10.

3.9K 204 98
                                    

Z końcem tygodnia po chorobie Louisa zostało tylko wspomnienie, a on cieszył się, bo przez te wszystkie dni planował idealną randkę, której szczerze nie mógł się doczekać. Zaplanował wszystko na sobotę, zadłużył się u Liama, obiecując że wszystko mu zwróci, jednak ten powiedział, że w imię miłości pożyczy mu te pieniądze bezzwrotnie. Louis dzień przed planowaną randką napisał sobie dosłownie cały plan tego jak miała ona przebiegać, nie chcąc aby na coś zabrakło czasu. Nie było mowy o jakiejś pomyłce, on dokładnie przeliczył to o której powinni wyjść, aby zdążyć na daną godzinę. Możecie uznać go za szaleńca, ale jego zachowanie dokładnie pokazywało to jak bardzo podekscytowany był. 

Dzisiaj była sobota, czyli wspaniały dzień randki Louisa i Harry'ego. Obydwoje od samego rana byli podekscytowani co chwilę wymieniając między sobą wiadomości. Brunet kompletnie nie wiedział jak miał się ubrać, dlatego posłuchał rady szatyna i założył na siebie zwykłą koszulkę i jeansy. Równo o godzinie siedemnastej pod drzwiami jego akademiku pojawił się szatyn z małym bukiecikiem niezapominajek. Kwiatki od razu urzekły go swoim niebieskim kolorem i miał nadzieje, że gdy Harry na nie spojrzy od razu przypomni mu się błękit oczu szatyna. 

-Hej Lou. - uśmiechnął się brunet otwierając mu drzwi do swojego pokoju. Szatyn skrzywił się słysząc hałas dobiegający z pokoju i wcale nie dziwił się, że Harry tak często do niego przychodził uczyć się. 

-Cześć Hazz. Idziemy? - uśmiechnął się do niego. Ten pokiwał głową jeszcze na chwilę opuszczając go tylko po to aby włożyć mały bukiet do szklanki wypełnionej wodą. 

-Nie mogę się doczekać. - niemal podskoczył uśmiechając się szeroko. - Przez cały tydzień szykowałeś to wszystko tylko dla mnie. To sprawia, że ta randka jest jeszcze bardziej niesamowita. - ścisnął mocniej jego dłoń. 

-Szykowałem to tylko ze względu, że ten uroczy brunet z zielonymi oczami całkowicie zawrócił mi w głowie. - odparł zgodnie z prawdą. No cóż, nie dało się ukryć, że miał bzika na punkcie Harry'ego. 

-To naprawdę bardzo miłe Lou. Jeszcze nikt mnie tak wyjątkowo nie traktował.  - westchnął idąc cały czas chodnikiem uważając, aby nie wywalić się o jedną z odstających kostek. 

-To musisz się do tego przyzwyczaić. - mruknął mu do ucha całując w policzek. -Ale teraz musisz zamknąć oczy. - stanął na środku chodnika nie zwracając uwagi, że przechodnie musieli ich omijać. 

-Dlaczego Lou? Ja chce wiedzieć gdzie idziemy. - burknął. 

-Nie sprawiaj problemów H. Nie pożałujesz. No dalej. - wyciągnął z kieszeni bandamkę, którą chwilę później zawiązał na jego głowie starając się nie wplątać w nią przydługich loczków bruneta.

Harry szedł niepewnie ciągnięty przez szatyna. Ufał mu, ale mimo wszystko trochę się bał. Szli przez dłuższy czas i brunet  zaczynał się niecierpliwić. Dlaczego Louis zakrył mu oczy, skoro mieli jeszcze dłuższy kawałek do przejścia. Postanowił jednak nie narzekać, z resztą w takiej chwili nie mógłby. 

-Jesteśmy na miejscu Harreh. Mam nadzieje, że się nie zawiedziesz. - pocałował go w policzek otwierając drzwi i przepuszczając z nich bruneta. 

-Gdzie jesteśmy Lou? - spytał niepewnie. 

-Nie czujesz po zapachu, kochanie? - ostatnie słowo niemal wypłynęło z jego ust. 

-Czuję herbatę. - zmarszczył nos starając się wydobyć wszystkie zapachy, które znajdowały się w pomieszczeniu. 

-Bingo. - ściągnął z jego oczu bandamkę, pozwalając aby ten rozejrzał się po pomieszczeniu. - To jedna z najbardziej popularnych herbaciarni w całym Londynie. Dzisiaj będziemy mieli możliwość spróbowania wszystkich rodzajów herbaty. - powiedział podekscytowany. Nawet kilka rodzajów czarnej. - wiedział, że jego kubki smakowe ciężko to przeżyją, ale był w stanie to przetrwać dla Harry'ego. 

English Tea	|LarryWhere stories live. Discover now