13.

3.2K 210 249
                                    

-Muszę iść Hazz. - mruknął Louis, gdy brunet wrócił do lady z brudnymi naczyniami. 

-Już? - spojrzał na niego smutno widząc, że była dopiero piętnasta a on kończył dopiero za godzinę. 

-Muszę iść do Danielle, dobrze wiesz, że nie możemy tego tak zostawić. - uśmiechnął się do swojego chłopaka, którego zachowanie było urocze. 

-No dobrze, może jakoś przeżyje, ale z tobą było mi jakoś raźniej. - podszedł do niego całując go lekko w usta. Wiedział, że nie mogli za bardzo okazywać sobie czułości, w końcu byli w miejscu publicznym. 

-To tylko godzinka kochanie. Potrzebujesz pieniędzy na zakupy na kolacje? - spytał go. Wolał się upewnić, czy taki koszt to nie za dużo na budżet Harry'ego, który nie był zbyt wysoki.

-Niee, nie potrzebuje dużo pieniędzy, to co mam to mi starczy. - uśmiechnął się wracając za ladę. - To będzie skromna kolacja, mam nadzieję, że ją polubisz. 

-Jestem pewny, że mi posmakuje kochanie. - uśmiechnął się wchodząc za ladę i zakładając swoją jeansową kurtkę. - Gdybyś jednak potrzebował pieniędzy to poproś Liama, on ci da, a ja z nim to później ureguluje. 

-Ciekawe jak. - zaśmiał się. - Ty nawet nie pracujesz. - pokręcił głową rozbawiony. 

-Staram się coś znaleźć, dobra? - uderzył go lekko w ramie. 

-Dobra, dobra. - podszedł do niego. - Będę się śmiał dopiero, gdy nie znajdziesz. - pocałował go, wiedząc że ten za chwilę wyjdzie. 

-Do zobaczenia kochanie. - oddał z uśmiechem pocałunek. -Nie podrywaj nikogo, a ja wrócę do domu najszybciej jak się da. - ostatni raz na niego spojrzał i wyszedł z lokalu. Od razu skierował się w stronę parku, gdy tylko dowiedział się o tej całej sprawie z Danielle, napisał do niej aby się spotkać. Musiał to wszystko z nią wyjaśnić, ona nie mogła niszczyć życia bruneta tylko dlatego, że on nie odwzajemniał jej uczuć. Kilkanaście minut później znajdował się już w parku niedaleko uniwersytetu, specjalnie spotkał się w takim miejscu, aby później nie musiał się spieszyć. 

-Cześć Louis. - usłyszał za sobą głos dziewczyny, więc obrócił się w tamtą stronę. Zobaczył Danielle, która uśmiechała się do niego szeroko. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, jednak tym razem nie miał wyjścia. Sytuacja była zbyt poważna. 

-Cześć Danielle, musimy porozmawiać. - spojrzał na nią i usiadł na najbliższej ławce. 

-Chcesz się w końcu ze mną umówić - spojrzała na niego uśmiechając się. 

-Nie Daniells. - westchnął. Nie wiedział jak ma zacząć tą rozmowę, mimo wszystko nie chciał zranić dziewczyny. - Chodzi o to, że wiem o twoim donosie w pracy Harry'ego. - w końcu wykrztusił to z siebie. 

-O jakim donosie? - udawała zdziwioną, choć bo jej minie można było zauważyć, że kłamie. 

-Nie udawaj. -westchnął zirytowany. - Szef Harry'ego powiedział nam, że jakaś Danielle złożyła donos, a tak się składa, że tylko ty miałaś powód, żeby to zrobić. 

-Masz rację, zrobiłam to. - przyznała. - I nie żałuję, mam nadzieję, że go wylali. - mówiła spokojnie co jeszcze bardziej niepokoiło szatyna. 

-Nie stracił pracy, ale proszę cię przestań mu utrudniać życie. -poprosił, ta dziewczyna nie ukazywała ani grama skruchy!

-Teraz mu je wystarczająco utrudnię. - wyciągnęła z kieszeni scyzoryk, który wsunęła pod kurtkę szatyna przyciskając do jego skóry okrytej materiałem przez co ten czuł ostrze dźgające jego skórę. - Ale teraz musisz iść ze mną. - uśmiechnęła się, gdy Louis chciał od niej uciec ta przycisnęła mocniej nóż, ból sprawił, że szatyn syknął i postanowił więcej nie uciekać. 

English Tea	|LarryWhere stories live. Discover now