Dream Biggest #3 ✔ 18+

Por RozaVioletBarlow

8.4K 1.1K 56

PRZED POPRAWKAMI OPIS NIEOFICJALNY: "Dream" to nigdy nie była historia samej Alice, co najwyraźniej widać... Más

Wstęp
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Epilog

Rozdział 15

162 20 0
Por RozaVioletBarlow

Alice

Siedząc na miejscu pasażera, czuję się bardzo dziwnie. Nie dlatego, że zwykle prowadzę. Dlatego, że zwykle James prowadzi. Dzisiaj moim kierowcą jest Matthew. Jego propozycja podwiezienia mnie padła tak niespodziewanie. Zgodziłam się i, o dziwo, mój narzeczony również. Mam szczerą nadzieję, że nie będę tego żałowała. Mam nadzieję, że nie będę również żałowała wizyty w szpitalu u dziadka.

Żeby uspokoić swój umysł, wspominam wczorajszą rozmowę z ciotką Amy i próbuję znaleźć rozwiązanie, by jej córka, a moja kuzynka, nie porzuciła szkoły.

– Alice, powoli zaczyna mi brakować sił. Agnes mówi, że rzuca szkołę, że nie pójdzie na studia, bo się przeprowadza – oznajmiła, kiedy tylko nadusiłam zieloną słuchawkę.

– Dokąd? – zapytałam naiwnie, choć przecież mogłam domyślić się odpowiedzi.

– Do was... Mówi, że będzie menedżerką waszego zespołu. Ewentualnie będzie cię przygotowywała do koncertów, bo podobno mówiłaś, że przydałaby ci się taka stylistka – przewróciłam oczyma, słysząc te słowa; poczułam się winna – i ona chce to robić. Naprawdę, snuje takie wizje... Mówi, że nie mogę jej ograniczać. Grozi, że jak tylko skończy osiemnaście lat, to się wyprowadzi.

No tak, pełnoletniość Agnes zbliża się wielkimi krokami. Kiedy teraz o tym myślę, trochę w to nie dowierzam. Dopiero co sama wkraczałam w dorosłość. Pamiętam ten kwietniowy dzień, zjechała się prawie cała rodzina. Był tort, alkohol, fajerwerki. Nie spędziłam zbyt wiele czasu w gronie najbliższych, ponieważ wymknęłam się wraz z Danem. Siedzieliśmy w chatce przed domem i zastanawialiśmy się, czy nasze życie bardzo się zmieni. Później dołączyła do nas Kira z bezalkoholowym szampanem, choć wszyscy mogliśmy już sięgnąć po normalny, ale nie łatwo tak szybko stać się dorosłym. To znaczy, to nie tak, że wcześniej nie piliśmy alkoholu. Po prostu moi rodzice zabraniali mi pić, więc u mnie królował szampan dla dzieci, a Kira przyniosła go pewnie z przyzwyczajenia.

Kira... Nie mam pojęcia, co u niej. Na dobre zniknęła z mojego życia. Raz znalazłam ją na Instagramie, ale był on czysto zawodowy. Zamieszczała na nim jedynie fotografie z sesji lub wybiegów. Swoją drogą ciekawe, czy ona również sprawdza moje social media...

W wieku osiemnastu lat poznałam Jamesa, którego w ciągu pierwszego roku dorosłości zdążyłam i znienawidzić, i pokochać. Byłam wtedy nieco inną Alice. Taką, która w siebie nie wierzyła. Niepewną i nieco nieśmiałą. Alice, która się bała i nie potrafiła się zdecydować. Cieszę się, że już nią nie jestem.

Związek z Jamesem, sukcesy muzyczne, a przede wszystkim te wszystkie lata, które były pełne najróżniejszych wydarzeń, zmieniły mnie.

Ciekawe, jaka za pięć lat będzie Agnes. Myślę, że mnie może być trudno zauważyć różnice, ale ona na pewno będzie czuła i wiedziała, że jej myśli czy zachowania ulegają zmianie. Bo co by nie mówić, to my znamy samych siebie najlepiej. To my dostrzegamy najwięcej rzeczy, dotyczących naszej osoby. Choć nie mówię, że wszystkie... James niejednokrotnie zaskoczył mnie swoimi obserwacjami i wnioskami na mój temat.

– Ciociu, pamiętasz jak kiedyś opowiadaliście o firmie wujka Georga? – zapytałam, gdy skończyła, a przynajmniej przerwała, żalenie się na córkę.

– Ale co opowiadaliśmy?

– Mówiliście, że jedna z siedzib znajduje się właśnie w mieście, w którym mamy z Jamesem mieszkanie.

– Alice, to nie jest dobry pomysł – powiedziała, odczytując moje plany, zanim zdążyłam o nich powiedzieć.

– Dlaczego nie? Ciebie teraz nic nie trzyma, wujek na pewno nie będzie miał nic przeciwko, a Agnes będzie wniebowzięta. Oczywiście powiesz jej, że warunkiem jest to, by kontynuowała naukę.

– A Abby? – Wcięła się w moją wypowiedź, nie dając mi szansy, bym przeszła do kwestii związanej z młodszą z kuzynek. – Ona ma tutaj swój ogród, który uwielbia. Zresztą ja też uwielbiam nasze odludzie.

– Abby ma tutaj Marthę, swoją najlepszą przyjaciółkę. Myślę, że bez problemu znajdziecie w okolicy domek podobny do waszego. Wiem, że co prawda nie będzie w okolicy żadnych gór, ale na pewno znajdzie się jakiś las nieopodal – stwierdziłam śmiało, choć tak naprawdę nie wiedziałam, czy mam rację. – A zanim coś znajdziecie, możecie zamieszkać w naszym mieszkaniu.

– Alice – wzdychnęła ciocia – ale na jakiej podstawie ja mam zaufać Agnes? Skończy osiemnaście lat i rzuci szkołę. A my tylko jej wszystko ułatwimy tą przeprowadzką. Ona ostatnio naprawdę robi to, co chce.

– James z nią pogada, dobrze? – Zaproponowałam, wiedząc, że w oczach Agnes jest chodzącym ideałem.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Zastanawiałam się czy moja propozycja nie była wręcz niegrzeczna.

– Muszę się przespać z tymi myślami. Jeśli możesz, pogadaj z nią czy coś – powiedziała, a w jej głosie wyraźnie słychać było bezsilność. – Tylko nie mów, że cię o to prosiłam.

– Jasne, nie martw się.

Tak się złożyło, że po mojej rozmowie z ciotką, Agnes, jak to miała w zwyczaju, wysłała Jamesowi mema. Nie wiem, skąd brała te wszystkie obrazki, być może część sama tworzyła. W każdym razie był to dobry pretekst, by z nią pogadać. Mój narzeczony był również lepszą osobą do rozmowy z nią niż ja. Poprosiłam, by spróbował na nią wpłynąć; zrobił to, ale nie do końca w taki sposób, w jaki chciałam.

– I co jej napisałeś? – zapytałam, siadając obok niego na łóżku i wcierając krem o malinowym zapachu w jeszcze nieco wilgotne po kąpieli ciało.

– Żeby nie uciekała z domu – zaczął; zapowiadało się dobrze – tylko żeby namówiła rodziców na przeprowadzkę tutaj.

Załamałam twarz w wolnej od kremu dłoni, wzdychając głośno.

– Co? Coś nie tak napisałem?

– To była moja rozmowa z ciotką, nie opowiedziałam ci o tym pomyśle, dlatego żebyś przekazał go Agnes...

– Przecież byłoby fajnie, gdyby mieszkali bliżej nas – stwierdził, jakby nie rozumiejąc, z jakiego powodu robię problem.

– Tak? Od kiedy ty taki rodzinny? – zapytałam trochę złośliwie.

– Mam na myśli, że dla ciebie byłoby fajnie – powiedział z uśmiechem. – I dla Marthy. – Dodał po krótkiej chwili, a mnie zrobiło się ciepło na sercu, słysząc jak bardzo zależy mu na szczęściu swojej młodszej siostry.

Tę dwójkę łączy naprawdę wyjątkowa relacja. Przez całe życie obserwowałam Dana i Deacona, ale ich więź w żadnym stopniu nie przypominała tego, co łączy Jamesa i Marthę. Nie wiem, czy to dlatego, że dzieli ich duża różnica wieku, a on jest starszym bratem, broniącym swoją małą siostrzyczkę, czy z innego powodu. Nie mam pojęcia, jak James traktowałby brata, który byłby w podobnym wieku do niego. Dla Marthy jest zupełnie inny niż dla całego świata. Myślę, że gdyby opowiedzieć jej, jak jej brat jest postrzegany przez innych ludzi, mogłaby się zdziwić.

Zawsze, gdy Martha spędza z nami czas dużo się wygłupiamy i śmiejemy. Nie sądzę, żeby ludzie przychodzący na nasze koncerty zdawali sobie sprawę jak ciepłym człowiekiem jest James Steel.

– Pójdę z tobą – wyrywa mnie z zamyślenia głos Matta.

Otwieram oczy; zamyśliłam się, przez co nawet nie zauważyłam, że znalazł już miejsce parkingowe i zgasił silnik swojego BMW.

– Nie trzeba, nie chcę... – Zaczynam, ale gryzę się w język, nie mając ochoty zagłębiać Matta w szczegóły dotyczące moich relacji z dziadkami.

– Nie chcesz czego? – pyta, po czym nie czekając na odpowiedź, wysiada i obchodzi samochód, by otworzyć mi drzwi.

Wysiadam, nic nie mówiąc, ale jego spojrzenie daje mi do zrozumienia, że chciałby usłyszeć to, co przemilczałam.

– Nie chcę robić wokół siebie zamieszania. Pójdę sama i pewnie nie zwrócę niczyjej uwagi – odpowiadam, tylko odrobinę mijając się z prawdą.

Wolę pójść samotnie, bo nie wiem jak zareagują moi dziadkowie. Jeśli każą mi iść lub powiedzą kilka przykrych słów, będę czuła się lepiej, gdy trafią one tylko do moich uszu, a nie również do Matta.

– Nie byłbym tego taki pewien – mówi, gdy kierujemy się do wejścia. – Poczekam przy drzwiach, dobrze?

– Dobrze. – Zgadzam się, doceniając fakt, że stara się wykonywać swoją pracę, jednocześnie nie narzucając mi się za bardzo.

Postanowiłam, że jednak skontaktuję się ze znajomą mamy, jeszcze zanim wybiorę się do dziadków. Wymieniłam z nią dziś kilka wiadomości, a teraz wysyłam kolejną, by poinformować ją, że jestem na miejscu.

Po kilku minutach podchodzi do mnie kobieta na oko nieco starsza od mamy; uśmiech rozpromienia jej twarz, którą okalają brązowe loczki.

– Witaj, Alice. – Zwraca się do mnie przyjaznym tonem.

Zapewne zna mnie od dziecka. Ja niestety nie pamiętam jej, tak jak i wielu innych. Rodzice przedstawiali mnie wielu osobom, gdy byłam mała, dlatego teraz dużo obcych dla mnie ludzi, szczególnie ze środowiska lekarskiego, wie kim jestem.

– Dzień dobry.

– Pewnie mnie nie pamiętasz. – Zgaduje bezbłędnie. – Mam na imię Sally, od wielu lat jestem pielęgniarką. Dawniej przyjaźniłam się z twoimi rodzicami. – Kiwam potakująco i ruszam za nią, reagując na jej ruch głową. – Annie napomknęła mi, że po śmierci Daniela, nie kontaktowałaś się z dziadkami, dlatego zapytałam pana Ahearna, czy życzy sobie twojej wizyty i się zgodził.

Ledwo nadążam za tym, co mówi. Powiedziała mojemu dziadkowi, że chcę przyjechać? Mama nie wspominała mi nic na ten temat. A on się zgodził... Przyznaję, że to mnie zaskakuje!

– A babcia? – pytam, wchodząc coraz wyżej, na odpowiednie piętro. Nie wiem, dlaczego po prostu nie użyłyśmy windy.

– Nie rozmawiałam z panią Ahearn, ponieważ dziś jeszcze się nie pojawiła – oznajmia, a ja czuję ogromną ulgę, dowiadując się, że będę mogła zostać z dziadkiem sam na sam.

Dziadkowie zarówno ze strony mamy, jak i taty, nigdy nie byli mi szczególnie bliscy. Kochałam ich i szanowałam, pamiętałam o wysyłaniu kartek na urodziny i wszelkie inne okazje, ale nie czułam, by nasza relacja była głęboka. Zresztą dawniej nawet z rodzicami nie łączyło mnie nic wyjątkowego. Po prostu byli. I dziadkowie też byli. W dodatku daleko. Odwiedzaliśmy ich o wiele rzadziej niż mogliśmy czy powinniśmy. I vice versa, oni również nie często do nas przyjeżdżali. A kiedy już to robili, jak zwykle wychodziłam z domu i spędzałam czas z Danem. Sama nie wiem, czy tego żałuję, czy nie. Myślę, że moje bezsensowne tkwienie przy stole i przysłuchiwanie się rozmowom dorosłych niewiele by zmieniło. Więź albo jest, albo jej nie ma. Czasami można ją stworzyć, jeśli obu stronom na tym zależy, ale mnie, a przede wszystkim dziadkom, najwyraźniej na tym nie zależało.

Po śmierci taty wszyscy się trochę znielubili. To znaczy, niektórzy trochę bardziej, tak jak rodzice ojca, którzy zupełnie przestali się odzywać. Rodzice mamy jednak również nieco ucichli. Nie byli zadowoleni z faktu istnienia Diego i tego, że mamę łączy z nim coś więcej niż przyjaźń. Babcia przestała tak często dzwonić, a o odwiedzinach już nawet nie wspomnę... Nie pamiętam kiedy ich ostatni raz widziałam.

– Alice – mówi pielęgniarka Sally, gdy zatrzymujemy się pod drzwiami, prowadzącymi do sali – z twoim dziadkiem jest bardzo źle. Mówię to ze względu na bliskie relacje, które łączyły mnie z twoimi rodzicami.

– Chcę pani powiedzieć, że to może być moje ostatnie spotkanie z nim?

Sally tylko nieznacznie potakuje, po czym omija mnie i wraca do swoich zajęć.

Dotykam nieco roztrzęsioną dłonią chłodnej klamki i powoli naciskam. Przesuwam drzwi do środka i wchodzę. Mój wzrok od razu odszukuje dziadka, choć jest do siebie niepodobny. Bardzo zeszczuplał, a na jego głowie nie ma ani jednego włosa. Czuję się źle, że przez tyle lat nie zainteresowałam się jego stanem zdrowia. Nie miałam pojęcia, że choruje, że przyjmuje chemie...

Podchodzę bliżej, a moje ciało drży. Nie przepadam za szpitalami, a zwykle, gdy się w nich znajduję, mam przy sobie wsparcie. Dzisiaj jestem sama. Sama z człowiekiem, przy którym czuję się obco, choć gdy byłam mała nazywałam go „dziadzią", a on zbudował dla mnie drewnianą huśtawkę i bujał mnie na niej zupełnie nagusieńką. Nie pamiętam tego, ale znam tę chwilę ze zdjęcia, które znalazłam w rodzinnym albumie.

Dziadek odwraca głowę, którą miał zwróconą twarzą do okna, i uśmiecha się na mój widok. Ta reakcja bardzo mnie pokrzepia.

– Ally, jaka miła niespodzianka – mówi zmęczonym głosem.

Siadam na krześle obok niego. Nie wiedząc, gdzie podziać ręce, kładę je na kolana, co wydaje mi się bardzo nienaturalną pozycją.

– Jak tam twoje brzdękania na gitarze?

Śmieję się krótko, słysząc jego pytanie. Zawsze zadawał mi to pytanie, gdy z babcią przyjeżdżali do nas z wizytą lub gdy my odwiedzaliśmy ich.

– Coraz lepiej – odpowiadam jak zwykle, choć tym razem zdecydowanie mniej entuzjastycznie niż gdy byłam nastolatką.

– To się cieszę.

Po jego słowach cisza wypełnia pomieszczenie. Nie potrafię wydusić z siebie słowa. Nie wiem, czego się spodziewałam. Wielkich przemów? Spektakularnego pogodzenia? Tak, chyba w głębi siebie liczyłam na podobny przebieg wydarzeń.

– Gniewasz się na mnie? – pytam, zaskakując nawet samą siebie.

– Nie, Alice. Wybaczam wam – mówi, jakby było cokolwiek do wybaczenia mnie i mamie; to nie nasza wina, że tata wpadł w nałóg, nie nasza wina, że odszedł z tego świata... – Jesteś moją jedyną wnuczką, nie mogę się na ciebie gniewać.

Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej, ale... Ale na swój sposób rozumiem. Wybrał po prostu stronę babci, od której zapewne nawet na łożu śmierci nie usłyszę nic miłego...

– To się cieszę – odpowiadam w ten sam sposób, co on wcześniej.

Znów cisza. Nieznośna, przykra dla uszu cisza.

– Nie byłem dla ciebie najlepszym dziadkiem – stwierdza, patrząc w sufit – ale wszystkim w Relningwood opowiedziałem o twojej sławie.

Uśmiecham się trochę sztucznie. Wiem, że powinnam potraktować te słowa jako komplement, ale trudno mi nie potraktować ich jako chwalenia się moją osobą z powodu mojej kariery, a nie z powodu... mnie.

– To miłe – odpowiadam.

Ponownie oboje milkniemy i wiem już, że podczas tego spotkania nie padną żadne wyznania; nie odkryjemy przed sobą sekretów ani nawet prawdziwych myśli.

Po kilku minutach siedzenia w ciszy i uciekania wzrokiem wszędzie, gdzie się da, byle tylko nie patrzeć na swoje twarze, stwierdzam, że już czas na mnie. Nie ma sensu na siłę przedłużać tego spotkania.

Podnoszę się z krzesła i nabieram powietrze, zastanawiając się nad słowami pożegnania. W tym czasie dziadek delikatnie muska moją dłoń swoją.

– Jestem z ciebie dumny, Alice. Pokazałaś nam wszystkim.

Uśmiecham się. Szeroko i szczerze, ponieważ i te słowa są szczere. Wiem o tym, dziadek nie powiedziałby czegoś takiego, nie myśląc tak.

– Dziękuję. Kocham cię – odpowiadam. – Do zobaczenia – mówię, choć w głębi siebie czuję, że nigdy więcej się nie spotkamy... Ta myśl jest okrutna i bardziej bolesna niż mogłabym podejrzewać.

– Pozdrów Annie – mówi na koniec.

Opuszczam pokój, zamykając ostrożnie drzwi. Niespodziewanie czyjaś dłoń mocno wbija palce w moje ramię, zadając mi przy tym niemały ból.

– Czego ty tu szukasz?!

Twarz babci pojawia się przed moimi oczyma. Wygląda na naprawdę wściekłą!

– Odwiedzałam... – Zaczynam, ale jej nie obchodzi to, co mam do powiedzenia, więc mi przerywa.

– Chcesz wykończyć ostatniego mężczyznę, jaki mi pozostał?! – krzyczy, a ja zaczynam obawiać się, że gdy dziadek odejdzie z tego świata, ona zacznie obwiniać o to mnie.

Wciąż mocno trzyma mnie za rękę. Jak na swój wiek, ma mnóstwo siły. Jestem pewna, że po tym spotkaniu zostanie mi pamiątka w postaci siniaków.

– Przepraszam, kim pani jest? – Znajomy głos dobiega zza moich pleców.

Matt podchodzi do nas, gotów interweniować, jednak babcia sama zabiera rękę i odchodzi kilka kroków do tyłu.

– A ty? – pyta, nie trudząc się używaniem zwrotów grzecznościowych.

– Ochroniarzem Alice, proszę więcej nie dotykać mojej klientki w taki sposób.

Jego słowa może wydałyby mi się zabawne, gdyby nie to, jak chora jest cała ta sytuacja.

– Ochroniarzem? Tak się teraz nazywa kochasiów?

– Słucham?! – Wybucham, słysząc tę insynuację.

To ciekawe, że moja własna babcia oskarża mnie o zdradę, kiedy doskonale wie, że jej syn zdradził swoją żonę. Naprawdę... absurdalne!

– Chodź, Alice, idźmy stąd – mówi Matt, kładąc dłoń na moim ramieniu, co nie jest ani przyjemne, ani potrzebne.

Wszystkie słowa, które mogłabym powiedzieć, pozostawiam na końcu języka i odwracam się od babci. Ruszamy korytarzem w stronę klatki schodowej. Dopiero po kilkunastu krokach uświadamiam sobie, że Matthew był właśnie świadkiem sytuacji, której w głębi siebie się spodziewałam i której nie chciałam, by on był częścią...

– Dlaczego przyszedłeś? Miałeś czekać pod drzwiami.

– Dość długo cię nie było i zacząłem się niepokoić – mówi, krocząc u mojego boku.

– Naprawdę? Niemożliwe. – Stwierdzam, choć szczerze mówiąc zupełnie straciłam poczucie czasu i nie mam pojęcia, ile mogła trwać moja wizyta. – Chciałabym jeszcze zamienić słowo z pielęgniarką.

Matt odprowadza mnie pod pomieszczenie, w którym przebywa Sally, po czym odchodzi, obiecując, że poczeka na zewnątrz. Nie chcąc, by znowu przyszedł do środka, ograniczam rozmowę z pielęgniarką do minimum i po kilku minutach opuszczam budynek szpitala.

W drodze powrotnej próbuję myśleć o wszystkim innym, tylko nie o tym, co się wydarzyło, ale nie udaje mi się. Na szczęście Matt nie porusza tematu spotkania z moją babcią. Właściwie nie wiem, czy on wie, że to była ona, ponieważ niczego mu nie tłumaczyłam.

Gdy na horyzoncie pojawia się wreszcie dom, który dzielę z Jamesem, mój umysł nieco się uspokaja. Cieszę się, że wizyta w szpitalu już za mną, jak również z tego, że nie będę musiała dłużej przebywać z Mattem w tak niewielkiej przestrzeni.

Wolę, żeby następnym razem to James towarzyszył mi w takich momentach mojego życia. Tym bardziej, że miał dziś wolne popołudnie i mógł być tam ze mną... Nie rozumiem, dlaczego podjęliśmy decyzję, że on zostaje w domu, a ja jadę z Mattem... Może miał to być swego rodzaju sprawdzian? I sama nie wiem, czy go zdał, czy oblał.

Seguir leyendo

También te gustarán

5K 733 15
W dziesiątą rocznicę śmierci dusze zmarłych mogą wrócić na dziesięć dni na ziemię, w innych ciałach, w miejsca, które chcieli zobaczyć. Anabelle ma...
6.4K 609 34
Nowe miasto. Nowa szkoła. Nowe otoczenie. Nowa ja. Wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy Abigail wraz z rodzicami i starszym bratem p...
191K 6.1K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
485K 25K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...