31

1.7K 101 50
                                    

Louis z mocno bijącym sercem, nie mogąc wciąż złapać oddechu patrzał na miejsce gdzie dosłownie chwile wcześniej stał brunet. Jego oczy zachodziły łzami a on sam bał się wychylić, aby sprawdzić gdzie jest chłopak. Zaczął szybko łapać płytkie oddechy, co było ciężkie przez ogromny ból w klatce piersiowej, nie wiedział co się z nim działo stał tam jak sparaliżowany. 

- Cholera.- warknął wściekły mężczyzna i zaczął się wycofywać, aby uciec z miejsca wypadku. Na całe szczęście dwóch mężczyzn, którzy stali niedaleko złapali go nie pozwalając uciec. 

Każdy z przerażeniem patrzył na Louisa, który po chwili upadł na kolana i zaczął z całym sił uderzać pięściami w skałę. Nie mógł sobie wybaczyć, że pozwolił brunetowi na stanie za nim. Oparł czoło o kamienie i rozpłakał się jak dziecko, nic do niego nie docierało, słyszał głosy wokół siebie, ale kompletnie nic z nich nie rozumiał. Ostatecznie jedna z kobiet podeszła do miejsca gdzie chwilę wcześniej stał Harry. 

- Niech ktoś wezwie pogotowie! - krzyknęła nie mogąc uwierzyć w to co widzi. - Twój chłopak żyje, nie martw się. - podeszła do szatyna i podniosła go. 

- Niech pani da spokój. - zaczął krztusić się przez niedobór powietrza w płucach. 

- Spokojnie, skała nie była tak stroma z tej strony. Zatrzymał się na wystającej skale. Pogotowie niedługo przyleci. - pomogła mu się podnieść, a ten gdy tylko stanął na nogi podbiegł do brzegu widząc leżące ciało bruneta, jednak ten się nie ruszał. 

- Harry. - szepnął. - Idę po ciebie kochanie, nie bój się. - zaczął podchodzić bliżej skały, jednak jeden z mężczyzn podbiegł do niego i złapał w pasie nie pozwalając się ruszyć. 

- Tak mu nie pomożesz, pogotowie go stąd zabierze za chwilę. - odciągnął go od skały.  

Dosłownie chwilę później słychać było nadlatujący helikopter, ratownicy zajęli się brunetem. Drugi helikopter natomiast przyleciał natomiast po Louisa i mężczyznę. Gdy tylko szatyn wszedł po drabinie do helikoptera jeden z ratowników zszedł po mężczyznę. Cała ta akcja trwała niecałe trzydzieści minut jednak jemu bardzo się to dłużyło, chciał być już przy Harrym, bał się o niego a świadomość, że ten jest w innym helikopterze przyprawiała go o większy stres. Nie mógł też nic poradzić na to, że chwilę później zaczął łapać szybko powietrze czując, że coraz bardziej brakuje mu go w płucach, przed jego oczami zaczęło się robić czarno, a on pomimo starań chwilę później stracił przytomność. Słyszał podniesione głosy ratowników, ale on pomimo starań nie dał rady otworzyć oczu, czuł się jakby nagle stracił panowanie nad swoim ciałem. 

Gdy w końcu udało mu się otworzyć oczy leżał w szpitalu, jak najszybciej wstał chcąc iść sprawdzić co dzieje się z Harrym jednak powstrzymał go ból w zgięciu łokcia i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że ma przyczepioną kroplówkę. Usiadł na łóżku mając nadzieje, że w końcu jakaś pielęgniarka przyjdzie do niego i mu to ściągnie, czuł się już dobrze i nie potrzebował więcej leków. Na jego szczęście chwilę później do jego sali weszła pielęgniarka w średnim wieku, od razu poprosił ją o zdjęcie wenflonu co ta chwilę później zrobiła. Louis, gdy tylko jego ręka została uwolniona, wybiegł z sali idąc na korytarz. Nie wiedział gdzie ma iść, nie wiedział czy jest na odpowiednim piętrze i w której sali znajduje się brunet. Gdy tylko zobaczył jakiegoś lekarza idącego przez oddział podbiegł do niego. 

- Gdzie leży Harry Styles? - sapnął patrząc z przerażeniem na mężczyznę. 

- Co mu dolega? - lekarz spojrzał na niego marszcząc brwi. 

- Spadł z gór, muszę wiedzieć co z nim jest. 

- Proszę iść się pytać piętro wyżej, tam powinni coś wiedzieć. - wskazał mu ręką schody i sam wszedł do jednej z sal. Szatyn od razu wbiegł schodami na wyższe piętro i podbiegł do pielęgniarki pytając ją o dokładnie to samo co lekarza. 

English Tea	|LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz