Rozdział 25

1.1K 56 4
                                    


-Pomagasz jej? Oczerniła nas w gazecie, a ty teraz ją chronisz – warknęła pokazując, jak bardzo jest przeciwna temu pomysłowi , była przeciwna od razu kiedy tylko zobaczyła jak Pansy przekroczyła próg jej mieszkania – Za bardzo się narażasz- dodała oburzona patrząc na Simona niewzruszonego jej przemową.
-Ginny już to przerabialiśmy takie jest moje życie. Nie zmienisz tego możesz to tylko zaakceptować.
-Ale pomagać jej? – mruknęła nadal nie przekonana do tego pomysłu kręcąc głową.
-Pamiętaj, że sami daliśmy powody, aby o nas pisali. Nie możesz winić cały czas innych o to dobrze wiesz, że i my jesteśmy winni.
-Ciszej proszę cię ciszej – syknęła wściekle zerkając na drzwi kuchenne, w których pojawił się Harry.
-Jest już gotowa do drogi – oznajmił posępnym głosem, – Czemu kazałaś mu mówić ciszej?- Zapytał zawracając się do bladej niczym ściana Ginny.
-Pansy przeżywa teraz żałobę... I nie chciałam, aby słyszała to, co mówiliśmy – odparła na swoją obronę – Harry proszę cię nie drąż tego chodźmy – zrobiła krok w stronę drzwi, ale Harry zagrodził jej drogę ręką.
-Czy na pewno jest wszystko okey?-Zapytał patrząc się w jej oczy. Spuściła wzrok na swoje dłonie specjalnie unikając jego wzroku. Drzwi do mieszkania otworzyły się wybawiając tym Ginny od dalszych tłumaczeń a w nich stanęła Hermiona razem z Camilą. Obydwie śmiały się z czegoś nie zwracając uwagi na siedzącą samotnie Pansy.
-Już jesteśmy czemu zrobiliście, takie pilne spotkanie?- Odwrócili się w stronę głosu Hermiony dobiegającego z salonu, która ściągała swój płaszcz, kiedy zauważyła Pansy – Parkinson?!- krzyknęła zaskoczona patrząc to na swoich przyjaciół to na Camile.
-Właśnie o tym mówiłem, kiedy mówiłem, że potrzebuje twojej pomocy –mruknął zmieszany Simon drapiąc się po głowie wyłaniając się, jako pierwszy z kuchni.
-Dobra w co się wpakowałeś Simon? I co ona tu robi?- zapytała zła podchodząc do niego.
-Wiem, że jesteś zła i zaszokowana, ale ja ci to wyjaśnię – rzekł Harry łapiąc ją za ramiona odciągając na bok.
-Ona powinna być martwa nawet Draco myśli, że nie żyje a teraz siedzi w twoim mieszkaniu cała i zdrowa a ty każesz mi być spokojną – krzyknęła wymachując dłonią strącając z swoich ramion jego ręce patrząc na Pansy.
-Pansy potrzebuje naszej pomocy wiem, jak to brzmi uwierz, że ja też nie byłam zadowolona – zaczęła Camila siadając na kanapie .
-Zabili mi rodziców, narzeczonego rodzinę mojego narzeczonego oraz jego. Nie mam nic, co by dało mi siłę do życia. Moja pozycja w proroku jest skończona moi przyjaciele się od mnie odwrócili – rzekła po raz pierwszy odkąd przekroczyła próg mieszkania.
-Dobra nie traćmy czasu nie wiem, co się dzieje ale widzę, że jesteśmy w tym po uszy. Co mam robić ?- zapytała od razu patrząc po zebranych. Ginny stała samotnie z boku przyglądając temu obrazkowi. Miała chyba po raz pierwszy w życiu okazję do zobaczenia, jak działa wielka trójka aurorów.

Z przykrością i ogromnym żalem informujemy o śmierci naszej wspaniałej redaktorki naczelnej. Cała rodzina państwa Parkinson została znaleziona martwa w ich rezydencji. Pogrzeb rodziny odbędzie się na starym cmentarzysku o godzinie 13.00.

Gazeta proroka dziennego leżała na drewnianym biurku wgabinecie Draco od dwóch dni. Wpatrywał się w tekst popijając  ognistą nadal niewierząc w to, że idzie na pogrzeb swojej przyjaciółki. To był cios prosto wjego cały plan, jak i serce. Czuł co raz większą pustkę oraz niechęć pójścia  nacmentarzysko patrzenia, jak trumny opadając na samo dno wielkiego dołu. Jegorodzina zajęła się pogrzebem razem z państwem Graangress. Ale on nawet niechciał o tym słyszeć ta informacja spadła na niego, jak grom z jasnego nieba.Nie do wierzał gazetom, nie do wierzał im. Wciąż miał nadzieję, że ona gdzieśtam jest że nie dała się zabić, że ocalała i pewnego dnia stanie w jegogabinecie i powie ,, I co Malfoy pewnie myślałeś, że się podałam?''
-Idziesz?- zapytała jego żona wchodząc do środka ciemnego gabinetu trzymając wręku jego marynarkę patrząc na niego bez wyrazu. Gdy ją zobaczył miał ochotę wyrzucić ją z gabinetu miał ochotę nawrzeszczeć na nią. Chciał się wyżyć na kimś, aby tylko ten ból minął. 
-A mam inne wyjście Granger- zapytał chłodnym tonem wypijając  jednym chlustemzawartość szklanki  powstrzymując się od dalszej wypowiedzi – Idę na zasrany pogrzeb swojej przyjaciółki i jej rodziny.Wiedziałem, że coś jest nie tak, to winna wasza i tego całego...
-Nie ma sensu teraz obwiniać  wszystkich dookoła Draco. Masz wyrzuty sumienia,które zżerają cię od środka czujesz się winny po prostu – odpowiedziałarzeczowo wciąż  wyciągając do niego rękę z marynarką.
-Nie jestem niczemu winny – krzyknął pod wpływem impulsu rzucając  szklanką wścianę – Nie jestem winny ich śmierci, każdy odpowiada za siebie. Nie mojawinna, że umarli że ich nie ma taki jest ten zasrany świat. Ludzie umierają i odchodząc zostawiając po sobie tylko zimny kamień, który i tak zostanie zapomniany. 
-
My go takim stworzyliśmy, ludzie są bestiami my nimi jesteśmy. Tylkozależy to od nas co wybierzemy i co będziemy w nas pielęgnować – zaśmiał sięszyderczo okrążając biurko patrząc z kpiną na swoją żonę. Nie chciał słuchaćjej mądrości wiecznie mądrej przemondrzałej głupiej szlamy. Nie chciał nikogo słuchać ani  wiedzieć. 
-Cała ty i te twoje prawienie morałów. Nie obchodzi mnie to, co myślisz możeszsobie gadać do woli, ale to ja przeżywam żałobę. Moja przyjaciółka zostałazamordowana w bestialski sposób nie ma jej tu już. Ona nie żyję odeszła! Podałasię do cholery! Ta silna dziewczyna moja przyjaciółka się podała! A mnie przytym nie było...
-Powiedz to głośno – rzekła chłodno – Powiedz a ci ulży - mruknęła zaplatając dłonie na piersiach tuląc do siebie jego marynarkę. 
-Co mam Ci powiedzieć! Co chcesz od mnie do cholery usłyszeć !- krzyknął robiącparę szybkich kroków zatrzymując  się naprzeciw niej.
-Wyduś to z siebie no dalej pokaż jaki naprawdę jesteś – powiedziała niezrażonąjego wściekłością  patrząc hardo w jego stalowe tęczówki w których była czysta furia.
-Zabiłem ją to chcesz usłyszeć! To, że jestem popieprzonym śmierciożercą, któryzabił własną przyjaciółkę !- wrzasnął łapiąc ją za ramiona mocno ściskając.
-Posłuchaj uważnie Malfoy jej już nie mai jej nie odzyskasz. Odeszła na dobre a ty musisz się z tym pogodzić i pozwolićjej odejść. Jeśli ją kochasz to pozwól jej odejść to nic złego, że przeżywaszto. Każdy ma prawo do żałoby nawet ty wielki arystokrata bez uczuć. Pozwólsobie na żałobę nawet teraz wyrzuć to z siebie – warknęła odpychając go odsiebie –Nie jesteś pieprzonym kamieniem, tylko człowiekiem. Zrozum w końcu, żeim bardziej będziesz to w sobie dusić tym bardziej stracisz kontrolę a w tedystanie się to, czego najbardziej się obawiasz.
-Nie rozumiesz...
-Rozumiem doskonale najgorsze dni są w tedy, kiedy nie ma koło ciebie nikogo aty musisz sobie radzić z tą pustką. Musisz wstać iść do pracy do przyjaciół iwmawiać im, że wszystko jest okey. Jeśli nie pogodzisz się z tym i nie wybaczasz sobie to, że ją zostawiłeś to te uczucie żalu zniszczy cię od środka–krzyknęła nie mogąc już dłużej wytrzymać.Po wojnie śmierć nie była obca nikomu, każdy coś stracił, każdy przeżywał w środku żałobę. 
Podeszła do niego mocno obejmując go za szyję przytulając go do siebie. Stałnieruchomo nie wiedząc co począć z swoimi dłońmi. Właśnie sama wykonała krokzbliżając do niego, może zrobiła to z żalu a może dlatego, że wiedziała czegoteraz potrzebował. Po woli wciąż mając gdzieś z tyłu głowy, że to nadal jest szlama, która jest jego żoną oplótł swoje dłonie wokół jej tali ukrywająctwarz w jej włosach. Nieświadomie zaciągnął się zapachem jej włosów przymykając tym woje oczy. 
-Nie żałuj umarłych, tylko tych co żyją bez miłości – szepnęła cicho wprost dojego ucha tak,żeby tylko on to usłyszał. Zabini stał razem z Astorią za drzwiami gabinetu patrząc na tą scenęz nie małym wrażeniem. Nie spodziewał się, że tak blondyn tak będzie przeżywał śmierć Parkinson. Za to pannę Graangress ściskało od środka, kiedy wiedziała,jak szlama tuli do siebie jego ciało, które powinno należeć do niej

Dramione Together IWhere stories live. Discover now