Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)

By karlik116

85.2K 6.9K 687

- Na tym świecie nie ma już miejsca dla aniołów. Powiadali. Kim w takim razie jesteśmy my? - Gdyby się dowie... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Notka!!
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
L.A.
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31

Rozdział 8

3.1K 294 5
By karlik116

Od wczoraj nic się nie działo, nie miałam żadnych snów, albo jak to nazywała Rose, wędrówek na jawie. Muszę przyznać, że czułam taką pustkę w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce, ale go tam nie ma... Chociaż wiem, że to absurdalne, ale tak właśnie się czuję. Beznadziejnie. Nawet smoki przestały nas atakować, bo tego nie mówiłam, ale często na warcie innych uczniów były ataki albo nasze własne smoki się buntowały. Jest coraz gorzej a ja nic nie rozumiem. Jedyne co mnie pobudzało, to fakt, że muszę odkryć tajemnicę swojego pochodzenia.

Wyszłam z domku i razem ze swoim smokiem. pobiegłam na lekcję latania. Po drodze oczywiście musiałam wpaść na Scotta.
- Cześć kochanie. - Złapał mnie od tyłu za rękę, okręcił przodem do siebie i chwytając za talię przyciągnął do siebie. Patrzyłam w jego oczy, które w jakiś dziwny sposób mnie hipnotyzowały. Mój umysł mówił mi, że powinnam mu się oddać, ale serce miało inne zdanie. Od jakiegoś czasu ono w ogóle nie daje się urokowi Scotta, dobrze dla mnie.
- Puszczaj mnie! - Syknęłam i obdarzyłam go wściekłym spojrzeniem. Scott patrzył na mnie zaskoczony.
- Jak ty... - Pokręcił głową - Nikt nie byłby w stanie mi się oprzeć.
- Ah czyli chciałeś mnie zaczarować, bym się tobie oddała? Ty gnoju! - Walnęłam go z prawego sierpowego i oddaliłam się z dumną postawą. Nikt nie ma prawa mnie wykorzystać.

Dopiero zdałam sobie sprawę, że wszyscy na nas patrzyli z minami wyrażającymi podziw i strach. Ale czego się bali? Mnie? Nie no, naprawdę?

Stanęłam przy polu startowym i czekałam na rozkaz nauczyciela. Zauważyłam, że jedna osoba ma problem z wejściem na smoka, ten się wyrywał i ciągle zrzucał jeźdźca na ziemię... Poczułam chęć rozmowy z nim...

- To dobry pomysł, ty to potrafisz. - Powiedział Espere. Że co ja się pytam?

- Czytasz mi w myślach?

- Tak, zostałem nie dawno obdarzony tą mocą, niezwykłe, prawda?

Pokiwałam głową i zwróciłam się do rozdrażnionego smoka.

- Co się stało? Dlaczego nie pozwalasz na siebie wejść? - Smok spojrzał na mnie i natychmiast się uspokoił.

- Ty ze mną rozmawiasz? - Zdziwił się.

- Tak, mogę rozmawiać ze wszystkimi smokami. A teraz powiedz, czemu jesteś rozdrażniony?

- Nie potrafię latać! A ona mi każe, choć wie, że nie mogę!

Spojrzałam na jeźdźca, Janet, oczywiście, ona nikogo nie szanuje.

- Twój smok nie potrafi latać. - Powiedziałam a w odwet napotkałam znienawidzony wzrok plastiku.

- Znam lepiej własnego smoka.

- Mylisz się, ty w ogóle nic o nim nie wiesz!

- Skąd jesteś tego taka pewna? - Prychnęła i z kpiącym uśmiechem spojrzała mi w oczy. A tu się zdziwi, odwzajemniłam złowrogi uśmiech.

- Potrafię rozmawiać ze wszystkimi smokami. - Natychmiast na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie i złość.

- Kłamiesz! Ty wredna...

- Zapytaj się swojej przyjaciółki, przecież ona wyczuwa kłamstwa! - plus sama nie może kłamać, ale tego jej nie będę przypominać.

Podeszła do mnie Shelma, jej przyjaciółka i w zamyśleniu spojrzała mi w oczy, potem dotknęła przegubu, gdzie znajdowały się żyły.

- O- Ona... - Dramatyczna pauza - Mówi prawdę. - Zostałyśmy zgromione zabójczym spojrzeniem panny Janet, po czym patrzyłyśmy jak się oddała.

Reszta lekcji minęła znakomicie, nauczyciel pochwalił mnie i pogratulował nowej mocy a następnie puścił na stołówkę.

Podeszłam do stolika z Essie, Mary, Rose i Gwen, po czym opowiedziałam im całe zdarzenie przed lekcją i na.

- Jak ty to zrobiłaś?? - Spytała podekscytowana Mary.

- Sama nie wiem, nie poczułam do niego pociągu. - Wzruszyłam ramionami.

- Dziewczyno! Twoje moce są niezwykłe. Popatrz na to, Essie porusza przedmiotami i włada ogniem, Rose jest jasnowidzką, Gwen się teleportuje, ja potrafię zawładnąć ciałem a Scott hipnotyzuje! I ty mu się sprzeciwiłaś, ty zabijasz głosem, gadasz ze wszystkimi smokami i do tego jesteś jeźdźcem wędrowcem! Wiesz co to znaczy? Możesz być najpotężniejszym jeźdźcem na świecie!

- Ja nie widzę w tym nic niezwykłego. Jestem taka sama jak wy. Mogę za to poręczyć. - Odparłam. - I proszę, nie mówcie tak o mnie, czuję się jak dziwoląg...

- Ale nim nie jesteś! Przestań tak mówić, bo własnoręcznie cię spalę. - Wtrąciła się Essie. Ja mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Przegadamy o tym kiedy indziej.

- Cisza!! - Do stołówki weszła dyrektorka, i stanęła na podeście próbując coś ogłosić. - CISZA MÓWIĘ!!

- W sali natychmiast zapanował spokój. - Tak, dziękuję. Ze względu na ostatnie wydarzenia, dziś wartę będzie pełnić więcej osób, Gwen Rohow, Scott Willson, Gabriella Mach, Karen Hall i Jack Brand. - Zaczęła czytać nazwiska, a mnie wmurowało, nie tylko dlatego, że będę na warcie razem ze Scottem, ale że taka pierwszoroczna jak ja, będzie chronić naszej akademii, chyba ich coś... Uh spokojnie. To tylko cała noc.
-------------------------------------------
To aż cała noc! Ja nie wytrzymam! Mam stać przy bramie i pilnować, kiedy reszta zagłębiła się w las! A do tego razem ze mną został Scott, i właśnie zatruwa mi życie! Ja tego nie zniosę!

- Zamknij się wreszcie! - przerwałam mu w połowie jak że ciekawego zdania. Mój głos poniósł się falami po całym lesie, płosząc ptaki. - I widzisz co zrobiłeś?! Przez ciebie zaraz mogą nas zaatakować.

- Moja wina? - Prychnął. - Idę sprawdzić teren. Pilnuj.

- Nie jestem cholernym psem! - Wydarłam się na niego, ale ten nic sobie z tego nie robiąc, poszedł na zwiady. - Rewelacja, teraz zostałam sama.

Stałam już dobre 25 minut, Scott nie wracał a ja zaczynałam się martwić o tego dupka, a jeśli go porwali? Albo gorzej, zamordowali tak jak niektórych innych na warcie? Nie, nie myśl o tym. Tylko popadniesz w depresję.

Nagle zobaczyłam jakiś ruch przed sobą, dokładnie w lesie. Przełknęłam gólę, która rosła w moim gardle i powoli ruszyłam w tamtym kierunku.

- S- Scott... - jąkałam się - to ty?
Brak odpowiedzi, tylko jakieś szmery po prawej. Serce łomotało mi coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem.

- Nie żartuj sobie ze mnie! Pokaż się.
Wtedy zobaczyłam jak jakaś sylwetka przebiega mi przed nosem, pisnęłam.
Co to było?!

- Scott! Ty dupku, wygrałeś, jestem na maxa wystraszona! A teraz przestań się ukrywać...

Ktoś szedł w moją stronę, ale było ich więcej, dwóch, może i nawet trzech. To na pewno nie był Scott. Z przerażeniem wbiegłam głębiej w las i schowałam się w jakiejś dziurze w drzewie, nie było to mądre posunięcie, bo natychmiast przede mną wyrosły kraty z ziemi. Złoczyńcy zbliżali się do tego miejsca, dopiero zauważyłam, że mieli wielkie czarne skrzydła... Upadli aniołowie. Zastanawiało mnie tylko jedno, czemu my, jako aniołowie jeźdźcy, nie mamy skrzydeł? Ale to nie czas na takie pytania, ktoś właśnie próbuję mnie zabić a ja jestem głową w chmurach i słucham śpiewu aniołów... Wiem! Mój głos! Że wcześniej na to nie wpadłam, szybko, bo są już przy kratach. Wzięłam wdech i zaśpiewałam jedną z piosenek z mojego dzieciństwa, pamiętam, że śpiewał mi ją ktoś bardzo bliski... Jednak nie pamiętam tej osoby... Jedynie jakieś urywki.
Upadłe anioły przede mną padły na ziemię, wydając przy tym stłumiony krzyk, w moją stronę biegło coraz więcej przeciwników, nagle jakaś postać znalazła się przy kracie, zburzyła ją i złapała mnie za rękę, ciągnąc w jakieś miejsce. Jedyne co mi zostało, to zaufać, że przeżyję. Biegłam ile sił, jednak aniołowie byli coraz bliżej, słyszałam jak krzyczeli:

- Za nimi!

- Uciekają!

- Zdrajca!

To ostatnie mną wstrząsnęło, zdrajca? Mówią o osobie, która mnie ratuję? Nie myślałam nad tym dużo, bo nagle postać, wzięła mnie w talii i unieśliśmy się do góry, ale ten uścisk... Ja go znam. Tak samo ciepły i delikatny, jak tego chłopaka ze snu... Spojrzałam mu w oczy, był skupiony, a na jego twarzy malował się ból, rozumiem, zdradził swoich, by mnie ratować, on jest upadłym aniołem. Tylko czemu na myśl o wrogu, moje do tej pory puste serce, zaczęło bić jak nigdy dotąd? Na to pytanie również nie znam odpowiedzi.

Wylądowaliśmy w jakiejś jaskini, mało było widać, ale tyle jak najbardziej starczy. Zdałam sobie sprawę, że ręce chłopaka ciągle obejmują mnie w talii. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne karmelowe oczy, które przenikliwie się we mnie wpatrywały. Czekał na moją reakcje, ja nie jestem upadła a on jest, nie powinniśmy w ogóle się dotykać. Jednak ja nie potrafiłam.

- Dziękuję. - Powiedziałam i ciepło się uśmiechnęłam. Na co on się zdziwił.

- Za co?

- Znów mnie uratowałeś.

- Ale nie powinienem... - Spojrzał na mnie smutno. Wtedy zauważyłam jego czarne skrzydła, były takie piękne, puszyste, nieskazitelnie czarne, jak bezgwiezdne niebo.

Wyciągnęłam rękę by ich dotknąć a w chwili gdy moje palce zetknęły się z jego skrzydłem, poczułam jakąś iskrę, on chyba również, bo drgnął. Ja jednak coraz pewniej mierzwiłam pióra, uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, jak to musi wyglądać. Uniosłam głowę by napotkać jego rozbawione spojrzenie.

- Są piękne. Takie dostojne i nieskazitelne... - Chłopak chwilę milczał, gdy na jego twarzy pojawiła się niepewność.

- Nie boisz się mnie?

- Czego mam się bać? - Nie przestawałam dotykać jego skrzydła, które teraz delikatnie się wokół mnie owijało, to samo drugie.

- Ja jestem upadłym aniołem a ty aniołem, nie powinniśmy nawet się dotykać.

- Mi to nie przeszkadza, naprawdę mam to gdzieś...

Patrzyłam w jego oczy, niemal tonęłam w nich, skrzydła owinęły się wokół mnie, czułam się tak bezpiecznie. Nie ważne, że przy nim nigdy nie powinnam się tak czuć. A jednak. Zauważyłam jak podejmuje decyzje.

- Chrzanić to. - powiedział i połączył nasze usta w pocałunku. Nie liczyło się nic, tylko on i ja, nasze serca odnalazły wspólny rytm i mogłam niemal poczuć, jakie to dla niego trudne, on wie co nas czeka, gdy ktokolwiek się o tym dowie.

Bo oto najsilniejszy z upadłych synów, z najpotężniejszą, chodź o tym jeszcze nie wie, córką równie potężnych aniołów jak oni.
Razem tworzą najniebezpieczniejszą broń.

Jednak miałam to daleko gdzieś, liczy się ta chwila, może to być egoistyczne, ale czuję się przy nim tak bezpiecznie...

W końcu oderwaliśmy się od siebie, nadal mnie obejmował, pozycji nie zmienił. Jednak teraz czułam bijące od niego szczęście. Razem byliśmy jednym wielkim szczęściem.

- Jestem Aiden. - Uśmiechał się, co odwzajemniłam. No nie wierzę, całowałam się z nieznajomym.

- Karen. - Powiedziałam i jeszcze raz, złożyłam mu namiętny pocałunek.

A co najgorsze, lub najlepsze co mnie spotkało... kocham wroga.

Continue Reading

You'll Also Like

55.5K 2.9K 63
Pierwszy tom. Lily myślała, że jej dotychczasowe życie na Ziemi jest trudne... Lecz gdy zostaje porwana do Krainy Gniewu rządzonej przez okrutnego Am...
107K 5.3K 97
Wykorzystywana, zdradzana i torturowana przez męża i siostrę, umierała w rozpaczy, zastanawiając się, dlaczego nie przejrzała ich wcześniej? Może Bóg...
921K 41.4K 58
Książę Wilków i zwykła córka rolników... On wybiera ją ze wszystkich kobiet w Królestwie na swoją żonę. Ona dowiaduję się, że przebywanie w miejscu n...
173K 10.7K 102
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...