Rozdział 33

1.1K 50 8
                                    

Hermiona zeszła na dół, zastając swojego męża jedzącego śniadanie w towarzystwie Astorii, Helen, Fransa oraz Zabini'ego. Zaskoczył ją trochę widok gości na ich śniadaniu, nawet widok Draco pochylonego nad prorokiem dziennym za wzięcie czytającego jedną ze stron gazety. Nie spodziewała się zobaczyć Fransa u nich na śniadaniu. Astoria uniosła wzrok nad talerza za raz po niej Zabini i cała reszta.
-Hermiono a ty nie w pracy?- Zapytał Zabini zerkając na swój zegarek na dłoni. Draco uniósł głowę z nad gazety by spojrzeć na zdumiona Hermioną stojąca po środku salonu.
-Dziś mam luźny dzień nie muszę się śpieszyć – z gracją podeszła do swojego miejsca lekko kołysząc swoimi biodrami opiętymi niebieską spódnica przed kolano dopasowana z białą koszulą. Frans przyglądał się kobiecie aż zbyt długo co nie uciekło uwadze Helen oraz Astorii.
-Moje gratulacje, jeszcze nikt w tak młodym wieku nie zajął miejsca w radzie – uśmiechnęła się blado w stronę Blaise, unikając kpiącego spojrzenia panny Graangrees, która doskonale wiedziała, że tak się stanie.
-Dziękuję – szepnęła chwytając w dłoń widelec pod czujnym okiem francuza. Przelotnie spojrzała na, Draco, który wpatrywał się w nią cały czas, co irytowało Hermionę. Czuła się niekomfortowo, kiedy się na nią patrzył mimo, że teraz wszyscy wlepiali w nią swój wzrok.
-Słuszna uwaga Balasie po raz pierwszy w historii, ktoś tak młody dostaje to stanowisko – mruknęła Astroia uśmiechając się drwiąco – Ciekawe, czym tak zasłużyłaś, twój szef bardzo musi ci ufać. Musisz być bardzo zdolną pracownicą, ale nas to nie dziwi w końcu jesteś żywą legendą prawda Draco?
-Cóż Granger to bardzo zdolna czarownica, ale czasem za bardzo irytująca – powiedział Draco patrząc znaczącą na Astorię dając jej tym znać aby się już nie odzywała na ten temat.
-Nie wątpię w to – rzekła pochmurniejąc spuszczając wzrok na swój talerz.
-Państwo wybaczą, ale przyszły kwiaty dla pani Malofy – wtrąciła Rose niosą duży bukiet czerwonych róż.
-To dla mnie?- Zapytała skołowana wstając od stołu.
-Czyżby Hermiona miała cichego wielbiciela – zapytał Zabinni cicho pogwizdując.
-Nie dziwne mój kuzyn ma bardzo ładną żonę- mruknęła Helen zazdrosnym wzrokiem patrząc na czerwone  róże.
-Znalazłam je przed drzwiami, ktoś musiał je zostawić. W kwiatach był liścik- Hermiona sięgnęła dłonią po małą białą kopertą wypisaną na jej stare nazwisko.
-Nadal liczę na wspólną kawę M – przeczytała cicho wpatrując się w mały liścik w jej dłoniach.
-Zanieś je do mnie – powiedziała zgniatając karteczkę w dłoni.
-Cichy wielbiciel?- Zapytał zaciekawiony Zabini upijając łyk kawy. Hermiona wróciła na swoje miejsce uśmiechając się promienie.
-Gratulacje od Harry'ego awansu – skłamała, smarując sobie Tosta.
-Postarał się takie rzeczy, od przyjaciela – mruknęła Astoria jeszcze bardziej pochmurniejąc zerkając na Draco.
-W końcu to mój przyjaciel – odparła Hermiona.
-Mamy dziś dużo pracy, więc szybciej zwijajcie się z tym śniadaniem – upomniał ich Draco mając dość słuchania ich wywodów oraz humorków Astorii.
-Nie denerwuj się tak smoku – zaśmiał się Zabini– Mam dziś dużo czasu ze względu na moją nową posadę – rzekł dumnie wstając od stołu mrugając w stronę Hermiony – Miłego dnia Hermiono.
-A dokąd to mój ulubiony czarodziej się wybiera?- Zapytał staruszek wkraczając dumnie do salonu widząc wychodzącego Zabini'ego.
-Szef mnie goni do pracy, szefie – wyjaśnił Zabini witając się z nim.
-Myślałem, że zjemy razem.
-Zostaje na lunch, więc niech szef przygotuję się na partyjkę szachów. Tym razem nie dam się ograć – rzekł wychodząc z jadalni.
-A wy zjecie ze mną?- Zapytał odsuwając sobie krzesło obok blondyna oddzielają go tym od Astorii, co jej jeszcze bardziej nie spasowało.
-Miałem już iść, ale zostanę jeszcze – oświadczył Draco nalewając seniorowi kawę.
-Ja już będę się zbierał dziękuję za zaproszenie na śniadanie. Panienko Helen czekam na ciebie na zewnątrz – rzekł oficjalnym tonem żegnając się ze wszystkimi dłużej swoje spojrzenie zatrzymując na Hermionie.
-Też już będę się zbierać – rzekła Astoria wstając równocześnie z Helen – Poczekam z Tobą na zewnątrz za nim Helen do ciebie dołączy. Do zobaczenia wszystkim – mruknęła za nim cała trójka opuściła jadalnię.
-Wyspałeś się?- Zapytała Hermiona biorąc gryząc tosta.
-Nie mogłem spać, więc skończyłem czytać książkę. Zeszło mi do samego rana, dopiero nad ranem położyłem się spać.
-W twoim wieku powinneś spać dłużej – powiedziała Hermiona z troską głosie.
-Brzmisz, jak moja wnuczka – mruknął delektując się świeżą zaparzoną kawą – Nie martw się o mnie śpię tyle ile potrzebuję.
-Hermiona ma rację, nie możesz igrać z swoim zdrowiem.
-Mam więcej krzepy i energie od waszej dwójki razem wziętych – oznajmił upijając łyk kawy.

-Jak to się stało?- Zapytała przerażona ściskając matkę z całej siły. Gdy tylko dowiedziała się od Harry'ego, że dom jej rodziców płonie natychmiast zjawiła się na miejscu.
-Byliśmy u przyjaciół na kolacji. Już dawno dostaliśmy zaproszenie, ale nie było okazji, aby się do nich wybrać. Więc postanowiliśmy dziś iść i dobrze, że poszliśmy – powiedziała przerażona wtulając się w ciało najstarszej córki.
-Oh, mam jak dobrze, że wam nic nie jest – powiedziała odsuwając się od rodzicielki, by uściskać ojca oraz swoją siostrę.
-Co się stało z naszym domem?- Zapytał wściekły tuląc do siebie Hermionę –Przecież wszystko było wyłączone. Sprawdzałem osobiście dwa razy, to musiało być podpalenie.
-Nie martw się tym teraz tato, dowiemy się, co się stało. Obiecuję ci to – szepnęłam patrząc na resztki swojego domu z dzieciństwa.
-Gdzie teraz pójdziemy spać?- Zapytała się jej młodsza siostra wtulając w swoją matkę.
-Będziecie mieszkać u mnie w domu. Jeszcze go nie sprzedałam, więc od teraz będzie wasz – powiedziała zabierając ich, do swojego samochodu zastawiając za sobą resztki spalonego domu. Jednak odwróciła się na chwilę patrząc, gdzieś w niebo na dachy domów. Czuła na sobie czyjś wzrok, który wywiercał w jej plecach palącą dziurę. Pokręciła głową szybko się odwracając idąc do samochodu wmawiając sobie, że sobie coś ubzdurała. Gdy zapaliła silnik szybko odjechała, a w tedy jedna ciemna postać wyszła z ciemnego załuku obserwując odjeżdżający pojazd. Druga stała na dachu jednego z domów, skanując wzrokiem ulicę czekając na dogodny moment.
-Jesteś zadowolony?- Zapytał mężczyzna opierając się barkiem o ścianę budynku, zapalając cygaro.
-Naszego blondyna ciężko zadowolić, ale jestem pod wrażeniem, twojego pomysłu – przyznał pojawiając  się przy nim z uznaniem wpatrując się w granatowe niebo pełne gwiazd.
-Na, jak długo to ją zajmie?- Zapytał zaciekawiony zaciągając się nikotyną.
-Na krótko, ale nam to wystarczy Mitchell. Draco teraz już będzie wiedział co ma robić.

Wściekła weszła do jego sypialni, gdzie została jego i Astorię. Ona siedziała w krótkiej sukience na łóżku a on stał nad nią z rękami zaplecionymi na piersiach. Spojrzał zaskoczony na wkurzoną Granger, odsunął się od Astorii. Wyprostowała się zaplatając dłonie na torsie, unosząc jedną brew.
-Astoria wyjdź – polecił chłodno, podchodząc po woli do swojej żony.
-Czara się przelała Malfoy – syknęła podchodząc do niego zaciskając dłonie pięści. Astoria bez słowa opuściła jego sypialnię.
-Co się stało Granger?- Walnęła go w klatkę piersiową, pod wpływem jej uderzenia cofnął się do tyłu.
-Mam dość tego, a to wszystko przez ciebie. Mnie mogą gnębić, ale nie pozwolę, aby zatruwali życie moich przyjaciół i rodziny. W coś ty się wpakował do cholery! – Krzyczała uderzając dłońmi w jego klatkę piersiową z całych sił.
-O co Ci chodzi?!- Złapał za jej nadgarstki, unieruchamiając ją.
-Ginny i moja rodzina są nachodzeni przez fotoreporterów. A na dodatek ktoś próbował podpalić dom mojej rodziny. O mało nie zginęli Malfoy, jeśli coś tym nie zrobisz obiecuję, że nie będę już taka miła – warknęła wyszarpując się z jego uścisku.
-Granger nic o tym nie wiedziałem.
-A o tym, ze Twoi rodzice są strasznie samotni i gnębieni przez ministerstwo to też nie wiedziałeś?- Zapytała wściekła, – Kiedy byłeś ostatni raz u nich?
-To nie moja wina, okey? Mogą zawsze się do mnie zwrócić o pomoc. Nie rozumiem, czego nikt mi nic nie mówi- krzyknął podnosząc głos.
-Bo wolisz zadawać się z...- docisnął dłoń do jej ust zmuszając ją tym, aby zamilkła.
-Ani mi się waż.
-Bo co?- Syknęła zdejmując z twarzy jego dłoń – Boisz się prawdy? Moja rodzina mogła zginąć, więc do cholery nie będę siedzieć cicho. A jeśli się dowiem, że któreś z twoich przyjaciół maczało w tym place. Obiecuję Ci, że już ich nie zobaczysz.
-Granger, osobiście dopilnuję tego, aby ten, kto to zrobił zapłacił za to.
-To tylko puste słowa, Malfoy nie ufam Ci.
-A powinnaś w końcu mi zaufać. Sama mówiłaś, że gramy w jednej drużynie – westchnęła masując swój kark. Podszedł do niej, widząc jak się już uspokoiła. Teraz zauważył, jaka była zmęczona i przybita. Jej widok w tym stanie sprawił, że miał wyrzuty sumienia. Objął ją nie pewnie w tali przyciągając do swojego ciała.
-Jak mam Ci zaufać, skoro nic mi nie mówisz. Nie wiem, co jest prawdą a co kłamstwem – szepnęła w jego szyję mocno wtulając się w jego ciało.
-Cii- szepnął gładząc ją po plecach wciąż trzymając ją w swoich ramionach. Odsunęła się od niego, patrząc prosto w jego stalowe oczy. Stali w milczeniu wpatrując się w siebie nawzajem. Dam ci o wiele więcej niż on. Doprowadzę Cię do szaleństwa. W jej głowie, wciąż kłębiły się jedne i te same myśli a słowa szatyna odbijały się echem w jej umyśle oraz sercu. Bardzo chciała się oprzeć szatynowi, ale serce nie słuchało rozumu. Była zmęczona, ciągłym stresem, myślami oraz obecną pożal się Merlinie sytuacją w jej życiu, a ona pragnęła jedynie zapomnienia. Choć na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje wokół niej. Draco przysunął się jeszcze bliżej ,gdy ona walczyła z własnymi myślami. Przez chwilę wydawało się mu, jakby zawzięcie walczyła sama z sobą. Chciał wejść do jej umysłu odkryć jej wszystkie myśli i sekrety, może w tedy była by mniej irytująca. Sam nie wiedział, kiedy złączył ich usta w pocałunku. Nie wiedział nawet, kiedy, jego dłonie znalazły się na jej pośladkach przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Zarzuciła mu dłonie na kark podając się całkowicie jemu oraz rozkoszy, jaką jej dawał. Zjechał ustami na jej szyję mocno ssąc oraz gryząc jej idealną skórę. Pociągnęła go za włosy, kiedy kierował ich w stronę łóżka.
-Proszę – rzucił szorstko a w drzwiach stanął Edward.
-Pan Jorge do pana, panie Malfoy – oznajmił lekko się skłaniając.
-Dziękuję Edwardzie, za raz przyjdę – odpowiedział nawet na niego nie patrząc. Swoją uwagę skupił na roztrzęsionej Hermionie, która nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
-Proszę pana- odpowiedział formalnie, zamykając za sobą drzwi.
-Granger idź się połóż na moim łóżku i spróbuj zasnąć. Dobrze?- Zapytał unosząc jej brodę zmuszając tym, aby na niego spojrzała.
-Mogę iść do siebie.
-Nigdzie nie idziesz, Granger. Jak wrócę, mam Cię tu zostać śpiącą czy też nie. Zrozumiałaś?- Westchnęła cicho kiwając głową. Czuła narastające zmęczenie, dzisiejszym dniem, jaki swoimi uczuciami. Nie miała już sił, aby analizować sytuację z przed chwili. Przyszła tu, aby się z nim rozmówić, a nie całować. Gdyby nie Edward poszłaby z nim do łóżka.
-Grzeczna dziewczynka – powiedział całując jej kącik ust. 

-Masz coś dla mnie?- Zapytał wchodząc do środka, gdzie czekał na niego mężczyzna.
-Tak, panie Malofy. Odnalazłem miejsce pobytu panna Notta, już się nie ukrywa przed nami – Draco drgnął słysząc jego imię. Teraz już wiedział, że czeka na niego, na nich. Jest gotów ponieść klęskę, ponieść karę.
- ...jak pan przypuszczał, ktoś pana zdradził. Według moich obserwacji, ktoś przekabaca radę w ministerstwie. I jest też coś... - uciął a Draco w końcu oprzytomniał zdając sobie sprawę, że jego sługa wciąż do niego mówił. On nawet nic nie mówiąc wyciągną zdjęcia z teczki podając je blondynowi – Pańska żona, pani Malfoy jest też pod obserwacją. Tak samo jak jej rodzina niestety, ale dom jej rodziców to było pudło. Jeśli w ogóle są gdzieś te akta na których tak panu zależy to na pewno nie w domu jej rodziców. Przeszukałem każdy cal tak, jak kazał pan dom spłonął więcej nawet jeśli tam cos było to już nikt tego nie zobaczy – zameldował podając blondynowi zdjęcia, gdzie kilku ludzi obserwowało rodziny dom Hermiony, jak i te stary gdzie mieszkała z Wieprzlejem.
-Wiesz, kto to?
-Pracuje nad tym panie Malfoy, ale obawiam się, że w pracy pani Malofy też ktoś ją obserwuję. Mam swoich ludzi rozstawionych w biurowcu. Więc nic jej nie grozi.
-Ale?.
-Nie pokoi mnie to, że tak dobrze zna otoczenia i to, co pańska żona zawsze robi. Zna idealnie jej harmonogram tak samo jak pański. Zna każdy szczegół, a to oznacza, że jest zawsze o krok przed mną.
-Rób, co w twojej mocy. Nie mogę pozwolić, aby to wszystko runęło teraz. Za dużo pracy i wysiłku mnie to kosztowało. Ale wiemy jedno skoro nie było nic w tym domu to znaczy, że wszystko jest w ministerstwie a Mitchell mnie oszukał.
-Oni chcą się z panem spotkać i z resztą w najbliższym czasie. Są bardzo niecierpliwi.
-Zawiadomię ich jutro, wracaj do pracy – rozkazał chowając zdjęcia do biurka.
-Tak jest proszę pana – skłonił się natychmiast teleportując się 

Dramione Together IWhere stories live. Discover now