Rodzina Monet- historia Haili...

By wiksai

31.9K 1.5K 1.1K

Hejaa, witam was w kolejnym opowiadaniu o RM. Jeśli jeszcze nie widzieliście poprzednich to zapraszam 💗 UWAG... More

I.
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
Epilog.

XIV

857 42 11
By wiksai

Pov: Adrien

Stałem obok stołów bankietowych, przyglądałem się siostrze Monetów.

Zaskoczyło mnie to, że stała kompletnie sama. W tym momencie była łatwym celem do dosłownie wszystkiego. Wyglądała na zagubioną.
Zastanawiałem się, dlaczego Vincent pozwolił zostawić ich perełkę samą na ogromnym bankiecie, gdzie conajmniej połowa osób była z organizacji.

Jakiś plan? Wątpie.

Przez jakiś czas szatynka rozmawiała ze swoimi najmłodszymi braćmi, ale po jakimś czasie bliźniacy odeszli.

Zaledwie kilkanaście minut później, dziewczyna jak najszybciej poszła gdzieś w głąb korytarza.
Była strasznie blada.

Powoli ruszyłem za nią.

Weszła do jakiejś sali na uboczu, gdzie, jak mniemam, nikogo nie było.

Uchyliłem bardziej drzwi i wszedłem do pokoju.

Płakała.

Zmarszczyłem lekko brwi i dokładniej się jej przyjrzałem.

Wyglądała jakby nie mogła złapać oddechu. Jakby się dusiła, ale nic nie stało na przeszkodzie aby złapać oddech.

Osunęła się po ścianie i zbliżyła kolana do klatki piersiowej.

- Hailie Monet? - czekałem na odpowiedź.

Podszedłem do dziewczyny, widząc, że wciąż się nie uspokaja.

Ukucnąłem naprzeciwko niej.

Wyciągnąłem rękę aby odgadnąć włosy z jej twarzy, ale powstrzymałem się pamiętając o przeklętych zasadach organizacji.

- Oddychaj. Spokojnie. Musisz nad tym zapanować. - starałem się brzmieć jak najdelikatniej.

- N-nie mogę..

- Możesz. Oddychaj powoli. - byłem spokojny, ale stanowczy.

- Czy mogę cię dotknąć? - zapytałem widząc, że wciąż nie może się uspokoić i oddycha coraz gorzej.

Skinęła odrazu głową.
Już miałem mówić, że musi mi odpowiedzieć, ale zanim zdążyłem, wyprzedziła mnie.

- T-tak.. - wyszeptała starając się złapać odech.

Jedną ręką ogarnąłem włosy z jej twarzy, drugą złapałem jej dłoń i położyłem na miejscu serca. Tak aby mogła wyczuć uderzanie, dzięki czemu mogła wrócić do rzeczywistości.

Poczułem jak spięła się na dotyk.

- Oddychaj razem ze mną. Wdech i wydech. Powoli.

Chwilę to potrwało, ale w końcu z jej oczu przestały ciec łzy, a oddech się unormował.

- Czy wszystko jest już dobrze? - zapytałem normalnym tonem

Skinęła lekko głową.

Zabrałem swoje ręce.

- Poinformować twoich braci? - zapytałem po chwili.

- Nie. Sama to za chwilę zrobię.

- Więc tu zaczekam.

Nieodpowiedzialne byłoby zostawiać nastolatkę samą, podczas tego gdy wyglądała jakby miała zemdleć.

- Zostawili cię tu samą? - zapytałem za jakiś czas.

- Mhm.

- Ktoś ci coś zrobił? - uniosłem brew do góry jednocześnie je marszcząc.

- Nie.

- Jeśli ta..

- Nikt mi nic nie zrobił. - przerwała mi.

- Powinnaś zadzwonić po braci.

Westchnęła.

- Wiem, ale najpierw muszę wstać, a do tego potrzebuje siły, którą zbieram.

Nawet w tej chwili wysiliła się na zdenerwowanie. No cóż.

Dziewczyna powoli starała się wstać. Nie wyszło.
Przymknęła oczy i złapała się ściany. Wyglądała jakby miała zemdleć właśnie w tej chwili.

Podszedłem do niej, zanim ją dotknąłem powtórzyłem pytanie.

Gdy je usłyszała, wzdrygnęła się lekko na co ponownie zmarszczyłem lekko brwi.

Udzieliła dość zaskakującej odpowiedzi.

- Dam radę.

Nie protestowałem. Stałem w miejscu i obserwowałem, czy będzie potrzeba aby jej pomóc. Dziwiło mnie to, że woli ledwo stać na nogach, niż żebym jej pomógł wstać.

Po jakimś czasie ruszyła w kierunku drzwi.

- Bracia Cię odwiozą? - zatrzymałem ją.

- Napisałam do nich, jeszcze nie odczytali. Idę na dwór.

Nie odezwałem się już słowem. Poczekałem spokojnie aż wyjdzie i sam wyszedłem.

Oczywiste było to, że za nią pójdę. Wyglądała na bardzo, nardzo osłabioną, więc zostawianie jej choćby na chwilę byłoby nieodpowiedzialne.

Na dworze czekali na nią dwaj najstarsi bracia.

Vince posłał mi te swoje lodowate spojrzenie.

Hailie podeszła do Williama, który lekko ją objął. Spytał ją o coś, na co przytaknęła.

- Adrienie. - skinął głową Vincent.

- Vincencie.

- Czy coś się stało? - zapytał.

- Spotkałem waszą siostrę podczas, jak mniemam, ataku paniki, dopilnowałem aby wróciła bezpiecznie do braci.

Skinął głową.

- W takim razie dziękujemy.

William odszedł gdzieś z siostrą. Najprawdopodbniej do auta, aby ją odwieźć.

Podszedłem do najstarszego z jej braci.

- Zostawianie waszej siostry samej podczas tak dużego bankietu było nieodpowiedzialne z waszej strony. Nie sądzisz?

- Gdyby chodziła krok w krok za mną, dowiedziałaby się prawdopodobnie wszystkiego o organizacji. To byłoby bardziej nieodpowiedzialne. Nie sądzisz? - jego ton nie okazywał rzadnych emocji.

- Po co więc ją tu zabraliście? Większość zebranych to członkowie organizacji. - ciągnąłem rozmowę dalej, chcąc uzyskać jak najwięcej informacji. - Wasza posesja jest chyba wystarczająco zabezpieczona, aby być pewnym, że nikt obcy się tam nie pojawi. Prawda?

- Było to dla nas jedyne wyjście z pewnych powodów o których mówić nie mam zamiaru. Hailie nie wyraziła słowa sprzeciwu, więc tu przyjechała.

- Współpracujemy ze sobą, nieprawdaż? Chciałbym znać te, jak to ująłeś, pewne powody. Może mogą wyrządzić organizacji, bądź jej członkom, krzywdę. Muszę być przygotowany.

- Zapewniam Cię, Adrienie, że powody nie mają nic wspólnego z organizacją, tylko z Hailie. Nie mogę jednak rozpowiadać ich, ponieważ jest to jej decyzja. A teraz przepraszam. Muszę już iść.

Spojrzałem na odchodzącego Vincenta.

- Zapewniam Cię, że jeszcze dowiem się o co chodzi. - wypowiedziałem, tak, aby nie mógł tego usłyszeć.

***

Pov: Hailie.

Po powrocie do domu odrazu poszłam do pokoju.

Wyglądałam okropnie.

Tusz rozmazał mi się trochę po policzkach, widoczne były ślady łez. Włosy miałam rozczochrane, oczy lekko spuchnięte.

Weszłam pod prysznic, starając się o tym zapomnieć. Zapomnieć o wysztkim.

Po mojej głowie krążyło jednak wiele pytań.

Skąd Adrien Santan wiedział, że jestem w tej sali? Dlaczego mi pomógł? Dlaczego odrazu nie zawołał braci? Dlaczego chodził za mną nawet gdy mu odmówiłam? O co tu chodziło? Wątpię, że o zwykłe dobre maniery lub pomoc.

Po szybkim prysznicu przebrałam się w piżamę i weszłam do pokoju. Na łóżku siedział Will.

- Leki masz na szafce nocnej. - oznajmił.

- Okej, dziękuję.

- Jak się czujesz?

- Już lepiej. Jest okej.

- Adrien mówił, lub robił coś co mogło by być niepokojące?

- Nie. Pomógł mi się uspokoić. Nic wielkiego.

- Powinien nas zawołać.

- Wiem i nie mam pojęcia dlaczego tego nie zrobił.

- Rozmawiałaś z nim wcześniej? Na bankiecie.

- Nie. Poprostu nagle wszedł do sali i mi pomógł. Will, nic się nie stało, nie musisz się martwić.

- Wiem malutka, wiem. Ale Adrien nie jest odpowiednią osobą do pomagania podczas ataku paniki. Dlatego mnie to dziwi.

Skinęłam ze zrozumieniem głową.

- I napewno o nic nie wypytywał? Nic nie zrobił?

- Nie. Pytał tylko dlaczego byłam sama i mówił, że zostanie dopóki do was nie napiszę.

- Rozumiem. W takim razie dobranoc, Hailie, odpocznij.

- Dobranoc Will.

Brat wyszedł z pokoju.

Położyłam się na łóżku. Naprawdę potrzebowałam odpoczynku.

Wciąż czułam przy sobię charakterysztyczny zapach wody kolońskiej. A jedyne czego chciałam, to o nim zapomnieć. Zapomnieć, że Adrien mi pomógł, że widział mnie w takim stanie, że będzie chciał dowiedzieć się dlaczego miałam atak paniki.
Chciałam poprostu o nim zapomnieć.

No nie wychodziło to za dobrze.

- Czy mogę cię dotknąć?

To jedno nieszczęsne pytanie krążyło po mojej głowie. Powinnam powiedzieć braciom, że mnie dotknął? Raczje i tak nie robi to różnicy więc w sumie po co? A może robi?

Z tymi pytaniami w głowie, zasnęłam.

***

Na śniadanie zeszłam po dziewiątej.

W kuchni siedział Vince.

Zrobiłam sobie tosty i usiadłam naprzeciwko niego.

- Jak się dziś czujesz? - zapytał po chwili.

- Dobrze.

Cieszyłam się, że w końcu mogę powiedzieć to szczerze.

- Chciałbym porozmawiać z Tobą o Adrienie.

Wywróciłam oczami.

- Zanim cokolwiek powiesz. Wiem, że nic się nie stało, Will przekazał mi to. Chcę tylko powiedzieć, żebyś starała się trzymać od niego z daleka. Rzeczywiście nie w jego stylu jest pomoc osobom trzecim, dlatego przypominam ci, żeby wasze relacje nie wchodziły nawet na minimalnym poziomie na koleżeńskie.

- Wiem. To on przyszedł mi pomóc. W życiu nie chciałabym jego pomocy.

- Dobrze. Smacznego.

- Dziękuję.

Wzięłam talerz i wróciłam na górę.

Mimo chęci, nie miałam dziś apetytu. Śniadanie wylądowało w koszu.

Continue Reading

You'll Also Like

13.5K 1.3K 15
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
658K 2K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
59.1K 2K 120
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
12.6K 929 34
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...