9.

3.9K 213 235
                                    

Dwie godziny później do pokoju szatyna wszedł Liam informując, że zrobił już rosół. Harry pokiwał głową i odsunął się lekko od Louisa i usiadł na łóżku. Szatyn spał jak dziecko i nawet szkoda było go budzić. 

-Lou. - szepnął Harry szturchając go lekko. -Musisz wstać, coś zjeść. 

-Później Hazz, najpierw chce się wyspać. - mruknął. Nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Jego głowa wciąż pulsowała, a światło z każdą chwilą coraz  bardziej irytowało. 

-Nie Louis, przez twoją głupotę nie będę dla ciebie łaskawy. - wstał z łóżka patrząc na niego z góry. - Gdybyś wczoraj tyle nie pił to dzisiaj miałbyś tylko kaca, więc wstawaj. 

-No H. - jęknął. - Możesz mi to chociaż przynieść do łóżka. - usiadł zaspany ledwo otwierając oczy.

-Przyniosę, w sumie co innego mam zrobić. - wywrócił oczami. Wyszedł z pokoju i po nalaniu wciąż gorącego rosołu przyniósł go Louisowi. - Jedz żabo, musisz szybko wyzdrowieć, bo będzie mi się nudzić w pracy. - podał mu pełną miseczkę, którą ten od razu przyjął i zjadł niepewnie. 

-Liam jest okropnym kucharzem. - skrzywił się. 

-Nie narzekaj, tylko zjedz to. - usiadł na łóżku obserwując go. Według niego chory Louis wyglądał naprawdę uroczo. 

-Chcesz spróbować? - podsunął mu miskę. To naprawdę była najgorsza zupa jaką jadł, była przesolona i zupełnie bez smaku. 

-Louis, nie denerwuj mnie. - wywrócił oczami. - Zjesz ją szybko rozgrzejesz się i szybciej wyzdrowiejesz. Zachowujesz się jak dziecko, a już dawno wyrosłeś z tego wieku. 

-Dobra, już jem. - westchnął jedząc szybko rosół. Krzywił się niemal przy każdym łyku powodując śmiech bruneta. Gdy w końcu zjadł ponad połowę odłożył miskę na szafkę i zakopał w pierzynie. Jego głowa cały czas bolała a on teraz jedyne czego potrzebował to chwili odpoczynku. Nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz był chory, a teraz chyba złapało go z podwójną siłą. 

-No Lou, możesz się teraz do mnie przytulić. - brunet położył się obok niego i rozłożył ramiona. Szatyn jak najszybciej skorzystał z okazji i wtulił się pociągając nosem. Od Harry'ego biło ciepło, które w tej chwili było mu potrzebne, nawet jeśli rosół wystarczająco go rozgrzał. 

-O której idziesz jutro na uniwersytet?  - podniósł lekko głowę, jednak od razu opuścił ją od razu na jego klatkę piersiową, bo mimo wszystko ból był zbyt wielki. 

-Pierwsze zajęcia mam o dziesiątej. - położył dłoń na jego głowie masując lekko. 

-Zostaniesz na noc? - spytał z nadzieją. Nie chciał zostawać sam, potrzebował teraz jego obecności przy sobie. 

-Nie wiem, Lou. - westchnął. - Muszę chyba wrócić do domu przygotować się na zajęcia. - przymknął oczy. 

-Może weź książki i przyjdź tutaj, pomogę ci. - poprosił. Nawet nie czuł się dziwnie z faktem, że niemal go błagał, teraz to nie było ważne. 

-Po prostu nie przygotuje się na jutro, to nie jest aż tak ważne. - uśmiechnął się lekko. 

-Nie Harreh, jeśli musisz to idź. Nie możesz tego robić tylko przez mój kaprys. - zaprzeczył kręcąc głową. 

-Lou, kochanie. - zaśmiał się, szatynowi na te dwa słowa serce zabiło dwa razy szybciej. - Ja wcale nie muszę się na nie przygotowywać jeśli nie chce. - przytulił go mocniej do siebie. - Ty mnie potrzebujesz, a opieka nad tobą to teraz dla mnie priorytet. 

English Tea	|LarryWhere stories live. Discover now