A Life War - Taekook

נכתב על ידי Hide_InThe_Moonlight

9K 898 109

Druga część historii "A Love War". Utopijna sielanka zwykłego, spokojnego życia zostaję zakłócona przez pewną... עוד

Sen czy przepowiednia? *1*
Tyle długich lat... *2*
Zły omen *3*
Wzloty i upadki *4*
Przeszłość potrafi być niebezpieczna *5*
Jak tańczyć z diabłem? *6*
Niezbyt komfortowa sytuacja *7*
To nie przypadek *8*
Słabość *9*
Czasami kłamstwo smakuję lepiej *10*
Bitwa prawdy z kłamstwem *11*
Niedoścignione marzenie *12*
Ten jeden dzień w roku *13*
Sylwestrowe boom! *14*
1590 gramów szczęścia *15*
Mój kolejny koszmar *16*
Kłopoty przyciągają kłopoty *17*
Nie zostawiaj mnie samego, proszę! *18*
Uroki bycia tatą *19*
Pojęcie bycia szczęśliwym *20*
Z dala ode mnie *21*
Gorzej być nie może *23*
Szczęście w nieszczęściu *24*
Złamana obietnica *25*
Jak oszukać serce? *26*
Największy pechowiec świata *27*
Witamy w piekle! *28*
W rękach kata *29*
Siódmy dzień męczarni *30*
Koreański Łazarz *31*
Jak poskładać diabelskie skrzydła? *32*
Gorycz porażki *33*
Uśmiech losu *34*
Czasu nie można cofnąć *35*
Utrata kontroli *36*
Świt *37*
Bałagan * 38*
Brakujący element *39*
Seria trudnych pytań *40*
Niewytłumaczalne przyciąganie *41*
Jak ulotny jest czas? *42*
Pierwsza próba *43*
Czasem trudno wybaczyć *44*
Coraz bliżej *45*
Polowanie *46*
Nadzieja matką głupców *47*
Jak szepcze dusza? *48*
Mało czasu *49*
Mała szczypta normalności *50*
Strach *51*
Mały, czasowy poślizg *52*
Wizyta w raju *53*
Kula za kule *54*

Pierwsza konfrontacja *22*

132 19 0
נכתב על ידי Hide_InThe_Moonlight

Pierwszy lutego. 

Afganistan; Azja Południowa. 

★★★

Dni zdawały się mijać wyjątkowo szybko. Godziny płynnie przeskakiwały na tarczy zegarka, który oplatał jego lewy nadgarstek. Pogoda zdecydowanie trudniejsza niż się wstępnie spodziewali. Jako że w Busan wciąż trwa zima, tak zdecydowanie wyższe temperatury, niż to do czego mieli okazję przywyknąć ostatnio było zaskakujące. To już czwarty dzień wędrówki. Zgodnie z informacjami, jakie otrzymali od sztabu wojskowego, mieli się udać w miejsce, gdzie po raz ostatni satelity i radary nawiązały kontakt z grupą wojskową. Dotarcie do tego miejsca wcale nie było łatwe. Już pierwsze spojrzenie w mapy dało zarys wydarzeń, które mogły mieć miejsce. 

— Tutaj mamy teren górzysty — tłumaczył Jeon, stojąc przed dużą mapą, a otaczająca go grupa dziesięciu mundurowych słuchała każdego jego słowa — Ostatnie miejsce, w którym logował się oddział to zaminowany teren trzy kilometry od wąwozu, co oznacza, że utrata zasięgu jest bardzo prawdopodobna. My postaramy się dotrzeć do tego miejsca od drugiej strony, przekraczając wąwóz. W taki sposób uda nam się ustalić, czy jest jakakolwiek możliwość, że wciąż mogą tam być, żywi lub martwi — celowo zrobił pauzę, aby uświadomić każdego, że tych kogo szukają może nie być już w świecie żywych — Dokładnie przeszukamy ten obszar, wspólnie ustalając jaką trasą mogli pójść. Może uda nam się trafić na jakiś ślad, który nas do nich zaprowadzi. Celem na dziś jest dostanie się do zachodniej ściany wąwozu. Po niezbędnej infiltracji podejmiemy kroki jego sforsowania. Jakieś pytania? — rzucił w przestrzeń. 

Nikt się jednak nie odezwał. Nie mógł powiedzieć, że ludzie, z którymi musi teraz pracować mieli jakiekolwiek pojęcie o ukształtowaniu terenu, na jakim się znajdowali. Połowa z mundurowych to ochotnicy, którzy są tutaj po raz pierwszy, łącznie z porucznikiem, który od samego początku milczał jak grób. 

— Skoro wszystko jasne, ruszajmy.

Przez całą drogę słyszał za swoimi plecami jak poszczególni żołnierze o nim plotkowali. Wielu nazywało go demonem, inni pustynnym duchem, a jeszcze inni bytem nie z tego świata. Wielu nie wierzyło, że w ogóle dane im było poznać kogoś tak sławnego w ich jednostce. Praca z istnym weteranem swojego fachu to nie lada gratka. Brunet jednak wolał to od masy pytań. W ciszy lepiej zachować skupienie i czujne oko, coś, co było teraz szczególnie ważne. Dobrze wyszkolony oddział nie ginie od tak. To, na co trafili musiało przerosnąć ich oczekiwania. 

Nie miał pojęcia ile mogło minąć godzin, gdy w powolnym marszu, u swego boku ujrzał Minhyuka. Sprawiał wrażenie jakby chciał o coś zapytać, tylko nie potrafił znaleźć na to słów. 

— Co chcesz wiedzieć? — mruknął w pewnej chwili, na co dotrzymujący mu kroku mundurowy wzdrygnął się zaskoczony. 

— Przecież o nic nie zapytałem. 

— Grymas na twarzy cię zdradza. Pytaj, skoro mam humor. Nie dostaniesz drugiej szansy. Nie zwykłem ich dawać nikomu. 

Dowódca przełknął ciężko ślinę, bo sam wydźwięk tych słów brzmiał nienaturalnie strasznie. Był niczym ostrzeżenie. Raz mi podpadniesz, a masz we mnie wroga do końca życia. Lepiej nie mieć kogoś takiego przeciwko sobie. 

— Co twój facet na to? — pyta nagle, nieco odbiegając od głównego pytania, które kręciło mu się na języku. 

— Naprawdę cię to interesuje?

Szybkie mruknięcie potwierdza to pytanie. 

— Nie był zadowolony — odpowiada szybko. 

— Nie wiedziałem, że masz syna. Soon nic nie wspominał. 

— Robi ci to jakąś różnice? — pyta nad wyraz chamsko, czego nie potrafi teraz powtrzymać. Nawet jeśli choć chwilowo zakopał topór wojenny z porucznikiem, nie oznacza, że go lubi i zacznie szanować. 

— Sporą — wyznaję — Ja nie mam nikogo. Nic tutaj nie stracę, jeśli coś pójdzie nie tak. Co z tobą w takiej sytuacji? 

Wybrał najtrudniejszy możliwy temat. Albo zrobił to celowo, albo naprawdę go to dręczyło. 

— Nic, a co ma być. Życie będzie toczyć się dalej, ze mną, lub beze mnie. Nie jestem aż tak znaczącą częścią wszechświata, aby nagle ziemia przestała się obracać, czy zmieniła położenie. 

Śmiech, którym komentuję swoją własną wypowiedź zdaję się nie bawić starszego z mężczyzną. Przypatruję mu się bliżej, choć nie dostrzega, aby żartował. Naprawdę śmierć nic dla niego nie znaczy, szczególnie teraz, gdy dorobił się rodziny? Szalony facet. 

— A co z nim? Zostawisz go od tak? Żadnej głębszej refleksji?

— Coś ci powiem — mruczy, zatrzymując się na chwilę. Rozgląda się dookoła, chcąc mieć pewność, że znajdują się w bezpiecznej pozycji, po czym kontynuuje — W niektórych sytuacjach nie dostajemy prawa wyboru. To los wybiera za nas. Albo szczęście, głupi zbieg okoliczności. Chwila nieuwagi może okazać się dla nas zgubna w każdej sekundzie dnia, szczególnie tutaj. Nawet jeśli będę bardzo wierzył, że wyjdę z tego cało, nie da mi to żadnej gwarancji, że rzeczywiście tak będzie. To nic co możesz sobie z wyprzedzeniem zaplanować. Czasem jedna zbłąkana kula kończy wszystko i nic nie możesz na to poradzić. Widziałem to nie raz. 

Cisza. Jedyny komentarz jaki otrzymuję od rozmówcy. Nie czekając na jego reakcję, znów rozpoczynają marsz. Słowa ciemnowłosego długo siedzą porucznikowi w głowie. Tak błahe słowa niosą ze sobą ogromną prawdę, ale i ogromną bezradność. W niektórych sytuacjach życie nawet jeśli pozostaje w naszych rękach, nie jest pod nasze rozkazy. 

Powinien dawno o tym wiedzieć, szczególnie jako wojskowy. 

★★★

Wąwóz okazuję się zaskakująco spokojny. Żadnych oznak, że doszło tutaj do masakry. Żadnych ciał, krwi, niczego. Ani łuski od pocisku. Zaskakujące. 

— Nic tutaj nie ma — wyznaję jeden z żołnierzy — Gdzie mogli pójść? To miejsce nie ma nic wspólnego z wyznaczoną trasą jaką mieli się kierować. 

— Coś ich tutaj przywiodło, tylko co? — pytał sam siebie, uważnie skanując horyzont. 

Nie było tutaj niczego co powinno zwrócić ich uwagę. Absolutne zero. Czemu więc dobrze wyszkolony zespół meldował się tutaj po raz ostatni? Plany były przecież zupełnie inne. 

— Dajcie mapę — prosi strapiony, starając się myśleć jak niegdyś kamraci broni. Pospiesznie omiata najbliższe tereny, które może podsuną mu jakikolwiek plan. Tutaj kończyła się zaplanowana część wyjazdu. Teraz musieli działać według wskazówek Jeona — Nie ma tu nic, do czego mogliby dążyć. Żadnych budynków, patroli, strategicznych punktów. Gdzie tak w ogóle szli, jeśli oczywiście żyli?

Długo ślęczał nad kawałkiem kolorowego papieru, posiłkując się widokiem z drona, który rejestrował obraz na bieżąco. Nic jednak nie rzuciło im się w oczy. Do czasu. 

— Zaczekaj, daj trzydzieści stopni w prawo — polecił, zerkając na ekran, na którym pierwszy raz od wielu dni pojawiła się zielona kropka — Co to takiego? 

Cały oddział zbiegł się niczym sępy do padliny, nie licząc dwójki stojącej na straży. 

— Maszt radiowy? Wieża telekomunikacyjna? Coś w tym stylu — tłumaczył pilot drona. 

— Jaka odległość nas od tego dzieli?

— Chwileczkę — mruknął, stukając palcami po klawiaturze w zastraszającym tempie — Osiem kilometrów. Dlaczego więc nie widzimy jej na horyzoncie?

Właśnie to było pytanie. Dlaczego nie dostrzegli wysokiego na trzydzieści metrów w niebo metalowego masztu? Z tak bliskiej odległości nie powinno być to dla nich problemem. 

— Dlatego, że jest ukryty — rzucił, wiedząc już wszystko — To stacja ukryta w skale, już kiedyś miałem okazję widzieć coś takiego. 

Pospiesznie szukał w swoich papierach zdjęć sprzed kilku lat, gdzie czysto przypadkowo udało im się zdemaskować spory oddział terrorystów, właśnie w podobnej konstrukcji. W całym szale nie zauważył, że z pliku papierów wypadło mu coś jeszcze. Rzucił kilka fotografii przed oczy pozostałych, zaczynając wyjaśniać. 

— Kiedy byłem tu jakiś czas temu natknęliśmy się na coś podobnego. To zdalnie sterowana baza, w pełni zabezpieczona, ale także w pełni działająca. Jeśli pułk siódmy także ją dostrzegł, mógł obrać plan, aby się do niej dostać. Mogli napotkać na problemy z łącznością, może nawalił sprzęt. Byli pewni, że tam uda im się nadać sygnał lub naprawić sprzęt. Dlatego zboczyli z trasy. Szukali stacji naprawczej, aby uaktualnić dane i nawiązać łączność. 

— Dlaczego więc tego nie zrobili? Minęło już tyle dni. 

Każdy zadawał sobie to pytanie. 

— Bo nie byli tam sami. Ktoś nadzoruję takiej bazy, pilnuję, aby nie wpadła w niepowołane ręce. Siła oporu na jaką tam trafili musiała być na tyle silna, że albo wszyscy nie żyją, albo zostali pojmani jako zakładnicy. 

— Boże, jesteś genialny, Jeon! — zaczął z entuzjazmem jeden z żołnierzy, nie mogąc pohamować uśmiechu. Wciąż tliła się nadzieją. Ci, których szukają, wciąż mogą żyć. Muszą tylko się w tym upewnić i opracować plan odbicia. Wtedy wszystko powinno pójść gładko. 

★★★

Nie znosił samotnych wieczorów. Gdy tylko zostawał sam w głowie roiło mu się od myśli. Jak ma się Jeongguk, jak im idzie, czy wszystko dobrze, czy w ogóle żyją? Wredne to były myśli, ale za żadne skarby świata nie potrafił ich od siebie odpędzić. Do tego, aby było zabawnie Minsun postanowiła spać tej nocy u babci, mając na uwadze swojego wąsatego przyjaciela. Jeszcze przed wyjazdem bruneta ustalili, że pięciolatka nie będzie mogła zatrzymać kota. Skoro zarówno Jeongguk jak i Jooha byli uczuleni na jego sierść, podobny scenariusz ulegał zmianie. Matka Sunga zgodziła się przygarnąć sierściucha, mając na uwadze szczególne prośby syna. Dom został pieczołowicie wysprzątany z pozostałości sierści, kilkukrotnie przewietrzony, aby nie stanowił dłużej zagrożenie dla dwójki mieszkających w nim alergików. 

Siedział więc sam jak palec, wiedząc, że synek śpi w sypialni po obfitym posiłku. Maluch nie wymagał większej uwagi, co było mu teraz na rękę. 

— Coś cię trapi? — pytanie z pozoru błahe, wypowiedziane w tak niespotykanych okolicznościach, do tego w kompletnej ciszy, sprowokowało go do podskoczenia na kanapie. Automatycznym ruchem łapiąc się za serce skupił uwagę na najstarszym Jeonie, który posyłał mu ciepły uśmiech — Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. Powinienem chrząknąć, albo wcześniej się pokazać. 

— Nie szkodzi, zamyśliłem się. Trochę odpłynąłem. 

Mężczyzna nie starał się komentować jego słów. Od rana widział, że srebrnowłosy jest jakiś nieswój. Zdecydowanie zbyt często się wyłączał, wpadając w zadumę. Może szczera rozmowa pomoże mu pozbyć się choć części zbędnych myśli. 

— Chciałbyś o czymś porozmawiać? — pytał uparty. 

— Ja... sam nie wiem. Nie, chyba nie. 

Czując dużą dłoń na tej swojej diametralnie zgubił swoją pewność siebie. Dłonie biznesmana były niemalże identyczne jak te wojskowego. Były cieplejsze, zdecydowanie bardziej spracowane, a skóra na nich nieco bardziej pomarszczona. Dłonie Jeongguka zawsze były na swój sposób chłodne. Nie ważne czy był to środek lata, czy przed dzień zimy. Jego palce i kostki często przywdziewały czerwony odcień, jakby były zmarznięte, choć nic podobnego nie miało miejsca. Były jednak niesamowicie czułe i delikatne. Każdy dotyk wywarzony, wpasowujący się perfekcyjnie w oczekiwania. Ten niby gest roztopił resztki tamy, którą przez ostatnie kilka dni budował, tak bardzo nie chcąc dać wygrać łzom. 

— Tęsknie za nim — mruknął, wolną dłonią przecierając nos — To nie pierwszy raz, gdy wyjeżdża. Już to wcześniej przerabialiśmy.  Pierwszy raz jednak czuję się przerażony. Nie mogę spać po nocach. Wciąż śni mi się ten sam koszmar. Pełno krwi, jego krzyk, bezwładne ciało daleko przede mną, a później cisza. Paraliżująca, lodowata cisza. Mam tak bardzo złe przeczucia. Nie wiem co ma zrobić z tym uczuciem. To niemalże jak fizyczny ból. Nie mam jednak pojęcia skąd się bierze. 

Starszy zdaję się nie wiedzieć jak to jest. Chce sobie to jak najlepiej wyobrazić. 

— Zawsze uważałem, że tęsknota, to najpodlejsze uczucie jakiego człowiek może doświadczyć. Miłość jest super, w pełni się z tym zgadzam, jednak nie wiele osób zdaję sobie sprawę, że godząc się na miłość, dajemy przyzwolenie także bólowi i tęsknocie. 

— Tęsknił pan kiedyś za kimś tak potwornie, że myślał pan, że za moment zwariuję? Ja właśnie tak się teraz czuję. Oszaleję przez niego. 

Parsknięcie śmiechem wypadające z ust mężczyzny zdaję się przykuć uwagę Sunga. 

— Tak, mój syn z całą pewnością potrafi doprowadzić drugiego człowieka do obłędu. Niejednokrotnie jako ojciec tego doświadczyłem — wyznaję, nieco swobodniej rozsiadając się na kanapie — Gdy Jeongguk był młodszy, chodził wtedy jeszcze do gimnazjum, miewał pewien okres buntu. Pyskował jak cholera, przeklinał jakby nie znał innego słownictwa i często wdawał się w bójki. Średnio raz w tygodniu proszeni byliśmy do szkoły przez jego wybryki. Wiecznie chodził z posiniaczoną twarzą, licznymi otarciami i mnóstwem plastrów. Wyglądał jak jeden z tych początkujących gangsterów, których można ujrzeć w filmach. Trudno było zamienić z nim choćby jedno normalne słowo, bo zaraz buchał gniewem, walił drzwiami od pokoju i zamykał się na całe godziny. 

— Dlaczego taki był?

— Powód był banalny — mówi, przywdziewając na usta szeroki uśmiech na skutek mimo wszystko miłych wspomnień — Banda starszych dzieciaków co dzień uprzykrzała mu życie. Wyśmiewali go, obrażali, poniżali, wręcz dręczyli. Jeongguk był bardzo delikatnym chłopcem, do czasu, rzecz jasna. Zawsze był odrobinkę nieśmiały i wycofany, żyjąc we własnym świecie. Kochał muzykę, lubił czytać książki i często pomagał żonie w pracach domowych. To na jego prośbę zapisaliśmy go na dodatkowe lekcje gry na gitarze. Był taki szczęśliwy, gdy każdorazowo wracał z zajęć. 

— Co się stało, że został ich celem? 

— Cóż, cała szkoła wiedziała, że między mną a jego matką nie za dobrze się wiedzie. Coraz rzadziej ich odwiedzałem. Bardzo tego żałuję, bo zamiast poświęcać mu więcej czasu jak to ojciec z synem, rzuciłem się w wir pracy za granicą, mając go gdzieś. Wiem, że do dziś ma do mnie o to żal. Nawet jeśli stara się udawać, że wszystko między nami jest okej. Za bardzo kocha matkę, aby mi to darować. Gdy dowiedział się, że się z kimś spotykam i planuję ponownie się ożenić, zupełnie urwał nam się kontakt. Ja nie naciskałem, myśląc, że z czasem mu przejdzie. On zaś każdego dnia obdarzał mnie coraz to większą nienawiścią. Spieprzyłem tak wiele rzeczy w swoim życiu, w tym przyszłość mojego jedynego syna. To haniebne dla ojca. 

— Proszę nie być dla siebie aż tak surowym. Życie nie zawsze jest usłane różami, co nie oznacza, że na kogokolwiek spada za to wina. Jestem pewny, że przez cały ten czas wiedział, że bardzo go pan kocha. Teraz też to wie. Od czasu do czasu o panu mówił. Wspominał głównie te dobre chwilę, choć nie darował sobie wypiętnowania pana wszelkich grzechów. To mężczyzna, w którym jest dużo złości i niesprawiedliwości, z którą nie potrafi uporać się sam. Powinien z nim pan szczerze na ten temat porozmawiać. Długa rozmowa o wszystkim co pana dręczy może zdjąć choć część ciężaru z ramion. Jemu także to pomoże. 

Uśmiech na twarzy Sunga zdaję się poszerzać, gdy ten mężczyzny zachowuję się identycznie. Przez chwilę trwają w ciszy. Wpatrują się w siebie, jakby szukali punktu zaczepienia. Nie wiedzą jak powinni to skomentować. 

— Jesteś bardzo wyrozumiały jak na osobę, która z własnym ojcem nie miała lekko. 

— Jeongguk panu powiedział? — zapytał zaskoczony. 

— Ledwie wspomniał gdzieś między wierszami. Był aż tak zły, jak twierdził mój syn?

Taehyung zamyślił się głęboko, czy chce w aktualnej chwili w ogóle poruszać ten temat. Mimo iż minęło już sporo lat odkąd musiał się z tym mierzyć, wspomnienia wciąż niezwykle bolały. Nie był także pewny, czy chciał kłaść na barki kogoś jeszcze swoje własne brzemię. Wystarczy, że nieobecny brunet o tym wiedział. 

— Cieszyłem się, gdy ojciec umarł — wyznał, wybierając zaskakująco dosadne słowa jak na początek — Całe życie był podłym gnojem, który nie okazywał litości. Traktował mnie, moich braci i matkę jak worki treningowe. Jeśli coś go denerwowało, wyładowywał się na nas. Uważał siebie za centrum naszego świata, zawsze musiało być tak, jak chciał. Nawet, gdy łaskawa kostucha zabrała go ze sobą, nie przestał niszczyć mnie i mojej psychiki. Chodziłem przez niego na terapię. Bałem się mężczyzn jego pokroju. Nie ważne kto unosił na mnie głos, ja kuliłem się jak mysz pod miotłą. Terapia dużo pomogła. Jednak tak naprawdę pozbyłem się tego strachu, gdy poznałem Jeongguka. Był idealnym odzwierciedleniem moich koszmarów i traum. On oczywiście nie miał o tym pojęcia. 

— Dlaczego? — pytał zaciekawiony. 

— Mój ojciec był wojskowym — wypowiada z goryczą, na co mężczyzna nie musi więcej dopytywać — Proszę sobie wyobrazić moment, gdy wpadłem na niego po raz pierwszy. Ponury jesienny wieczór, strasznie wtedy padało. Wyłonił się z mroku niczym sam diabeł. Był tak cholernie podobny do bestii z moich koszmarów. Traciłem przez to nie tylko zmysły, ale także oddech. Nie byłem w stanie normalnie zamienić z nim słowa, nawet jeśli był nad wyraz spokojny i ostrożny. To był dla mnie szok. 

— Mój syn był dla ciebie podły? Zrobił ci jakąkolwiek krzywdę? Wiem, że jest do tego zdolny — pytał asekuracyjnie, naprawdę nie chcę usłyszę tutaj niczego tego typu. Tak bardzo miał nadzieje, że był oparciem dla tego biednego chłopaka. 

— Nigdy — wyznaję dosadnie pewnym tonem, spoglądając w ciemne oczy mężczyzny — To było tak bardzo chore. Gdy go wtedy zobaczyłem, chciałem jak najszybciej zniknąć jak najdalej od niego. Nigdy więcej go nie zobaczyć, nigdy więcej na niego nie wpaść. Wystarczył jeden wieczór, aby wszystko zniknęło. Cały strach, wszystkie obawy, lęki, traumy, koszmary. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, wciąż tego nie potrafię. Tego wieczora za mocno dałem upust emocjom. On widział moje łzy, moją rozpacz, byłem wtedy w opłakanym stanie. Gdy nasze spojrzenia po raz pierwszy spotkały się ze sobą odnalazłem w nich niemalże lustrzane odbicie własnej duszy. Ujrzałem mężczyznę, który wiele lat cierpi wewnętrznie, nie mogąc pozwolić sobie na utratę kontroli. Jemu lepiej to wychodziło, udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Ja nie miałem tyle silnej woli. Do tego wciąż cierpiałem po stracie męża, a Jeongguk... był tak bardzo do niego podobny, nie z charakteru, a z budowy ciała i fizycznych predyspozycji. To było jak wpadniecie w pułapkę między młot a kowadło. Z jednej strony największy potwór, który przez wiele lat niszczył mi życie, przysparzając tak wiele fizycznego bólu, a z drugiej mężczyzna, którego kochałem całym sercem, a którego mi odebrano. Byłem przerażony, nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. 

— Jak udało ci się go pokochać? Jeongguk tak krytycznie wypierał się miłości, tak cholernie mocno nią gardził. Jak udało ci się zmienić jego tok myślenia i podejście do życia?

Tae zaśmiał się przez łzy, pamiętając ich pierwsze wzloty i upadki nie jako oficjalna para, ale jako naprawdę bliskie sobie osoby. 

— Zakochanie się w nim było dziecinnie proste. Był idealnym mężczyzną, oczywiście z mojego punktu widzenia. Nawet jeśli wiedziałem, że to nie ten typ czułego i troskliwego kochanka, tak on starał się właśnie takiego przede mną grać. Nie wiem czy świadomie czy nie. Może było mu mnie zwyczajnie żal. Natknął się na takiego durnia jak ja, który wiecznie histeryzował, beczał i ubolewał nad swoim losem. Momentami miał tego dość, wiem to, z resztą, nie raz się o to kłóciliśmy — wyznaje bez tuszowania prawdy — Im więcej czasu spędzaliśmy razem, tym zaczął coraz mocniej się przede mną otwierać. Chętniej mówił o sobie, choć jeśli podejmowaliśmy temat uczuć, milczał jak grób. Nie wymagałem tego od niego, aby mi się zwierzał. Nie na samym początku. On nie czuł się z tym komfortowo... wciąż się tak czuję. Wyciągnięcie z niego czegokolwiek jest strasznie trudne. Tak trudno z nim rozmawiać o uczuciach i wszystkim, co z nimi związane. Do dziś tego unika. 

— Od dziecka taki był. Wolał cierpieć w samotności, aby inni, których kocha, nie musieli czuć tego samego. To bardzo męska postawa. Bardzo w jego stylu. Jeśli przez tyle lat się to nie zmieniło, raczej tak już pozostanie. Zabierze wszystkie swoje sekrety i obawy do grobu. Wspomnisz moje słowa. 

Samo wspominanie o możliwej śmierci bruneta, nawet jeśli starszy nie miał na myśli najbliższego czasu, przywiodło na ciało wdowca lodowatą gęsią skórkę wraz z dreszczem. Przerażająca świadomość. 

— Ja mam jednak nadzieje, że uda mi się kiedyś to w nim zmienić. On potrzebuję tylko wystarczająco dużo uwagi i zrozumienia, co nie jest łatwe. Wtedy jest łatwiejszy w komunikacji. 

— Dużo o nim wiesz — mruczy biznesman, posyłając towarzyszowi uśmiech. Cieszył się, że syn znalazł sobie kogoś takiego, kto potrafił go zrozumieć, pomimo jego dziwactw, i kto non stop o niego walczył, nawet jeśli on sam bardzo się tego wypierał. 

— Cóż... mieliśmy okazję kilkukrotnie szczerze porozmawiać, zazwyczaj, gdy oboje byliśmy wyczerpani brutalną codziennością, a świat walił nam się na głowy. Lub nasze życia wisiały na włosku — dodaje na sam koniec, choć chciał tego oszczędzić. Uznał jednak, że nie musi oszukiwać kogoś tak bliskiego Jeonowi. Z jego ojcem może sobie pozwolić na pełną dyskrecję. 

— O tym także wiem. Moja była żona ma strasznie długi język. 

Taehyung wybucha śmiechem pierwszy raz od wyjazdu narzeczonego. Sam nie wie dlaczego tak go to rozbawiło. Dzisiejszy wieczór z całą pewnością jest niczym głęboki oddech pośród duszącej codzienności. 

Dzięki temu może choć na tych kilka godzin opanować szalejące zmysły. 

המשך קריאה

You'll Also Like

71.7K 5.3K 21
❝byłbyś w stanie się w nim zakochać?❞ |school, topjk| © rvxvkv | 2020
15K 1K 35
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
773K 82.4K 103
gdzie jeongguk jest znanym blogerem, a taehyung jego największym haterem. tags # bts, au, fluff, a bit angst, main!taekook, side!yoonmin ©drzemka | 2...
613 80 25
Szczerze mówiąc, nie zamierzaliśmy nikogo zabić. No dobra. JA nie planowałem nikogo zabić. Tylko zrobić co chcemy i iść w swoją stronę. Aczkolwiek ko...