Rodzina Monet- historia Haili...

By wiksai

33K 1.6K 1.2K

Hejaa, witam was w kolejnym opowiadaniu o RM. Jeśli jeszcze nie widzieliście poprzednich to zapraszam 💗 UWAG... More

I.
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
Epilog.

XVIII

848 58 20
By wiksai

Pamiętajcie o gwiazdce! zachęcam do komentowania!

Pov: Hailie

Minęło około dwóch godzin odkąd siedziałam związana i zamknięta w jakimś pomieszczeniu.
Była to jakaś piwnica w lesie. Przy opuszczonym domu.

Gdy blondyni mnie tu "odstawiali" wyższy z nich podszedł wtedy do mnie i przyłożył nóż do brzucha. Zrobił około pięcio centymetrową linię przecinającą moje ciało i materiał sukienki.

Od tej pory mężczyźni tu nie przychodzili.
Teraz jednak stali przede mną, jeden z nich uśmiechał się złowieszczo, drugi wyglądał jakby o czymś myślał.

Rana piekła mnie niezmiernie. Nie była odpowiednio zdezynfekowana ani opatrzona, bałam się, że na tym się nie skończy. Jak się okazało, miałam rację.

Bez słowa mężczyzna podszedł do mnie i kucnął obok.

- I co? Jak ci się tu podoba? - zapytał i wyjął z kieszeni ten sam nóż - Fajnie, nie? Trochę tu sobie posiedzisz.. - przyłożył go do ramienia i sunął powoli w dół - Bracia dostali informację o okupie, nie musisz się tym martwić. - z każdą sekundą przyciskał metal mocniej - A co do jedzenia.. Chyba nie musisz nic jeść, prawda? Przydałoby ci się trochę zrzucić. My damy ci taką opcję.

Nawet obcy mówią, że powinnam schudnąć. Mają rację.

Odsunął nóż, wstał i podszedł do tego drugiego, po czym oboje wyszli, zamykając za sobą drzwi.

Spojrzałam kątem oka na ranę. Krew lała się po całej długości ręki. Musiało być to jedne z tych głębszych cięć.
Przeniosłam wzrok na rozcięcie na brzuchu. Materiał wokół draśnięcia przesiąkł krwią.

Gdzie są bracia? Czy w ogóle przyjadą?

***

Pov: Will

Wyjechaliśmy z domu po dziewiętnastej.

Jakieś pół godziny wcześniej Vincent dostał wiadomość od porywaczy, przelew i wyrównanie rachunków za siostrę.
Zignorowaliśmy tę wiadomość, nikt nie miał zamiaru okazywać słabości wobec obcych osób.

Każdy z nas miał na sobie kamizelki kuloodporne, byliśmy ubrani w ciemne spodnie, koszulki, mieliśmy przy sobie broń.

Każdy z nas strasznie martwił się o Hailie. Na dodatek Adrien Santan o wszystkim wiedział.. Przyjechał pod posesje i nie odszedł dopóki go nie wpuściliśmy.
Vince, jako członek organizacji, musiał poinformować go o niebezpieczeństwie.

Około dwudziestej byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z aut. Za jak i przed nami szło kilku ochroniarzy.

Niedaleko stał budynek. Wyglądał na opuszczony. Weszliśmy do niego. Był okropnie zaniedbany.

Powoli rozglądaliśmy się po pomieszczeniach szukając Hailie.
Nigdzie nikogo nie było.

Wyszliśmy z domku.

Lokalizacja pokazywała, że jesteśmy na dobrym miejscu, ale niczego nie mogliśmy znaleźć.

Minęła godzina, może półtora któryś z braci krzyknął, że znalazł coś przypominającego dawne piwnice.

Weszliśmy tam.

Było jeszcze gorzej niż w poprzednim budynku. Wszędzie były pajeczyny, kurz, robaki.
Byłem zły na samą myśl, że nasza siostra spędziła tu kilka godzin.

- Są tu! - zawołał jakiś obcy mężczyzna.

Natychmiastowo ochroniarze wymierzyli bronią w niskiego blondyna.

Chwilę później obok niego zjawił się wyższy, trzymający Hailie. Przykładał nóż do jej gardła.

Dziewczyna miała zakrwawiony brzuch, ręce, szyję i lekko twarz.

Gdybyśmy nie zjawili się wcześniej, byłoby za późno.

- Schowajcie te śmieszne bronie, no chyba, że chcecie pożegnać się z siostrą? - uśmiechnął się porywacz.

- Co dostaniemy w zamian? - zapytał powoli najstarszy.

- Hmmm... życie waszej siostry? Oczywiście nie wypuścimy jej, póki nie dostaniemy pieniędzy, ale przynajmniej będzie żywa. Chyba.

Szatynka była przerażona. Na jej twarzy widoczne były ślady łez.

Serce krajało mi się na ten widok. Chciałem podejść do niej i powiedzieć, że wszystko już jest dobrze. Na to jednak musiałem poczekać.

- Najpierw ją wypuśćcie. - wypowiedział Vince.

- O nie, nie. Znam te numery. Najpierw kasa.

- Ja też je znam, dlatego najpierw ją wypuścisz.

- Uwierz mi, że to nie ty tu ustalasz zasady. To ja mam życie twojej siostry w moim rękach. Nie ty. - przycisnął nóż mocniej do gardła i uśmiechnął się złowieszczo. - Odważysz się tu podejść? No dawaj, spróbuj.

Czekaliśmy na odpowiedni moment.

Musieliśmy w tym samym czasie oddać strzał w dwóch porywaczy, nie trafiając przy tym Hailie.

Spojrzałem na Vincenta. Skinął ledwo zauważalnie głową.

- 3.. - zacząłem odliczać szeptem, tak aby usłyszeli to gracją i ochroniarze.

- 2.. - każdy przyszykował lepiej broń.

- 1! - w tym momencie padły strzały.

Dwojga mężczyzn opadło na ziemie. Wyższy puścił siostrę, raniąc ją przy tym trochę w gardło.
Hailie upadła. Klęczała niedaleko ciał.

Podbiegłem do dziewczyny i jak najszybciej ją stamtąd zabrałem.

Ledwo chodziła, opierała się o mnie ciężarem ciała. Wyszliśmy z piwnicy.

Obok mnie stał jakiś ochroniarz.

Hailie załkała, na co pogładziłem ją lekko po plecach.

- Już, spokojnie. Wszystko dobrze. Gdzie najbarziej cię boli?

- Brzuch.. - wyszeptała ledwo słyszalnie.

Ochroniarz podał mi bandaże, środki odkażające i waciki.
Oczyściłem delikatnie ranę po czym ją opatrzyłem.

Skrzywiłem się widząc rozcięcie na ręku. Było głębokie i długie.
Hailie syknęła gdy zacząłem odkażać cięcie.

- Wiem, malutka, ale musimy to odkazić.

Miała jeszcze kilka ran na drugiej ręce i talii, które również opatrzyłem.

Z dołu wyszedł Vincent.

- Trzeba zawieźć ją do szpitala. - zwrócił się do mnie - Pojedziesz ze mną. Chłopacy się nimi zajmą.

Skinąłem głową i pomogłem wstać dla szatynki.
Doprowadziłem ją do auta i jak najszybciej pojechaliśmy do szpitala.

***

Weszliśmy do sali, w której leżała Hailie. Wyglądała na słabą i przestraszoną.

- Jak się czujesz? - zapytał najstarszy.

- Źle. - wyszeptała.

- Coś cię boli?

- Trochę.

- Musisz coś zjeść. Nie jadłaś od ponad siedmiu godzin.

- Nie chcę..

- Musisz, Hailie. Inaczej będziesz czuła się gorzej.

- Nie dam rady nic zjeść.

- Będziesz musiała. Wytrzymasz tutaj do rana czy wolisz jechać do domu?

- Do domu.

- Dobrze, więc tam coś zjesz.

Vince załatwił wypis na żądanie i pojechaliśmy do domu. Hailie odrazu pokierowała się do swojego pokoju.
Poszedłem za nią.

- Co zjesz na kolację? - zapytałem.

- Nic. Zjem rano.

- Hailie.. Ostatnio jesz jeszcze mniej. Musisz zjeść, jesteś osłabiona, nawet po kilku godzinach, spędzonych w takich warunkach.

- Nie chcę.

- Malutka, proszę cię.

Westchnęła.

- Owsianka będzie okej.

Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem z pokoju.

Pov: Hailie

Will zostawił mi już owsiankę, życzył smacznego i zszedł na dół.

Zamknęłam drzwi na klucz, chciałam być teraz sama.
Strasznie bolały mnie rozcięcia zrobione przez mężczyzn, ale ignorowałam to. Zasłużyłam na to. Zasłużyłam na ból, który dostawałam.

Owsiankę wylałam do toalety, po czym spuściłam wodę.

Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka.
Chciałam odpocząć, zasnąć i zapomnieć.

Ale nie mogłam.

Gdy położyłam się w łóżku i próbowałam zasnąć, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuję. Co chwilę podnosiłam głowę i upewniałam się, że jestem sama. Zdawało mi się, że ktoś łapie mnie i chce wyciągnąć z pokoju.

Po upływie około pół godziny podniosłam się do siadu. Z oczu ciekły mi już łzy. Bałam się. Straszliwie bałam się, że to się powtórzy.
Za każdym razem gdy ścierałam łzy pojawiały się nowe i nie mogłam ich zahamować.
Dłonie trzęsły się, oddychało mi się ciężej.

Zasługiwałam na to?

Płakałam dusząc się własnymi łzami.

Chciałam w końcu żyć normalnie.
Bez strachu.
Z wymarzoną sylwetką.
Bez problemów.

Ale może nie mogłam?

Może to ja byłam problemem?

Usłyszałam dźwięk powiadomienia.

Podniosłam telefon i starałam łzy z twarzy i oczu aby cokolwiek widzieć.

Adrien Santan:
Twoi bracia przekazali mi informację, że dotarłaś już do domu. Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze, życzę powrotu do zdrowia Hailie Monet.

Pieprzony Adrien Santan.

Co ja miałam mu odpisać? Odpisywać coś?

Trzęsącymi się dłońmi wystukałam wiadomość.

Ja:
Dziekhję, ja tex się cieszq.

No świetnie. Pomyśli jeszcze, że jestem pijana.

Połączenie przychodzące od: Adrien Santan

No zajebiście.

Nie mogę odebrać.
Nie byłam w stanie rozmawiać. Z oczu wciąż ciekły mi łzy, nie mogłam złapać oddechu.

Ale odebrałam.

- Hailie Monet? - usłyszałam głos w słuchawce.

- Mhm.

- Czy ty jesteś pijana? - zapytał wprost.

Miałam rację.

- Nie, nie jestem. - powiedziałam złamanym głosem.

- Jesteś w domu swoich braci, prawda?

- Mhm.

- Czy mogłabyś używać zdań? Słabo cię słyszę, a niepokojące jest to, że jesteś przy telefonie po drugiej w nocy.

- Tak, jestem w domu braci.

Nie ma bata, że nie rozpoznał, że płaczę. Nigdy w życiu nie miałam aż tak płaczliwego tonu.

- Czy wszystko jest dobrze?

Nie odpowiedziałam.

- Masz kolejny atak paniki?

Najpierw nie odpowiedziałam.

- Dobranoc, Adrienie. - odsunęłam telefon od ucha.

- Nie. - zatrzymał mnie jego głos - Muszę być pewien, że nic tobie nie zagraża. Pod względem psychicznym jak i fizycznym. Czy masz kolejny atak paniki? - powtórzył pytanie.

Kolejne łzy pociekły po twarzy.
Załkałam.

- Oddychaj. Musisz nad tym zapanować.

Myślałam nad tym czy się rozłączyć. Prawdopodobnie powinnam to zrobić.
Ale nie zrobiłam. Miałam nadzieję, że mi pomoże, że w końcu będę mogła poczuć się normalnie.

- Odliczaj od stu w dół co trzy. Skup się na tym. Odciągnij swoje myśli. - wciąż mówił. - Dasz radę Monet. Skup się.

100..
97..
94..
91..
88..
85..

- Jeśli masz w pobliżu okno, bądź balkon, otwórz je.

Powoli wykonałam polecenie.
Skacz!
Nie no, nie dzisiaj..

82..
79..
76..
73..
70..
67..

Uderzył we mnie chłód powietrza.

Oparłam się o barierkę, aby złapać równowagę.

64..
61..
58..
55..
52..
49..
46..

Było zdecydowanie lepiej. Wytarłam dłonią łzy i usiadłam na płytkach balkonu.

- Czy już jest dobrze? - zapytał Santan.

- Tak. Dziękuję. - wyszeptałam zmęczona.

- Dobranoc, Hailie Monet.

- Dobranoc, Adrienie.

Połączenie zakończone.

Wypuściłam powietrze z ust i wpatrywałam się w krajobraz za barierką.
Zerknęłam na zegarek. 2:47.

Pewnie nie pójdę już spać. Chyba, że na godzinkę, dwie.

Musiałam odpocząć, ale patrzenie na ciemny las w nocy, dawało mi spokój.
Dzisiaj już nie zadręczałam się tym, dlaczego Adrien mi pomógł, a nie rozłączył się i poszedł spać. Jutro miałam zamiar o tym myśleć. Dzisiaj nie miałam sił na nic.

Continue Reading

You'll Also Like

18.5K 507 20
Pełnoletnia już Hailie przyzwyczajiła się do braci, kocha ich ponad wszystko lecz gdy myśli że wszystko już się ułożyło niestety okazuje się że to wi...
53.9K 1.4K 29
Rodzina Monet A do gdyby Hailie miała podobne zainteresowani co bracia? Czy to ich do siebie zbliży? Odpowiedzi na te jak i inne pytani znajdziecie...
73.5K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
19.3K 3.3K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...