Rozdział 28

1K 40 4
                                    

-Masz ich oczarować, Granger. Zrobić wszystko, żeby tylko uwierzyli w naszą miłość – zaśmiała się kpiąco zakładając nogę na nogę patrząc z byka na stojącego tyłem do niej blondyna. Draco odwrócił się w jej stronę posyłając zagadkowe spojrzenie.
-Oczywiście – odpowiedziała, miedzy slawami śmiechu.
-Co Cię tak bawi?- Zapytał zaplatając dłonie na piersiach, patrząc na krztuszącą się ze śmiechu Hermionę.
-Nic, nic- mruknęła, kiedy się już uspokoiła, odruchowo poprawiając bransoletkę na jej nadgarstku.
-Nie sądziłem, że będziesz nosić od mnie biżuterię.
-Jesteśmy małżeństwem, dałeś mi ją na ślubie. Nie mam wyjścia, musze ją nosić. – Odpowiedziała wyjaśniając powód założenia bransoletki oraz naszyjnika.
- Przyznaj, że Ci się po prostu, że ten łańcuszek się ci podoba – powiedział uśmiechając się z satysfakcją wypisaną na twarzy.
-Nie będę się powtarzać Mafoy.
-Nie możesz mówić do mnie po nazwisku Granger.
-Ty też nie możesz mówić do mnie po nazwisku Malfoy.
-Liczę, że nie zawalisz dziś tej kolacji. Od niej wiele zależy, bardzo wiele zależy – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. Skinęła głową poprawiając się w fotelu – Cieszę się, że się zrozumieliśmy – rzekł zadowolony podchodząc do Hermiony. Oparł swoje dłonie na podłokietnikach fotela mocniej się pochylając nad jej ciałem. Tak, że mogła przyjrzeć się z bliska jego stalowym oczom, a nawet policzyć długie rzęsy okalające jego oczy.
-Możesz mi powiedzieć, co ty robisz?- Zapytała zmieszana wpatrując się w jego oczy.
-Nie możesz wyglądać na zmieszaną, ani sztywną w mojej obecności Granger. Jak chcesz ich przekonać do naszej miłość?- Zacisnęła usta wąską linię odwracając od niego wzrok.
-Trzeba było podrzucić papiery Astorii, myślę, że była by w siódmym niebie. Spisywałaby się na medal grają twoją żonę w sumie nawet by nie musiała grać.
-Garnger nie chcesz wprowadzić mnie w zły humor i nie radzę Ci tego robić. Inaczej odczujesz tego skutki na własnej skórze – szepnął owiewając swoim oddechem jej różowe usta. Dłonią delikatnie sunął po jej ramieniu, zahaczając palcami o jej cieniutkie ramiączko od czarnej sukienki.
-Panie goście już są – oznajmił Edward wkraczając do gabinetu.
-Już idziemy – odpowiedział chłodno podając dłoń, Hermionie.
-Im szybciej zaczniemy tym szybciej to zakończę – podała mu swoją dłoń, wstając z fotela.
-Tylko grzecznie kochanie – szepnął do jej ucha, obejmując ją mocno w pasie.
-Nie przeginaj – odpowiedziała kładąc dłoń na jego biodrze, ruszyli w stronę salonu gdzie czekali na nich zaproszeni goście.
-Draco sam się już obsłużyłem – zawołał wysoki blondyn siedzący na kanapie, sącząc bursztynowy płyn z przezroczystej szklanki.
-Mój dom to twój dom Jorge – odpowiedział mu blondyn – Cieszę się, że wszyscy dotarli.
-Mieliśmy mały problem z wyrobieniem się. Jorge, jak zwykle musiał dłużej zostać w pracy. Kompania jest bardzo czasochłonna, proszę Merlina już, aby było po – wtrąciła wysoka czarnowłosa kobieta wstając z fotela. Hermionę uderzyło niesamowite podobieństwo jej do panny Parkinson. Miały te same praktycznie  rysy twarzy oraz te włosy, tylko ta kobieta była znacząco wyższa i miała bardziej kształtną figurę.
-Już nie długo Dafne – odparł Jorge również wstając na równe nogi.
-Draco może, nas przedstawisz – powiedziała sugestywnie przyglądając się Hermionie z ciekawością.
-Racja Dafne, kochanie poznaj moich współpracowników. To jest Jems a to Jacobes oraz Jorge i jego narzeczona Dafne.
-Miło mi poznać przyjaciół mojego męża – odpowiedziała ogarniając ich wzrokiem.
-Wzajemnie –odpowiedzieli jednocześnie.
-Kolacja już czeka, chodźmy coś zjeść – wszyscy zgodnie ruszyli w stronę jadalni gdzie stał nakryty już stół. Hermiona usiadła obok swojego męża, obok niej usiadła Dafne oraz Jorge. Po drugiej stronie usiał Jacobes oraz James.
-Więc Draco, co się stało, że postanowiłeś zmienić swój statut?- Zapytała Dafne za nim zabrała się za jedzenie.
-Cóż o to ta kobieta zawładnęła moim sercem. W końcu musiał nastąpić ten moment – odpowiedział łapiąc dłoń Hermiony.
-Prawda jest, taka że bał się samotności – wtrąciła Hermiona uśmiechając się szeroko w stronę czarnowłosej.
-A może to jest związane z kampanią – rzekł Jacobes nalewając sobie wina.
-Nie wszystkie moje działa mają związek z kampanią Jacobes.
-Nic nigdy nie robisz bez powodu, bo niby jakoś nie kupuję bajeczki, jaką sprzedajecie innym. Hermiona Granger zakochana w Draco Malfoy, byłym śmierciożercy i odwiecznym wrogu- zadrwił – Twoja rodzina nie buntowała się, że ożeniłeś się z szlamą?- zapytał prosto z mostu patrząc na nich z drwiną.
-Odwołaj to, jak ją nazwałeś – warknął unosząc się z swojego siedzenia.
-Zacznijmy jeść szkoda, aby się to wszystko zmarnowało – rzekła Dafne uśmiechając się sztucznie chcąc załagodzić sytuację.
-Dafne wszyscy wiedzą, jaka jest prawda, szkoda tylko, że twoje starania pójdą na marne Draco – blondyn nie wytrzymał i w szybkim tempie znalazł się czy mężczyźnie  łapiąc go za poły marynarki unosząc z siedzenia.
-Draco proszę cię przestań!- krzyknęła Hermiona unosząc się z krzesła podbiegając do blondyna.
-No właśnie posłuchaj swojej żony szlamci – dodał z drwiną by jeszcze bardziej go rozzłościć. Draco zamachnął się uderzając go prosto w nos.
-Już dość, proszę już go nie bij – krzyknęła Dafne widząc kolejny zamach ręki blondyna. Ale on nie słuchał padały kolejne ciosy, aż obydwaj przewrócili się na ziemię szamotając i przewracając. Jorge rzucił się na ratunek Jacobes a Jemas odciągał Draco.
-No i co Draco tak się wyśmiewałeś z mugolaków a teraz jesteś mężem jednego z nich. Proszę, proszę jak się ten świat zmienia – śmiał się w głos zatykając krwawiący  nos.
-Panie czy mam go wyprosić ?- zapytał Edward wchodząc do salonu.
-Sam go wyproszę – warknął wyrywając się z objęć Jemas, ale Hermiona zagrodziła mu drogę.
-Nie Draco uspokój się – szepnęła kładąc dłonie na jego klatce piersiowej – Edwardzie odprowadź tego pana za drzwi, a ty chodź ze mną. A was proszę o częstowanie się i delektujcie nasza kucharka bardzo się starała i nie chcę aby jej było przykro, że zostało nic nie tknięte – rzekła rzeczowo uśmiechając się do gości łapiąc Draco za rękę. Nie stawiał oporów, kiedy wyprowadziła go z salonu zamykając za nimi drzwi. Wskazała mu miejsce na fotelu różdżką przywołując apteczkę.
-Za nim coś powiesz muszę ci podziękować – mruknęła cicho obmywając mu twarz z krwi. Musiała przyznać w duchu, że była pod wrażeniem, że nie doznał żadnych poważnych obrażeń.
-To mój w pewien sposób obowiązek – wyjaśnił.
-Tak wiem cała ta sytuacja jest popieprzona i nie raz nie wiem...
-Jak masz się zachować, tak wiem. Musisz się nauczyć, że w arystokracji nie pokazujemy uczuć, oraz robimy dobrą minę do złej gry. Nosisz moje nazwisko Grenger i musisz go bronić. Nie wolno obrażać tego nazwiska ani osoby, która go nosi – rzekł łapiąc kosmyk jej włosów który sunął się na jej twarz. Zebrał go za uch, ale nie zabrał swojej dłoni, jak to miał w zwyczaju robić delikatnie palcami zjechał w dół jej szyi.
-Rozumiem, ale ja wciąż jestem dla ciebie Granger. Nie traktujesz mnie, jak równemu sobie Malfoy.
-To bardziej do ciebie pasuję niż moje nazwisko – szepnął cicho łapiąc ją za szyję patrząc w jej oczy – Ale jest z ciebie coś z Malfoy'ów z jednej strony. Pokazałaś Astorii gdzie jej miejsce to, jak mi opowiadała o tym, nie spodziewałem się po tobie takiego czegoś – zaśmiał się na samo wspomnienie wściekłej arystokratki. Hermiona uśmiechnęła się lekko słysząc jego chyba prawdziwy i szczery śmiech. To był moment, kiedy się przed nią otworzył pokazał jedną z swoich wielu twarzy.
-Zasłużyła – odparła dumnie odkładając wacik do apteczki, ale Draco wciąż trzymał swoją dłoń na jej szyj która przemieściła się na jej podbródek zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy. Gdy ich spojrzenia się spotkały blondyn połączył ich usta w delikatnym pocałunku chwytając drugą dłonią jej biodro. W tym momencie drzwi od jadalni otworzyły się a w nich stanęła Dafne razem z swoim narzeczonym. Hermiona dała się ponieść chwili zarzucając swoje dłonie na jego szyję wplatając place w jego aksamitne włosy. Oderwali się od siebie, kiedy usłyszeli ciche, ale stanowcze chrząknięcie.
-Pomyśleliśmy, że chcecie coś słodkiego na deser właśnie Rose podała razem z Edwardem
-Już idziemy – odpowiedział Draco unosząc się z fotela chwytając Granger w tali
- A tak po za tym gdzie jest Nott? Dawno go nie widziałem, a byliśmy umówieni na mały mecz, – gdy blondyn to usłyszał spiął całe swoje ciało, zaciskając w pięść dłoń zgniatając tym materiał sukienki Hermiony. Jorge wydawał się niczego nie zauważać w zachowaniu blondyna.
-Możesz odłożyć interesy na boczny plan Jorge. Chcę naprawdę zjeść w spokoju kolację z moją żoną i przyjaciółmi. Na dziś już mam dość kłótni i interesów.
-Nie chciałem psuć nastroju, wybacz masz racje chodźmy coś zjeść słodkiego.
-Draco- szepnęła Hermiona chwytając go za dłoń na jej tali.
-Chodźmy nie traćmy czasu.

Dołożył ostatnie drewno do kominka odchodząc kawałek.Gdy z powrotem odwrócił się przy komiku stał jeden z jego sług. Przywitał goskinieniem głowy odwracając się tyłem, nalewając sobie ognistej do pustejszklanki.
-Nie możemy go nadal znaleźć. Musiał się dobrze zakamuflować panie, albo ktośgo skutecznie ochrania.
-Nikt z moich znajomych mu nie pomaga, dobrze wiedzą, co ich czeka za ten czyn.To musi być ktoś zewnątrz, nie miał bliskich osób gotowych zadrzeć ze mną. Niktby nie odważył się go ochronić – mruknął cicho wpatrując się w okno rozmyślającw głowie –Gdzie on się schował?
-Wciąż szukamy i nie przestaniemy panie.
-Macie go znaleźć, przed końcem następnego tygodnia. Przekaż to reszcie, niebędę czekać ani chwili dłużej. Oni czekają na niego, jeśli się nie pojawi tobędzie bardzo źle – sługa skinął głową znikając w ciemnościach gabinetuzostawiając mężczyznę samego z jego myślami.
-Co zrobimy, jeśli go nie znajdziemy? Nott nie jest głupi, dobrze się ukrył nieznajdziemy go – Draco odwrócił się przodem do Zabiniego, mierząc go chłodnymspojrzeniem.
-Mam dwa tygodnie na sprowadzenie go. Dwa pieprzone tygodnie, do cholery!Musimy go znaleźć inaczej odpowie za to albo ja albo ty. Wiedział dobrze, żenie może tego robić ostrzegałem go. Dobrze wiem, że mu pomogłeś Zabini, więcalbo go tu ściągniemy albo ja sam zabiję Ciebie.
-To jest nasz przyjaciel – powiedział dosadnie opierając się dłońmi o kominek,– Jeśli zrobią mu coś, to ja ich zabiję nawet, jeśli oni zabiją mnie.
-Super bohater się znalazł – zadrwił siadając na fotelu.
-Nie tylko Nott jest w to zamieszany –przypomniał mu, wiedząc, że tym tylkowkurwi blondyna do granic możliwości – Astoria też siedzi z nami po uszy, gdybytu była Parkinson – szepnął żałośnie.
-Nie przypominaj mi dobrze! Też żałuję, że jej nie ma też mnie to boli do kurwynędzy, ale takie jest życie. Zabili ją i przyjdą po nas nie unikniemy tego.
-To jest nasza przyjaciółka, ona jest jedną z nas..
-Jej już nie ma diable, odeszła i nic z tym nie zrobimy. Idź już, muszę jeszczesię czymś zająć – powiedział wyciągając klucze do celi z swojego biurka.
-Nie możesz trzymać tego faceta w nieskończoność, wiesz o tym?
-Jesteś moim przyjacielem czy matką? Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.

Dramione Together IWhere stories live. Discover now