Rozdział 6

2K 82 2
                                    

Następnego dnia w norze państwa Wesley od samego rana trwały przygotowania do obiadu z okazji powrotu państwa Granger. Ginny pomagała w kuchni swojej mamie, przez to od samego rana było słuchać kłótnie po między dwiema kobietami. Młoda panna Wesley nie miała humoru od paru dni. Chodziła naburmuszona okrzykując wszystkich dookoła. Harry miał dość zachwiana swojej dziewczyny, co doprowadzało między nimi do kłótni. Nawet rodzina Ginny zauważyła jej wahania humorów.
-Może ty, kochanie jesteś w ciąży?- Zapytała pani Wesley swoją córkę, kiedy mężczyźni opuścili dom.
-Nie mamo zabezpieczam się. Nie chcę mieć jeszcze dzieci – odpowiedziała szorstko rozkładając formę na ciasto.
-No nie wiem kochanie, jesteś bardzo drażliwa i masz wahania humorów – Ginny wywróciła oczami sięgając po miskę z ubitym ciastem.
-Nie mamo na pewno nie jestem w ciąży – oznajmiała chłodno ucinając tym dalszy temat. Harry z Ronem wynosili stoły na zewnątrz, a pan Wesley nakrywał stół obrusem oraz najlepszą zastawą.
-Zmieciemy ich w finale – rzekł pewnie Ron pomagając rozkładając sztuce na stole – Jestem tego pewien, dotarliśmy do finału mistrzów zgnieciemy ich- Harry pokręcił głową patrząc na ojca Rona, który uśmiechnął się dumnie patrząc na rozłożony przez siebie obrus.
-Nie bądź taki pewien synu. Owszem wygrywacie praktycznie we wszystkich meczach, ale pamiętaj, że nie zawsze taka farsa może trwać wiecznie. To finał mistrzów odgrywający się, co dwa, cztery lata. Ostatnio po wojnie wygraliście, ale teraz minęło trochę czasu – Ron wywrócił oczami nieco pochmurniejąc na słowa swojego ojca, który miał rację. W tedy od razu mieli wygraną w kieszeni, a teraz nie będzie tak łatwo.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Dziś przychodzi Hermiona z swoją rodziną, to czas na świętowanie – rzekł Harry, karcąco patrząc wymownie na Rona.
-Moi niedoszli teściowie – bąknął Ron stając obok Harry'ego.
-Wiem, że jest wam ciężko chłopcy z powodu Hermiony, ale jeśli Harry przedstawił mi w skrócie całą sytuację to niestety, ale nie ma innego wyjścia. Nie popieram tego synu, ale to wciąż nasz Hermiona i wiem , że jesteś załamany tym, ale pamiętaj, że ona nie robi tego z własnej woli. Mniej na uwadze to, że dziewczyna ciężko szukała rodziców przez tyle lat. Dwa lata spędziła w Australii, pamiętasz, jaka wróciła z stamtąd? – skinął głową ciężko wzdychając – Czasem synu podejmujemy decyzję niezależne od nas, musimy poświęcić własne szczęście, aby uszczęśliwić kogoś, na ty polega miłość.
-Boli mnie to Tato, jak mam funkcjonować teraz, kiedy tracę sens swojego życia?- Zapytał spuszczając wzrok.
-Nie tracisz je, potraktuj to, jak szanse od życia. Hermiona nie zawsze, będzie żoną tego... Tego okropnego czarodzieja, jeśli kocha to wróci – odparł przytulając swojego syna, lekko uśmiechając się do stojącego z boku Harry'ego.
-Nie wierzę mamo, że nadal to masz. Dobrze wiesz, jak to przeżyłam a ty nadal trzymasz te gazety!- Krzyknęła Ginny wychodząc z domu.
-Co się stało kochanie?- Zapytał zaniepokojony Harry łapiąc ją w swoje ramiona.
-Nic, a co się miało stać! – Wrzasnęła wyślizgują się z jego objęć wymijając całą ich trójkę udając się prosto w ogród.
-Córeczko!- Krzyknęła pani Wesley wybiegając za nią brudnym fartuchu i łyżką w ręce. Cała trójka spojrzała pytającym wzrokiem na nią oczekując wyjaśnień.
-Mamo?- Rzekł Ron oczekując wyjaśnień.
-Kochanie, co zrobiłaś?- Zapytał pan Wesley.
-Znalazła stare egzemplarze gazety zapomniałam je spalić po prostu. Moja pamięć podupada na dodatek pokłóciliśmy się o przepis. Naprawdę nie chciałam jej urazić, ale ostatnio jest taka drażliwa. Harry, co się dzieje z moją córką nie poznaję jej, zaczynam się martwić o nią.
-Ginny jest ostatnio bardzo podenerwowana pani Wesley – rzekł Harry – Ostatnio wszystko ją złości odkąd wróciłem z Francji. Nie wiem, jak z nią rozmawiać.
-Harry synu od twojego przyjazdu z Francji minęło trochę czasu – mruknął pan Wesley patrząc podejrzanie na Harry'ego.
-Mam wrażenie, że ona ma mi to za złe. Próbowałem z nią o tym rozmawiać, ale ona się upiera, że wszystko jest w porządku.
-Hermiona z nią pogada i wszystko wróci do normy – rzekł, Ron pocieszająco.
-Wszystko jest gotowe pomóżcie mi wynieść wszystko na zewnątrz – rzekła znikając w środku domu.
-No, chodźcie chłopcy nie ma czasu. Kolejnej wkurzonej kobiety nie potrzebujemy.

-Australia to piękny kraj tam życie jest zupełnie inne niż tu. Ludzie zupełnie inni tyczy się to również klimatu, kultury zachowań. Tam jest tylko 20 milionów ludzi, z czego więcej jest kangurów. Mięso można kupić tam z kangura za bardzo niską cenę. Violet miała swojego pupila kangura, bez to my nie jedliśmy ich mięsa. Taka mała solidarność – rzekła pani Granger upijając łyka kawy zaparzonej przez Ginny.
-Niesamowite nigdy nie widziałem takiego czegoś na oczy. Kangur, ale dziwne słowo to jest zwierzę tak?- Zapytał pan Wesley chłonąc każdy szczegół z opowieści państwa Granger. Hermiona uśmiechnęła się szerzej, widząc tą uroczą wymianę zdań. Gdyby jej los potoczył się inaczej, tak by wyglądał każdy jej weekend. Miałaby wspaniałych teściów szwagierkę oraz szwagrów.
-Tam jest największy stadion quidditcha, tak mówił Draco – oznajmiła Violet, kiedy Harry razem z Ronem zaczęli się przechwalać na temat swoich umiejętności w tej grze.
-Jesteśmy tacy dumni z was pokonaliście zło i staliście się sławnymi czarodziejami. Moja mała dziewczynka, jest bohaterką świata magicznego to jest nie dopisania.
-Hermiona wam powiedziała?- Zapytał Ron patrząc na swoją było dziewczynę.
-Nie, to nam wyjaśnił Draco, wspaniały młodzieniec. Dzięki niemu teraz jesteśmy razem z naszą córką. To takie urocze, że nas odnalazł dla niej akurat na ich ślub – Ron ucichł, gdy tylko usłyszał same pochwały z ust pani Granger na temat Draco. Harry spuścił wzrok na swój talerz z resztkami ciasta, jakie upiekła Ginny.
-Czy moja żona powiedziała coś nie tak?- Zapytał pan Granger patrząc na miny zebranych przy stole.
-Nie skąd tato, tylko, że nasze stosunki były dość napięte przez lata. A teraz wszystko uległo zmianom.
-Sporo nas nie było w waszym życiu a zwłaszcza naszej córki.
-Chodźmy do ogrodu opowiecie mi o zwyczajach tego fascynującego kraju – rzekł pan Wesley wstając od stołu.
-Ja zajmę się Violet – rzekła Hermiona wstając od stołu.
-Draco!- Krzyknęła dziewczynka wstając od stołu biegiem udając się w stronę zmierzającego blondyna ubranego w elegancki czarny garnitur.
-A co on tu robi – warknęła cicho Ginny tak, żeby tylko ich trójka to usłyszała, Harry posłał zaniepokojone spojrzenie Hermionie, która wpatrywała się w biegnącą uradowaną dziewczynkę.
-Nie wiem, ale to nie zwiastuje niczego dobrego – szepnęła wstając od stołu.
-A jednak udało się mu wyrwać z pracy – rzekła uradowana mama Hermiony patrząc na blondyna marzycielskim wzrokiem.
-Masz z nim kontakt?- Zapytała szokowana Hermiona widząc nagłą euforię swojej matki na widok znienawidzonego przez wszystkich arystokraty.
-Tak piszemy do siebie listy, jako twoja matka muszę poznać twojego narzeczonego – Hermiona zamrużyła groźne oczy ruszając , zdecydowanym krokiem w stronę idącej dwójki.
-Kochanie cieszysz się na mój widok?- Zapytał radośnie trzymając na rękach jej siostrę, szczebiocząc jej coś na ucho.
-Możemy pogadać?- Zapytała stając naprzeciw niego zagradzając mu drogę – Kochanie idź do cioci Ginny dobrze, da ci swoje ulubione ciasteczka.
-Ja chce iść z Draco – zawołała trzymając go za dłoń patrząc na Hermionę słodkim oczami.
-Za raz do ciebie przyjdę księżniczko, tylko pogadam z moją narzeczoną –Violet skinęła głową uciekając w stronę Ginny, która stała koło Harry'ego.
-Co tu robisz?- Zapytała chłodno, kiedy Violet oddaliła się na pewną odległość. Draco uśmiechnął się ironicznie wkładając dłonie do kieszeni patrząc wzrokiem pozbawionym emocji na rozgniewaną twarz Hermiony.
-Przyjechałem na zjazd ofiar losu, twoja matka do mnie napisała, bo ty nie raczyłaś mnie nawet poinformować o tym czymś, może nawet bym się nie pojawił, ale jak tylko do mnie napisała to już wiedziałem, że nie jestem tu mile widziany więc o to jestem – wskazał dłonią na dom Wesleyów z odrazą wymalowaną na twarzy.
-Nie muszę Cię informować o niczym, co jest związane z moją osobą – syknęła wściekła.
-Nie denerwuj się tak Granger, twoja rodzina mnie uwielbia mam klasę, maniery oraz urok osobisty, czyli wszystko, co tobie brakuję. A teraz się ładnie uśmiechnij, bo wszyscy się na nas gapią. Chyba nie chcesz martwić swojej rodziny, co Granger? – Zacisnęła mocno dłonie patrząc wyzywająco prosto w oczy blondyna robiąc krok do przodu.
-Spróbuj tylko kogoś skrzywdzić, albo tylko urazić a wylecisz stąd za nim nie obejrzysz i nie będę patrzeć na to, czy moja rodzina cię lubi, czy nie. Nie myśli sobie, że masz mnie w szachu, bo jesteś ich ulubieńcem, bo to ja jestem ich córką, a ty tylko niepotrzebnym dodatkiem – odwróciła się na pięcie zostawiając go samego. 

Dramione Together IWhere stories live. Discover now