Rozdział 30

1.4K 55 5
                                    

Niebo zachmurzyło się zasłaniając słońce, Hermiona była tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyła jak zrobiło się chłodniej a pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać na jej twarz. Po chwili rozpętała się prawdziwa ulewa mocząc całe jej ubranie oraz włosy. Hermiona mknęła po między kałużami prosto do stajni, gdzie czekał na nią stajenny w płaszczu przeciw deszczowym. Gdy tylko zobaczył zbliżającego się konia, kamień spadł mu z serca. Martwił się, kiedy zobaczył że pierwszy wrócił panicz Malfoy ale z nim nie było jego żony.
-Zaczynałem się martwić o panią – powiedział wyraźnie zmartwiony trzymając konia, aby po woli mogła z niego zejść.
-Zamyśliłam się i nie zauważyłam, kiedy deszcz zaczął padać. Chciałam jeszcze trochę pojeździć, ale pogoda niestety zmieniła moje plany.
-Nie było pani bardzo długo, myślałem, że coś się stało Pan Malfoy wrócił wcześniej od pani – wyznał wprowadzając konia do boksu.
-Dziękuje za troskę, ale nic mi nie jest chciałam tylko dłużej pojeździć mój mąż ma ostatnio dużo pracy –odpowiedziała wychodząc ze stajni mknąc przez ulewę. Przebiegła do domu, a tam czekała na nią już służąca z jej różdżką i kocem. Uśmiechnęła się wdzięcznie przyjmując od niej swoją różdżkę.
-Och, to bardzo nie mądre jeździć w taką pogodę – powiedziała na przywitanie.
-Nic mi nie będzie Rose- mruknęła Hermiona osuszając się zaklęciem.
-Jest może pani głodna? Czeka na panią obiad.
-A co z moim mężem?
-Wyszedł gdzieś z swoimi pracownikami ale panicz Zabinni czeka na panią w gabinecie pana Malfoy.
-Obiad na stole?
-Nie, Gregoria czeka tylko na dyspozycje a za raz będzie na stole.
-Zabinni jadł?
-Nie – odpowiedziała krótko kręcąc głową.
-Przygotuj dwa nakrycia, zjemy teraz- odpowiedziała odkładając koc na kanapę. Rose skinęła głową, odchodząc. Hermiona skierowała się do gabinetu blondyna, gdzie miał na nią czekać czarnoskóry. Otworzyła drzwi, a ciarki przebiegły ją po plecach, gdy poczuła nieprzyjemne zimno okalające jej ciało. Zabini stał przy oknie patrząc na ulewę, jaka rozpętała się za oknem. Czuła się nie swojo kiedy zamknęła za sobą drzwi. Miała złe przeczucia, co do tej rozmowy nadal za nim nie przepadała chociaż próbowała się przemóc, ale coś jej mówiło, że nie należy mu ufać.
-Chciałeś ze mną rozmawiać?- Zapytała uświadamiając go, że już przybyła jak sobie życzył. Odwrócił się do niej przodem, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem.
-Tak chciałem z Tobą pogadać Granger – powiedział obchodząc biurko –To nie zajmie dużo czasu.
-Okey- mruknęła siadając na fotelu – Więc słucham – oparł się o drewniane biurko, zaplatając dłonie na torsie. Spojrzał na nią z góry, zamyślonym wzrokiem.
-Jestem przyjacielem Draco, ale też Twoim, co może Ci się wydać dziwne. Uwierz lub nie, ale za dużo pracy w to włożyliśmy, aby teraz przez jego zachcianki i ekscesy wszystko się rozpieprzyło – uniosła jedną brew, ale nie przerwała mu – Nie miałaś wyboru, ja też nie miałem i nie mam. Więc wiem, w jakiej jesteś sytuacji Granger. W razie, czego możesz się do mnie zwrócić ze wszystkim.
-Powiedz wprost to, co masz na myśli – poprosiła nie bardzo rozumiejąc, do czego on dąży.
-Chciałbym abyś wiedziała, że masz we mnie oparcie i pomoc – wyjaśnił wprowadzając ją jednym zdaniem w wyraźne zakłopotanie.
-Czemu mi mówisz o tym teraz?- Spytała po woli przetwarzając w głowie jego słowa.
-Uważam, że powinnaś mieć w kimś wsparcie.
-Czemu akurat w Tobie?
-Bo raczej na swojego męża nie możesz za bardzo liczyć – wyjaśnił uśmiechając się ironicznie.
-Nie wiem jak ty, ale trochę zgłodniałam. Dołączysz do mnie?- Zapytała zmieniając szybko temat.
-Chętnie, jakoś nie mam ochoty wracać do pustego mieszkania.
-Komuś doskwiera samotność?- Zapytała siląc się na przyjazny ton.
-I kto to mówi, Granger.
-To nie jest żadna tajemnica Zabini.
-Proszę pani, panna Wesley przyszła do pani – Hermioan wzdrygnęła się gdy w drzwiach pojawił się Edward.
-Och, dziękuje Edwardzie przekaż Rose, aby nakryła jednak trzy nakrycia.
-Jeszcze się nie przystosowałaś?- Spytała rozbawiony jej reakcją.
-Nigdy się nie przyzwyczaję Zabinni – odpowiedziała, kiedy rudowłosa weszła do salonu.
-Och nie wiedziałam, że masz gości- bąknęła zmieszana patrząc na uśmiechniętego Zabiniego.
-Zabini przyszedł do Malfoy, ale zostanie z nami na obiedzie. Chodźmy, bo już wszystko wystygnie, – Zabini jako pierwszy ruszył w stronę jadalni gdzie czekała już Rose. Usiedli w trójkę przy stole od razu zabierając się za jedzenie.
-Dziękuję Rose.
-Proszę pani- odpowiedziała z szacunkiem, wychodząc.
-Wybacz, że tak bez zapowiedzi, ale chciałam się z Tobą zobaczyć – wyjaśniła swoje nagłe pojawienie się w dworze. Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki po woli przeżuwając jedzenie.
-Dobrze wiesz, że możesz tu być do dziennie. Nawet w nocy.
-Wiem, ale nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jesteś żoną Malofy.
-Ale to, że jestem jego żoną nie zmienia tego, że nadal jestem tą samą Hermioną.
-Słyszałem, że chcesz otworzyć fundację charytatywną – zagaił Zabini biorąc kęs pieczonego mięsa.
-Tak, ale jeszcze nie wiem, na czym to miałoby polegać. Zawsze chciałam pomagać a teraz nie ma nic do roboty prócz stania i ładnie wyglądania.
-Draco wie o tym?
-Chciałam z nim o tym pogadać, ale nigdy nie mamy czasu na rozmowę. A przy naszych gościach, nie wypada. Powiedzieć ''O hej Malofy, zakładam fundacje charytatywną a ty nie masz nic do gadania.
-Myślę, że to dobry krok teraz jest bardzo dużo potrzebujących osób, ale zauważyłam ostatnio, że sporo z nich znika- mruknęła Ginny przyglądając się swojemu talerzowi.
-Też to zauważyłam koło kancelarii był taki jeden miły straszy pan, mieszkał w okropnych warunkach a teraz go już nie ma. Nie wiem, co się z nim stało- rzekła Hermiona po woli tracąc apetyt.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym widzę że tracicie apetyt drogie panie. Może pogadajmy o starych dobrych czasach?

Dramione Together IWhere stories live. Discover now