~29~

2K 149 57
                                    

Minął tydzień, tydzień bez jedzenia, jedynie pijąc herbatę i wodę. Ciągle spałem na skórze przed kominkiem, ubrany w tą samą koszulę, co podczas nocy z księciem Walerym. Była brudna, przepocona, pokryta plamami krwi, jednak nie miałem własnych ubrań, a Flawian nie odzywał się do mnie. Bałem się dotknąć jakiejkolwiek jego rzeczy, nie wiedziałem, co krąży po jego głowę, czy był na mnie wściekły, czy po prostu się mnie brzydził. Zasłoniłem dłonią usta, czując zbliżający się napad kaszlu, towarzyszył mi już od trzech dni, pewnie był to efekt mojego spania bez okrycia, za czasów życia w celi, kaszel praktycznie mnie nie opuszczał. Podciągnąłem się, pomagając sobie zdrową ręką i oparłem się o ścianę, była przyjemnie chłodna. Od wczorajszego wieczoru nie potrafiłem zrozumieć swojego ciała, z jednej strony było mi gorąco, z drugiej trząsłem się z zimna i oblewał mnie pot. Moja głowa bolała, przytuliłem ją do ściany, szukając ukojenia, byłem głodny i chciało mi się pić. Bernadeta tego dnia jeszcze nie przyszła, nie widziałem też Flawiana, gdy rano się obudziłem, już go nie było. Przytuliłem do siebie połamaną rękę, nikomu się do tego nie przyznałem, a ona wyglądała coraz gorzej, opuszkami palców przejechałem po sinej skórze, to wystarczyło, by wywołać ból. Przymknąłem powieki, spod których wypłynęły łzy, nie wiedziałem co mam robić, byłem wycieńczony i zagubiony. Spodziewałem się, że mój pan nie będzie chciał mnie dotykać, że początkowo może być na mnie zły, jednak nie przypuszczałem, że będzie mnie przez tak długi czas ignorował. Mężczyzna budził się rano, ubierał, jadł śniadanie, a potem wychodził i wracał dopiero późnym wieczorem, ani razu na mnie nie patrząc. Ja zostawałem sam w komnacie, praktycznie nie ruszając się ze swojego obecnego posłania, większość czasu po prostu płakałem, ciągle myśląc o tym, co się stało, o tym, co zrobił mi Walery i jak złamałem rozkaz swojego pana. Gdy brakowało mi łez, po prostu patrzyłem się w sufit, lub ścianę, praktycznie nie spałem, tylko co jakiś czas traciłem przytomność ze zmęczenia. Tak jak dzisiaj nad ranem. Chciałem znać sposób, żeby to wszystko jakoś naprawić, żeby jakoś przeprosić, wynagrodzić to mojemu panu, ale ciężko było to zrobić, gdy ten nie chciał na mnie patrzeć.

Bernadeta przyszła chwilę później, wydawała się czymś spłoszona, pośpiesznie odstawiła tacę na stół. Był na niej talerz z przygotowanymi kanapkami. Nie rozumiałem, dlaczego to przyniosła, Flawiana tutaj nie było. Wzięła talerz i podeszła do mnie, co chwilę niespokojnie spoglądając w stronę drzwi. Przyklękła przy mnie i podsunęła talerz pod mój nos, spojrzałem na nią pytająco.

- Kyoshi proszę, zjedz to – delikatnie potrząsnęła talerzem.

Przesunąłem wzrokiem od kanapki do jej zatroskanej twarzy i z powrotem. Mój żołądek na widok jedzenia przypomniał sobie o głodzie i wydał odpowiednie dźwięki. Jednak powstrzymałem się od wzięcia kanapki. Oparłem się bokiem o ścianę i przyciągnąłem kolana do brzucha.

- Nie zjem tego, zabierz to Bet, nim wróci Flawian – powiedziałem cicho, opierając głowę o ścianę.

- Wiem, że to nie jest ciepły posiłek, ale...

- Nie o to chodzi – przerwałem jej i jeszcze raz spojrzałem na posiłek. Byłem głodny, ale mój pan... - Flawian zabronił mi jeść... nie złamie kolejnego rozkazu. Lepiej wyjdź, za nim wróci książę.

- Rozkazu? – słyszałem rozpacz w jej głosie. Czy aż tak się o mnie martwiła? – Kyoshi, Flawian był rozgoryczony całą tą sytuacją, nie myślał trzeźwo. Przecież nie chce, byś się zagłodził!

Spojrzałem jej w oczy, widziałem w nich tyle matczynej troski, która stała się mi taka obca przez te wszystkie lata. Jednak nie mogłem jej ulec, nie mogłem znowu złamać rozkazu.

- Nie wiesz tego – odparłem, nie odwracając wzorku. Dziewczyna zadrżała, widocznie poruszona, myślą, że książę mógłby mieć wobec mnie złe zamiary. – Naprawdę powinnaś już iść.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz