stylu...

- Dziękuję za troskę, SKARBIE, ale poradzę sobie sama.- Tłumiłam śmiech.

- Jak wolisz- westchnął teatralnie.- Jakby coś, jestem u siebie i zawsze znajdę dla ciebie czas.

Słyszałam, jak odchodzi do swojej sypialni. Omiotłam spojrzeniem łazienkę. Była... czysta. To było straszne. Dracon nigdy jej po sobie nie sprzątał. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy zacząć wierzyć w cuda.


    McGonagall wezwał mnie do siebie. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Czy jakaś ważna informacja, związana z tym, że byłam prefektem czy coś innego, co może wcale mnie nie ucieszy... Drzwi stanęły przede mną otworem. Dyrektor szkoły siedziała za swoim ogromnym biurkiem. Weszłam do jej gabinetu. Drzwi się zamknęły, a ja niepewnie czekałam na jakiejś jej słowo. Podniosła oczy znad jakiś notatek. Jej wzrok w tych niewielkich okularkach było mrożący. Wyprostowała się. Wskazała ręką na fotel po drugie stronie biurka. Podeszłam nieśmiało do niego zajęłam miejsce. Czułam, że coś nie gra. Atmosfera była ciężka. Kobieta zdjęła okulary, wstała od biurka i podeszła do ona. Miała widok na dziedziniec szkoły, tak jak ja i Draco.

- Czy wie, pani, panno Granger, po co panią tu wezwałam?- Zapytała z tym niesamowitym spokojem w głosie.

- Niestety nie, pani dyrektor- odpowiedziałam. Zaczęłam oglądać przedmioty, które znajdowały się na jej biurku.

- Może ma mi pani coś do powiedzenia?

O co jej chodziło? Zaczęłam się na serio bać.

- Nie...

-, Co sądzi pani, o profesor Powell?- Zapytała, niemal natychmiast po tym, jak udzieliłam jej wcześniejszej odpowiedzi.

- Cóż... Jest dość niekonwencjonalną nauczycielką, ale myślę, że na tych lekcjach to koniecznie. Zwłaszcza po tym, czego doświadczyliśmy.- McGonagall nie odzywała się, a więc kontynuowałam.- Dużo więcej praktycznych zajęć, niż teorii, myślę, że to ciekawe. Siedzenie w ławkach i wertowanie książek, na zajęciach Obrony przed Czarną Magią, jest niezbyt ciekawe...

-, Jakie łączą was relacje?

- Słucham?- Jej pytanie wytrąciło mnie z równowagi. Może się czegoś domyśliła...

- Pytam, jak się pani dogaduje z profesor Powell.- McGonagall odwróciła się nagle i popatrzyła wprost na mnie.

- Nasze relacje może nie są zbyt pozytywne, ale jakoś się dogadujemy. Chyba nadajemy na innych falach...

- Wydaję mi się, że próbujesz coś ukryć, Granger.- Jej mina była chłodna. Mierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem, a usta zacisnęła w wąską linię.

- Ależ skądże, pani dyrektor. Po prostu, nie jest nam po drodze, z profesor Powell, ale się szanujemy.

Zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza. McGonagall mierzyła mnie wzrokiem, a starałam się dzielnie znosić napór jej spojrzenia, a to nie był łatwe. Nie wiem ile to trwało, ale jak dla mnie całą wieczność. W końcu zajęła miejsce za biurkiem, włożyła okulary i na nowo zaczęła przeglądać jakieś pisma.

- Skro tak, możesz odejść, Granger.

Podniosłam się szybko. Już prawie naciskałam na klamkę, gdy McGonagall, znowu się odezwała. Jej słowa nie pozostały dla mnie obojętne i zastanawiałam się nad nimi dość długo.

- Hermiono?- Tym razem jej głos brzmiał łagodniej, niemal pojednawczo.

- Tak?- Moja dłoń dalej spoczywała na klamce. Byłam jak gotowa do startu.

-Wiem o niej więcej niż sądzicie.

-, O kim?- Przełknęłam ślinę. Czułam, że oddech ugrzązł mi w gardle.

- Dobrze wiesz, o kim. W razie czego, wiesz, gdzie mnie szukać.

Wyszłam z jej gabinetu i odetchnęłam ciężko. Nie dość, że miała o Powell, zapewne więcej informacji niż ktokolwiek inny, to jeszcze wiedziała o NAS. Jak daleko sięgała jej wiedza o naszej grupie? Na tamten moment nie miałam pojęcia.

- Hermiona? Co chciała McGonagall?

Nie wiadomo skąd, obok mnie pojawił się Draco. Patrzył na mnie niepewnie. Chciałam mu już coś powiedzieć, ale akurat, tknięta jakimś przeczucie, obróciłam się w prawo. Dostrzegłam Powell, która przechodziła korytarzem. Kiedy nas ujrzała, przystanęła. Uśmiechnęła się i skinęła nam głową. Odpowiedziałam tym samym. Jej wzrok był przeszywający, tak, że aż czułam ciarki na całym ciele. Zauważyłam, że porusza ręką, dalej uśmiechając się wyniośle.

- Au!- Obróciłam się w stronę Malfoya, który chwycił się za głowę. Zmrużył oczy i masował swoje czoło.

-, Co się stało?- Ta jego nagła reakcja była podejrzana.

- A nic... Chyba. Coś mnie zakuło, ale już jest dobrze.

Popatrzyłam w stronę Powell. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze wyraźniej. Potem ruszyła i zniknęła za zakrętem.

- Na pewno wszystko dobrze, Draco?

- Tak, tak. Chodźmy już.

Nie podobała mi się jego reakcja. Czułam, że za tym bólem głowy kryje się coś więcej. Wtedy zaczęłam się już na serio bać. Sprawa z Powell robiła się coraz mniej zabawna. To był początek wojny...


Uff... Nawet nie wiecie, jak długo pracowałam nad tym rozdziałem. Myślę, że z kolejnym pójdzie mi szybciej i chociaż trochę łatwiej. Dziękuję kochani, za ponad 10,5k wyświetleń. Za niedługo będzie też koło 1000 głosów! Nie macie pojęcia, jak jestem Wam wdzięczna. Dziękuję za każdy komentarz, głos i wszystko. Pisze dla Was i cieszę się, że wam się podoba ♥

Przypominam o zwiastunie do mojego ff. Wykonała go wspaniała @domodi99 której dedykuję ten rozdział. Polecam go obejrzeć u góry, albo w oddzielnym poście zwiastun.

Gdybyście chcieli dodać mnie na Instagramie, czy na Snapchacie, piszcie swoje nazwy. Tu, lub na privie.

Kończę, bo Was zamęczę XD

Ściskam najmocniej i przesyłam milion całusów, pola272

PS. Przepraszam za każdy, ewentualny błąd.

Continue Reading

You'll Also Like

73.1K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
57.7K 3.1K 111
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
611K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
5.8K 488 21
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...