~36~

2.5K 120 30
                                    

Zjadłem niemal cały porcję, co po chwili wywołało u mnie poczucie winy, gdy zrozumiałem, że był to posiłek przyniesiony dla Flawiana, który teraz musiał zadowolić się tym, co zostało po mnie. Jednak on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, wręcz uśmiechał się, patrząc na niemal pusty talerz. Później chciał rozmawiać, jednak ja poczułem się taki zmęczony, gdy emocje opadły, ciało przypomniało sobie o nieprzespanych nocach. Moje nogi ugięły się, a ciało pozostało w pionie, tylko dzięki podtrzymującym je ramionom księcia. Ucałował moje włosy, szeptając, że wszystko może zaczekać do czasu, aż odpocznę. Obrzucił wzorkiem moją sylwetkę i złapał między palce poplamiony fragment koszuli. Przesuwał po rdzawej plamie, jakby chcąc sprawdzić, czy naprawdę tam jest. Zapytał, czy jego brat nie dał mi nic innego, cicho przyznałem, że ten próbował, jednak odmówiłem, starałem się wytłumaczyć dlaczego, wyjaśnić, jak wiele znaczyła dla mnie, gdy myślałem, że to wszystko, co mi po nim zostanie. Mówiąc, zacisnąłem dłonie na brudnym materiale, tak samo, jak wtedy, gdy Vinterr chciał mi ją odebrać. Książę podszedł bliżej i z czułością pogładził moje dłonie, sprawiając, że te się rozluźniły.

- Już dobrze, maluszku - jego ciepły głos sprawił, że moje ciało się odprężyło. - Wciąż jesteś tu ze mną i będziesz tak długo, dopóki będziesz tego pragnął.

Ucałował delikatnie moją skroń. Czując wypełniające mnie ciepło, skinąłem tylko delikatnie głową z uśmiechem i zdjąłem z siebie materiał. Książę odrzucił go na stos kawałków drewna, leżący na posadzce i zaprowadził mnie do łóżka. Moje nagie ciało otuliła miękka pościel w towarzystwie ciepłego ciała Flawiana, w które wtuliłem się, rozkoszując się poczuciem ukojenie przynoszonym, przez bicie jego serca. Wtedy moje ciało opuścił cały ból, cały stres, każda negatywna emocja rozpłynęła się, napawając mnie poczuciem bezpieczeństwa, za którym tak tęskniłem. Teraz już na pewno wszystko będzie dobrze, tak jak wcześniej, będziemy razem szczęśliwi, a ja w końcu będę mógł dla niego zaśpiewać i dotrzymać danego słowa. Tym razem nie przyśniło mi się żadne wspomnienie, sen był spokojny, pozbawiony jakichkolwiek obrazów, nie licząc jednego, który pojawił się na krótko przed moim przebudzeniem. Zobaczyłem swojego tatę, był uśmiechnięty, zadowolony, zupełnie jakby chciał mnie zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Chwilę później już nie spałem, leżałem, wtulając się w źródło ciepła, jakim był wciąż śpiący Flawian i omiatając komnatę zaspanym spojrzeniem. Kamienne ściany i posadzkę zalewały ciepłe promienie zachodzącego słońca, oświetlając pobojowisko. Porozrzucane książki, na które wcześniej ledwie zwróciłem uwagę, zdawały się prosić o to, by ktoś je pozbierał i ułożył na półkę, gdzie ich miejsce, za nim zostaną doszczętnie zniszczone. Nie mogąc patrzeć na tak poniewieraną literaturę, ostrożnie wysunąłem się z objęć swojego pana i zacząłem zbierać książki. Z namaszczeniem przesuwałem placami po ich okładkach, uważnie oglądając każdą, by sprawdzić, czy nie została zbyt zniszczona i czy jej strony nie pozaginały się przy zamknięciu. Starannie ułożyłem wszystkie na półce, czując ulgę, gdy żadna nie okazała się być zbyt poturbowaną. Uprzątnąłem również pergaminy, układając je w równy stos na biurku księcia, pozamykałem kałamarze, pochowałem pióra. Wszystko robiłem niezwykle powoli, z namaszczeniem, jakby chcąc nacieszyć się każdym z tych gestów, czując jak poskramianie chaosu, panującego w komnacie mnie uspokaja.

Przez kilka minut wpatrywałem się w niebo, podziwiając, jak czerwień zachodzącego słońca płynnie przechodzi w nocny granat, na którym migotały już pierwsze gwiazdy, a opasły księżyc w pełni wyłania się zza chmur, by niespiesznie zalać swoim srebrnym blaskiem świat. Mieniący się dziesiątkami odcieni zieleni w dzień las, stawał się szumiącą na wietrze, ciemną masą, z której co jakiś czas dobiegały odgłosy, budzących się do życia, nocnych stworzeń. Gwiazd otaczających księżyc przybywało, a na moje usta wypłynął delikatny uśmiech. Nie ważne jak daleko byłem od domu, to wciąż spoglądając w górę, widziałem to samo niebo, co mój tata. Patrzyliśmy na ten sam księżyc, o którym czytaliśmy wspólnie tyle wierszy. W dzień ogrzewało nas to samo słońce, jedynie gwiazdy się zmieniły, jednak byłem przekonany, że gdybym postarał się wystarczająco mocno, to wciąż mógłbym znaleźć takie, które widywałem również w swojej ojczyźnie. Myśl o tym wszystkim sprawiała, że chociaż przez chwilę Aldeman zdawał się być, tak naprawdę gdzieś tuż obok. Na wyciągnięcie ręki.

Odzyskać Wolność {Wilcze Kroniki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz