Rozdział 27

1K 49 7
                                    


Długo się zbierała na to, ale w końcu przegrała z własnymi pragnieniami. Wysłała list do Simona i była pewna w stu procentach, że się zgodzi. Musiała jakoś to wszystko odreagować musiała przestać myśleć. Odpowiedź przyszła w mgnieniu oka, na małej karteczce było napisane tylko jedno zdanie jego schludnym pismem.
Zawiadomię resztę

Uśmiechnęła się po raz pierwszy od dawana tak szczerzę i z ogromną ulgą. Po chwili wiadomość uległa zniszczeniu a po małej kartce nie zostało ani jednego śladu. Z uśmiechem na twarzy ruszyła na dół w celu przewietrzenia się, a może nawet mała przejażdżka. Za pomocą różdżki przebrała się w odpowiedni strój następnie w dobrym nastroju zeszła na dół kierując się do kuchni po swoją ulubioną herbatę. Przystanęła jednak słysząc stłumiony głos należący do arystokratki, która już tutaj właściwie mieszkała. Astoria stała w kuchni ubrana w czarną krótką sukienkę oraz czarne szpilki żwawo machając dłońmi na biedną skulną Rose. Dobry nastrój Hermiony, jak szybko się pojawił tak zniknął, jak tylko usłyszała jej głos.
-Draco nie spodoba się to, że tak olewasz swoje obowiązki – rzekła z wyższością przechadzając się po między stołem a blatem kuchennym – Na dodatek ten bałagan, jakie zrobiło twoje rodzeństwo. Gdyby ja byłam panią tego domu nie dopuściłabym do takiej sytuacji. Już dawno byś tu nie pracowała moi pracownicy są bardziej solidni.
-Ja się poprawię, tylko niech pani się na mnie nie gniewa – odpowiedziała błagalnie.
-Zastanowię się jeszcze, co z tobą zrobimy – powiedziała z wyższością – A wy, na co czekacie, do roboty Draco i ja czekamy na obiad – powiedziała przejeżdżając paznokciem po blacie rozglądając się zdegustowaną miną po pomieszczeniu.
-Ale nie jesteś panią tego domu, więc zatrzymaj sobie iluzję dla siebie. Zrozum w końcu, że nie jesteś najważniejsza i jesteś tylko gościem w tym domu i jak masz jakiś problem przyjdź z tym do mnie – rzekła Hermiona wchodząc do kuchni ścigając tym na siebie uwagę Astorii. Zaplotła ręce na klatce piersiowej z chłodem i wyższością w oczach patrząc na wściekłą Astorię.
-Jestem pewna, że Draco poprze mnie. Nie lubi jak ktoś łamie jego zasady, a ty chyba ich nie znasz, jak na jego żonę przystało – Hermiona zaśmiała się kpiąco, patrząc na zmieszaną kobietę.
-Jego zasady? Proszę Cię nie rozśmieszaj mnie. Chciałaś chyba powiedzieć swoje zasady, ale one w tym domu nie obowiązują. Przykro mi, ale od tej pory w tym domu panują moje zasady a nie twoje. Masz jakiś problem ze służbą idziesz z tym do mnie, albo do Draco jak wolisz. Ja jestem jego żoną nie ty, to ja na swoim palcu noszę obrączkę  którą on sam włożył mi na palec – mruknęła unosząc swoją dłoń do góry gdzie błysnął złoty krążek Astoria zacisnęła usta w wąską linię, hamując łzy poniżenia, które napływały jej do oczu.
-Jeszcze zobaczymy Granger - warknęła trącając ją ramieniem energetycznym krokiem wychodząc z kuchni.
-Jeśli będzie cię jeszcze raz zastraszać przyjdź z tym do mnie. Nie ma prawa ci grozić nawet jeśli jest zbyt częstym gościem – rzekła cicho lekko ściskając jej ramie dla otuchy. Rose wykrzesała w osobie lekki uśmiech walcząc z chęcią powiedzenia Hermonie całej prawdy. Mocno zacisnęła usta schylając głowę by uniknąć patrzenia w oczy swojej dobrej pani.
-Dziękuję pani Malfoy, ale muszę zająć się obiadem. Nie musi pani mi pomagać.
-Tyle razy już ci mówiłam abyś zwracała się do mnie po imieniu.
-Ale to nie przystoi pani Malfoy, to jest nie profesjonalnie – odparła wycofując się, po szczotkę i szufelkę, która stała w koncie kuchni.
-No dobrze, jak sobie życzysz – odpowiedziała wiedząc, że już nic nie wskóra. Rose była wystraszona i zrezygnowana, bała się Astorii i jej wpływu na Draco. Hermiona dobrze wiedziała, że gdyby tylko pana Greengrass zażyczyła sobie zwolnienia Rose, Draco by na to przystał bez oporów.

Draco jeszcze tego samego dnia poprosił Hermionę do swojego gabinetu na poważną rozmowę. Edward znalazł ją dopiero wchodzącą do domu. Hermiona była przygotowana na wszystkie ewentualne przebiegnięcia danej rozmowy. Była po bardzo długiej przejażdżce, gdzie spotkała ją gwałtowana ulewa. Do stajni dotarła dopiero po ulewie przemoknięta do suchej nitki. Za nim weszła do domu wysuszyła się za pomocą zaklęcia. Energicznie zapukała do jego gabinetu wchodząc do środka nie czekając na pozwolenie. Oczywiście Astoria siedziała na biurku Draco popijając ognistą patrzą na Hermionę z triumfem w oczach. Hermiona obrzuciła ją lodowatym spojrzeniem następnie całkowicie ją ignorując skupiając cały wzrok na blondynie.
-Granger Astoria chciała ci coś powiedzieć – rzekł przenosząc swoje spojrzenie na szatynkę siedząca na jego biurku.
-Należą ci się moje przeprosiny za dziś, poniosło mnie i więcej to się już nie powtórzy. Nie powinnam tak otwarcie mówić przy służbie moich prywatnych spraw. Przepraszam Granger – Hermiona uśmiechnęła się sztucznie lekko przytakując na jej słowa.
-Dobrze, czy to już tyle?- zapytała znudzona nie ukrywając tego swoim głosie. 
-Naprawdę przepraszam – rzekła powtórnie  siląc się na przyjazny ton w stosunku do niewzruszonej Hermiony.
-Słyszałam nie chowam urazy – mruknęła w odpowiedzi odwracają się na pięcie myśląc, że to już koniec tego spotkania.
-Granger zaczekaj – zawołał Draco widząc jej zamiary odejścia. Hermiona przystanęła odwracając się lekko przez ramię nawet na niego nie patrząc. 
-Cieszę się, że nie chowasz do mnie urazy. Będę się już zbierać mama pewnie na mnie już czeka z kolacją – oznajmiła z gracją zeskakując z biurka – Do zobaczenia – powiedziała radośnie przywołując swój płaszcz oraz teleportując się do swojego domu.
-Tyle czy jeszcze coś chcesz mi przekazać?- Zapytała znudzona, chcąc już wyjść wciąż stojąc w tej samej pozycji.  
-Mam coś dla ciebie – rzekł nie zarażając się jej brakiem chęci siedzenia z nim. Za miast tego z uśmiechem sięgną do szuflady wyciągając z niej czerwone podłużne pudełeczko. Wstał z swojego miejsca podchodząc do niej wolnym krokiem. Odwróciła się do niego przodem patrząc obojętnie na to, co miał w dłoniach. Podał to zaskoczonej Hermionie, uśmiechając się do niej seksownie.
-Cały ty, chcesz mnie przekupić skoro mydlenie oczu nie działa?- Zapytała sarkastycznie otwierając wieko pudełeczka. Tym razem zaskoczył ją, co wyczytał w jej spojrzeniu  w pudełeczku znajdował się delikatny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie konia. Spojrzała zdumiona na zadowolonego blondyna, który zrobił jeszcze jeden krok do przodu. Zatrzymał się przed nią pochylając nad nią tak a jego perfumy odurzyły jej nozdrza. Chwycił łańcuszek w swoje zgrabne palce obchodząc ją dokoła zatrzymując się za jej plecami. Delikatnie zebrał jej włosy z szyj przerzucając na lewy bok. Zapiął jej łańcuszek opuszkami palców specjalnie muskając jej gładką skórę. Pochylił się nad jej odsłoniętym uchem opatulając go swoim ciepłym oddechem.
-Mam nadzieję, że ci się podoba – szepnął delikatnie muskając ustami jej płatek ucha dłońmi oplatając jej pełne biodra.
-Tak jest piękny, dziękuję – szepnęła oniemiała starając się, aby jej głos nie zadrżał ani razu. Odsunął się od jej ciała wracając na swój fotel – Powinnam już iść, muszę jeszcze wypełnić jeden z ważnych dokumentów.
-Granger jesteśmy małżeństwem, powinniśmy więcej czasu spędzić razem. A to jest trudne bo cały czas się przed tym bronisz. Uciekasz od mnie gdy tylko masz okazję wymyślając jakieś denne wymówki.
-Nie graj na moich uczuciach bo to jest gra, którą przegrasz.
-Tak myślisz?- zapytał zaciekawiony jej nagłym atakiem.
-Tak bo ty ich nie masz.
-Pora abyś my sobie zaufali, nie uważasz?- i to było pytanie, od którego nie mogła uciec. Oczywiście, że nie mogła mu zaufać choćby nawet bardzo chciała to nie mogła. Intuicja podpowiadała jej, że nie powinna mu zaufać. Coś jej mówiło, że za tym wszystkim kryję się drugie dno.
-Na to potrzeba czasu, nie da się zaufać tak od razu swojemu dawnemu wrogowi, który od samego początku tylko grozi ma tajemnicę i pokazuję, co tak naprawdę o tobie myśli Malfoy.
-Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie – rzekł dławiąc się już tą uprzejmością. Ale nie miał innego wyjścia, Astroia miała trochę racji. Musiał poudawać, choć trochę, aby zaskarbić trochę jej zaufania. Uśmiechnęła się delikatnie chcąc tym sposobem, jak najszybciej opuścić to miejsce.
-Wystarczy już tych uprzejmości, dziękuję za łańcuszek i doceniam wasze przeprosiny. A teraz wybacz, ale sporo pracy do zrobienia, trochę zaniedbałam swoje obowiązki.

-Gdzie byłeś ?- zapytała, kiedy tylko wszedł domieszkania niosąc reklamówki zjedzeniem.
-Miałem sprawy do załatwienia w ministerstwie – odpowiedział machając różdżką.Zakupy same latały po całej kuchni wlatując do szafek albo do lodówki. Ginnyuniosła wzrok patrząc na swojego chłopaka, który oparł się o stół spoglądając wokno.
-I cały dzień tam spędziłeś ?- spytała już domyślając się, że tam nie był.
-Nie- odpowiedział nie ruszając się wciąż tkwiąc w tej pozycji. Wyglądał, jakżywy posąg z smętnym wzrokiem wpatrującym się w dal.
-Byłeś u niej- stwierdziła powracając do czytania książki. Odpowiedziała jejgłucha cisza, co tylko potwierdziło ją w przekonaniu, że ma rację.
-Simon był z Tobą?- pokręcił głową, ale nic nie odpowiedział – Więc gdzie onteraz jest?
-Tam gdzie powinien  być już dawno – rzekł cicho wychodząc z kuchni kierującsię do sypialni.
-Minęło już parę dni czy nadal będziesz się tak do mnie odzywać ?- zapytała zanim zamykając książkę z hukiem.
-Co znowu robię źle?- zapytał z głębi pokoju ściągając koszulkę przez głowę.
-A gówno, jak nie wiesz co – warknęła po nosem udając się do łazienkitrzaskając drzwiami. Odkręciła kurek z wodą ustawiając ciepłą wodę. Rozebrałasię na chwilę przystając przed kabiną zerkając za siebie miała taką cichą nadzieję,że przyjdzie za nią. Chciała aby tutaj był przyszedł i ją przytulił powiedział,że nic jej nie grozi i jest przy nimi bezpieczna. Weszła pod wodę omywając swojeciało, ale nie umysł. Umyła się szybko wychodząc  z pod prysznica owijając swojeciało ręcznikiem. Kiedy otworzyła drzwi zobaczyła Pottera leżącego na kanapieczytającego  listy. Pokręciła smętnie głową wchodząc do sypialni.

Jeremi Smith popełnił samobójstwo dziś w nocy. Żona znalazła go dziś nad ranem w jego biurze martwego. Według źródeł za żył truciznę, która zatrzymała pracę jego serca.
Hermiona tego ranka czytała nową gazetę przyniesioną przez Edwarda, za to Draco siedział u szczytu stołu popijając kawę zerkając na pogrążoną w czytaniu kobietę. 
-Pewnie jesteś zadowolony, jeden mniej – rzuciła kąśliwie odkładając gazetę na stół zabierając się za jedzenie.
-Po trupach do celu czyż nie tak brzmi wasze mugolskie powiedzonko – odpowiedział upijając kolejny łyk kawy, posyłając jej lodowate spojrzenie. Od samego ranna, kiedy tylko Hermiona przekroczyła próg jadalni, wiadome było, że nie jest w najlepszym humorze. Całą noc rozmyślała nad słowami swojego męża oraz jego nowym zachowaniem. Nad ranem podjęła decyzję, że nie da się tak łatwo zmanipulować nie będzie grać tak, jak on jej zagra.
-Nawet nie zaprzeczysz?
-I tak już mnie osądziłaś i masz swoją wersję wydarzeń, więc nie widzę sensu rozwałkowywania tego tematu.
-Czy może nie masz argumentów świadczących o tym, że nie maczałeś w tym palców.
-Palce to ja mogę maczać, w czym innym Granger – odparł gładko a kącik jego ust drgnął lekko do góry widząc jej zmieszaną minę.
-Podać coś jeszcze państwu?- Hermiona podziękowała w duchu służącej, która uratowała ją przed jego świdrującym spojrzeniem.
-Ja dziękuję, musze iść, bo spóźnię się do pracy – oznajmiła szybko podnosząc się z krzesła.
-Co mam dziś podać na obiad pani Malofy? Będzie pani dziś na obiedzie?- Zawahała się chwilę nad odpowiedzią, zastanawiając się ile jej zajmie papierkowa robota, jaka ją czekała. Ale nie chciała tu wracać, całymi dniami myślałam tylko o tym, czy jest tu Astoria albo ktoś z znajomych blondyna.
-Nie będzie mnie dziś na obiedzie, ale za to Draco pewnie tak. Więc pozostawiam jemu te decyzję.
-Ogrodnik pytał o panią, chciał ustalić czy ma zostawić te róże w ogrodzie przed domem czy nie?- Westchnęła ciężko opierając się dłonią o krzesło.
-A kto, powiedział, że mają być usuwane?- Zapytała.
-Nie wiem proszę pani, tylko przekazałam, co mi powiedział – spuściła głowę kłaniając się i szybko odchodząc nim Hermiona zada jej kolejne pytanie. Panna Granger odprowadziła ją wzrokiem póki nie zniknęła za drzwiami salonu
-Nie powinnaś iść do pracy?- Zapytał z uśmiechem a ona posłała mu spojrzenie pełne frustracji. 

Dramione Together IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz